Rozdział II
Dłuższą chwilę przyglądałam się opasce. Oprócz krwi była wręcz w idealnym stanie. Wyglądało to tak jakby ktoś się po prostu nią przetarł. Zamknęłam oczy i próbowałam się uspokoić. Może to właśnie Eddie przecierał jakąś ranę gdy uciekał przed demobatami? Wstałam z kolan i wyjęłam krótkofalówkę.
— Steve słyszysz mnie? — zapytałam przez urządzenie czekając na odpowiedź.
— Słyszę, co jest?
— Znalazłam opaskę Eddiego, jest cała we krwi. — jak na zawołanie po mojej twarzy znów zaczęły lecieć łzy.
— W którym miejscu dokładnie jesteś?
— Jestem niedaleko przyczepy Max.
— Dobra, dzwonię do Dustina i będę szedł do Ciebie. — po chwili chłopak się rozłączył, a ja zaczęłam rozglądać się w pobliżu czy jeszcze gdzieś nie widać śladów krwi.
Pięć minut później dołączyli do mnie przyjaciele. Steve wziął do ręki opaskę obserwując ją dokładnie z każdej strony.
— Dustin czy gdy widziałeś Eddiego ostatni raz miał jakąś ranę lub cokolwiek podobnego? — zapytał Steve.
— Nie, na sto procent. Jestem pewien.
— Czyli zranił się później. Wiecie co? Zaczynam się porządnie martwić. Myślę, że Eddie naprawdę mógł zginąć. — spojrzałam na Steva, który przecierał oczy, widać było, że lecą mu łzy, ale chciał to ukryć.
— To nie możliwe! Eddie żyje i nic mu nie jest. — krzyknęłam po chwili gdy dotarło do mnie to co powiedział Harrington.
— Natalie skąd możesz to wiedzieć? Jak na razie wszystko wskazuje na to, że stało się coś poważnego. Nawet jeśli Eddie żyje to musi być nieprzytomny czy coś w tym stylu, inaczej by się z nami skontaktował. — nie mogłam uwierzyć, że chłopak mówił takie rzeczy. Spojrzałam mu prosto w oczy ze złością i rozpaczą, po czym odwróciłam się i odeszłam. Kierowałam się w stronę wyjścia z drugiej strony. Uznałam, że jutro pójdę sama szukać Eddiego.
— Natalie, stój! Gdzie idziesz? — usłyszałam za sobą głos Dustina.
— Idę do domu, mam już dość na dzisiaj. — nie czekając na odpowiedź ruszyłam przed siebie.
Godzinę później byłam już w domu. Na samym wejściu zobaczyłam rodziców oglądających wiadomości. Uznałam, że pójdę od razu do pokoju, szczerze mówiąc nie miałam ochoty na rozmowę z nimi. Wchodziłam już prawie na schody gdy usłyszałam jak w telewizji padają słowa " Seryjny morderca Edward Munson, wciąż na wolności". Podbiegłam do kanapy, żeby lepiej słyszeć. Po chwili żałowałam tej decyzji.
"Seryjny morderca z Hawkins, Edward Munson wciąż grasuje na wolności. Przypominamy, że ten niebezpieczny chłopak zabił przynajmniej trzy osoby. Jest on człowiekiem skrajnie niebezpiecznym, bez żadnych zahamowań. Zalecamy wychodzenie w grupach wieloosobowych. Jeśli ktoś spotka podejrzanego, jest proszony o skontaktowanie się z najbliższym posterunkiem policji."
Nie mogłam uwierzyć w to jak o nim mówili. Zrobili z niego gorszą bestię niż Ted Bundy*. Zamknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy, ale niestety poniosłam porażkę.
— Natalie, co się stało kochanie, dlaczego płaczesz? — z myśli wyrwał mnie głos mamy, która patrzyła na mnie z kanapy.
— Ja...ja nie mogę słuchać tego jak mówią o Eddiem te wszystkie rzeczy. Ciągle słyszę o tym jaki z niego potwór, na ulicy, w sklepie, w telewizji. Dlaczego nikt nie wierzy w jego niewinność! — emocje we mnie buzowały nie mogłam się powstrzymać, żeby nie krzyczeć.
— Nat, wszystko wskazuje na jego winę. Wiemy z tatą, że był twoim przyjacielem, ale widocznie go nie znałaś, nie zauważyłaś jego morderczego alter ego. Całe szczęcie, że Tobie nie zrobił krzywdy. — mama podeszła do mnie próbując mnie przytulić, ale odepchnęłam ją.
— To Ty go nie znałaś mamo i wiesz co? Myślałam, że chociaż ty będziesz wierzyła, że jest niewinny, ale myliłam się.. Jesteś tak samo okropną osobą jak Ci wszyscy ludzie, którzy robią z niego mordercę. — widziałam jak twarz mamy blednie od moich słów, ale w tym momencie miałam to gdzieś.
— Natalie uważaj na słownictwo! Jak możesz się tak odzywać do matki? — wtrącił tata na co ja tylko parsknęłam.
— Jesteście siebie warci. Oglądajcie dalej tę telewizję niech wam dalej pierze mózgi. — odwróciłam się na pięcie kierując się do swojego pokoju.
— Od dzisiaj masz szlaban! Koniec wychodzenia! — krzyknął za mną ojciec, ale ja już nic nie odpowiedziałam.
Weszłam do pokoju i od razu oparłam się o drzwi. Mój umysł i ciało nie miało już zupełnie sił. Zakryłam twarz rękoma wypłakując kolejne łzy. Tak bardzo marzyłam o tym, żeby to wszystko się już skończyło, żeby było jak dawniej. Westchnęłam przypominając sobie rozmowę z Eddiem, która odbyła się godzinę przed akcją zabicia Vecny.
Trzy dni wcześniej
— Wszyscy rozumiecie plan? — zapytała Robin.
— Myślę, że tak. Przygotowujemy się na tyle długo, że gdybyście mnie obudziły w środku nocy powiedziałabym ten plan na jednym wdechu. — zażartował Steve trzymając bomby dymne w rękach.
— Super, cieszę się. Idę teraz posłuchać muzyki, muszę się jakoś rozluźnić przed tym wszystkim. Idziecie ze mną? — Robin spojrzała na wszystkich oczekując odpowiedzi, na co Nancy i Steve przytaknęli. — A Ty Natalie, idziesz?
— Może później do Was dołącze, najpierw chciałam pogadać z Eddiem. — uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam w stronę chłopaka. Zauważyłam go nieopodal jak wygłupiał się z Dustinem. Kochałam ich relacje. Kłócili się co chwila jak stare dobre małżeństwo, ale jak przychodziło co do czego oboję oddali by za siebie życie. Gdy byłam już obok uznałam, że nie przeszkodzę im w zabawie turlania się na trawie. Zamiast tego stałam i uśmiechałam się od ucha do ucha.
— Dobra Dustin koniec, bo przygląda nam się jakaś dama. — zaśmiałam się na słowa Eddiego dalej na nich patrząc.
— Nie chcemy od Pani żadnych cukierków. Proszę sobie iść. — przewróciłam oczami na gadanie Hendersona, który miał ubrania całe zielone od trawy.
— Spokojnie, ja rozdaje cukierki tylko ładnym chłopcom. — uśmiechnęłam się niewinnie.
— Czuję się urażony. — Eddie zrobił smutną minkę, która była urocza.
— Dobra spokój. Eddie chciałabym z Tobą porozmawiać w cztery oczy. — spojrzałam na Dustina wzrokiem, mówiącym "proszę Cię idź stąd na chwilę" na co chłopak wstał.
— Hmm, okej pójdę sobie nie chcę oglądać jak się całujecie. — po tych słowach Dustin poszedł w stronę Lucasa. Spojrzałam w stronę Eddiego, który stał kawałek przede mną. Złapałam z nim wzrokowy kontakt. Czułam się jak gdyby próbował zajrzeć w środek mojej duszy. Chciałam tak trwać wiecznie, ale musiałam przeprowadzić z nim rozmowę.
— Eddie, martwię się o Ciebie. — powiedziałam prosto z mostu to co leżało mi na sercu.
— Orzeszku, przecież wiesz, że o mnie nie trzeba się martwić. Ja bardziej martwię się o Ciebie. Jak na złość idziemy w różne miejsca i nie będę mógł Cię bronić. — uwielbiałam jak mówił do mnie "orzeszku", zawsze się zastanawiałam dlaczego akurat tak, ale nigdy mi nie powiedział.
— Będzie ze mną Steve, więc nie masz się o co martwić.
— Wiem wiem, tylko z tego powodu nie robiłem afery, że masz iść ze mną. — zaśmiałam się na te słowa, a Eddie wciąż na mnie patrzył. Również spojrzałam na niego i znowu trwaliśmy w ciszy patrząc sobie w oczy. Chciałam mu właśnie wyznać swoje uczucia, ale po chwili uznałam, że lepiej nie robić tego teraz. Nie wiedziałam jak zareaguje.
— Ej zakochani, ruszamy! — usłyszeliśmy z oddali głos Steva który machał do nas ręką.
— Już idziemy, moment! — krzyknął Munson po czym znów na mnie spojrzał. — Uważaj na siebie orzeszku, nie przeżyję jeśli coś Ci się stanie.
— Ty również na siebie uważaj. — przytuliłam go z całej siły. Chwilę trwaliśmy w uścisku po czym ruszyliśmy w stronę przyjaciół.
~.~.~~.~.~.~.~.~.~.~
Powoli przestawałam płakać, wspomnienie całego i zdrowego Eddiego napawało mnie nową nadzieją. W napływie chwili postanowiłam napisać następny list.
Kochany Eddie
Dwa lata temu na święta podarowałam Ci opaskę, pamiętam jak nosiłeś ją codziennie. Razem z Twoim wujkiem śmialiśmy się, że gdybyś mógł nie ściągałbyś jej ani razu... Dziś znalazłam ją po drugiej stronie, obok domu Max. Była cała we krwi. Ja wiem, że jeśli jest to Twoja krew, to pochodzi z jakiejś małej rany. Steve martwi się, że mogłeś zginąć, dzisiaj przez to się z nim pokłóciłam. Z resztą nie tylko z nim. Gdy wróciłam do domu to samo miałam z rodzicami. Ale nie miałam wyjścia... Oni również myślą, że jesteś mordercą, a ja nie pozwolę, żeby tak mówili. Gdy tylko Cię odnajdę wspólnymi siłami zrobimy wszystko, aby zdjąć z Ciebie złą sławę.
Nigdy o Tobie nie zapomnę
Twój Orzeszek
*Ted Bundy Był jednym z najkrwawszych seryjnych morderców w historii USA. W latach 1974–1978 zabił wiele młodych kobiet (potwierdzono 30, zidentyfikowano 20 z nich), zwykle przy użyciu tępego narzędzia, czasami przez uduszenie. Często wykorzystywał seksualnie swe ofiary, przed morderstwem i po morderstwie, dopuszczając się nekrofilii. Po ponad dekadzie usilnego wypierania się, w końcu przyznał się do 30 zabójstw (na terenie 6 stanów), jednak ich całkowita liczba jest nieznana.
No i mamy rozdział 2 😁 Może nie być idealny, ponieważ rozchorowałam się i ciężko było mi coś porządnego sklecić, ale mam nadzieję, że wam się podoba :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro