Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Plan

Pałac był ogromny. Najiki mogła tylko przyglądać mu się z szacunkiem. Fakt, to nie był pierwszy raz, gdy widziała pałac - wszak mieszkała w zamku przez pierwsze lata swojego życia - ale to już było tak dawno... Tak dawno i tak łatwo byłoby udawać, że to był tylko sen.

- Zamknij usta, bo ktoś cię zauważy - mruknął Miki, stojący obok niej.

- Sam się lepiej zamknij - odwarknęła.

- Nie mogę tego zrobić, to przecież ja jestem tutaj od gadania. Zapomniałaś, skarbie? Przywitamy się, porozmawiamy troszkę z cudowną księżniczką, a potem...

- Potem to ty przestaniesz pleć trzy po trzy - przerwała mu Najiki, łapiąc za rąbek swojego kaptura. Przyzwyczaiła się do tego, by ukrywać swoje włosy. Głównie dlatego, że nie ufała ludziom, w których towarzystwie przebywała. Gdyby ktoś domyślił się, kim jest... Albo użyliby jej jako zakładniczki, by wymusić na jej ojcu, albo... Nawet nie chciała myśleć o tym, co niektórzy mogliby zrobić z dziewczynką, którą kiedyś była.

- Kochana, ja plotę trzy po trzy? - oburzył się Miki. - Przecież ja...

- Miki. Proszę. Daj mi chwilę spokoju. Opanuj się. Czy minuta spędzona bez twojej jakże uspakajającej obecności jest aż tak rzadkim darem?

Chłopak zamrugał oczami.

- Nie mam najmniejszego pojęcia, co to zdanie ma wspólnego z naszą rozmową.

- Wszystko. Chodźmy już - dziewczyna przystąpiła z nogi na nogę z niecierpliwością.

Miki zerknął na nią kątem oka.

- Powiedz mi, kto jest liderem tej grupy, ja czy ty?

---

Pierwszego dnia nie udało im się spotkać z księżniczką Kouren. Najiki nie była tym zaskoczona - jakby nie patrzeć, była to władczyni Xin. A oni byli tylko prostymi najemnikami, kimś, do kogo nie przyznałby się żaden szanujący się król.

I tak właśnie Najiki i Miki skończyli w niewielkiej gospodzie gdzieś na obrzeżach miasta. Zamierzali omówić plany dalszego działania oraz tego, jak mogliby sprawić, by zostali dopuszczeni przed oblicze księżniczki.

A przynajmniej to właśnie zamierzał Miki.

Najiki miała swoje własne plany. Plany, które snuła już od pewnego czasu, a do których realizacji potrzebna jej była tylko okazja. Ta zaś właśnie się pojawiła tuż przed jej oczyma, a ona musiałaby być idiotką, gdyby miała z niej nie skorzystać.

Kiedy była mała, nie raz i nie dwa próbowała uciec od swoich prześladowców. Jednakże efekt zawsze był taki sam: zostawała złapana, a następnie dotkliwie i boleśnie ukarana. Po jakimś czasie przestała próbować.

Przez te długie dziesięć lat zdołała sobie wmówić, że się poddała. Że już nigdy nie wróci tam, skąd pochodziła. Że została złamana, że stała się tym, za kogo chciała ją uważać pani kapitan: za broń, którą można napuścić na wrogów.

Ale teraz, gdy znalazła się w obcym państwie, w nieznanym jej mieście, tylko z Mikim u boku, Najiki zrozumiała, że sama nie wierzyła w to, co chciała sobie wmówić.

W dodatku teraz tak wiele się zmieniło.

Król Il nie żył. Władzę w Kouce przejął ktoś inny.

Nikt tam nie potrzebował księżniczki, która zniknęła tyle lat temu.

A to też oznaczało, że mało kto by się interesował czerwonowłosą dziewczyną, gdyby ta nagle pojawiła się w kraju.

---

- Ej

- No co? - Miki, rozwalony na łóżku w pokoju, który wynajęli, otworzył jedno oko.

- Miiiki...

Chłopak podniósł głowę gwałtownie. Rozpoznawał ten ton, który nigdy nie zwiastował nic dobrego.

- Kurwa, nie! - zaklął.

- Nie przeklinaj w towrzystwie kobiet! - obruszyła się Najiki. - Moje delikatne serce może tego nie wytrzymać!

- Walić serca i nie-serca, kurwa, nie, nie zgadzam się.

Po twarzy dziewczyny przemknął wyraz podirytowania. Nienawidziła, gdy ktoś przy niej przeklinał. A tym bardzoej nienawidziła, gdy ktoś robił to celowo - tak, jak właśnie teraz Miki.

- Nawet nie wiesz, o co chcę poprosić.

- No i doskonale. Tak ma pozostać - stwierdziwszy, że to powinno wystarczyć za odpowiedź, Miki obrócił się na drugi bok i przykrył głowę poduszką.

Najiki zazgrzytała zębami.

- Miki. Posłuchaj mnie trochę. Chcę ci coś zaproponować.

- Nie słucham cię, idę spać, dobranoc.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. To był wystarczający znak, by była w stanie rozpoznać, że chłopak był jednak choć trochę zainteresowany tym, co chciała mu przekazać. Po prostu wolał udawać, że tak nie jest.

- Miiiki...

- Nie słucham cię, la la la, nie słucham coś wcale, a wcale, la la la la la.

Ale z niego dzieciak...

Dziewczyna westchnęła w duchu i usiadła na swoim łóżku. Skrzyżowała nogi. Milczała przez chwilę.

- Tak sobie myślałam, że skoro już jesteśmy poza głównym obozem...

- Mhm...

- ...i że skoro pani kapitan nie może nas zganić za wylegiwanie się podczas służby...

Miki powoli ściągnął poduszkę z głowy.

- ...i że skoro jesteśmy gdzieś, gdzie nas nikt nie zna...

Leżący chłopak niepewnie uniósł jedną powiekę.

- ...i że skoro jesteśmy w miejscu, w którym oboje jesteśmy po raz pierwszy w życiu...

Nie dokończyła. Poczekała, aż Miki westchnie głośno i odwróci się do niej.

- Dobra, mów, co zamierzasz, Na-chan.

Posłała mu najniewinniejszy ze swoich uśmiechów.

- Nie sądzisz, że wypadałoby to jakoś uczcić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro