Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Alicja

Uchyliłam ostrożnie powieki, które zaraz natychmiast zamknęłam, bo rażące jasne światło wzmogło rozrywający ból głowy. Usłyszałam szmer, a następnie czyjś głos. Chwycił moją rękę i powtarzał coś, więc znów powoli uniosłam powieki, żeby zobaczyć kto to był i w ogóle, gdzie się znajdowałam.

Po kilku mrugnięciach, wzrok przyzwyczaił się na tyle, że wreszcie spojrzałam na mężczyznę, stojącego nade mną. Bicie mojego serca zatrzymało się na moment, a do oczu napłynęły łzy. Po prostu nie wierzyłam własnym oczom!

- D-Diego? - wychrypiałam niepewnie.

Przecież był na mnie wściekły, kazał mi zejść mu z oczu, więc dopuszczałam możliwość, że się myliłam.

- Ciii... - Pogładził z uśmiechem na twarzy mój policzek. - To ja.

- Diego... ja... - Chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to.

- Ciii... Nie forsuj się. Wszystko jest w porządku. Jestem przy tobie - powiedział z czułością, przez co do moich oczu napłynęły łzy wzruszenia, że mi jednak wybaczył. - Nie płacz, skarbie. - Ucałował moją dłoń. - Teraz musisz wydobrzeć. Będę o ciebie dbał najlepiej jak będę potrafił, żebyś jak najszybciej doszła do siebie.

Jeszcze przez dobre kilkanaście minut, nie byłam pewna, czy to nie był aby jedynie sen. Ziszczenie moich skrytych pragnień o tym, by wrócił i zapomniał o tym, co mu zrobiłam.

Jednak kiedy zjawił się lekarz oraz wymieniono mi kroplówkę, jakoś zaczęłam wierzyć, że znajdowałam się w najprawdziwszej rzeczywistości.

- Bardzo boli? - zapytał z troską, przerywając wreszcie tę nieznośną, a nawet trochę niepokojącą ciszę.

- Nie. Chyba podali mi dobre leki - mruknęłam cicho.

- Jak to się stało? - Momentalnie się spiął i patrzył na mnie wyczekująco, jakby bał się tego co powiem.

- Szłam... w zasadzie nawet nie wiem gdzie. - Westchnęłam ciężko. Poczułam, że Diego mocniej ścisnął moją dłoń. - Weszłam na przejście dla pieszych, bo jeden samochód się zatrzymał. Drugi... niestety nie zdążył wyhamować.

Mężczyzna trochę się rozluźnił. on chyba... sądził, że chciałam się zabić. Może było w tym trochę prawdy, bo naprawdę załamałam się tym co się stało. Słowami i odrzuceniem przez Diega, za to co zrobiłam. Odetchnął z ulgą, ale zaraz powiedział:

- Powinnaś bardziej na siebie uważać! Mogłaś zginąć!

- Dlaczego nagle zmieniłeś zdanie? - Musiałam w końcu wypowiedzieć na głos to pytanie, które nie dawało mi spokoju.

Wrócił z litości, bo potrącił mnie samochód? A może to dlatego, że myślał, że chciałam popełnić samobójstwo? Pomimo tego, że naprawdę się cieszyłam, chciałam wiedzieć co go skłoniło do przebaczenia i bycia dla mnie takim kochanym.

Diego przez dość długi czas milczał, przez co coraz bardziej się denerwowałam. Wyglądało, jakby nie chciał odpowiadać, ale z pewnością musiał widzieć, że nie zamierzałam odpuścić.

- Wykryto u ciebie GHB - oznajmił w końcu, na co zmarszczyłam brwi, dając mu do zrozumienia, że nie miałam pojęcia, co to było. - Pigułkę gwałtu - wyjaśnił, na co od razu moja luka w pamięci i to wszystko wydało się takie zrozumiałe. - Poniosły mnie emocje, gdy ty wcale niczemu nie zawiniłaś. W tej sytuacji, to ty jesteś pokrzywdzona. - Westchnął. - Oboje nie spodziewaliśmy się, że na takiej imprezie może dojść do czegoś takiego. - Zaczał głaskąć moją rękę, a ja w pewnym sensie poczułam jak kamień spadł mi z serca.

Znaczy... nie cieszyłam się z tej informacji, ani z tego, że ktoś mnie wykorzystał, gdy byłam pod wpływem tego środka. Ale dotychczas myślałam, że naprawdę zdradziłam Diega, a nie pamiętałam tego przez alkohol!

- Pewnie będzie chciała z tobą rozmawiać policja. Będą szukali sprawców.

- Niewiele pamiętam. W zasadzie ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest to, że zaczęłam czuć się dziwnie, po tym jak napiłam się wina. - Zamyśliłam się, próbując sobie przypomnieć coś więcej.

- Pamiętasz, który kelner podał ci nowy kieliszek? - zapytał , wyraźnie oczekując odpowiedzi twierdzącej.

- Nie brałam nowego kieliszka - oznajmiłam, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, bo musiał pamiętać, że swój cały opróżniłam z nerwów. Z resztą... tak mi doradził, żebym się rozluźniła. - Napiłam się... - Zamilkłam na moment. - Z twojego...

Diego podniósł się natychmiast. Przeczesał włosy dłonią, a te zwichrzyły się w uroczym nieładzie, w którym było mu całkiem do twarzy.

- To oznaczałoby, że...

- Celem wcale nie byłaś ty - dokończył za mnie. Znów wyglądał na przybitego, trochę zagubionego i wściekłego. - Chyba, że ten ktoś pomylił kieliszki lub dodał ci czegoś w chwili nieuwagi, gdy zaczełaś z niego pić. - Spojrzał w moim kierunku, jakby czekał na jakieś nowe fakty.

- Nie pamietam, Diego. - Westchnęłam ciężko, zamykając oczy, bo znów rozbolała mnie głowa od tych retrospekcji.

- Już dobrze. W porządku. - Dostałam buziaka w czoło. - Nie powinienem cię męczyć od razu, gdy tylko się obudziłaś. Nie musisz się niczym martwić. Zajmę się wszystkim i ukaram winnych tej całej feralnej sytuacji.

- A od tego nie jest policja? - Uśmiechnęłam się lekko, bo domyślałam się, że po prostu w ten sposób chciał mnie zapewnić, że znów wszystko było w porządku, a winni poniosą karę za nasze krzywdy.

- Policji zajmie miesiące rozpatrzenie tej sprawy, a ostatecznie pewnie nic nie zrobią. Ja jestem skuteczniejszy i sprawiedliwszy. - Uśmiechnął się szeroko, na co również zmusiłam swój kącik ust do uniesienia się.

- Diego?

- Tak? Przypomniałaś coś sobie? - zapytał z nadzieją.

- Chce mi się pić.

- Jasne. Już, skarbie - powiedział, po czym prędko nalał do kubeczka wody, włożył do niego słomkę i podsunął pod moje usta.

Cudownie było móc zwilżyć choć trochę spieszchnięte usta oraz ukoić pragnienie.

- I... Muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam niepewnie, odsuwając od siebie kubeczek.

- Tak? - Chwycił znów moją rękę, jakby chciał dodać mi otuchy.

- Ja... coś słyszałam.

- Tak? Mów Alicjo!

- Będąc w toalecie, słyszałam rozmowę kilku dziewczyn. Jedna z nich była wrogo nastawiona do nowej partnerki mężczyzny, w którym się kochała. - Zaczęłam niepewnie, bo teraz żałowałam, że nie powiedziałam mu o tym od razu! Ale wydawało mi się, że przy nim nic mi się nie stanie, że nie zostawi mnie nawet na sekundę, a w razie czego, że poradzę sobie sama, albo ktoś mi pomoże. Nie chciałam psuć Diego imprezy, ani robić mu kłopotu. A teraz... czułam się głupio, bo może byśmy tego uniknęli. Mogłam być czujniejsza. - Mówiła, że z  chęcią coś by jej zrobiła, albo w jakiś sposób doprowadziła do rozstania. Dopiero pod koniec tej wymiany zdań, wydało się, że chodziło o nas.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu!? - Jego wyraz twarzy stał się bardzo wrogi.

- Jakoś... t-tak... w-wyszło... - zaczęłam się jąkać.

- Jakoś tak wyszło?! - powtórzył po mnie, nie mniej zdenerwowany. - Może można było temu zapobiec, ale jak miałem temu zapobiec, skoro nic mi nie powiedziałaś!? - Awanturował się.

- Nawet nie wiedziałam, kto to mówił... - Chciałam się bronić. Teraz wiedziałam, że to było głupie.

- Który to już raz, ukrywasz przede mną takie rzeczy? Widzisz co się dzieje, gdy nie mówisz mi o wszystkim?

- Wiem. Przepraszam - wymamrotałam skruszona i od razu w moich oczach pojawiło się pełno łez.

Diego znów westchnął ciężko. Choć wciąż był zły, trochę złagodniał, a nawet zaczął głaskać z powrotem moją dłoń, żebym się uspokoiła.

- Okej. Już dobrze. Obiecaj mi tylko, że od teraz, cokolwiek by się nie stało, to powiesz o tym od razu. Usłyszysz, że ktoś chce zrobić ci krzywdę, mówisz o tym. Zobaczysz faceta z bronią, który cię śledzi, mówisz o tym. Znajdziesz jakiś dziwny list, czy sama się w coś wpakujesz, mówisz mi! - Podkreślił ostatnie słowa. - Okej? - zapytał, na co pokiwałam głową. - I za każdym razem, gdy pojawi ci się głupia myśl, o jakimś zawracaniu głowy, czy problemie, to przypomnij sobie to co mi dzisiaj obiecałaś i zignoruj myśle, że nie powinnaś. Bo jak najbardziej powinnaś. Masz do mnie przychodzić i informować o każdej sprawie, dobrze?

- D-dobrze - wychlipałam.

- W porządkimu, a teraz może spróbuj się zdrzemnąć. Na pewno potrzebujesz odpoczynku.

- Nie idź sobie! - Chwyciłam mocno jego dłoń, aby go zatrzymać.

Zareagował na to życzliwym uśmiechem, dzięki któremu już prawie nie widziałam w nim gniewu. Złość zdradzały już jedynie ciemne, chmurne oczy.

- Nigdzie nie idę. - Ucałował wszystkie kostki na mojej dłoni. - Już nigdy cię nie opuszczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro