Rozdział 9
Diego
Nadzieja, którą żyłem od ostatniego wieczora zgasła niemal kompletnie, gdy lekarz wskazał na taki niby oczywisty szczegół, pozwalający upewnić się, czy ta kobieta była Leila.
Odechciało mi się na nią patrzeć, bo z jakiegoś powodu to pogarszało moje samopoczucie. Może to dlatego, że byłem odważny w swoich myślach i poczułem się, jakbym zdradzał Leilę podwójnie. Bo nie dość, że pragnąłem posiąść Alice, to na dokładkę winiłem się, że nie poznałem własnej żony.
Pełen frustracji oraz żalu, sięgnąłem do barku po burbon, którego ani trochę sobie nie oszczędziłem. W końcu i tak nie mogłem skupić się na pracy, więc było zbędne udawanie lub nawet zajmowanie się interesami.
Wciąż nie rozumiałem, jak mogła być tak podobna do mojej żony.
Pokręciłem głową i choć na zewnątrz szalała wichura, otworzyłem szeroko okno oraz pozwalałem, aby silny wiatr, wraz z zacinającym deszczem smagał mi twarz.
Chciałem płakać, a nawet wyć jak bezradne, zagubione dziecko w centrum handlowym.
Mieszanka bólu, smutku, złości odbierała mojemu ciału chęci do życia.
Byłem zły na ojca, że ją tu przywiózł. Że narobił mi nadziei, że ją odzyskam. Że ktoś mnie pokocha, tak mocno jak ja go kocham.
Tak potrafiła jedynie Leila, a ja ją straciłem...
Kiedy moja koszula oraz pół gabinetu przemokło, zamknąłem okno, aby zaraz jak gdyby nigdy nic ruszyć w kierunku sypialni, żeby się przebrać.
Zrobiłem to szybko, nie przykładając się do własnego wyglądu, bo i tak zamierzałem spędzić resztę dnia w samotności.
Z sypialni wyszedłem dopiero wieczorem, gdy już naprawdę umierałem z głodu.
Humor wciąż mi nie dopisywał, ale nie było to nic nowego. Kiedy nie pracowałem, dostawałem jakiegoś napływu bolesnych wspomnień, dlatego tak bardzo unikałem czasu dla siebie.
Zbliżając się do kuchni, wiedziałem, że nie będę tam jedyną obecną osobą, jednak moje zdziwienie znacznie nabrało na mocy, gdy ujrzałem Alice, która siedziała przy wyspie kuchennej i zajadała się tostami.
Obok niej siedział Santiago nad herbatą, śmiejąc się do niej, ale zaraz spoważnieli, gdy tylko mnie zobaczyli. Ich oczy obejrzały skrupulatnie moją sylwetkę, gdy ja... ledwie powstrzymywałem się przed wybuchem furii.
- Co ona tu jeszcze robi? - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Diego. Uspokój się. To w końcu nasz gość.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie! - Miałem ochotę coś roztrzaskać. - Co ona tu jeszcze robi?! - powtórzyłem i wpatrzyłem się jak ze strachem się skuliła.
Nie obchodziło mnie, że się bała. Nie chciałem już dłużej rozdrapywać ran, przypominając sobie moją Leilę, za każdym razem, gdy patrzyłem na tę dziewuchę.
- Czemu się tak unosisz? - mówił ze swoim zwyczajowym opanowaniem. - Jest burza. Wszystkie loty i promy odwołano. Musi zatem zostać, na jakiś czas - powiedział, po czym na kilka chwil zapanowała cisza.
W tym czasie zdążyłem odrobinę ochłonąć, a nawet zrobiło mi się głupio, że robiłem takie sceny przy Alice.
- Aha - rzuciłem beznamiętnie, kierując się do szafek.
Najwyraźniej, po prostu byłem zmuszony w jakiś sposób przeżyć jeszcze kilka dni, spoglądając w te hipnotyzujące, szmaragdowe oczy oraz nie ulec ich potędze.
- Nie będę sprawiała problemów.- Usłyszałem zachrypnięty, kobiecy głosik.
- Jeszcze tego, by brakowało - burknąłem pod nosem, a następnie nalałem sobie całą szklankę wody, którą zaraz wypiłem.
Nie podobał mi się w ogóle taki pomysł, ale nie miałem żadnego wpływu na pogodę. To będą musiały być dla mnie istne tortury. Patrzenie na kobietę, wyglądającą tak niezwykle znajomo, a jednocześnie kompletnie mi obcą.
- Skoro już ma tu zostać... - Zaczął niepewnie Santiago. - To nieuniknione będzie, żeby Vee ją widziała oraz spędzała z nią czas.
- Nie ma mowy. - Przerwałem mu i odwróciłem się w ich stronę. - Błędem było to, że ją zobaczyła. - Pokazałem szklanką na Alice. - Powinna wreszcie dowiedzieć się, że Leila nie żyje i nie wróci. I tak wyjaśnienie jej, że nie jesteś jej matką będzie trudne, bo wyglądacie identycznie, a zezwolenie na to, żeby spędzały ze sobą czas jedynie pogorszy sytuację.
- Vee i tak już widziała Alice. Nie sądzisz, że sytuacje pogorszy to, jak zniknie bez słowa. Znów poczuje się opuszczona, a może nawet zraniona i to przez osobę, która wiele dla niej znaczy, bo tak jak wspomniałeś, jest przekonana, że Alice to Leila.
- Co ja na to poradzę? - Wzruszyłem ramionami lekko podenerwowany. - To nie ja ją tu ściągnąłem - powiedziałem z wyrzutem, choć pewnie, gdybym sam ją zobaczył, to nie wiedziałbym, co mam zrobić.
Santiago na szczęście przemilczał ten wyrzut. To nie była pora na kłótnie, zwłaszcza przy obcej osobie.
- Alice mogłaby jej wytłumaczyć, że jest siostrą bliźniaczką Leili. Uważam, że już nawet to jest lepszym pomysłem niż dwojenie się, żeby jej przypadkiem nie zobaczyła - rzucił, po czym uniósł do ust, filiżankę z herbatą.
- Róbcie co chcecie - burknąłem, tracąc apetyt na cokolwiek i ruszyłem w kierunku sypialni, aby nie wybuchnąć ze zdenerwowania, a za razem nie katować się widokiem kobiety... tak podobnej do Leili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro