Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI Dziupla

Zmęczona i upokorzona wróciłam do domu. Już nigdy nie chce doświadczyć tego co przed chwilą mnie spotkało. Zauważyłam, męskie buty na małym dywaniku. Najwidoczniej musiał ktoś przyjść w gości.

- Już jestem!

- Jesteśmy w salonie kochanie - powiedziała mama

Kochanie? Zawsze mówi tak na mnie tylko w towarzystwie jednej osoby. Oznacza to tylko jedną rzecz. W progu pojawił się wysoki mężczyzna o równie czarnych włosach co ja.

- Tatuuusiu!

Zaczęłam szybko biec w jego stronę. On rozłożył szeroko ręce a ja w nie wpadłam. Zostałam szczelnie zamknięta w uścisku.

- Cześć córeczko. Tęskniłem.

- Ja też - odpowiedziałam

Ucieszyła mnie jego wizyta. Rzadko kiedy tata jest w domu bo pracuje za granica a sam dojazd tutaj jest strasznie czasochłonny. Odkąd pamiętam zawsze miałam z nim dobry kontakt. Jest on dla mnie jak rodzic i przyjaciel. Mogę mu wszystko powiedzieć jednak już dawno tego nie robiłam bo coraz częściej nie ma go w domu. Nie musiałby on pracować tak daleko bo z pensji mamy moglibyśmy dostatnio żyć. Chodzi w tym bardziej o to, że oboje się pokłócili i żadne z nich nie chce jako pierwsze przeprosić. Kątem oka zobaczyłam mamę smutno się w nas wpatrująca. Uwolniłam się z jego objęć a on jak za dawnych czasów pocałował mnie w czubek głowy. Na nowo poczułam się jak mała dziewczynka. Mężczyzna podniósł wysoko rękę a ja podskoczyłam najwyżej jak potrafiłam żeby jej dosięgnąć i przybić mu piąteczkę to jest nasz mały rytuał i zawsze się witamy. Kiedyś powiedział mi, że jak uda mi się dosięgnąć do jego ręki to uzna mnie za dorosłą. Jak na razie mi się to nie udało i zostało na tym, że nadal jestem traktowana przez niego jak malutkie dziecko. Po części to prawda.

- Może pójdziemy na miasto? Co Ty na to mała?

- Tak! Poczekaj chwilkę tylko pobiegnie po plecak i możemy iść - odpowiedziałam wbiegając na schody.

Szybko wpakowałam kilka potrzebnych rzeczy do plecaczka i szybko zeszłym na dół. Usłyszałam ściszone głosy rodziców. Pewnie znowu się kłócą. Nie do końca rozumiałam wszystko co mówili więc po cichu zeszłam po stopniach i schowałam się za ścianą żeby mnie nie zobaczyli. Mama przez zaciśnięte zęby mówiła z wściekłością.

- Jak możesz ją tak traktować?! To przez nią Patrycja nie żyje!!!

- Nie obwiniaj jej za to co się kiedyś stało! To była wyłącznie nasza wina, że ich nie upilnowaliśmy. - odpowiedział tata

- NADAL JEJ BRONISZ!?! - kontynuowała wściekła

- To jej nam już nie zwróci. A jeśli dalej będziesz się tak zachowywać to stracisz kolejne dziecko! CHCESZ TEGO?!

To przeze mnie się to dzieje. Gdyby nie ja to nic by się nie stało. Matka zaczęła płakać. Nie mogę na to patrzeć to sprawia za duży ból. Zbyt wiele razy naoglądałam się tego jak mama płacze. Za każdym razem gdy to widzę to obwiniam się o wszystko. Często wieczorem słyszę jak ona tłumi szloch. Ciągle widzę jej zaczerwienienie oczy. Gdybym była kiedyś mądrzejsza to wszystko byłoby w porządku ale wtedy byłam jeszcze głupim dzieckiem. Z plecaka wypadła mi woda robiąc hałas. Rodzice odwrócili się w moją stronę. Wzięłam w rękę buty i wybiegłam z domu. Chce być jak najdalej stąd. Nikt mnie nie gonił lecz czułam się jakbym była przez kogoś ścigana a wszyscy ludzie jakich mijałam rzucali oskarżycielskie spojrzenia i złowrogo szeptali.

- To twoja wina. Zabiłaś ją...

Zasłoniłam rękoma uszy żeby nie słyszeć tych głosów. Nagle zaczął padać śnieg. Jeszcze tego brakowało. Skierowałam się do mojej kryjówki. Jest nią ogromne drzewo z dziurą w środku do której można się schować. Zawsze tam chodzę gdy chce przemyśleć niektóre sprawy. Dawno mnie tu nie było. Stanęłam przed drzewem i się na nie wspięłam. Nie ważne ile razy na nie patrzę to za każdym wydaje mi się wielkie i okazałe. Nigdy nie byłam dobra w żadnych sportach więc wdrapanie się na nie sprawiło mi wiele trudności ale jakoś się udało. Wczołgałam się do dziury i usiadłam na samym końcu. Nie jest ona duża ale z łatwością mnie pomieściła. Zaczął dzwonić mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Madzia. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.

- Cześć Naomi chciałam się zapyta ...

Gdy tylko usłyszałam jej głos od razu się rozpłakałam. Znowu jestem słaba i daje się ponieść emocjom. Ja tylko przysparzam innym kłopotów.

- Gdzie jesteś?!

- W parku przy ulicy Nadmorskiej. Szukaj dużego drzewa z dziupla. - mówiłam to dławiąc się łzami

- Czekaj tam na mnie. Zaraz będę. - rozłączyła się

Pewnie i tak mnie nie znajdzie. Przecież tu jest tyle drzew. Same przejście całego parku zajęłoby przynajmniej godzinę a co dopiero jeszcze przyglądanie się wszystkiemu z osobna. Jestem beznadziejna i zawsze potrzebuje pomocy innych bo sama nie potrafię nic zrobić. Jestem zależna od czyjegoś kaprysu.

- Przepraszam Patrycja. - wyszeptałam 



Jakoś krótki wyszedł mi ten rozdział jednak nie chciałam go na siłę przedłużać. Następny postaram się napisać dłuższy.

EMOticon_Master



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro