7. Gdzieś za granicą
Gdzieś daleko, daleko, po drugiej stronie granicy państw, pewna czerwonowłosa dziewczyna nie była świadoma, iż ktoś się za nią rozgląda, ktoś jej szuka. A nawet, gdyby była, zapewnie nie byłaby tym zainteresowana.
Teraz bowiem jej oczy patrzyły ze wściekłością na pobojowisko, którym jeszcze niedawno było jej miejscem do spania.
- Kto - zaczęła, a jej głos sprawił, że jedna z osób, która stała zbyt blisko jej, skorzystała z pierwszej lepszej wymówki, by się ulotnić - odpowiada za to?
Nie krzyczała, ale być może to właśnie było w tym wszystkim najstraszniejsze. Choć dziewczyna nie była najbardziej obawianą się wojowniczką w drużynie - powiedzmy sobie szczerze, jej umiejętności cały czas były przeciętne - jakimś dziwnym trafem zdołała przekonać do siebie tych najbardziej poważanych. A to dawało jej władzę, choć wciąż pozornie była tylko niewolnicą.
- O co ta cała afera? - do pokoju wkroczył młody chłopak, ziewając głośno. Jeden rzut okiem wystarczył mu, by wszystko zrozumiał. Pokój, który przydzielono trzem kobietom z nich drużyny, w tym czerwonowłosej, teraz wygladał jak po przejściu tornada.
Sam fakt, że byli w stanie spać pod dachem był warty podkreślenia. Ponieważ ich zawód wymagał przebywania w ruchu, każdy dzień, gdy spali we wnętrzu pomieszczenia, stawał się małym światem. Aktualnie przebywali w niewielkiej, jedynej gospodzie znajdującej się w maleńkim miasteczku. Gdzie zmierzali - to wiedziała tylko ich pani kapitan. A jeśli ona o czymś nie chciała im powiedzieć, to nie mówiła.
- Ah - nowoprzybyły jęknął, gdy czerwone oczy dziewczyny skierowały się w jego stronę. Była od niego niższa, a długi, czarny płaszcz zasłaniał prawie całe jej ciało. To była ta z rzeczy, która tak bardzo była dla niej charakterystyczna: aby jak niecodziennie jaskrawe włosy nie przyciągały niepotrzebnej uwagi, dziewczyna po prostu zakrywała je, odmawiając ścięcia. Teraz, gdy nie miała na siebie zarzuconego kaptura, chłopak mógł zobaczyć, że dziś jego zezłoszczona towarzyszka ma związane włosy. - Oczywiście, że jak się coś dzieje, to to musisz być ty, Najiki.
Słysząc to, dziewczyna zmrużyła oczy.
- Masz coś do mnie? - spytała zaczepliwie. Teatralnym gestem wskazała na pokój. - Nie ma mnie parę godzin i już nie sposób się w tym wszystkim odnaleźć!
- Czepiasz się - zbył jej pretensje. - Chodź. Dobrze się składa, że tu jesteś. Szukałem cię.
Chcąc nie chcąc, w jej oczach pojawiło się zaciekawienie.
- O co chodzi? - spytała, podchodząc do niego. Spojrzała na jedynego ostałego się gapia i z radosnym uśmiechem rozkazała: - Posprzątaj to, bym jak wrócę, nie musiała się złościć.
Nje czekając na odpowiedź, wyszła z pokoju i zamknęła drzwi - z owym nieszczęśnikiem w środku.
- On cię chyba nie polubi - wymamrotał chłopak, który przyszedł po nią.
Wzruszyła ramionami.
- I co z tego? Ja nie lubię jego, on mnie.
Odwróciła się do przybyłego.
- Więc, czego chcesz, Miki? - burknęła, niezbyt zadowolona z jego obecności. - Mówiłeś, że mnie szukasz.
Tamten jedynie się wyszczerzył i złapał ją pod ramię.
- Chodź, księżniczko - tylko on jeden z całej gromady tak na nią wolał. - Pani kapitan ma jakieś niesamowicie ważne sprawy, które koniecznie muszą zostać załatwione w twojej obecności.
Prychnęła, zarzucając kaptur na głowę.
- O co chodzi? - spytała.
- Jakbym wiedział, to bym ci powiedział. A skoro sam nie wiem, to nie mogę ci powiedzieć - odparł, prowadząc ją korytarzem. Gospoda nie była zbyt duża, stąd też już po kilku minutach stali przed niepozornymi drzwiami.
- Wejść - rozległ się zimny, władczy głos.
Oboje wykonali pomieszczenie, pobieżnie omiatając nieciekawe pomieszczenie. W samym centrum pokoju, na dość starym biurku, siedziała kobieta. Jedną nogę założyła na drugą, a w dłoni trzymała podłużna fajkę. Był to jej nałóg, tak bardzo nielicytujący się z jej godnością. Nie potrafiła jednak przestać, nawet, jakby chciała.
- Zamknijcie drzwi - poleciła.
Miki pospiesznie wykonał polecenie. Obawiał się jej, tej niepozornej kobiety.
- Ale to śliczne - dobiegł go głos jego młodszej towarzyszki, która nachylała się nad jedną jedyną rzeźbą w pokoju.
- Najiki! - syknął, próbując przywołać ją do porządku. Niemal spodziewał się wrzasku ich pani kapitan, która nie była znana z cierpliwości.
Ale na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
- No nie? - odezwała się, wypuszczając w powietrze chmarę dymu. - Jedyna rzecz, która mi się tutaj podoba.
Obie wymieniły między sobą uśmiechy, aż w końcu spoważniały.
- Chciałaś mnie widzieć - czerwonowłosa wyprostowała się.
- Owszem - potwierdziła tamta. - Mam dla waszej dwójki zlecenie.
To zabrzmiało ciekawie. Wezwani spojrzeli na nią z zainteresowaniem.
- Tylko my dwoje? - jęknął Miki.
- Tylko.
- Ale ona się zabije, jak nie będzie miała wokół nikogo innego! - zaczął protestować.
- Dam sobie radę! - wtrąciła się Najiki.
- Tak? A masz pojęcie, ile razy trzeba było cię ratować? Ty potrzebujesz nieustannej obecności kawalerii!
- Dzieci, zamknijcie się na chwilę i posłuchajcie mnie - przerwała im kłótnie kapitan.
- Tak jest - zasalutował leniwie chłopak. Dziewczyna jedynie prychnęła, ostentacyjnie odwracając od niego spojrzenie.
- Słyszeliście o tym, co ostatnio się wydarzyło w królestwie Kouka?
Czerwonowłosy zamarła.
- Co się stało? - spytała, nieco ciszej, niż powinna.
- Król Il nie żyje - oznajmiła kobieta. - Władzę przejął jego bratanek, całkiem ogarnięty. Ale chłopak jest młody, a królestwo problemów ma wiele...
Ziewnęła, a następnie się przeciągnęła.
- Nas to niewiele obchodzi, ale niektóre osoby tak. Jakiś czas temu zwrócili się do nas...
- Król Il nie żyje? - przerwała jej Najiki, nieco bledsza niż zwykle. - Jak to się stało?
- Ludzie umierają na co dzień, głupia - parsknęła kapitan. - Masz jeszcze jakieś oczywiste pytania?
Dziewczyna oparła się o drzwi, zaciskając dłonie w pięści i zamykając oczy.
- Kouka jest moją ojczyzną, to oczywiste, że...
- Mnie to nic nie obchodzi - przerwała jej tamta. - Grunt, że jest martwy, gryzie ziemię, koniec z nim, kaput? Chyba był chory. A może to nie on? Cholera wie, co go wzięło. Może nawet ktoś się wkurzył na jego beznadziejne rządy i uciął jego tłustą szyję? A bo ja wiem? Miki, Najiki. Udacie się do księstwa Xin i zrobicie dla nas mały zwiad. Nowy król Kouki chciał się dowiedzieć, jak wygląda tam sytuacja. A może nawet nie on? Ktoś inny? Nie pamiętam kto. Ktoś z Kouki nas o to prosił. Podobno są tam, w tym całym Xin, jakieś dwie władczynie czy coś w tym stylu... Nie mam pojęcia, nie obchodzi mnie to, ale za to nam płacą. Macie się po prostu dowiedzieć, kto tam rządzi, powysyłać imiona, nazwiska i inne dyrdymały... Wiecie, tego typu bzdury.
- A dlaczego my? - wyjęczał Miki, a następnie wskazał na swą towarzyszkę. - Ona się za bardzo rzuca w oczy.
- Właśnie dlatego. Księżniczka Kouren lubi różne dziwadła. Może ją zainteresujecie na tyle, że wkręcicie się w jej otoczenie. A ty będziesz pilnować naszej słodkiej Najiki. Nie chcemy, by się nam zgubiła, czyż nie? To chyba nie jest aż tak trudne? Jak sądzisz, czemu biorę waszą dwójkę, a nie kogoś innego? Ja nigdy nie robię nic bez potrzeby.
- A mówiła, że nic nie wie o tym kraju - wymamrotał chłopak.
- Czy to wszystko? - w ich rozmowę wdarł się głos Najiki.
- W gruncie rzeczy tak, ale...
- W takim razie, Miki, przyjdź do mnie, jak będziesz znał szczegóły. Muszę do toalety.
Nim którekolwiek zdążyło z nich zareagować, dziewczyna prędko opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Dopadła toalety i schowała się w środku. Dopiero tam pozwoliła, by zdradliwe łzy pociekły jej po policzkach. Jakaś jej część nie rozumiała, dlaczego płacze za kimś, kogo nie widziała dziesięć długich lat.
Ale przecież, czy to aż tak wiele, chcieć się spotkać z osobą, którą kochało się tak mocno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro