Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42

Diego

Wróciłem na hol i zaczynałem mieć coraz bardziej złe przeczucia, gdy Alicja długo nie wracała. Może byłem odrobinę przewrażliwiony oraz niecierpliwy, ale nic nie mogłem na to poradzić. W końcu na dzisiejszą imprezę musiała znów nałożyć na swoją śliczną buzię warstewkę kryjącego podkładu, żeby ukryć siniaka, który nadal się goił.

Teraz zamierzałem być mądrzejszy po szkodzie i dokładnie wszystkiego pilnować, żeby nie stracić jej przedwcześnie jak Leili.

Przywiązałem się do tej kobiety... zdecydowanie zbyt mocno i zbyt szybko. Z pewnością uprościło to niezwykłe podobieństwo do mojej zmarłej żony. Czułem się przy niej jakby nadal żyła, a to ciepło, dobroć bijące od niej, jedynie umilało mi każdą chwilę razem, a jednocześnie jeszcze mocniej splatało naszą więź.

Widok Jessici, wychodzącej z łazienki, sprawił, że zdębiałem, napinając wszystkie mieśnie. Byłem przekonany, że Jason kazał jej walczyć o mnie ze wszystkich sił. Alicja w tym przypadku stała się przeszkodą, którą musieliby wyeliminować, ale w taki sposób strzeliliby sobie jedynie w kolano. Poza tym chyba nie przyjmowali moich aluzji, że nigdy nie będę na tyle zdesperowany, żeby ją poślubić.

- Diego! - zawołała na mój widok, śmiejąc się sztucznie.

- Dobry wieczór, Jess! - mruknąłem, przyglądając jej się uważnie, szukając jakiegoś podstępu, albo oznaki, że zetknęła się z Alicją.

- Piękna uroczystość, prawda? Nie żal ci, że wy nie mieliście swojej imprezy zaręczynowej? Chociaż... - Machnęła ręką. - Zawsze możesz ją zorganizować. - A gdzie twoja narzeczona? - zapytała z dziwną radością, jakby liczyła, że wyznam jej, że znów byłem samotnym wdowcem.

- W toalecie - mruknąłem. - Pudruje nosek - dodałem, na co kobieta nieco pobladła, przez co jej jasne włosy, niemal zlewały się z kolorem karnacji. - Coś nie tak? - Nabrałem podejrzeń, ale ona zaraz otrzasnęła się i znów zaśmiała nerwowo, wygładzając dłońmi bordową sukienkę do ziemi z długim, uwodzicielskim rozcięciem.

- Nie. Po prostu zastanawiałam się, że chciałabym ją poznać bliżej. Może przysiedlibyście się do naszego stolika? Siedzimy blisko parkietu, niemal na samym wejściu do altany?

- Dziękuję w imieniu swoim oraz Alicji i z chęcią się przysiądziemy - rzuciłem, choć w rzeczywistości ten pomysł mi się nie podobał.

- A jak tam interesy? - zapytała, niby to obojętnie, ale ja czułem, że szukała jakiegoś tematu, aby dalej ze mną rozmawiać, a jednocześnie liczyła, że dowie się czegoś ciekawego.

- Nie narzekam... - zacząłem, jednak na horyzoncie pojawiła się Alicja, więc kamień spadł mi z serca.

Mimo wszystko, minę miała nietęgą, ale wolałem nie pytać przy Jess. Może dostała okresu, czy coś. W końcy, gdyby było to coś ważnego, powiedziałaby mi od razu.

- To skoro już jesteśmy w komplecie to chodźmy - zaproponowała z uśmiechem.

Alicja spojrzała na mnie pytająco, na co zaproponowałem jej swoje ramię, w które zaraz wplotła rękę. Znów była zestresowana, dlatego, gdy tylko nawinął się jakiś kelner, przechwyciłem dla nas po drinku.

- Nie chcę, Diego - powiedziała z nutką złości.

Nie wiedziałem, co się stało, że tak nagle odrzuciło jej alkohol. Jeszcze jakiś czas temu, jak zabrałem ją do klubu, nie żałowała sobie drinków, a teraz odmawiała lampki wina? Ta kobieta była dla mnie momentami niezrozumiała.

- To na rozluźnienie. - Nie ustępowałem, aż w końcu przyjęła kieliszek.

Zajęliśmy miejsce naprzeciwko Jess oraz jej przyjaciółek, które na moje oko były już dość mocno wstawione. Spojrzałem kątem oka na Alicję, pijącą wino i znów wrócił niepokój, bo wcale się nie rozluźniała. Może znów się wstydziła, albo widziała w nich konkurencję? Na samą myśl, chciało mi się śmiać.

- To jak się poznaliście? - Znów padło to pytanie, przez które traciłem rozum.

Nie wiedziałem kompletnie dlaczego wcześniej nie ustaliliśmy jakiejś jednolitej wersji.

- Poznaliśmy się, gdy zajmowała się Vee w ramach zastępstwa za jej dotychczasową opiekunkę.

- Rozumie. A tak na co dzień? Czym się zajmujesz? - zwróciła sie do Alicji.

- Pracowałam w restauracji - odparła niepewnie, a na widok pogardy w oczach Jess oraz kwaśnej miny, zrobiło mi się nie dobrze.

Ostatkami sił, powstrzymałem się przed jakąś docinką, że sama powinna spróbować uczciwej pracy, a nie żerować wiecznie na finansach ojca, który już w zasadzie ich nie miał.

- A w której konkretnie? - zapytała zaciekawiona.

- Aktualnie... w żadnej... - odparła cicho Alicja.

- Ojej. Szkoda. - Jess udała smutek, a ja zacząłem mieć dość tej całej szopki.

- Zatańczysz ze mną? - Wyciagnąłem dłoń w kierunku swojej partnerki, która niezwykle ochoczo, ruszyła ze mną na parkiet.

- Dziękuję - wymamrotała, rumieniąc się przy tym słodko.

- Nie ma sprawy - szepnąłem, po czym zacząłem prowadzić ją w tańcu.

Poruszała się z gracją, jakby taniec miała we krwi, ale kiedy widziałem, że czuła się źle przez tę rozmowę musiałem powiedzieć to, co było oczywiste.

- Nie ma znaczenia, czym się zajmujesz, Alicjo. Praca w restauracji, to żadna hańba i nie powód do wstydu.

- Wiem, ale oni...

- Co oni?

- Wszyscy jesteście ludźmi sukcesu, a ja...

- Jakimi ludźmi sukcesu? I czy to jest jakąś miarą wartości człowieka? I czym jest sukces? Bo bez wątpienia są tu głównie ludzie bogaci, ale czy to jest jednoznaczne z sukcesem, skoro większość z nich myśli tylko o tym, żeby się upić i nie pamiętać o życiu jakie wiodą? - zapytałem, przez co zamyśliła się na kilka chwil.

- Diego? - Spojrzała na mnie tymi swoimi szmaragdowymi oczami, na co momentalnie zapragnąłem jej pocałować.

Czułem jakby przeszywała tym wzrokiem moją duszę na wskroś i znała prawdę. Ta myśl mroziła mi krew w żyłach. Było zdecydowanie zbyt wcześnie na powiedzenie Alicji o mrocznej stronie mojego życia. Wciąż miałem przed oczami reakcję, gdy przez dłuższy czas dla testu nie wyprowadziłem jej z błędu.

Ten strach, napięcie, a może nawet odrazę. I chyba przez to nawet zastanawiałem się długo, czy w ogóle powinienem wyznać jej wszystko, nawet za kilka lat.

Z Leilą mieliśmy układ, że mówiłem o wszystkim, ale nie mieszałem żony w swoje ciemne interesy. Z resztą sama tego nie chciała. Może zdarzyło się, raz, czy dwa, gdy było to naprawdę konieczne. Jednak wcale się nie cieszyłem i nie zależało mi na wdrażaniu, aby robiła to częściej. Wolałem, gdy była taka niewinna, a czasem nawet nieświadoma, z kim żyła.

Uważałem również, że to ją uchroni... ale najwyraźniej się myliłem...

- Możemy już wracać do domu? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Dopiero przyjechaliśmy - jęknąłem, marszcząc podejrzliwie brwi i milczałem w oczekiwaniu aż w końcu ulegnie oraz powie o co chodziło.

- Nieswojo się tu czuję - wyjaśniła w końcu, na co znów wywróciłem oczami.

- Każdy tak ma w obcym miekscu, ale zapewniam, że ci przejdzie. - Okręciłem ją, gdy zaraz usłyszałem głośne: ,,Odbijamy!"

A już zaraz kleiła się do mnie Jess. Uśmiechała się szeroko i wcale nie zrażała moim zdenerwowaniem, gdy powiodłem wzrokiem za Alicją, którą porwał do tańca jakiś chłystek z krótko ściętymi, ciemnymi włosami, wyższy od niej o głowę. Zapewne za sprawą sporej ilości alkoholu we krwii, szarpał nią we wszystkie stronumy i zmuszał do dziwnych pląsów, przez które moja partnerka czuła się jeszcze bardziej zakłopotana.

Już miałem ją uratować od tego amanta, gdy nagle odezwała się Jess.

- Wiem, jak to wygląda i dlaczego oboje macie kwaśne miny, siedząc przy stoliku wraz z moimi znajomymi. - Posmutniała.

- O czym mówisz? Cieszymy się z tego zaproszenia. - Skłamałem z uprzejmości.

- Daruj sobie, Diego. Myślicie pewnie, że to jakiś podstęp, albo coś... i może jest w tym ziarnko prawdy, bo... - Zaczęła się plątać. - Wiem, że aranżowane związki to nie jest nic przyjemnego. Poczatkowo sama byłam negatywnie nastawiona, ale rodzice nie dawali mi spokoju. Szantażowali mnie, że skończę na ulicy, jeśli nie znajdę jakiegoś bogatego męża, który postawi na nogi firmę ojca, żeby mógł wrócić do gry. A ja się bałam... i przeżywałam to wszystko... - Jej wargi zaczęły drżeć i nawet zrobiło mi się odrobinę żal tej dziewczyny. Doceniałem też to wyznanie. - A ty byłeś wymarzonym ideałem. Bogaty, przystojny, potrafiący tak niesamowicie kochać...

- Jess...

- Wiem. To nie ja jestem tą szczęściarą. - Zatrzymała się nagle, ale wciąż trzymała się moich rąk i patrzyła załzawionymi oczami na moją twarz. - Teraz wiem, że próbując cię zmusić, jedynie pogarszałabym sytuację. Coraz bardziej byś mnie odpychał, a mówię to, bo chciałabym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. - Zaczęła wachlować twarz dłońmi, aby  ratować makijaż, przed cisnącymi się spod powiek łzami. - Wiem jak to nierealnie brzmi i nie wymagam niewiadomo czego. I nie mogę obiecać, że moi rodzice dadzą ci spokój. Są... niereformowalni.

- Wiem coś o tym - mruknąłem pod nosem. - Przestań płakać, Jess. - Westchnąłem. - Rozumiem twoją sytuację i współczuję, że rodzina na ciebie naciska. Nie mam ci tego za złe i jestem pod wrażeniem, że pomimo to nie zamierzasz robić tego, czego od ciebie wymagają. A co do przyjaźni... Nie mam nic do ciebie. Gdyby coś się działo, zawsze możesz mi o tym powiedzieć - mówiłem, a na jej twarz wracał uśmiech. - I dziękuję za taniec. - Ukłoniłem się lekko, po czym zaraz zacząłem rozglądać za Alicją.

Przyglądałem się tańczącym parom, a moje serce biło coraz szybciej, gdy nigdzie jej nie rozpoznawałem.

- Gdzie Alicja? - Usłyszałem głos, równie zdziwionej Jess, na co natychmiast ruszyłem poszukać ją, gdzieś przy stoliku.

Miałem coraz więcej obaw, które zwiększyły się jeszcze bardziej, kiedy nie odnalazłem jej nawet tam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro