6. Posiłek
Chłopiec patrzył na Zeno.
Zeno patrzył na chłopca.
Przez pewien czas oboje w milczeniu wpatrywali się w siebie nawzajem. Zeno przechylił głowę na jedną, a następnie na drugą stronę.
- Ty - odezwał się chłopiec, zmuszając kapłana, który go uratował, by się cofnął. Palec wskazujący dziecka przeniósł się na Zeno, zupełnie jakby go o coś oskarżał. Sam chłopiec mógł mieć około dwunastu lat. Co takie dziecko robiło w obecności kapłana? Nie wyglądało na jego służącego - to raczej mężczyzna zdawał się pełnić w tym małym mieszkanku mniej ważną rolę.
Wędrowiec beztrosko podniósł się do pozycji siedzącej i splótł nogi.
- Coś nie tak z Zeno? - spytał, jakby naprawdę się przejmując tą kwestią.
- Ty! - powtórzyło dziecko, a w jego oczach zalśniło coś na kształt niezadowolenia. - Czy ty masz pojęcia, ile problemów nam przysporzyłeś?
Żółty Smok zamrugał oczami, raz, krótko.
- Jeśli Zeno w jakiś sposób... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć.
- O czym ty sobie myślałeś, spacerując w takim stanie po lesie? - chłopiec naprzeciwko niego wydawał się być naprawdę tym faktem wzburzony. - Mogłeś się zabić! Gdyby nie my, to pewnie już by cię tu nie było! Co ty sobie w ogóle...?
Dłoń kapłana opadła na ramię dziecka.
- Spokojnie, Yun, spokojnie - głos mężczyzny był łagodny, ale równocześnie naznaczony swego rodzaju smutnym zrozumieniem. - To jest nasz gość. Nie możesz go od razu przestraszyć.
- Gość czy nie gość, pewne rzeczy powinien zrozumieć! - tamten nie przejął się słowami kapłana. Zamiast tego ponownie zwrócił się do wędrowca: - A ty, nie powinieneś jeszcze wstawać! W twoim stanie...!
Starania te przyniosły wręcz przeciwny skutek: nim ktokolwiek zdążył się zorientować, uratowany przez nich chłopak już był na nogach, kucając przy rozłożonych nieopodal talerzach. Ciężko byłoby je właściwie nazwać talerzami - w niczym nie przypominały one naczyń, w jakich jadały klasy średnie czy wyższe. Nic dziwnego jednak, skoro kapłan i chłopiec mieszkali w takich warunkach - w dość dużym odosobnieniu od reszty świata - nie mogli mieć więc takich samych przyrządów, jak inni. Zeno jednak wiedział, że gdzieś w pobliżu musi istnieć jakaś wioska bądź osada - był w stanie wyczuć specyficzną woń ziół unoszącą się w powietrzu. Z tego, co wędrowiec wiedział, zioła te nie występowały w okolicy, jeden z tej dwójki więc musiał albo udać się w podróż, albo je kupić, sprowadzane z daleka. Oczywiście, mogło zostać im to też podarowane przez kogoś... Ale patrząc po ilości woreczków, ułożonych w równym rzędzie pod ścianą, raczej były one często używane.
Zeno skończył zastanawiać się nad ziołami - to przecież nie było teraz ważne - i zamiast tego spokojnie spróbował posiłku, który był tam wyłożony.
- Co ty robisz? - zachłysnął się Yun. - To nie twoje!
Zajęty przeżuwaniem chłopak nie miał jak odpowiedzieć.
- I jak? Smakuje? - uratował go od reakcji kapłan, nie przejmując się całą sytuacją. - Yun jest naprawdę dobrym kucharzem, czyż nie?
Zeno niemal głową, przełknął, po czym westchnął z ulgą.
- Zeno był naprawdę głodny - oznajmił. - To pewnie dlatego Zeno zemdlał podczas swojej podróży.
- A czy Zeno potrafi o siebie zadbać? - wtrącił się Yun, zakładając ręce na ramiona. Oj, chłopak chyba nie polubił przybysza. Mimo tego nie zareagował, gdy Zeno sięgnął po kolejną porcję jedzenia, zaczynając radosną konsumpcję.
Bycie nieśmiertelnym Smokiem wcale nie było takie zabawne, jakby mogło się zdawać. Niby posiadało się wieczną młodość oraz mogło się robić tak wiele rzeczy... Z drugiej strony, takie błahe rzeczy jak głód mogły naprawdę popsuć komuś humor.
A gdy Zeno był głodny, nie miał w zwyczaju przejmować się innymi sprawami.
- Hej, słuchasz ty mnie w ogóle? - po głosie Yuna można było poznać, iż chłopiec szykuje się do przeprowadzenia monologu. I że jak już zacznie, raczej szybko nie skończy. - Skoro jesteś taki głodny, dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałeś? Wiesz, jak bardzo jest to szkodliwe dla organizmu? Wiesz, jak negatywny ma to na ciebie wpływ?
Zeno przestał słuchać go po paru pierwszych słowach. Po trochu dlatego, że reprymenda od tak młodej osoby go lekko rozśmieszała, ale w gruncie rzeczy po prostu dlatego, że wolał zająć się jedzeniem. Jednak człowiekowi potrzebne były w życiu jakieś radości. Nawet taka mała, zdawałoby się, błaha rzecz, a tak wiele mogła zmienić.
Jeszcze zanim Zeno zdążył skończyć posiłek, chłopiec spojrzał na kapłana. Dziecko i mężczyzna wymienili ze sobą spojrzenia (choć akurat w przypadku starszego z tej dwójki ciężko było stwierdzić, czy rzeczywiście spogląda w stronę młodszego z powodu długiej, gęstej grzywki), a potem chłopiec niechętnie wymruczał kilka słów o tym, że idzie załatwić jakieś ważne sprawy. Na pożegnanie uraczył Zeno przemyśleniami, co sądzi o jego stanie mentalnym, po czym opuścił pomieszczenie .
Żółty Smok dokończył posiłek w ciszy, mając za towarzysza kapłana, który właściwie kapłanem już nie był.
- Więc - zaczął po chwili mężczyzna, poważniejąc lekko. - Co cię tutaj sprowadza?
Zeno odłożył talerz na bok i rzucił krótkie spojrzenie kapłanowi. Nie poznał jego imienia - zresztą nie zależało mu na tym. Już od dawna przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.
Osobnik stojący naprzeciwko niego, zdający się być całkowicie zdominowany przez młodszego od niego chłopca, teraz zdawał się być zgoła zupełnie inny. Spod gęstej grzywki przenikliwie zerkały bystre oczy, sprawiające wrażenie, jakby widziały każdą prawdę i kłamstwo.
Żółty Smok nie odpowiedział, skupiając wzrok na otoczeniu mężczyzny.
Kapłan czekał spokojnie na odpowiedź, nie spiesząc się.
- Możesz zostać tu tak długo, jak chcesz - zaproponował. - Ale nie sądzę, by to było coś, co teraz chciałbyś zrobić.
Wędrowiec skinął lekko głową. Tak, tamten miał rację.
- Zeno słyszał, że potrafisz słyszeć głos bogów - odezwał się miast udzieliś odpowiedzi na niezadane pytanie. - Czy to prawda?
Domyślał się, że tak. Domyślał się tego - tak właśnie mówił mu jego instynkt, a on nauczył się mu ufać. Ale czasami jego przeczucie zawodziło. Tak już po prostu bywało i nie był w stanie nic na to poradzić.
- A i owszem - odparł lekko mężczyzna. - Szukasz kogoś, czyż nie?
Zeno zawahał się, nim udzielił odpowiedzi. Szukać... Czy naprawdę to, co robił, można było nazwać "szukaniem"? Czy naprawdę miał jakiś cel?
Ostatecznie jednak skinął głową.
- Tak - potwierdził. - I Zeno chce, byś mu powiedział, gdzie może da osobę znaleźć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro