*Część 10*
Jak zawsze rano wstałem z łóżka i przeciągając się. Podchodząc do szafy wyjąłem z niej ubrania, a następnie powoli się w nie ubrałem.
- No muszę przyznać, że jest na co popatrzeć.
Ułysząc jego głos za swoimi plecami i zadrżałem. No tak... zapomniałem o nim. Po krótkiej chwili stanąłem do niego przodem, już ubrany. Jednak nie zdążyłem się zorientować, a wampir przyszpilił mnie do ściany.
- Co ty robisz...?- spytałem nieco przestraszony.
-Nic. Zupełnie nic.- zaśmiałem się i wgryzłem w szyję chłopaka.
Jęknąłem dość głośno i nieco boleśnie czując ugryzienie. Tak z rana...? Przymknąłem oczy czekając aż łaskawie skończy...
Gdy już się trochę nasyciłem puściłem chłopaka. Jednak widząc jak się chwieje przenioslem go na łóżko, po sekundzie wkładając do jego usteczek kostkę mlecznej czekolady.
-Odpocznij. - powiedziałem prostując się i wychodząc.
Popatrzyłem za nim mróżąc oczy. Zabije..
Gdy po jakimś czasie zrobiło mi się lepemiej wstałem ponownie z łóżka i udałem się na stołówkę. Nie ma go. No bo czego spodziewać po wampirze... Zjadłem spokojnie śniadanie i poszedłem na lekcje. Trzy godziny później zacząłem się martwić - gdyż przeszukałem całą szkołę i wypytałem wszystkich, a po nim ani śladu...
Wyszedłem ze szkoły zaczynając go szukać i nawoływać. Nic. Zrezygnowany poszedłem na lekcję.
Po obiedzie poszedlem do ojca.
~ Tato nie widziałeś Shugo?- spytałem wchodząc do jego biura bez pukania. Jednak fotel stał tyłem do drzwi. Podszedłem bliżej.
~Tato? - spytałem odwracając krzesło w swoja stronę.
~AAAAAAA!!!- Wydarłem się na całe gardło widząc rozszarane zwłoki ojca, po czym wybiegłem z pomieszczenia, jednak to nie był dobry pomysł. Wszędzie była krew, a na ścianach pazury... Wybiegłem na dwór by zaraz paść na ziemię przerażony. Wszędzie były trupy.. Zacząłem płakać szybko wstając i chcąc uciec w druga stronę, ale za mną stał Shugo. Odsunałem się od niego przerażony.
~To ty zrobiłeś?!
~Nie... To ja...
Usłyszałem obcy głos po czym wampir padł na ziemię a ja pisnałem klękając przy nim i tuląc jego martwe ciało. Popatrzyłem w górę gdzie ukazał mi się chłopak cały umazany krwią.
~ Czemu...?- spytałem zaplakany, na co ten się zaśmiał i podniósł mnie za ramię.
~ Bo chciałem Cię mieć..- powiedział z szerokim uśmiechem. Otworzyłem szerzej oczy i odepchnąłem go.
~ Zostaw! Nie nawidzę Cię!- wydarłem się na cale gardło na co ten warknął.
~ Nie?! To zginiesz jak oni!- Krzyknął po czym zmienił się w przerażającego wilkołaka. Krzyknąłem uciekając, ale nim się obejrzałem ten złapał mnie za nogę, powalając na ziemię i rozszarpując moje ciało.
~ No już... będzie dobrze... zostaniemy razem na wieki...- powiedział z uśmiechem. Siedział z moim martwym ciałem na górce usypanej z ciał...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro