ROZDZIAŁ 6
Kiedy się budzę, druga strona łóżka jest pusta.
- Chciałem zamówić ci śniadanie, ale nie wiem, co lubisz.
Ziewam, przeciągam się.
- Hmm, chciałabym dużo kawy, owsiankę i omleta po hawajsku – wymieniam z uśmiechem.
- Fuj! Ananas i szynka? Jak można jeść takie paskudztwo! – krzywi się, siadając na brzegu łóżka.
- I to mówi facet, który pije krew, prosto z żyjącego ciała? – komentuję, wygrzebując się z pościeli.
- Chyba... masz rację? – mówi niepewnie, patrząc na mnie z rozbawieniem.
Zabieram swoją torbę i idę się odświeżyć. Kiedy wracam, zauważam tacę z parującym jedzeniem. Siadam na łóżku i zaczynam jeść. Czuję na sobie jego wzrok. Podnoszę więc głowę i go obserwuję.
- Wampiry nie mogą jeść?
- Mogą, ale nie chcą. Wszystko smakuje dla nas jak ziemia do kwiatów.
- Jak smakuje ziemia do kwiatów? – pytam z rozbawieniem.
- Ohydnie – odpowiada, krzywiąc się.
Biorę łyk kawy.
Rozmyślam, skupiam się i analizuję wydarzenia wczorajszego dnia.
- Jak wygląda plan na dzisiaj? – pytam, odkrywając miseczkę z owsianką.
- Po zmroku jesteśmy umówieni z Maritą. Wnioskując z tonu jej głosu, nie jest tym faktem zbyt zachwycona – informuje, sięgając do kieszeni. – Dlatego chciałbym, żebyś miała to przy sobie.
Wyciąga w moją stronę czarne, podłużne pudełko.
Wychylam się, odbieram pakunek, odkładam tacę z jedzeniem i go otwieram.
To sztylet. Wygląda na bardzo stary i ciężki.
- Srebro – wyjaśnia Fabian. – Wystarczające, byś w razie kłopotów, mogła się obronić.
Oglądam ostrze i gorzko przełykam ślinę.
- Myślę, że nie będzie ci potrzebny – kontynuuje – ale chcę, żebyś go wzięła.
Patrzę na niego i zastanawiam się przez moment, a następnie chowam sztylet do kieszeni kurtki.
- Dziękuję – mruczę cicho.
***
Około północy opuszczamy hotel i idziemy w stronę "Boutique du Vampyre". Ulice są zatłoczone, a turyści chichoczą głośno, cały czas gestykulując. Przepychamy się przez tłum i docieramy do celu. Miejsce wygląda na zamknięte, w żadnym z okien nie pali się światło. Spoglądam na Fabiana, a on kieruje mój wzrok na wąskie przejście między budynkami. Przeciskamy się i docieramy do ledwo widocznych drzwi. Fabian łapie za klamkę i otwiera je przede mną. Przechodzę przez próg i idziemy schodami w dół, a gdy jestem już prawie przy końcu, zrównuje się ze mną i łapie za rękę, splatając swoje palce z moimi. Nie zdążam zareagować, gdyż wchodzimy do ogromnej sali, wypełnionej po brzegi, nadnaturalnymi stworzeniami. Rozglądam się nerwowo. W tle gra jazzowa muzyka, pomieszczenie jest tłoczne i sprawia wrażenie tętniącego mistyczną energią. Każdy z obecnych wydaje się być w dobrym humorze, bawiąc się i rozmawiając. Instynktownie napinam wszystkie mięśnie, obserwuję i przysuwam bliżej Fabiana. Rzuca mi ukradkowe spojrzenie i obejmuje mnie ramieniem, przytulając do siebie. Dochodzimy do kolejnych drzwi, które jakby czekając na nas, otwierają się zapraszająco.
- Steve, Anne, Fangine – wita trójkę wampirów, stojących naprzeciwko nas, zmniejszając swój uścisk, ale nie puszczając mnie całkowicie.
- Fabian – odpowiada pogardliwie kobieta. – Czym zawdzięczamy sobie tę przyjemność?
- Przyszliśmy do Marity. Jestem pewien, że was o tym uprzedziła.
Wampirzyca robi zniesmaczoną minę i wskazuje na drzwi za sobą.
- Tędy – oświadcza.
Idziemy we wskazanym kierunku i wchodzimy do środka.
Na ogromnym łożu, leży ubrana jedynie w bieliznę roześmiana kobieta, w towarzystwie trzech nagich mężczyzn, obsypujących ją pocałunkami po całym ciele. Dziewczyna wydaje dźwięk rozkoszy, gryząc jednego z nich w przegub dłoni. Pościel w wielu miejscach naznaczona jest krwią, ale nikt zdaje się tego nie zauważać. Dostrzega nas i wypuszcza kolejne jęknięcie, jakby fakt, że jest obserwowana, sprawiał jej dodatkową przyjemność. Odpycha mężczyzn od siebie i wstaje powoli, na co jej towarzysze reagują niezadowoleniem.
- Fabian! – krzyczy radośnie i skacze na niego, owijając w pasie nogami, po czym składa wygłodniały pocałunek na jego ustach. – Tęskniłam!
Odstawia ją powoli na ziemię i uśmiecha się niepewnie.
- Witaj Marita, mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? – pyta, wskazując głową na jej kompanów.
Kobieta uśmiecha się grzesznie i zawija kilka włosów wokół palca.
- Możesz do nas dołączyć, jeśli chcesz.
- To kusząca propozycja, ale goni mnie czas. Chciałbym cię o coś zapytać, jeśli nie masz nic przeciwko?
- Nuda, nuda, nuda – mamrocze, obracając głowę i siada na brzegu łóżka, na co mężczyźni przysuwają się błyskawicznie i znów zaczynają pieścić jej ciało.
- Poszukuję Siggara, możesz opowiedzieć mi o waszym ostatnim spotkaniu? – kontynuuje, ignorując jej zachowanie.
Marita wydaje jęk niezadowolenia i rzuca mu nieznośne spojrzenie.
- Spędziliśmy ze sobą kilka upojnych nocy, po czym zniknął bez słowa. Nie toleruję takiego zachowania. Jak go spotkasz, możesz mu powiedzieć, że nie jest tu mile widziany.
- Wiesz, dokąd poszedł?
- Nie i nie obchodzi mnie to! Nikt nie ma prawa tak traktować Marity! – krzyczy oburzona, po czym wstaje i zaczyna chichotać i tańczyć, jakby jej złość natychmiast wyparowała. – Zostaw nas samych – zwraca się do mnie.
- Ona nigdzie nie wychodzi – oświadcza Fabian, zanim zdążam zareagować.
- Niech się stąd wynosi! – zaczyna krzyczeć i rzucać w niego wszystkim, co wpadnie w jej ręce.
Doskakuje do mnie błyskawicznie i szepcze do ucha:
- Zaczekaj na zewnątrz. Za chwilę do ciebie dołączę.
Podbiega do niej i łapie za nadgarstki, lekko nią potrząsając.
Wychodzę.
W przylegającym pokoju zastaję tę samą trójkę wampirów, która przywitała nas kilka minut temu.
- Spragniona? – mruczy jeden z mężczyzn, wykrzywiając usta w uśmiechu i pokazując swoje długie, białe kły.
Zostawiam ich w pośpiechu i wchodzę do ogromnej sali, wypełnionej po brzegi nadnaturalnymi stworzeniami. Obracają głowy w moją stronę, zapewne przyciągani odgłosem mojego galopującego serca. Wkładam rękę do kieszeni, rozglądam się, wyczuwam palcami zimne ostrze. Ściskam mocno za rękojeść sztyletu i szybkim krokiem idę do wyjścia. Wbiegam na górę, biorąc po dwa stopnie naraz i wyskakuję na zewnątrz. Opieram się o chłodne mury i próbuję ustabilizować swoje tętno; biorę powolne, głębokie wdechy powietrza.
- Przerażające, co? – przemawia męski głos za moimi plecami.
Obracam się gwałtownie. Jest wysoki, szczupły i umięśniony. Po jego bladej skórze i unoszącej w powietrzu ciężkiej energii stwierdzam, że nie jest człowiekiem.
- Chciałabym zostać sama – odpowiadam spokojnie, moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej.
Nieznajomy rechocze gardłowo i robi krok w moją stronę.
Chcę się cofnąć, ale jedyne co robię, to przysuwam do twardej ściany za moimi plecami. Utknęłam.
- Dokąd się tak spieszysz? – kontynuuje, oblizując wargi i przybliżając do mnie jeszcze bardziej.
Rozglądam się nerwowo. Obserwuję, śledzę i badam miejsce, w którym stoję. Wyszukuję choćby najmniejszego, działającego na moją korzyść szczegółu. W pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Jesteśmy sami. Mężczyzna jest coraz bliżej mnie. Zaciskam palce na srebrnym nożu w swojej kieszeni.
- Czego ode mnie chcesz? – pytam, starając się, aby mój głos brzmiał na tyle pewnie, na ile to możliwe.
- Poznać cię bliżej, oczywiście – oświadcza nonszalancko, przysuwając głowę do mojego ucha.
Przełykam głośno ślinę i z całej siły wbijam sztylet w jego szyję. Wampir wydaje gardłowy jęk, odpycham go rękami i biegnę przed siebie. Zdążam zrobić kilka kroków, zanim łapie mnie za nogę i przewraca. Zaczynam kopać powietrze wokół siebie i próbuję odczołgać jak najdalej, wbijając łokcie w ziemię. Mężczyzna rzuca się na mnie i wystawia ostre kły. Zamykam oczy w oczekiwaniu na ból, ale nic takiego nie następuje. Słyszę huk i podnoszę głowę.
- Uciekaj stąd! – krzyczy Fabian, a na jego twarzy maluje się wściekłość.
Wstaję oszołomiona i biegnę przed siebie. Zastygam, słysząc donośny ryk.
Obracam głowę, mężczyzna nie jest już sam. Dwóch innych wampirów pojawiło się, żeby mu pomóc i całą trójką skoczyli na Fabiana.
Wydaję głośny krzyk, momentalnie zakrywam dłonią usta.
Mężczyźni wymachują rękami, próbują zadać mu cios. Jest szybszy i udaje mu się uniknąć uderzeń. Wampiry skaczą wokół niego, jakby właśnie zdały sobie sprawę z siły swojego przeciwnika. Powinnam uciekać, ale nie mogę. Nie chcę zostawić go samego, nie kiedy walczy w mojej obronie. Fabian wydaje głośny jęk i upada na ziemię. Cała trójka rzuca się na niego i zaczynają kopać i okładać pięściami każdy kawałek niezasłoniętego ciała. Jeden z mężczyzn wyciąga długie ostrze.
- Uważaj! – krzyczę, a powstrzymywane łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
Podnosi głowę i spogląda na mnie, po czym wstaje gwałtownie i odrzuca ich na kilka metrów. Podbiega w moją stronę i łapie mnie w pasie, następnie wzbija nas w powietrze i ląduje na dachu najbliższego budynku. Przytulam się mocno, a on zaczyna biec, przeskakując z jednego domu na drugi. Chcę zamknąć oczy, ale powstrzymuję się i obracam nerwowo, aby sprawdzić, czy mężczyźni nie biegną za nami. Nie widzę nikogo. Zatrzymujemy się dopiero, lądując na dachu naszego hotelu. Fabian puszcza mnie gwałtownie i upada na ziemię, a grymas bólu wykrzywia jego piękną twarz. Obracam głowę i próbuję zlokalizować drzwi.
- Zaczekaj tu – proszę, schylając się i głaskając delikatnie jego policzek.
Biegnę szybko przed siebie i próbuję odnaleźć wejście do budynku. Zauważam je i mocno szarpię za klamkę. Otwarte. Wracam do Fabiana i pomagam mu wstać, przewieszając jego rękę przez moje plecy.
Jest ciężki.
Zbyt ciężki.
- Musisz mi pomóc! Nie utrzymam cię! – krzyczę, powstrzymując łzy.
Wstaje z głośnym jękiem i przenosi ciężar swojego ciała na nogi.
Zapieram się, rozglądam i kieruję nas w stronę drzwi.
Schodzimy powoli po schodach, chociaż z ogromną chęcią zaprowadziłabym nas do windy. W ten sposób jest jednak mniejsze ryzyko, że ktoś nas zauważy.
Mijamy kolejne poziomy.
Nie dam rady.
Nie mam siły.
Zatrzymuję się, rozglądam, oddycham i idę dalej. Opieram dłonie na barierce.
Jest ciężki.
Zbyt ciężki.
Pot, ból i przerażenie oblewają moje ciało. Jeszcze kawałek. Jeszcze tylko chwila.
Docieramy do naszego piętra.
Odpychając się od ścian, doprowadzam nas do drzwi. Gorączkowo przetrząsam kieszenie w poszukiwaniu karty magnetycznej. Wyczuwam ją palcami i trzęsącą dłonią, celuję do zamka. Otwierają się, wydając ciche piknięcie.
Odpycham je łokciem i wciągam nas do środka.
Zamykam drzwi kopniakiem i ostatkiem sił kładę Fabiana na łóżku.
Siadam w kącie pokoju, przyciągam kolana do twarzy i pozwalam płynąć łzom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro