Rozdział I
Skończyłam pisać list i schowałam go do koperty. Nakleiłam na nią naklejkę z logiem Klubu Ognia Piekielnego, które w wolnym czasie tworzył Eddie. Patrzyłam chwile na list po czym odłożyłam go na stolik naprzeciw mnie. Łzy spływały mi po policzkach. Nigdy w życiu nie czułam takiego bólu jak teraz. Nie wiedza na temat tego co się stało z Eddiem była dla mnie nie do wytrzymania. Codziennie od trzech dni pisałam list, który zanosiłam w miejsce, w którym Dustin ostatni raz widział Munsona. Opowiedział nam jak nie dawali sobie rady z demobatami, przez co uznali, że czas uciekać. Gdy Dustin przecisnął się na naszą stronę Eddie powiedział mu, że on zostaje tym razem nie ma zamiaru uciekać. Henderson próbował przejść na drugą stronę, żeby znaleźć Eddiego, lecz niestety nie udało mu się to. Niedługo później wraz ze Stevem, Nancy i Robin wracaliśmy z domu Creela, po drodze spotkaliśmy Dustina. Chłopak był cały zapłakany czułam, że coś jest nie tak.
— Dustin wszystko w porządku? Gdzie jest Eddie? — Zapytała Robin trzymając mnie za ramię.
— Ja.. ja nie wiem, mieliśmy uciekać, ale on się cofnął i..i ... — Patrzyłam na twarz chłopaka, która cała zalana była łzami. Po chwili poczułam, że moja również. Zdecydowaliśmy, że poszukamy Eddiego wszyscy razem.
Dziś właśnie mijał trzeci dzień odkąd go nie ma, do tego czasu nie znaleźliśmy żadnych wskazówek gdzie on może być, ale nie podawaliśmy się. Nancy narysowała mapkę miejsc, w których może ukrywać się Eddie. Właśnie dzisiaj mieliśmy je sprawdzić.
Godzinę później wraz ze Stevem byliśmy w drodzę po Dustina, jechaliśmy w ciszy jego samochodem. Słońce świeciło jak nigdy wcześniej, jakby to powiedział Eddie uśmiechało się do nas dając nam szansę na szczęśliwy dzień. Uśmiechnęłam się szeroko przypominając sobie jego słowa. Tak naprawdę tylko to aktualnie mi zostało.
— Cieszę się, widząc twój uśmiech. Pasuje Ci. — spojrzałam na Steva, który również się uśmiechał.
— Przypomniały mi się słowa Eddiego, te o słońcu. — odpowiedziałam odwracając głowę w stronę okna.
— Te słowa, że jak świeci słońce to dzień będzie szczęśliwy? — Zapytał.
— Tak, własnie te. Dzisiaj zobaczymy czy to się sprawdza. — chłopak delikatnie się do mnie uśmiechnął. Reszta drogi minęła nam w ciszy.
Chwilę później byliśmy na miejscu. Dustin od razu pojawił się przy samochodzie.
Otworzył bagażnik i wrzucił do niego wielką torbę.
— Henderson wrzuciłeś mi zwłoki do bagażnika? — zapytał Steve gdy Dus wsiadł do samochodu.
— Harrington to nie jest czas na żarty — oburzony kontynuował — Mam tam kilka rzeczy, które mogą się nam przydać. I nie pytaj co dokładnie dowiesz się na miejscu. — Uśmiechnęłam się na ton głosu chłopaka i z tego co zauważyłam Steve również.
— Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że Vecna, demopsy, demogorgony nam nie straszne? Nastka pokonała ich wszystkich.
— A czy ty zdajesz sobie sprawę, że może nam zagrażać co innego? Przypominam tylko, że gdy porwano Willa myśleliśmy, że jedynym naszym zagrożeniem jest demogorgon, a okazało się inaczej. Lepiej być przygotowanym. — spojrzałam na Dustina. Miał poważną minę.
— Masz rację Dus, lepiej być przygotowanym. — po moich słowach uśmiechnął się waląc Steva w ramię.
— Hej! A to za co?
— Za to, że żyjesz. — zaczęłam się głośno śmiać razem z Dustinem. Mina Steva pokazywała, że jemu też chciało się śmiać, ale udawał, że nie śmieszą go takie żarty.
Byliśmy na miejscu, dokładniej przed przyczepą Eddiego. Wysiadając z samochodu zauważyliśmy jego wujka, który zabierał swoje rzeczy. Patrzyłam smutno na jego twarz, z której można było wyczytać tylko smutek. Nic w tym dziwnego w przeciągu kilku dni, najważniejsza dla niego osoba została głównym podejrzanym w sprawie morderstw dodatkowo zaginęła. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak on może się teraz czuć.
— Wsiada do auta — spojrzałam w stronę samochodu mężczyzny, który faktycznie zamierzał odjeżdżać. — Idziemy, chodźcie. — ruszyliśmy za Stevem do przyczepy. Wchodząc do środka przeszły mnie ciarki to nie był ten sam dom co kiedyś. Bywałam u Eddiego prawie codziennie siedziałam czasem całymi dniami, a teraz? Marzyłam o tym żeby jak najszybciej wyjść.
— Mogliście na mnie poczekać, musiałem zabrać moją reklamówkę. — Dustin stanął obok nas kładąc pakunek na podłodze. — Ja wejdę pierwszy, rzucicie mi wtedy reklamówkę. — mówiąc to wdrapał się po wiszącym prześcieradle, które prowadziło na drugą stronę. Zaraz po nim weszłam ja a potem Steve z reklamówką.
— Dalej mam wrażenie, że masz tam zwłoki.
— Harrington, ile ty masz lat? — zapytałam na co on tylko się uśmiechnął.
— Ciężko stwierdzić coś między 10 a 50. Zależy od dnia. — zaśmiałam się na jego słowa po czym zwróciłam swoją uwagę na Dustina, która grzebał w reklamówce.
— Dobra więc tak, mam dla każdego z nas latarkę i krótkofalówkę i mapki od Nancy. Najlepiej będzie się rozdzielić tak jak wczoraj.
— Zgadzam się — wzięłam sprzęt od Dustina po czym kontynuowałam — Co masz jeszcze w tej torbie?
— Koc, poduszkę, jedzenie oraz piwo. Jeśli Eddie tu jest musi być głodny porozstawiam to w różnych miejscach może znajdzie. — byłam zdumiona zachowaniem Dustina to, że pomyślał o tym wszystkim było godne szacunku.
— Muszę Ci przyznać Henderson, że to bardzo dobry pomysł. A teraz ruszajmy, uważajcie na siebie gdyby coś się działo to pamiętajcie o krótkofalówkach. Powodzenia. — przytaknęłam na słowa Steva i ruszyłam w swoją stronę.
Kawałek od przyczepy było miejsce, w którym zostawiałam listy. Wiedziałam, że Eddie ich nie znajdzie, ale czułam się o wiele lepiej gdy je pisałam. Odłożyłam kopertę w miejsce, gdzie leżały inne i poszłam dalej. Kierowałam się w stronę domu Max i coś przykuło moją uwagę. Podeszłam bliżej i zauważyłam na ziemi opaskę, którą Eddie miał na sobie w trakcie zaginięcia. Podniosłam ją i dojrzałam na niej ślady krwi. Automatycznie zaczęłam płakać moje myśli zaczęły mi podsuwać czarne scenariusze. Ściskając w ręku opaskę padłam na kolana głośno płacząc. Przecież nie mogło mu się nic stać prawda?
I mamy pierwszy rozdział za sobą. Jak się podoba dajcie znać :) Miłego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro