4. Trening
- Góra. Góra. Dół. Lewo. Lewo. Góra. Prawo. Góra. Mówiłem góra, a nie dół, głupia! - monotonne powtarzanie wciąż tych samych słów urwało się w połowie, gdy Miki cofnął ćwiczebny miecz, wzdychając z irytacją - Tak ciężko się tego nauczyć?
Jego przeciwniczka jedynie spojrzała na niego ze wściekłością.
- No co? - spytał chłopak - Jeśli masz coś przeciwko, to powiedz. Księżniczce zmęczyły się rączki? A może nie masz już siły? Co za nieszczęście. Uważaj, bo zaraz zacznę rozpaczać.
Minęło już prawie pół roku, odkąd czerwonowłosa dziewczynka dołączyła do nich, przynosząc powiew niespodzianki w ich życiu. Początkowo każdy był ciekawy, któż to sprawił, że pani kapitan zdecydowała się kupić niewolnika, ale gdy okazało się, że jej nowy nabytek praktycznie na niczym się nie zna, zainteresowanie zniknęło. To właśnie na Mikiego spadł obowiązek wyszkolenia dziecka: to on ćwiczył z nią codziennie postawy samoobrony. Ponieważ była niska, szczupła i nie posiadała aż tyle siły, co chłopcy, Miki postanowił, że da jej do walki sztylety. Jeśli będzie w stanie wykorzystać naturalną przewagę, jaką daje jej wzrost - a co za tym idzie, zwinność - może się stać kimś, kogo bez wstydu mógłby nazwać sojuszniczką.
Póki co dziewczynka nie poczyniła jakiś niezwykłych postępów. Czasami, bardzo rzadko, miał okazję widzieć to, co kapitan nazywała Płomiennym Spojrzeniem. Wtedy nawet ta mała dziewczynka mogła go zaskoczyć. Ale zazwyczaj atakowała bezmyślnie, wciąż nie potrafiąc porzucić standardowego myślenia. Słowem, nie była porażką, ale nie była także klejnotem. Miki wiedział, że niewiele osób rodzi się z naturalnym talentem do walki, ale i tak oczekiwał po niej więcej.
- To nie moja wina - mruknęła dziewczynka, patrząc na niego zza długich rzęs. Po początkowym szoku zaskakująco szybko się przystosowała do życia w ich obozie. Oczywiście, przez pierwsze dni należało jej wszystko tłumaczyć, ale teraz przestała być kłodą u nóg. Najiki nauczyła się przyrządzać proste dania, spać pod gołym niebem i sprzątać otoczenie. Miki bez wątpliwości zrzucił na nią najmniej ciekawe zajęcia: była nowa, musiała więc znać swoje miejsce.
- A czyja niby? Moja? - spytał kpiąco chłopak, biorąc się pod boki. Odwrócił się, dając jej do zrozumienia, że lekcję uważa za zakończoną, a następnie ruszył w stronę obozu.
Miki należał do jednej z wielu grup najemników. Łączyła ich wspólną przeszłość, przeżyte walki i postać ich pani kapitan. Zazwyczaj przebywali w grupie około 20 osób. Czasami ktoś znikał na dzień bądź dwa, czasami ktoś odchodził na zawsze. Zatrudniali się na kilka tygodni u możnych, podejmowali się wielu zadań. Byli ochroniarzami, strażnikami, szpiegami, płatnym zabójcami. Niemal cały czas byli w ruchu, podróżując po całym kontynencie i po krajach poza nim.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała czerwonowłosa, podąrzając za nim, a kajdany na jej stopach zaszurały po ziemi. Po pierwszej próbie ucieczki przestała takich głupich ruchów, ale pani kapitan nie zaufała jej na tyle, by ją rozkuć, nie zważając na słowa Mikiego, iż odbije się to negatywnie na psychice dziecka.
W końcu Najiki była jej niewolnicą i nikt w obozie nie potrafił o tym zapomnieć.
- Jesteś dla mnie za szybki! - oskarżyła go czerwonowłosa - Powinieneś dostosować swoje umiejętności do moich. Wnioskuję za zmianą partnera!
Miki uśmiechnął się lekko.
- Powodzenia, mała - odparł.
Ona zaś tupnęła z irytacją.
- Nie jestem mała!
- Tak, tak - wywrócił oczami. Przez to pół roku zdarzył ją dobrze poznać i wiedział, że nie złości się na poważnie. Zazwyczaj była pogodna, a w jego otoczeniu okazywała skłonności do uszczypliwych uwag.
Miki zanucił coś pod nosem, ignorując dziewczynkę, która wciąż na niego narzekała. Polubił ją, musiał to przyznać. I właśnie dlatego tak ciężko było mu się pogodzić z losem, który był jej pisany. Może i już w tak młodym wieku poznała ciemne strony życia: handel niewolnikami i porwania, ale i tak wciąż jakaś jej część była niewinna. Zdawała się nie dostrzegać faktu, iż ucząc się walki, jest tak naprawdę uczona jednego: jak poprawnie zabić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro