Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6

Kiedy się budzę, druga strona łóżka jest pusta.

- Chciałem zamówić ci śniadanie, ale nie wiem, co lubisz.

Ziewam, przeciągam się.

- Hmm, chciałabym dużo kawy, owsiankę i omleta po hawajsku – wymieniam z uśmiechem.

- Fuj! Ananas i szynka? Jak można jeść takie paskudztwo! – krzywi się, siadając na brzegu łóżka.

- I to mówi facet, który pije krew, prosto z żyjącego ciała? – komentuję, wygrzebując się z pościeli.

- Chyba... masz rację? – mówi niepewnie, patrząc na mnie z rozbawieniem.

Zabieram swoją torbę i idę się odświeżyć. Kiedy wracam, zauważam tacę z parującym jedzeniem. Siadam na łóżku i zaczynam jeść. Czuję na sobie jego wzrok. Podnoszę więc głowę i go obserwuję.

- Wampiry nie mogą jeść?

- Mogą, ale nie chcą. Wszystko smakuje dla nas jak ziemia do kwiatów.

- Jak smakuje ziemia do kwiatów? – pytam z rozbawieniem.

- Ohydnie – odpowiada, krzywiąc się.

Biorę łyk kawy.

Rozmyślam, skupiam się i analizuję wydarzenia wczorajszego dnia.

- Jak wygląda plan na dzisiaj? – pytam, odkrywając miseczkę z owsianką.

- Po zmroku jesteśmy umówieni z Maritą. Wnioskując z tonu jej głosu, nie jest tym faktem zbyt zachwycona – informuje, sięgając do kieszeni. – Dlatego chciałbym, żebyś miała to przy sobie.

Wyciąga w moją stronę czarne, podłużne pudełko.

Wychylam się, odbieram pakunek, odkładam tacę z jedzeniem i go otwieram.

To sztylet. Wygląda na bardzo stary i ciężki.

- Srebro – wyjaśnia Fabian. – Wystarczające, byś w razie kłopotów, mogła się obronić.

Oglądam ostrze i gorzko przełykam ślinę.

- Myślę, że nie będzie ci potrzebny – kontynuuje – ale chcę, żebyś go wzięła.

Patrzę na niego i zastanawiam się przez moment, a następnie chowam sztylet do kieszeni kurtki.

- Dziękuję – mruczę cicho.

***

Około północy opuszczamy hotel i idziemy w stronę "Boutique du Vampyre". Ulice są zatłoczone, a turyści chichoczą głośno, cały czas gestykulując. Przepychamy się przez tłum i docieramy do celu. Miejsce wygląda na zamknięte, w żadnym z okien nie pali się światło. Spoglądam na Fabiana, a on kieruje mój wzrok na wąskie przejście między budynkami. Przeciskamy się i docieramy do ledwo widocznych drzwi. Fabian łapie za klamkę i otwiera je przede mną. Przechodzę przez próg i idziemy schodami w dół, a gdy jestem już prawie przy końcu, zrównuje się ze mną i łapie za rękę, splatając swoje palce z moimi. Nie zdążam zareagować, gdyż wchodzimy do ogromnej sali, wypełnionej po brzegi, nadnaturalnymi stworzeniami. Rozglądam się nerwowo. W tle gra jazzowa muzyka, pomieszczenie jest tłoczne i sprawia wrażenie tętniącego mistyczną energią. Każdy z obecnych wydaje się być w dobrym humorze, bawiąc się i rozmawiając. Instynktownie napinam wszystkie mięśnie, obserwuję i przysuwam bliżej Fabiana. Rzuca mi ukradkowe spojrzenie i obejmuje mnie ramieniem, przytulając do siebie. Dochodzimy do kolejnych drzwi, które jakby czekając na nas, otwierają się zapraszająco.

- Steve, Anne, Fangine – wita trójkę wampirów, stojących naprzeciwko nas, zmniejszając swój uścisk, ale nie puszczając mnie całkowicie.

- Fabian – odpowiada pogardliwie kobieta. – Czym zawdzięczamy sobie tę przyjemność?

- Przyszliśmy do Marity. Jestem pewien, że was o tym uprzedziła.

Wampirzyca robi zniesmaczoną minę i wskazuje na drzwi za sobą.

- Tędy – oświadcza.

Idziemy we wskazanym kierunku i wchodzimy do środka.

Na ogromnym łożu, leży ubrana jedynie w bieliznę roześmiana kobieta, w towarzystwie trzech nagich mężczyzn, obsypujących ją pocałunkami po całym ciele. Dziewczyna wydaje dźwięk rozkoszy, gryząc jednego z nich w przegub dłoni. Pościel w wielu miejscach naznaczona jest krwią, ale nikt zdaje się tego nie zauważać. Dostrzega nas i wypuszcza kolejne jęknięcie, jakby fakt, że jest obserwowana, sprawiał jej dodatkową przyjemność. Odpycha mężczyzn od siebie i wstaje powoli, na co jej towarzysze reagują niezadowoleniem.

- Fabian! – krzyczy radośnie i skacze na niego, owijając w pasie nogami, po czym składa wygłodniały pocałunek na jego ustach. – Tęskniłam!

Odstawia ją powoli na ziemię i uśmiecha się niepewnie.

- Witaj Marita, mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? – pyta, wskazując głową na jej kompanów.

Kobieta uśmiecha się grzesznie i zawija kilka włosów wokół palca.

- Możesz do nas dołączyć, jeśli chcesz.

- To kusząca propozycja, ale goni mnie czas. Chciałbym cię o coś zapytać, jeśli nie masz nic przeciwko?

- Nuda, nuda, nuda – mamrocze, obracając głowę i siada na brzegu łóżka, na co mężczyźni przysuwają się błyskawicznie i znów zaczynają pieścić jej ciało.

- Poszukuję Siggara, możesz opowiedzieć mi o waszym ostatnim spotkaniu? – kontynuuje, ignorując jej zachowanie.

Marita wydaje jęk niezadowolenia i rzuca mu nieznośne spojrzenie.

- Spędziliśmy ze sobą kilka upojnych nocy, po czym zniknął bez słowa. Nie toleruję takiego zachowania. Jak go spotkasz, możesz mu powiedzieć, że nie jest tu mile widziany.

- Wiesz, dokąd poszedł?

- Nie i nie obchodzi mnie to! Nikt nie ma prawa tak traktować Marity! – krzyczy oburzona, po czym wstaje i zaczyna chichotać i tańczyć, jakby jej złość natychmiast wyparowała. – Zostaw nas samych – zwraca się do mnie.

- Ona nigdzie nie wychodzi – oświadcza Fabian, zanim zdążam zareagować.

- Niech się stąd wynosi! – zaczyna krzyczeć i rzucać w niego wszystkim, co wpadnie w jej ręce.

Doskakuje do mnie błyskawicznie i szepcze do ucha:

- Zaczekaj na zewnątrz. Za chwilę do ciebie dołączę.

Podbiega do niej i łapie za nadgarstki, lekko nią potrząsając.

Wychodzę.

W przylegającym pokoju zastaję tę samą trójkę wampirów, która przywitała nas kilka minut temu.

- Spragniona? – mruczy jeden z mężczyzn, wykrzywiając usta w uśmiechu i pokazując swoje długie, białe kły.

Zostawiam ich w pośpiechu i wchodzę do ogromnej sali, wypełnionej po brzegi nadnaturalnymi stworzeniami. Obracają głowy w moją stronę, zapewne przyciągani odgłosem mojego galopującego serca. Wkładam rękę do kieszeni, rozglądam się, wyczuwam palcami zimne ostrze. Ściskam mocno za rękojeść sztyletu i szybkim krokiem idę do wyjścia. Wbiegam na górę, biorąc po dwa stopnie naraz i wyskakuję na zewnątrz. Opieram się o chłodne mury i próbuję ustabilizować swoje tętno; biorę powolne, głębokie wdechy powietrza.

- Przerażające, co? – przemawia męski głos za moimi plecami.

Obracam się gwałtownie. Jest wysoki, szczupły i umięśniony. Po jego bladej skórze i unoszącej w powietrzu ciężkiej energii stwierdzam, że nie jest człowiekiem.

- Chciałabym zostać sama – odpowiadam spokojnie, moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej.

Nieznajomy rechocze gardłowo i robi krok w moją stronę.

Chcę się cofnąć, ale jedyne co robię, to przysuwam do twardej ściany za moimi plecami. Utknęłam.

- Dokąd się tak spieszysz? – kontynuuje, oblizując wargi i przybliżając do mnie jeszcze bardziej.

Rozglądam się nerwowo. Obserwuję, śledzę i badam miejsce, w którym stoję. Wyszukuję choćby najmniejszego, działającego na moją korzyść szczegółu. W pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Jesteśmy sami. Mężczyzna jest coraz bliżej mnie. Zaciskam palce na srebrnym nożu w swojej kieszeni.

- Czego ode mnie chcesz? – pytam, starając się, aby mój głos brzmiał na tyle pewnie, na ile to możliwe.

- Poznać cię bliżej, oczywiście – oświadcza nonszalancko, przysuwając głowę do mojego ucha.

Przełykam głośno ślinę i z całej siły wbijam sztylet w jego szyję. Wampir wydaje gardłowy jęk, odpycham go rękami i biegnę przed siebie. Zdążam zrobić kilka kroków, zanim łapie mnie za nogę i przewraca. Zaczynam kopać powietrze wokół siebie i próbuję odczołgać jak najdalej, wbijając łokcie w ziemię. Mężczyzna rzuca się na mnie i wystawia ostre kły. Zamykam oczy w oczekiwaniu na ból, ale nic takiego nie następuje. Słyszę huk i podnoszę głowę.

- Uciekaj stąd! – krzyczy Fabian, a na jego twarzy maluje się wściekłość.

Wstaję oszołomiona i biegnę przed siebie. Zastygam, słysząc donośny ryk.

Obracam głowę, mężczyzna nie jest już sam. Dwóch innych wampirów pojawiło się, żeby mu pomóc i całą trójką skoczyli na Fabiana.

Wydaję głośny krzyk, momentalnie zakrywam dłonią usta.

Mężczyźni wymachują rękami, próbują zadać mu cios. Jest szybszy i udaje mu się uniknąć uderzeń. Wampiry skaczą wokół niego, jakby właśnie zdały sobie sprawę z siły swojego przeciwnika. Powinnam uciekać, ale nie mogę. Nie chcę zostawić go samego, nie kiedy walczy w mojej obronie. Fabian wydaje głośny jęk i upada na ziemię. Cała trójka rzuca się na niego i zaczynają kopać i okładać pięściami każdy kawałek niezasłoniętego ciała. Jeden z mężczyzn wyciąga długie ostrze.

- Uważaj! – krzyczę, a powstrzymywane łzy zaczynają spływać po moich policzkach.

Podnosi głowę i spogląda na mnie, po czym wstaje gwałtownie i odrzuca ich na kilka metrów. Podbiega w moją stronę i łapie mnie w pasie, następnie wzbija nas w powietrze i ląduje na dachu najbliższego budynku. Przytulam się mocno, a on zaczyna biec, przeskakując z jednego domu na drugi. Chcę zamknąć oczy, ale powstrzymuję się i obracam nerwowo, aby sprawdzić, czy mężczyźni nie biegną za nami. Nie widzę nikogo. Zatrzymujemy się dopiero, lądując na dachu naszego hotelu. Fabian puszcza mnie gwałtownie i upada na ziemię, a grymas bólu wykrzywia jego piękną twarz. Obracam głowę i próbuję zlokalizować drzwi.

- Zaczekaj tu – proszę, schylając się i głaskając delikatnie jego policzek.

Biegnę szybko przed siebie i próbuję odnaleźć wejście do budynku. Zauważam je i mocno szarpię za klamkę. Otwarte. Wracam do Fabiana i pomagam mu wstać, przewieszając jego rękę przez moje plecy.

Jest ciężki.

Zbyt ciężki.

- Musisz mi pomóc! Nie utrzymam cię! – krzyczę, powstrzymując łzy.

Wstaje z głośnym jękiem i przenosi ciężar swojego ciała na nogi.

Zapieram się, rozglądam i kieruję nas w stronę drzwi.

Schodzimy powoli po schodach, chociaż z ogromną chęcią zaprowadziłabym nas do windy. W ten sposób jest jednak mniejsze ryzyko, że ktoś nas zauważy.

Mijamy kolejne poziomy.

Nie dam rady.

Nie mam siły.

Zatrzymuję się, rozglądam, oddycham i idę dalej. Opieram dłonie na barierce.

Jest ciężki.

Zbyt ciężki.

Pot, ból i przerażenie oblewają moje ciało. Jeszcze kawałek. Jeszcze tylko chwila.

Docieramy do naszego piętra.

Odpychając się od ścian, doprowadzam nas do drzwi. Gorączkowo przetrząsam kieszenie w poszukiwaniu karty magnetycznej. Wyczuwam ją palcami i trzęsącą dłonią, celuję do zamka. Otwierają się, wydając ciche piknięcie.

Odpycham je łokciem i wciągam nas do środka.

Zamykam drzwi kopniakiem i ostatkiem sił kładę Fabiana na łóżku.

Siadam w kącie pokoju, przyciągam kolana do twarzy i pozwalam płynąć łzom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro