Część 6
Dopijajac do konca zawartosc termosu poszedlem na silownie. Szybko jednak zawrocilem i poszedlem do biblioteki. Uprzednio w lazience wymylem do kladnie termos, zeby nie bylo czuc ani zapachu krwi ani zadnego innego sladu. Przemylem usta, a w bibliotece zaczalem czytac ten sam podrecznik co Shin kilka dni temu. Musze wiedziec, czego zdazyl sie dowiedziec
Wiedziałem jak zabic wampira... kolek.. spalenie... oslabienie go woda swiecona.. sloncem może trochę... srebrna kulka w serce.. No i podstawy.. sa silne.. szybkie.. niektóre maja jakieś dary.. i oczywiście bzdury o magi... jakieś kręgi i chuj wie co.. nadal siedziałem w lesie a zaczynalo robic się akurat ciemno.. dziś tu spie... w lesie ..
Malo kto zagladal do biblioteki wiec spokojnie cale czas nie zwazajac na uplywajace minuty czytalem i kiedy po kilku godzinach skonczylem odlozylem ksiazke na polke. Same podstawy.... Nie mialem sie czym przejmowac
Patrzylem w gwiazdy wzdychajac cicho. W krótce zasnalem plytkim snem pod drzewem.
Stanalem przed oknem wpatrujac sie w najmniejsze szczegoly takie jak liscie, dzdzownice na nich, a nawet na chlopaka siedzacego pod jedna z galezi
Na dworze mimo ciemna i zimna przy lesie oczywiście palili tamcie chłopcy. Ich dziewczyny też palily nie chcąc byc gorszymi
Westchnalem zakladajac rece na piersi i otwierajac okno usiadlem na parapecie przewieszajac nogi przez okno
Gdy robilo się już na prawdę późno wszyscy poszli do pokoi. Ja nadal spałem pod drzewem..
Szybciej wyczulem niz zobaczylem trzy wampiry smiejace sie gardlowo ze swoich ofiar. Wszyscy trzej w pewnym momencie zatrzymali sie wyczuwajac spiacego chlopaka.
Obudziły mnie jakieś smiechy... otworzyłem oczy i przetarlem je po woli wstając
Skoczylem trzy pietra w dol za chwile z gluchym hukiem ladujac na ubitej ziemi. Ruszylem w strone z ktorej dobiegaly smiechy
Popatrzyłem na nich i zanim się zorietowalem zostałem przyszpilony do drzewa... starałem się jakoś uwolnic i to na marne.. wampir wlorzyl mi kolano między moje nogi i ugryzl w szyję.
-Mrrrr jakis smakowity... Taki rzadki... Taki czysty... Chlopaki taki kasek nie trafil nam sie juz od kilkudziesieciu lat.. Teraz znalezc takiego to skarb.... -Wampir zasmial sie gardlowo zamroczony zapachem swiezej krwi uwalniajacym sie z przecietej skory na szyi mlodszego. W koncu zaczalem biec majac trzy wampiry w zasiegu wzroku. Kiedy jeden z nich mial juz go ugryzc zeby zakonczyc jego cierpienia dorwalem go i odciagajac za ramie odrzucilem do tylu. -Nic Ci nie jest? Nie jest gleboka. Przeprzony dewiant... -Wymruczalem do siebie przechylajac glowe chlopaka i dotknalem chlodnymi palcami jego szyi. -Uciekaj.
Popatrzyłem na niego mruzac oczy. Wszystko się zamazywalo.. czulem się tak slabo... -a-ale.. co z tobą... ?- spytałem bardzo cicho.
-Ciii dam sobie rade okej? Po prostu idz... Biegnij tak daleko jak mozesz i tak szybko jak mozesz... Dolacze do Ciebie zanim zdarzysz o tym pomyslec. -Powiedzialem usmiechajac sie lekko i pchnalem go lekko w strone lasu. Dam sobie spokojnie rade z takimi plotkami, ktore zapewnie nie maja nawet 50 lat. Pewnie nie tak dawno zosyali przemienieni i dalej rzucaja sie na wszystko co sie rusza i ladnie pachnie.Popatrzyłem na niego i zacząłem iść tak szybko ja mogłem przed siebie.. nie wiem nawet gdzie ale przed siebie. Z mojej szyi nadal leciala krew splywajaca mi pod koszulke...Widzac, ze chlopak sie wycofuje odwracam sie do rozezlonych wampirow. No tak... Przerwalem im posilek. -Wybaczcie, ale on jest moj. -Wymruczalem z wrednym usmiechem po chwili rzucajac sie na nich z rykiem i rozerwalem kazdemu z nich po kolei szczeki. Ich ciala rozdzazyly sie jak wegle, zeby po chwili zamienic sie w proch. Nie byli stad. Musieli byc z innej wioski, albo to kolejna grupa topowo polujaca. Teraz juz nie beda przeszkadzac. Ruszylem w strone w ktora poszedl chlopak i w koncu w zasiegu mojego wzroku znalazl sie zataczajacy sie chlopak. Stracil za duzo krwi jak na jego watle cialo. Zlapalem go w ostatniej chwili uchraniajac przed upadkiem na zimne konary drzew.
Szedłem tak szubko jak tylko mogłem. W pewnym momencie zakrwcilo mi się w głowie i stracilem przytomność...nie wiem co dzialo się dalej.. cala moja bluza i nagie cialo pod nia bylo w mojej własnej krewi...
Zabralem chlopaka do naszego pokoju ledwo nad soba panujac. Tak duzo krwi... Swiezej, slodkiej pomieszanej z jego unikalnym zapachem. Rozbierajac go do naga oczyscilem jego cialo z krwi i ziemi oczyszczajac tez rane. Nie byla duza... W zasadzie to bylo zaledwie rozciecie dlugosci 6 centymentrow, ale przez adrenaline i strach krew w jego zylach zaczela przeplywac szybciej, przez co tracil jej wiecej. Posmarowalem rane mascia i zakleilem bandazem. Wolalem nie zajmowac sie nia na wlasna reke... Jeszcze bym sie nie powstrzymal. Polozylem go do lozka i zabierajac przemokniete krwia rzeczy ruszylem do pralni zostawiajac go spiacego w naszym pokoju. Wyjalem wczesniejsze ubrania i wrzucilem nowe siadajac na moim stalym miejscu. Kiedy sie obudzi bedzie zadawal duzo pytan...
Spałem tak do rana... czułem się bardzo słabo... gdy się obudziłem czułem się jakbym mial kaca.. złapałem się za bolaca głowę i powoli mruzac oczy rozejrzalem po pomieszczeniu.. pokój.. ale..jak.. ? Nie pamietam zbyt dużo... poczułem pod koldra dziwny chłód i wtedy zorientowałem się że jestem goły... co się stalo...?
Kiedy kolejna partia ciuchow byla uprana z calym koszem ruszylem do pokoju. Wszedlem po cichu jednak juz od wejscia w oczy rzucil mi sie siedzacy i zaklopotany chlopak. Szybko wstal... Bardzo szybko. -Nie wstawaj. Poloz sie jeszcze. Lepiej zebys dzisiaj zostal w pokoju. Jak sie czujesz? -Zapytalem podchodzac z koszem do okna i stawiajac go pod nim rozlozylem uprane ciuchy na drazku. Zwiazlaem przydlugie wlosy w luzna kitke, z ktorej wydostalo sie pare kosmykow splywajac mi na twarz.
Popatrzyłem na niego. Byl taki trochę zamazany. -ja.. wiedziałem... - powiedziałem cicho i dotknalem swojej szyi. Bandaż... zakrylem się koldra i Położyłem nogi na ziemi. Opuscilem głowę która wydawala się strasznie ciężka... - co się stało..? Malo psmietam...
-Nieduzo. Ugryzl Cie wampir. Nie martw sie nie staniesz sie jednym. -Stwierdzilem spokojnie zawieszajac jego spodenki. Westchnalem i lapiac kosz postawilem go pod drzwiami
Popatrzyłem na niego. -ty... jesteś wampirem...- powiedziałem cicho. -wiem to... nie oklamiesz mnie juz...
Zasmialem sie patrzac na niego katem oka. -Widziales u mnie kly? Albo widziales jak pije krew? Zlapales mnie na goracym uczynku? Tak dlugo jak tego nie udowodnisz, nic nie mozesz mi zrobic. -Powiedzialem zabierajac z lazienki masc, nozyczki i swiezy bandaz
Popatrzyłem na niego. - twoja skóra jest zimna... ale to o niczym nie swiadczy... -powiedziałem cicho. - ale... ty wtedy kazales... kazales mi uciekac.. a sam poszedles do nich... do wampirów... i wróciłes bez żadnych obrażeń...
-Jestem dobrym dyplomata. -Zasmialem sie klekajac przed nim. Polozylem komplet ciuchow na poduszce obok jego glowy i wzialem do rak nozyczki zblizajac je do jego szyi. Juz po chwili na lozko bezwlasnie opadl rozciety bandaz, a zaraz za nim naznaczona krwia gaza.
Popatrzyłem na niego i przestraszony zakrylem się cały kołdrą. Teraz byłem trochę zorientowany... zimnie nożyczki na moje szyi... jak... zimna skóra wampira..
Spojrzalem prosto w jego oczy za chwile zabierajac jedna z jego dloni z szyi. Mimowolnie sie usmiechnalem zabierajac wacik i przytrzymujac nozyczki bialymi zebami posmarowalem rane ta sama mascia ziolowa co ostatnio. Przylozylem do rany wacik i rozcialem papierowe opakowanie z bandazem.
Wzdrygnalem boleśnie czując dotyk na mojej szyi. Szybko zakrylem się koldra jak i głowę. - nie dotykaj mnie... - powiedziałem cicho. W moich oczach pokazaly się łzy a ja trochę się trzaslem...
-Czy wczoraj moj dotyk byl inny? Nie. Byl taki sam. To twoje myslenie sie zmienilo, mimo, ze nie masz na swoje podejrzenia dowodu. Trzymaj sie tego. -Westchnalem i zostawilem bandaz obok jego poduszki zabierajac nozyczki i umazany krwia wacik i wydzucilem go do smieci idac umyc rece z masci.
Nie wyszedłem spod kołdry chowając się pod nia. Ja chyba wariuje.. Shin ogarnij się... nie mogłem miotal mna strach..
Trzesiesz portkami przed domniemanym wampirem, ktory zamiast probowac Cie zabic opiekuje sie toba... Jak w takim razie mialbys zostac lowca? Ci ktorych spotkales wczoraj to zaledwie pchly. -Stwierdzilem i usiadlem na wlasnym lozku dalej nie oddychajac. Nie wzialem ani jednego oddechu odkad przynioslem chlopaka do pokoju. Za duzo zapachow...
Popatrzyłem na niego wychodząc spod kołdry. Po woli zacząłem się ubierać. Opierając się o ścianę poszedłem do niego. Usiadłem obok. -jesteś wampirem....- powiedziałem cicho otwierajac jego usta. -pokaż... przecież nie zwariowalem.... prawdę..?
-Jezeli bym Ci pokazal to przestalbys sie mnie bac? Mysle, ze wrecz przeciwnie. Nie mozesz po prostu przyjac, ze uderzyles sie w glowe i to Ci sie przysnilo? -Zapytalem odsuwajac lekko jego dlonie od swojej twarzy
Popatrzyłem na niego. -tak było...? Ale... nie... nie mogę... wiedziałem... wiem co widziałem...
-Alez kotku... Ty nic nie widziales... -Zasmialem sie cicho patrzac sie prosto w jego oczy przepelnione strachem i niepewnoscia.
- robisz ze mnie idiote... z siebie też... ja.. wiem swoje... - powiedziałem cicho i powoli wstałem podtrzymujac się ściany idąc do drzwi. Krecilo mi się w głowie, a szyję miałem idslonieta.. nie miałem tez butów...
-Cii porozmawiamy kiedy juz calkiem wyzdrowiejesz. -Wymruczalem mu blisko ucha lapiac za lokiec i odwrocilem w swoja strone. -Powiedzialem Ci... Dzisiaj powinienes zostac w pokoju, a juz na pewno nie powinienes wychodzic z rana na wierzchu. -Powiedzialem surowo ciagnac jego podatne na wszystko w tej chwili cialo i posadzilem go na lozku lapiac jednak za bandaz. -Pozwolisz mi, czy jestes zbyt uparty, zeby skorzystac z pomocy?
Zarumieniłem się lekko i Popatrzyłem na niego. Lekko cofnąłem się w tył. - wiem że jesteś wampirem... na prawdę... to mi się nie wydaje... - mówiłem pewnie. Zaczela bolec mnie blowa...
-W takim razie dlaczego mnie nie zabijesz? -Zapytalem odwijajac kawalek bialej szmatki i przykladajac ja do nalozonego na rane wacika zaczalem owijac nia cala szyje chlopaka
Wzdrygnalem łapiąc jego ręce-nie tak ciasno...- powiedziałem cicho. Zabić... Chciałem tego... ale czy dam radę...?
-Nie jest ciasno. Jak bede wiazac to sie jeszcze rozciagnie, i pozniej moze jeszcze spasc. -Wytlumaczylem dalej owijajac bandaz i zaczalem go wiazac uprzednio drac koncowke na dwa. -Poruszaj delikatnie szyja i wszystko sie ulozy. -Powiedzialem wstajac z kleczek i przeciagajac sie. -Lez poki co, pojde do twojego ojca.
Poruszalem chwilę szyją ale szybko przestalem czujac ból... Popatrzyłem na niego i złapałem go za rękę.- to nie jest mój ojciec.. nie idz po niego.. nie chce...
-Sam mi powiedziales, ze to twoj tata zastepczy. Powinien wiedziec. -Zmarszczylem brwi patrzac na jego dlon.
Zmusialem go by usiadł obok mnie. - jak tu przyjdzie to będzie mnie tylko wkurzal... powiem mu że jesteś wampierm...
-Prosze bardzo. Watpie zeby stosowal te same tortury co w XVII wieku... -Wymruczalem sam do siebie patrzac w sciane. Wtedy ludzie byli najokrytniejsi. Zero litosci, nie wystarczaly im tortury cielesne, musieli jeszcze lamac nasza psychike. Albo ktos umieral przez tortury. Albo tuz po nich kiedy sie przyznal aby zakonczyc szybciej swoje meki. Przelknalem sline patrzac sie na chlopaka katem oka. -Nie boisz sie siedziec tak blisko mnie?
Wziąłem mala chustę i zaslonilem mu oczy. Wyjalem sztylet spod koduszki i lekki przeciąłem jego rękę. Tak! Rana szybko się zagoila... - wiedziałem... juz mnie nie oklamiesz...
-Oh blagam Cie... Naprawde? Mogles to sprawdzic w duzo prostrzy sposob ty zoltodziobie. -Zasmialem sie odciagajac od swoich oczy jasna chustke. -Duzo masz tam tych wykalaczek? -Zapytalem lapiac za materac i unioslem jego koniec patrzac na zapasy sztyletow. Wszystkie srebrne. -Ty serio masz jakas obsesje. -Wzialem jeden z nich, tez z czerwona jekojescia i wlozylem ja w dlon chlopaka. Przylozylem ostry koniec do swojej klatki w miejscu gdzie powinno znajdowac sie serce i nacisnalem lekko zatapiajac w swoim ciele kawalek srebra. Trzymajac dlon chlopaka na rekojesci spojrzalem na niego zoltymi slepiami przestajac sie smiac. -Dalej. Zabij mnie. Wlasnie tego chcesz prawda?
Popatrzyłem na niego przerażony. Mimo jego oporu z całych sił wyjąłem z niego ostrze przecinajac sobie trochę rękę. Złapałem się za nia i spiscilem głowę kiwajac nia na boki. Coś mnie blokowalo... nie jestem przecież morderca...
-Chodzi o mnie, czy innych tez nie moglbys zabic? -Zapytalem zaciskajac lekko szczeki za widok kilku kropel krwi pojawiajacych sie na dloni chlopaka
Mocno scisnalem rękę tamujac trochę krew.. o niego...? Tak... o...o niego.. -o ciebie... - powiedziałem bardzo cicho.
-Rozumiem. -Westchnalem i wstalem idac do lazienki. Zabralem recznik i wrocilem do niego podajac mu go. -Wytrzyj. Zaraz zabrudzi Ci posciel. -Powiedzialem sucho przelykajac sline i patrzac za okno.
Wziąłem recznik i wytarlem krew. Wziąłem trochę na palec i wytarlem mu o dolna wargę. -wiedziałem...
-I co? Dalo Ci to cos? -Zapytalem powoli oblizujac warge i zazgrzytalem zebami przelykajac sline. Cholera, nie oddycham, a i tak czuje jego smak. Tak wyrazisty, aromatyczny, slodki z lekka nutka goryczy. Czulem jak zrenice mi sie rozszerzyly kiedy wpatrywalem sie w niego z jawnym pragnieniem. Cholerny gowniaz. Od zawsze dziala na mnie tak samoPopatrzyłem na niego z lekkim uśmiechem. - wiem że nie oszalalem..- powiedziałem spokojnie kładąc się
Nie odezwalem sie juz jedynie patrzac jak klad sie pod koldra. Wzdrygnalem sie dalej czujac na jezyku jego smak
Uśmiechnąłem się lekko i zamknąłem oczy zaraz zasypiając. Wiedziałem... wiedziałem że on jest wampirem..
Podszedlem do jego lozka i ukleklem przy nim. Nie boi sie. Byl w stanie swobodnie zasnac przy wampirze... Co za lekkomyslny dzieciak z niego wyrosl.
Uchyliłem oczy i złapałem go za nos. -będziesz się tak gapic...? - złapałem go za rękę i wciagnalem do łóżka. -Mimo wszystko... gdy Cię przytulam czyje się tak dziwnie bezpiecznie... zarówno i taki maly.. czy zagrozony
Ze zdziwieniem leglem obok niego na lozko za chwile czujac jak sie we mnie wtulil. -Musisz byc niezrownowazony psychicznie.... Najpierw sie mnie boisz, a pozniej wpychasz do wlasnego lozka...
Popatrzyłem na niego i zepchnalem go z łóżka na podłogę-lepiej? A teraz wracaj..
Lezalem na podlodze patrzac sie w sufit i machajac glowa. -Ty naprawde jestes nienormalny... Ale ja chyba tez bo mi sie to podoba. -Stwierdzilem i wrocilem na lozko kladac sie obok niego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro