~16~
(15 aleja, prawie wieczór, New York)
Jean-Pierre i Nicolas idą sobie ulicą.
J.P.: Gdzie idziesz, Nicolas?
N.: Do Katiany.
J.P.: Po co idziesz do tej wiedźmy? Przecież kazała nam już nie wracać.
N.: Nic mi się nie stanie. Idziesz ze mną?
J.P.: Nie! Nie idę do tej walniętej czarownicy z piekła rodem.
N.: Jak chcesz. Jak już z nią pogadam, to do ciebie zadzwonię.
J.P.: Dobra. A tak w ogóle, to o czym chcesz z nią rozmawiać?
N.: Powiem ci później, teraz mi się spieszy. Do zobaczenia, Jean!
J.P.: Do zobaczenia.
Nicolas odchodzi, a Jean-Pierre nadal chodzi po ulicy.
Trafia na Colina i Harveya.
C.: Tu jesteś, szczęściarzu.
H.: Ciekawi nas, jakim cudem nadal żyjesz.
J.P.: Ja?
C.: Nie, Święty Piotr.
J.P.: Musicie mieć poczucie humoru.
H.: I mamy. Jakim cudem ty nadal żyjesz?!
J.P.: Zmartwychwstałem.
C.: Nie pierdol, nie da się zmartwychwstać. Musiałeś mieć dobrego lekarza.
H.: Nie gadaj, tylko rób to, co kazał ci Derek!
C.: Nie krzycz do mnie! Wiem, co mam robić.
H.: To to rób!
J.P.: Co znowu kazał wam zrobić Derek?
C.: Gówno! Mamy cię zabić.
J.P.: To i tak nic nie da, skarbie. Wrócę tutaj i mój będzie wad dręczył po wsze czasy.
H.: Ty to kurwa słyszysz?
C.: I po chuj się go słuchasz? Pewnie jest naćpany. Strzelaj mu w głowę i spadamy.
J.P.: Sami tego chcieliście...
Colin i Harvey strzelają do Jean-Pierra. Jean-Pierre umiera. Mężczyźni idą dalej. Śmieją się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro