Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 11

Zmarszczyłem lekko brwi.

-Mnie? Od zawsze? - spytałem cicho głaszcząc go po policzku

.
-Tak myślę... W tych waszych podręcznikach naprawdę nie mówią wszystkiego. Nie wiesz jak w prosty sposób rozpoznać wampira, nie wiesz nic o naszych zwyczajach, tradycjach, miejscach zerowania, nie wiecie jak udało nam się przeżyć i wtopić w wasz szary ludzki świat... -Stwierdziłem cicho, uśmiechając się lekko wiedząc, że i tak nigdy nie dowie się o mnie wszystkiego, ale na pewno powiem mu więcej niż te podręczniki dla łowców
Pocałowałem go w czoło.

-Chodź ze mną spać -  powiedziałem cicho głaszcząc go po policzku


.-I tak pewnie byś mnie wciągnął pod swoja kołdrę. -Zaśmiałem się i jednym ruchem uniosłem go za chwile kładąc na łózko.
Uśmiechnąłem się i Położyłem na nim przykrywając nas kołdrą.

-Spotkaliśmy się kiedyś...?


-Tak. Stąd wiem, że to ty. 16 lat temu. Przenosiliśmy swoją osadę i natkneliśmy się na grupkę ludzi z kilkoma małymi dziećmi. Byłeś tam. Taki mały. Drobny... niewinny nawet bardziej niż teraz. -Rozmarzyłem się przypominając sobie chwile w której po raz pierwszy poczułem ta niesamowita krew, która od tamtej pory stała się jedyna, której prawdziwie pragnąłem.

Popatrzyłem na niego trochę zaciekawiony.

-Co było dalej..? -spytałem cicho, wpatrując się w niego.


-Nie mogłem tam zostać. Nie mogłem im Cie zabrać. Byłeś za młody. Zanim odeszliśmy poznałem twoich rodziców. Przemili ludzie... Powiedzmy, że... zaprzyjaźniliśmy​ się w przeciągu trzech dni. Tak jak to mógł zrobić niespełna roczny dzieciak i kilkuset letni wampir. Niestety byleś strasznie niesforny... wszyscy patrzyliśmy jak spadasz do wąwozu. Nikt nie był w stanie się ruszyć. Nikt nie był w stanie się poświecić. Ja nie musiałem. I tak przeżyłem. Kiedy twoi rodzice mnie zobaczyli zrozumieli czym jestem. Musieliśmy uciekać. Od tamtej pory więcej Cie nie widziałem. Aż do teraz. Wahałem się nie wiedząc czy to naprawdę ty. Nie wiedziałem też, że twoi rodzice zginęli... dlatego słysząc że to dyrektor jest twoim ojcem dodatkowo się zmieszałem. Pól miesiąca temu znowu się osiedliliśmy... I póki co tu zostaniemy.

Popatrzyłem na niego głaszcząc go po policzku.

-Jak słodko. -Uśmiechnąłem się lekko. 

-Szkoda że nie mogliśmy z wami zostać.. jesteś bohaterem nie potworem..-powie​działem cicho tuląc się do niego.



-Każdy wampir zrobiłby to przy Porozumieniu. Nie myślałem. Po prostu skoczyłem. Byłeś dzieckiem. Żaden rodzic nie chciałby stracić dziecka. -Powiedziałem zaplatając dłonie na jego plecach.
Uśmiechnąłem się lekko do niego.

-Czemu ja tego nie pamiętam...? - spytałem cicho a z zamkniętych oczu, łzy leciały na jego tors.



-Cii byłeś za mały... nie miałeś nawet roczku... to i tak niesamowite, ze masz uczucie, że mnie znałeś. -Stwierdziłem przechylając lekko głowę. Wytarłem krople łzy z czubka jego nosa.

-Nie masz czego płakać... to było dawno. Nic już nie zmienisz.



-Ale... nic nie pamietam... pamietam tylko smierc rodziców... jak... on ich rozszarpywal... nawet nie pil ich krwi... po prostu ich rozszarpal... na kawalki..

-Ciiii -Podciagnalem chlopaka do gory i przytulilem mocno calujac w skron.

-Nie musisz o tym myslec. Takie wampiry jak tamten nie zblizaja sie do centrum... Poluja na zagubionych w lasach. Tak dlugo, jak nie bedziesz sam w lesie nie masz sie czego bac.



Zacząłem płakać tulac się do niego.

-To nie bylo w lesie... tylko w domu... przyszedł mówiąc, że jest kominiarzem... gdy go zaprosili od razu ich zabił... z takim psychicznym uśmiechem... chowałem się w szafie... tam bylo tyle krwi... tak...dużo krwi... -Zacząłem płakać jeszcze bardziej. 

-Ich.. części ciał do około... gdy skończył poszedł umyc rece... i przebrać się w ciuchy taty... i poszedl...



Zabil jego rodzicow, a jego nie...? Napewno wiedzial, ze tam jest. Albo to ktos kto chcial sie zemscic na jego rodzicach, albo na nim samym. Marszczac brwi przytulilem go mocniej pozwalajac plakac.

-Ciii to sie wiecej nie wydarzy...



- No tak... bo.. bo nie żyją... - zaczalem drzec.

-Dlatego chciałem zabic wszystkie wampiry... przez całe życie zadawalem sobie pytanie czemu mnie nie zabil...




-Nigdy wiecej nie pozwole Ci doswiadczyc czegos rownie okrutnego. Przestan o tym myslec. Mysl o czym przyjemnym. -Mowilem spokojnie chowajac nos w jego wlosach. To musialo sie wryc w jego psychike... Biedny dzieciak. Jest jeszcze taki mlody....

Wtuliłem się w niego mocno. Płakałem przez kilka, kilka naście minut, aż zaczęła mnie boleć głową i zasnalem.

Pozwolilem mu plakac wiedzac, ze zapewne robi to pierwszy raz od dawna. Kedy sie obudzi bedzie caly zakatarzony i bedzie go bolec glowa... ale to nic. Temu bolowi mozna zaradzic.

Obudziłem się rano ale nie otwieralem oczu. Czułem się fatalnie. Jęknąłem przeciagle łapiąc się za głowę.
-Przyniesc Ci cos na bol glowy? -Zapytalem odsuwajac sie od niego na kilka centymetrow i przyjrzalem sie jego zmeczonej twarzy.Popatrzyłem na niego i pokiwałem lekko glowa. Wyciagnalem reke i z cichym sapnieciem siegnalem do szafki wyjmujac czarne pudelko. Otworzylem jedna z kieszonej i wyciagnalem jeden z kilkunastu posrebrzanych listkow pelnych tabletek.

-Te powinny byc dobre. -Podsunalem mu jeden z listkow przed nos



Popatrzyłem na niego.

-Nie zatrujesz mnie? - spytałem cicho, nie pewnie to biorąc.



-Zartujesz sobie? - Spytalem warczac lekko. Nie powinien nawet pytac o cos takiego. To jest jednoznaczne z tym, ze dalej uwaza mnie za wampira bez zachamowan.

Uśmiechnąłem się lekko do niego i pocałowałem go w czoło.

-Tak.- Zaśmiałem się i polknalem tabletke. 

- Po prostu ma dziwne opakowanie

.
-Takie jak kazde inne tabletki. Po co mam nosic cale pudelko jak moge tylko listek? -Spytalem podnoszac sie lekko na poduszki. -Masz czerwone oczy. Widac, ze plakales. -Powiedzialem glaszczac go kciukiem po poliku tuz pod prawym okiem

Popatrzyłem na siebie i dotknalem swoich oczu.

-Mogę użyć kropli do oczu?



-To nic nie zmieni. Poczujesz sie lepiej, ale zaczerwienienie nie minie. -Powiedzialem kladac dlon na swojej piersi

-No ok.- wziąłem krople z szuflady i skroplilem sobie oczy. Mocno się w niego Wtuliłem.
Zakrylem go ramionami calujac w czubek glowy.

-Idziesz dalej spac?

-Nie..- powiedziałem cicho i Wtuliłem się w niego.

-Poprzytulalam się do ciebie.

-Jak ty chcesz zdac szkole skoro w ogole nie chodzisz na zajecia? -Zapytalem bawiac sie jego wlosami.
- Jutro pójdę.. - powiedziałem cicho i Popatrzyłem na niego.

-Obiecuję.



-Ale nie musisz mnie o tym zapewniac. Nie jestem twoim rodzicem. -Zasmialem klepiac go po czubku glowy.

Zaśmiałem się.

-Ale mógł bys nim byc. - Położyłem rękę na jego policzku i pocałowałem go w usta

.
-Moglbym byc nie tyle twoim rodzicem co zalozycielem linii rodowej... -Zasmialem sie i lapiajac go za boki pezewrocilem nas za chwile nad nim zawisajac i samemu calujac go z uczuciem

Popatrzyłem na niego i obialem jego szyję zamykając oczy i oddając czuly pocałunek20 paź 2015 18:34
Oplotlem go rekoma w pasie i z glosnym cmokiem odsunalem od siebie. Przeswidrowalem jego twarz po chwili usmiechajac sie szeroko.
Popatrzyłem na niego i znów przyciagnalem go do pocalunku. Uwielbialem się z nim całować.

-Mm czekaj. -Oderwalem sie od niego i podciagnalem do gory zaraz biorac swoja torbe. Wyjalem z jednej kieszonki czarny dlugopis i zlapalem jego dlon. Napisalem na niej kilka literek, za chwile robiac to samo z druga dlonia, rekoma, i podwinalem jego koszulke piszac po raz kolejny swoje imie nad jego pepkiem. Ucalowalem to miejsce za chwile tworzac sobie ustami sciezke od jego brzucha, po szyje, az do samych warg.

 -To tez bym podpisal, ale chyba juz wiesz, ze to tez nalezy do mnie prawda?



Patrzyłem co robi ze smiechem.

-Gdzie tam. To ty jesteś moim prywatnym wampierm. - Wziąłem dlugopis i podpisalem jego szyje z uśmiechem



-A ty moim czlowiekiem. -Stwierdzilem zabierajac mu dlugopis i unioslem jego noge przez co zjechal troche po poduszkach. Zalozylem jego noge na swoj bark podwijajac nogawke.

 -Shuuuugooooo. Patrz. Gdziekolwiek nie pojdziesz bede z toba. Niesamowite co?



Popatrzyłem na niego i zabralem noge pchajac go na lozko i siadajac mu na biodrach. Podnioslem mu koszulke i zaczalem pisac swoje imie.

-Wiesz, ze u was ludzi, branie niewolnikow zostalo zakazane juz daaawno temu? -Zapytalem za chwile znowu nas przewracajac i zanim mrugnalem chlopak juz lezal na brzuchu. Unioslem jego koszulke i skladajac kilka drobnych calusow wzdłuż jego kregoslupa znowu napisalem swoje imie.

Popatrzyłem na niego przez ramię.

-Trudno... -Zacząłem się smiac i wiercic. 

-To gilgocze..



-Czeeeekaj jeszcze tylko chwile nooo. -Zasmialem sie zsuwajac mu dresy z jednego posladka.

-No tu jeszcze Shuugo nie byl, ale i tak sa moje. -Ucalowalem posladek robiac na nim malinke i za chwile napisalem swoje imie. 

-Myslisz ze powinienem podpisac jeszcze czolo i stope?



Jęknąłem cicho rumieniac się trochę. Obrucilem się do niego przodem i zawislem nad nim kladac go na lozku.

-Sam zaczales.. -Uśmiechnąłem się zdiąłem mu spodnie i bokserki podpisujac jego czlonka. Na koniec lekko go polizalem i założyłem mu bokserki



-Hej! Tak sie nie bawimi. Bo podpisze cos czego nie powinienem. -Zmruzylem niebezpiecznie oczy walczac na spojrzenia z chlopakiem.

Patrzyłem na niego z uśmiechem. Podpisalem mu policzek, czolo i nos. Usta też.
-Ej.... To sie zmyje...? -Zapytalem obracajac w palcach dlugopis. Nie byl zwyklym dlugopisem ale markerem tez nie... Kiedys bawiac sie nim odkleilem kod kreskowy, i teraz tego zaluje

Popatrzyłem na niego.

-Nie wiem. Może. -Pocałowałem go w usta z uśmiechem



-Jak sie nie zmyje to bedziesz mi scieral twarz papierem sciernym... -Stwierdzilem miedzy kolejnymi pocalunkami



Zaśmiałem się i wsunalem język między jego wargi


Mruknalem owijajac go ramionami w okol szyi i przyciagnalem do siebie wpijajac zaborczo w jego wargi. Byly takie miekkie i slodkie, zupelnie jakbym mial kontakt z piankami, albo przepyszna mleczna i pulchna czekolada, a nie ludzkimi ustami

Całowałem się z nim z uśmiechem. Gdy już brakowało mi oddechu oderwalem się od niego jednak z niechęcią.

-Eee cienias. -Stwierdzilem z przekasem za chwile uchylajac sie od kuksanca w bok. Spojrzalem na jego usta na ktorych rozmazany byl dlugopis i przesunalem kciukiem po jego dolnej wardze.

-Zmywa sie.



-Nie moja wina ze jestem człowiekiem... - mruknąłem i lekko złapałem jego palec zebami

-To tez nie jest moja wina. Pretensje do tego tam na gorze. -Powiedzialem wskazujac palcem na sufit i lapiac go za brode, dalej majac kciuk miedzy jego zebami ucalowalem po kolei w gorna warge, czubek nosa i czolo.

Popatrzyłem na niego i odslonilem mu szyje.

-Ugryz...- powiedziałem cicho



Przesunalem nosem po jego szyi za chwile ja calujac.

 -Nie chce.



Popatrzyłem na niego i Pogłaskałem go po policzku.

-Czemu nie ?


  -Nie jestem glodny, a pozatym znowu bys sie zle czul, a juz i tak jestes na prochach. Musze sie tez nauczyc nad soba panowac, zebym Cie przypadkiem nie zabil pewnego dnia. -Prychnalem chowajac twarz w zaglebieniu jego szyi. Ten zapach jednoczesnie mnie uspokajal i doprowadzal do szalenstwa.
















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro