Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Alicja

Kiedy usiadłam już w fotelu luksusowego samolotu, wciąż niedowierzałam w to wszystko co ostatnio się działo.
Rozsądek podpowiadał, że to za wcześnie na takie decyzje, a przyzwyczajenie oraz umiłowanie rutyny wręcz wyżerały we mnie dziury przez te ciągłe zmiany. Czułam się nieswojo i choć wolałam dużo bardziej Polskę, którą znałam, miałam swój kąt, pragnienie, by mieć przy sobie takiego faceta jak Diego okazało się silniejsze. Zwłaszcza, że on zostawił wszystko w Anglii, a ja w zasadzie nie zostawiałam nic.

No oprócz Natalii, martwiącej się moją nagłą zmianą. Naprawdę zaimponowała mi swoją troską, gdy wypytywała kim jest, jak długo się znamy, czy to nie on przyczynił się do powstania siniaków oraz maglowała Diega przez dobrą godzinę, odwalając stresującą rozmowę dla chłopaka za mojego tatę. Czułam się nawet źle z tym, że tak się martwiła. Nie zasługiwałam na to, bo nie uważałam się za dobrą przyjaciółkę.

Ale nie chciałam stchórzyć drugi raz, gdy wyraźnie temu facetowi na mnie zależało.

- O czym tak myślisz? - zagadał nagle Diego, po czym położył dłoń na moim kolanie i zaczął kreślić na nim jakieś wzory.

- Będę tęsknić...

- Przecież jesteś ze mną. - Uśmiechnął się.

- Za Polską i Natalią.

- Natalia ma za jakiś czas wpaść na kontrolę, żeby upewnić się, czy traktuję cię dobrze, a do Polski będziemy przyjeżdżać na wakacje.

- A co z Hiszpanią?

- Niestety musi poczekać, bo przypomniałem sobie o zaproszeniu na pewną imprezę, która ma znaczenie biznesowe, więc muszę ją odbębnić. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyła. - Chwycił moją dłoń i uniósł ją do ust.

- Będę zaszczycona - odparłam, choć w rzeczywistości wolałabym zostać w domu.

Niewspominając o tym, że jeszcze do nnie to wszystko nie docierało i... wiedziałam, że jeszcze długo będę się czuła niezręcznie jako dziewczyna Diega. Dla Vee i Santiago to mógł być szok, zwłaszcza po moim nagłym odejściu.

- Mogę cię o coś zapytać, Alicjo? - Ciszę przerwał niski, chrypliwy głos Diega.

- Właśnie zapytałeś. - Zaśmiałam się, spoglądając na niego.

- Co z twoją rodziną? - zapytał, na co od razu posmutniałam.

- Cóż... - Westchnęłam, a gdy poczułam, jak zaczał głaskać moją skórę na ręce kciukiem, domyślałam się, że wiedział jak trudny był to dla mnie temat. - Niewiele wiem. Chyba od urodzenia zajmowali się mną dziadkowie, którzy mieli nieduży domek z kredytem hipotecznym. Po tym jak zmarli starałam się uratować to co mi zostawili, ale przez długi i młody wiek, bo wtedy ledwie skończyłam 18 lat nie miałam na to szans. Tak zostałam sama - opowiedziałam w skrócie, ponieważ naorawdę nie chciałam tego wszystkiego wspominać.

- To smutne. Przykro mi...

- Życie każdego doświadcza. Babcia mawiała, że wszystko zło co nam się przytrafia to miernik tego, ile szczęścia mamy dostać. Tak zawsze mnie pocieszała, że im więcej przydarza się smutnych rzeczy, tym bardziej życie rekompensuje to miłymi chwilami.

- Brzmi ciekawie...

- Przestałam w to wierzyć jak byłam nastolatką. Choć teraz... - Uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy. - Chyba wreszcie nadszedł czas rekompensaty - mruknęłam, a Diego zaśmiał się i nachylił, żeby zaraz dać mi długiego buziaka w nos.

- Nie mówili ci nic o rodzicach? - zapytał, na co westchnęłam, bo nie wiedziałam dlaczego teraz o to pytał.

- Nie. Kilka razy próbowałam, ale zawsze zmieniali temat, denerwowali się, albo udzielali szczątkowej odpowiedzi na odczepnego.

- W sensie?

- Nie ma ich tu. - Zacytowałam, a Diego ściągnął brwi.

- Pamiętam dziadków jako wspaniałych ludzi. Dziadek był majsterkowiczem, który potrafił robić cuda z drewna. Stół w domu rodzinnym jak i krzesła zrobił kompletnie sam. Były piękne - mruknęłam, przywołując ich wygląd we wspomnieniach. - Rzeźbione w kwiaty z najmniejszymi detalami, z nadzwyczajną starannością. Miał do tego cierpliwość, wewnętrzny spokój, który sprawiał, że potrafił siedzieć nad jedną częścią godzinę. Babcia natomiast piekła cudowne placki. W domu zawsze pachniało ciastem, owocami, a sąsiedzi kupowali je na każdą możliwą okazję. Od urodzin, po jakieś śluby. Byli schorowani, a wychowywanie małego dziecka i udźwignięcie kredytu to dużo. Może właśnie dlatego mieli żal do moich rodziców, że mnie porzucili. Dawali mi wszystko co mogli. Być może bolało ich to, że choć zostawili swoje dziecko, to chciałam ich odnaleźć.  Mimo wszystko ja zawsze mówiłam, że moi rodzice nie żyją, choć dziadkowie nigdy nie powiedzieli nic jednoznacznie, ani nie zaprzeczyli tym słowom. Tak było mi łatwiej. - Uśmiechnęłam się lekko, pomimo tego, że na wspomnienie o tych, którzy mnie wychowali, chciało mi się płakać z tęsknoty. Naprawde mi ich brakowało. Nie byłam totalnie gotowa na ich odejście i pełną samodzielność. - A twoi? Co z twoją matką? - zapytałam, żeby zmienić temat, a przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej o jego rodzinie.

Diego przez dłuższą chwilę milczał, głaszcząc wciąż moją dłoń kciukiem. Wyraźnie nie chciał odpowiadać, a mi zrobiło się głupio, że dociekałam.

- Przepraszam, nie powinnam...

- Ojciec rozwiódł się z moją matką już kilka lat temu, jak dziadkowi się pogorszyło. Była... zarozumiałą, wyrachowaną, okropną kobietą pełną nienawiści, która chciała układać mi życie, a kiedy się stawiałem, wyskakiwała z graniem na emocjach, że ona chce dobrze i powinienem był jej słuchać, bo będzie cierpieć. W dodatku dręczyła Leilę, mówiąc, że wszystko robiła źle, że chciała tylko rodzinnych pieniędzy, oraz że wcale mnie nie kochała. Choć żałuję, że tak jest, naprawdę poczułem ulgę, gdy Santiago rzucił jej papiery rozwodowe.

- Przykro mi to słyszeć.

- Żal ci jej? - Uniósł brwi, nie kryjąc zdziwienia.

- Żal mi tego, że nie miałeś dobrej relacji z matką. Współczuję też Leili. Musiało być jej ciężko z ciągłą krytyką teściowej.

- Starałem się ją wspierać i bronić z całych sił, ale to fakt. I tak się tym przejmowała, bo chciała choć raz zobaczyć uznanie w oczach mojej matki. - Zamilkł na moment. - Nie mówmy już o tym. Odcięła się od nas i szczerze jest nam to na rękę - powiedział, po czym ucałował moją dłoń.

***
Podróż minęła zaskakująco szybko. Anglia przywitała nas mżawką, przez którą moje włosy zaczęły się kręcić i puszyć.

Dopiero kiedy wsiedliśmy do samochodu, stres spotęgował się tak bardzo, że mój ściśnięty żołądek wręcz bolał. Nie miałam pojęcia czemu bałam się zobaczyć z Santiago oraz Vee. Może było mi trochę głupio, że tak niespodziewanie uciekłam, a teraz jak gdyby nigdy nic przyjeżdzałam z Diegiem do Anglii.

Spojrzałam na znajomy budynek i westchnęłam cicho ściskając swoją rękę.

- Wszystko gra? - Diego spojerzał na mnie z zaniepokojeniem. - Cała pobladłaś. Słabo ci?

- Nie. Ja chyba...

- Co? - zapytał zniecierpliwiony.

- Boję się ich reakcji - wykrztusiłam z siebie, na co Diego zaśmiał się i pokręcił głową.

- Nie spodziewają się ciebie, ale zapewniam cię, że się ucieszą. No, chodź!

Pociągnął mnie w stronę drzwi, a już zaraz znaleźliśmy się w przestronnym holu.

- Alice? - Usłyszałam znajomy, pełen zaskoczenia głos, aby zaraz zostać uściskaną przez Santiaga z zaskakującą siłą.

- Dzień dobry - odparłam, lekko zawstydzona.

Mężczyzna obejrzał mnie dokładnie, jakby jeszcze nie dowierzał w moją obecność, ale zaraz ten rekonesans przerwał tupot małych nóżek.

- Alice! Wróciłaś! - zawołała z wntuzjazmem i mocno się we mnie wtuliła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro