Rozdział 6
Diego
Siedziałem w swoim gabinecie i czekałem niemal jak na ścięcie na przybycie lekarza. Próbowałem ze wszystkich sił zająć myśli pracą, albo czymkolwiek innym, ale wystarczyło zamknięcie oczu na kilka chwil, abym ujrzał te niezwykłe szmaragdowe tęczówki.
Odchyliłem się bardziej na oparciu fotela, po czym zacząłem wystukiwać palcami rytm na drewnianym biurku, patrząc jednocześnie jak błyskało się coraz bardziej, a deszcz upiornie dzwonił o szyby. Choć był ranek na zewnątrz panowała szara, ponura aura, pasująca idealnie do mojego humoru.
Nie przespałem prawie ani jednej sekundy w nocy, bo nieustannie rozmyślałem o tej niesamowitej kobiecie. Przez noc zdążyłem sobie wmówić, że to musi być ona! Nie było innego wyjaśnienia tak oszałamiającego podobieństwa do Leili. Dosłownie odliczałem minuty do tego, żeby móc z nią wreszcie pogadać, ale ta rozmowa... przyniosła mi jedynie dziwne rozczarowanie.
Nie zdążyłem nacieszyć się tym, że odzyskałem żonę, a już okazało się, że to najpewniej nie ona. Mimo to wciąż nie dawała mi spokoju. Mąciła moje myśli i przywoływała wspomnienie wszystkich szczęśliwych chwil, które przeżyłem razem z Leilą. Nawet uśmiechały się podobnie. Obie były delikatne oraz biła od nich życzliwość, a to właśnie zwróciło moją uwagę w kobiecie mojego życia.
Zerwał się silny wiatr, któremu towarzyszyły coraz częstsze grzmoty i błyski. Podniosłem się, po czym podszedłem pod okno, patrząc na opustoszałe ulice, gdzie potworzyły się już dość spore stróżki wody.
Kiedy w końcu zjawił się leciwy, zaufany lekarz z wypchaną torbą lekarską. Zaprowadziłem go do pokoju Alice, skupiając wzrok na jej przerażonej twarzy. Przez moment lustrowała wzrokiem mnie, ale szybko skupiła się na doktorze.
Edward może nie wyglądał do końca przyjaźnie, bo był przygarbionym, już prawie łysym staruszkiem w znoszonym kitlu z przetartą teczką, a na jego twarzy chyba dawno nie gościł uśmiech przez co wydawał się posępny, ale należał do jednych z najlepszych fachowców. W dodatku potrafiących trzymać język za zębami, a nawet improwizować w razie potrzeby. Dotychczas mnie nie zawiódł, chyba, że okaże się, że ta kobieta to Leila, a on pomógł upozorować jej śmierć.
Lekarz na widok swojej pacjentki zatrzymał się. Oczy mu się powiększyły w zdziwieniu, dzięki czemu były zdecydowanie lepiej widoczne spod krzaczastych brwi.
- Co się stało? - zapytał po chwili, ale jego głos brzmiał inaczej niż zwykle.
- Masz sprawdzić, czy to Leila - rzuciłem, zakładając ręce.
- Do tego potrzebne byłoby badanie DNA. Tu nie mam potrzebnych rzeczy.
- To zrób podstawowe badania. Może coś zwróci twoją uwagę. - Chciałem, żeby zrobił cokolwiek, skoro już tu był.
- Oczywiście. Prosiłbym zatem, żebyś wyszedł.
- Nie będę przeszkadzał - zapewniłem, nie zamierzając się ruszyć.
Nie zamierzałem dać się oszukać po raz drugi, jeśli byli w zmowie. Wystarczył jeden raz.
- Proszę to uszanować. Zależy mi na komforcie pacjentki, a widząc jak jest wystraszona, niczego nie zrobię. - Upierał się i choć było mi to nie w smak, wyszedłem.
Nie chciałem denerwować doktorka, bo miewał swoje humory, a zależało mi bardzo nad tym, żeby się ostatecznie upewnić.
Czekając pod drzwiami, nie wiedziałem czego bardziej chciałem. Żeby potwierdził, że to ona, czy zaprzeczył. Widząc jej strach przede mną, nie miałem pewności czy starczy mi sił, aby na nowo ją w sobie rozkochać. A z drugiej strony... ja wciąż coś do niej czułem. Jej śmierć mnie złamała. Prawie zrujnowałem firmę oraz dużo straciłem przez rozpacz po niej. Nie potrafiłem się pogodzić z tym, że jej przed tym nie uchroniłem.
W końcu drzwi otworzyły się, więc od razu przystąpiłem do Edwarda.
- I? - zapytałem z napięciem.
- Nie potrzebuję badań DNA. Pomijając fakt, że osobiście zatwierdziłem zgon. - Nie omieszkał o tym wspomnieć. Być może domyślał się, że w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. - Jestem pewien na 99%, że to nie jest Leila - oznajmił, a ja sposępniałem.
- Ale... skąd taka pewność? - Chwyciłem go za ramiona.
- To prawda. Jest niemal identyczna jak Leila. Gdybym je zobaczył obok siebie, nie wiem, czy zdołałbym wskazać twoją żonę.
- Więc, skąd taka pewność? - Traciłem cierpliwość.
- Leila była pod fachową opieką, a cesarskie cięcie miała wykonane mistrzowsko, ale mimo wszystko na jej brzuchu pozostał prawie niezauważalny ślad. Ona go nie ma - oznajmił spokojnie, na co przytaknąłem i zacząłem odprowadzać go do drzwi. - Chciałem pobrać jej krew, jednak na widok igły uciekła do łazienki, więc zrezygnowałem z tego. Przykro mi. - Poklepał mnie po plecach, po czym wyszedł, zasłaniając twarz przed zacinającym deszczem.
Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie, zamykając oczy. Miałem ochotę coś roztrzaskać, ale nie wiedziałem nawet co wywołało taki przypływ furii. W końcu jeszcze przed chwilą myślałem, że tak nawet będzie lepiej, a teraz nagle ta wieść spowodowała przypływ frustracji oraz żalu do całego świata.
Kierowany emocjami ruszyłem do pokoju dziewczyny i wszedłem do środka bez pukania. Na mój widok cała napięła się jak struna, co jeszcze bardziej mnie dobiło.
- Jeszcze dziś wrócisz do Polski! - rzuciłem, po czym zaraz wyszedłem, żeby dłużej nie torturować się jej obecnością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro