Rozdział 39
Diego
Po przebudzeniu pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, była piękna blondynka, która spała słodko z głową na mojej klatce piersiowej. Nasze dłonie wciąż splecione, leżały obok i na dłuższą chwilę skupiłem na nich wzrok, aby zaraz pogładzić palcem miękką skórę jej ręki.
Wydawało mi się to urocze. Zwłaszcza po tym co między nami zaszło. Czułem ulgę, bo w tamtej chwili, gdy milczała, trzymając mnie w niepewności, cholernie bałem się, że zostanę wyśmiany, a ona odejdzie, depcząc wszelkie nadzieje. To wyznanie nie przyszło mi łatwo, więc taka reakcja naprawdę przysporzyłaby bólu, mojemu i tak złamanemu sercu. Na szczęście, było zupełnie inaczej i choć nie do końca tak to wszystko planowałem, nie miałem jej za złe, że pokrzyżowała mi plany.
Mógłbym całować ją bez końca oraz tulić bez przerwy, byle znajdowała się blisko. A nasze złączone dłonie, napawały mnie przekonaniem, że nie ja jeden chciałem mieć pewność, że to nie sen i nie zniknie niespodziewanie.
Pocałowałem lekko te włosy, pachnące kwiatami, a już po chwili patrzyłem w szmaragdowe, zaspane oczy.
- Dzień dobry - powiedziała i uśmiechęła się.
- Dzień dobry - odparłem, szczerząc się w odpowiedzi. Byłem gotowy zrobić wszystko, żeby tak wyglądał każdy mój dzień. - Jak spałaś?
- Tak dobrze to chyba ostatni raz w przedszkolu - mruknęła, po czym położyła policzek na mojej piersi i zaczęła jeździć palcem po skórze.
- To dawno...
- Miałam dużo stresu. Problemy finansowe, ta szajka i na dokładkę zwolnienie z pracy...
- Zwolnienie z pracy? - zapytałem, spoglądając na nią pytająco.
Ponoć Santiago załatwił jej lewe zwolnienie, więc nie powinno być problemów.
- Pracuję na zlecenie, więc szefowie stwierdzili, że nie dałam żadnej informacji o tym, że się nie pojawi i nie przedłużyli mi umowy na kolejny rok. Zwolnienie nic nie daje. Mieli do tego prawo.
- W sumie to dobrze - rzuciłem po chwili namysłu.
- Dobrze, że będę umierała z głodu? - Uniosła głowę, żeby móc na mnie spojrzeć.
- Dobrze, bo nic nie będzie cię powstrzymywało przed pojechaniem ze mną do Anglii. Poza tym, tak szybko wydałaś pięć tysięcy funtów? - Uniosłem brew lekko zdziwiony, ale nie dlatego, że zamierzałem ingerować w jej zakupy, ale chciałem sie upewnić, czy nie poszły na jakiś haracz dla tych zbirów.
- Odesłałam ci je - powiedziała z nutką wyrzutu i podniosła się trochę na łokciach, dostarczając mi pięknych widoków.
Uśmiechnąłem się szeroko, aby zaraz wciągnąć ją bardziej na siebie, tak, żeby poczuła jak na mnie działa. Na ten gest pisnęła i zawstydziła się. Zaśmiałem się pod nosem, bo zdążyłem zapomnieć jak wspaniale było mieć przy sobie kobietę. Zwłaszcza taką jak ona.
Moją słodką Leilę.
- A ja odesłałem je z powrotem. Pamiętaj, że ja zawsze dotrzymuję danego słowa, więc jeśli miałaś otrzymać zapłatę za każdy dzień zajmowania się Vee, to masz ją dostać. Choćby nie wiem co.
- Diego - jęknęła, przechylając głowę w bok. - Przywykłam do tego, że muszę sobie radzić sama. Poza tym, zajmowanie się Vee to była przyjemność, za którą nie chcę grosza.
- Cieszę się, ale to nie podlega dyskusji. - Ścisnąłem lekko jej pośladek.
- I znów zostawiłeś Vee samą? - Położyła się z powrotem.
- Nie miałem wyboru, ale już niedługo ją zobaczymy.
- Przyjeżdża do Polski?
- Nie. - Zaśmiałem się. - Ty lecisz ze mną do Anglii.
- A co jeśli nie? - Ewidentnie chciała się podroczyć.
Uśmiechnąłem się zatem zadziornie, przekreciłem ją gwałtownie na plecy i wsparłem się na łokciach, żeby jej nie zmiażdżyć. Skierowałem rękę między jej nogi i odnalazłem jedno z najwrażliwszych miejsc tej piękności, po czym nachyliłem się nad nią, zaczynając całować szyję.
- Porwę cię drugi raz - szepnąłem wprost do jej ucha, na co przeszedł ją dreszcz, a już chwilę później znów się kochaliśmy.
***
Patrzyłem jak dziewczyna nerwowo bawiła się kluczami, tak jakby wcale nie chciała, żebym pomagał jej ze spakowaniem najpotrzebniekszych rzeczy. Nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo się stresowała, ale czułbym się głupio, gdybym siedział gdzieś w hotelu, wiedząc, że ona targa walizki.
Weszliśmy do jakiegoś bloku o kiczowatej żółto-zielonej elewacji, aby wdrapać się po schodach na czwarte piętro, gdzie zaraz Alice otworzyła drzwi do całkiem ładnie urządzonego mieszkania. Na moje oko, miało może z czterdzieści metrów, ale duża ilość okien sprawiała wrażenie, jakby przestrzeń była zdecydowanie większe. Popatrzyłem po białych, pustych ścianach oraz białych meblach kuchni, z czarnymi detalami, gdy nagle usłyszałem czyjeś kroki.
Z jednego z pokoi wyłoniła się ciemnowłosa, szczupła dziewczyna w szortach i topie. Na mój widok zamarła, zakładając ręce, żeby ukryć odstające od porannego chłodu sutki.
- To jest Diego. Mój nowy chłopak - powiedziała Alice. - A to jest Natalia. Moja współlokatorka.
W jej ustach brzmiało to niczym komplement, a gdy chwyciła moją dłoń, czułem się jakbym ściskał jakąś nagrodę.
- Miło mi cię poznać. - Uśmiechnąłem się szerzej, co wprawiło ją w jeszcze większe oszołomienie.
- M-mi... też... - wymamrotała, po czym zaczęła rozmawiać z Alice, ale po Polsku, więc nic nie rozumiałem.
Domyślałem się jedynie, że byłem obgadywany i w sumie ciekawiło mnie, o czym tak rozmawiały. Nie potrafiłem mimo wszystko domagać się, żeby znów mówiły po angielsku.
- Napijesz się czegoś?
- Herbaty - rzuciłem, patrząc jak moja bogini, staje na palcach, żeby wydobyć opakowanie z herbatą, które niewiadomo czego wsadziły do najwyższej półki w szafce.
- Jak się poznaliście? - zapytała Natalia, na co momentalnie zapomniałem języka w gębie i jak nigdy dotąd, nie miałem pojęcia co powiedzieć.
Zwykle potrafiłem improwizować, ale w tym przypadku, kompletnie nie wiedziałem co zrobić. W końcu nie mogłem wyznać prawdy.
- W restauracji. - Ciszę przerwała Alicja. - Zostawił mi swój numer i jakoś się tak złożyło, że się spotkaliśmy, a reszta potoczyła się już sama - oznajmiła z niezwykłą lekkością, jakby wcale nie kłamała.
Czajnik zaczął wydawać coraz głośniejsze, więc niespiesznie wyłączyła go i zaczęła zalewać torebki z herbatą.
- Skąd jesteś? - zapytała, marszczac przy tym brwi, by wyrazić chyba złe podejrzenia, przeczucia co do mojej osoby, a to utwierdziło mnie w tym, że chyba miałem doczynienia z najlepszą przyjaciółką Alice.
- Z Anglii - odparłem spokojnie i naprawdę cieszyłem się, że był w jej życiu ktoś taki, kto się choć trochę troszczył.
W zasadzie, nawet nie wiedziałem, co się stało z rodziną Alicji.
- A gdzie dokładnie?
- Mieszkam w Liverpoolu.
- Tam chcesz zabrać Alicję? Jak długo w ogóle się znacie?
- Natalia... - Alicja westchnęła, chcąc chyba powstrzymać swoją przyjaciółkę przed serią racjonalnych pytań, jakie mogły się nasunąć w takiej sytuacji.
W końcu to kobiety, które musiały obgadywać absolutnie wszystko, więc Natalia uznawała, że skoro nie wiedziała o chłopaku, to znaczyło, że poznaliśmy się nie dawno, a rozum słusznie podpowiadał, że wwrakim przypadku, to za wcześnie na przeprowadzki. Ale ja nie zamierzałem odpuścić, nie wspominając, że nasza sytuacja była inna.
To nie było przypadkowe spotkanie w restauracji, jak powiedziała Alice. Ja czułem się, jakbym znał ją lata, a rozłąka to najgorszy koszmar jaki mnie spotkał. Dlatego musiała wrócić ze mną do Anglii, gdzie ja miałem ułożone życie, a ona mogła ułożyć je na nowo u mojego boku.
W końcu tutaj nie trzymało jej już prawie nic, prócz umowa najmu pokoju, którą zamierzała wypowiedzieć.
- Jesteś świetną przyjaciółką - pochwaliłem ją, co kompletnie zbiło Natalię z tropu. - Ale nie musisz martwić się o Alice. Nie zamierzam nigdy w życiu jej zranić i będziesz mogła się o tym przekonać osobiście, bo z chęcią zaprosimy cię do siebie w odwiedziny - powiedziałem z myślą, że ją to uspokoi.
Spojrzałem na Alice, która uśmiechnęła sie w moim kierunku, po czym zaszła mnie od tyłu i przytuliła mocno, aby zaraz usiąść obok oraz kontynuować rozmowe, która jeszcze momentami zamieniała się w przesłuchanie, aż do czasu, gdy wszyscy wypili herbatę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro