Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Alicja

Z jakiegoś powodu poczułam ulgę, a wszystkie moje obawy oraz złe przypuszczenia znacznie ucichły.

Choć to wciąż było porwanie, miałam wrażenie, że ci ludzie naprawdę nie zamierzali zrobić mi żadnej krzywdy. W końcu w innym wypadku po co zabieraliby mnie do swojego domu, pozwolili zobaczyć dziecku i karmili tak dobrym jedzeniem?

Z uśmiechem na twarzy, przejechałam dłonią po elegansckich, czarno-czerwonych oprawach książek, które zajmowały całą szafkę, zaraz przy drzwiach do łazienki.
Z racji, że nie pozostawało mi nic innego jak tylko czekać, postanowiłam zająć się czymś pożytecznym.

Nim jednak zdążyłam na dobre wciągnąć się w fabułę, do środka wszedł jak się domyślałam, Santiago.

- Witaj! - zaczał, ale wyglądał na jakiegoś speszonego lub... kogoś kto niósł złe wieści.

- Dzień dobry - odparłam i uśmiechnęłam się lekko.

- Na wstępie chciałbym przeprosić. To był jakiś dziwny impuls... Po prostu zgłupiałem, gdy cię zobaczyłem. - Zaczął się tłumaczyć, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że bynajmniej nie mieli złych zamiarów.

- Nic nie szkodzi. Wrócę do Polski i wszystko wróci do normy, chyba, że zostałam wyrzucona z pracy. - Westchnęłam.

Liczyłam, że w jakiś sposób ubłagam szefa, aby nie zdecydował się na zwolnienie dyscyplinarne. W innym wypadku, nie miałabym za co żyć, o długach, które wciąż nade mną wisiały, nie wspominając.

- Tu... jest mały problem. - Podrapał się w kark, a jego wzrok uciekał we wszystkich kierunkach, aby tylko na mnie nie patrzeć.

- Mianowicie?

- Wszystkie loty zostały odwołane. Na zewnątrz szaleją burze, a synoptycy ostrzegają przed zbliżającym się huraganem.

- Czyli?

- Będziesz tu musiała zostać, na... co najmniej tydzień.

- Słucham?! - Zareagowałam impulsywniej niż chciałam, ponieważ z tak długiej nieobecności, wytłumaczenie się przed szefem było wręcz niemożliwe.

O ryzyku, że Natalia zawiadomiła policję i tam też będę musiała się spowiadać ze zniknięcia, nie wspominając.

- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale jest to coś na co nie mamy żadnego wpływu. Promy również nie kursują w takich warunkach, więc to jedyne wyjście. Skontaktujesz się z rodziną i powiesz im, że...

- Nie mam rodziny - przerwałam mu, na co zamilkł na kilka chwil.

- Wybacz.

- Nie szkodzi. Zwykle ludzie mają rodziny. Bardziej martwi mnie, że stracę pracę i to, że ktoś zgłosi zaginięcie.

- Policją się nie martw. Wszystko załatwię, tak jak z pracą. Gdyby pojawił się jakiś problem, to po prostu daj znać - oznajmił, na co spojrzałam na niego z nielada zaskoczeniem.

Nie spodziewałam się czegoś takiego, ale... brzmiało to tak, jakby w razie czego był gotowy zrobić mu krzywdę.

- Dziękuję.

- Kiedy tylko loty znów będą się odbywały, od razu zabukuję dla ciebie bilet. A za każdy zmarnowany dzień, gdy normalnie otrzymałabyś wypłatę w pracy, zapłacimy ci.

- Naprawdę dziękuję, ale nie chciałabym otrzymywać pieniędzy za nic.

- To byłaby rekompensata, za to... porwanie - powiedział z wyraźnym zażenowaniem.

- Może mogłabym się do czegoś przydać? I tak nie mam tu za bardzo co robić. Mogłabym chociażby sprzątać - zaproponowałam, ponieważ pieniądze były mi potrzebne, ale mimo wszystko chciałam na nie zapracować.

- Tak myślałem...

- Tak?

- Diego jeszcze nie wie, że tu zostaniesz, ale tak sobie pomyślałem... - Przysiadł na krawędzi łóżka, zachowując odstęp dający mi poczucie bezpieczeństwa. - Mała bardzo ucieszyła się z twojego powrotu. Żadne z nas nie potrafiło jej powiedzieć prawdy, którą kiedyś i tak pozna. To niewinna sześciolatka, a Diego od śmierci Leili spędza z nią bardzo mało czasu. Po prostu w interesach i ślęczeniu nad papierkami, odnalazł swój sposób na nie myślenie o tej tragedii oraz obwinianiu się. Poza tym, Vee bardzo mu ją przypomina, więc odsuwa ją od siebie, czym robi krzywdę nie tylko jej, ale i sobie. Myślałem zatem... może w takim razie zostałabyś na ten czas opiekunką Vee? Płacilibyśmy ci podstawową stawkę w Anglii, za każdy dzień zajmowania się małą.

- Nie jestem pewna, czy Diego się na to zgodzi - odparłam. - I chyba bym się z nim zgodziła.

- A to dlaczego? - Zdziwił się, unosząc brwi.

- Za tydzień mnie już tu nie będzie, a jeśli się przywiąże, moje odejście złamie jej serce. Zwłaszcza, że jest przekonana o tym, że ja to Leila.

- Pod pewnymi względami macie w tym rację, ale mleko już się rozlało. Widziała cię i zapewniam się, że gdy znów znikniesz bez słowa, to zrani ją o wiele bardziej - powiedział z westchnięciem. - Poza tym zawsze możesz zostać jej drugą mamusią - dodał, chcąc chyba nieco rozluźnić atmosferę, ale ja spiełam się i zawstydziłam.

Nie wiedziałam co powiedzieć, a bicie mojego serca przyspieszyło. Nie potrafiłam przyznać się przed sobą, że   Diego podobał mi się.

W końcu był przystojnym, eleganckim, silnym mężczyzną, na którego pewnie nie jedna miała chrapkę. Ale mogłam jedynie śnić o takim facecie, bo po tym, gdy okazało się, że nie jestem Leilą, stał się wobec mnie jakiś chłodny, a jego oczy stały się wręcz pozbawione tej dawnej energii, którą wcześniaje dawała mu chyba nadzieja.

Santiago, widząc, że jego żart nie za bardzo poprawił mi humor, wytarł dłonie o spodnie, a następnie wstał.

- Możesz czuć się jak u siebie. O ile będziesz zainteresowana, zajmiemy się również załatwieniem kilku ubrań dla ciebie.

- Dziękuję. Przydałaby się chociaż jedna bluzka i spodnie na zmianę. Więcej mi nie trzeba - powiedziałam, po czym wstałam z łóżka. - Czy to znaczy, że mogę wyjść z pokoju?

- To właśnie znaczy, że możesz czuć się jak u siebie. - Mrugnął do mnie, po czym zostawoił samą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro