Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Diego

Kiedy się przebudziłem, od razu przeciągnąłem się i pocierając oczy, podniosłem się do siadu. Na widok opakowania po prezerwatywie, uśmiechnąłem się, a następnie zerknąłem w bok na pomięte prześcieradło, gdzie jeszcze jakiś czas temu leżała Alice. Teraz byłem sam, ale wciąż czułem jej słodki zapach. Ogarniał mnie niesamowity, wręcz dziwny spokój. Chyba w pewnym sensie ulżyło mi, gdy spędziłem z nią noc. W dodatku tak wspaniałą i niezwykłą noc.

Spojrzałem na zegarek, po czym wysłałem sms-a do Iana, żeby nie spodziewał się mnie w pracy, a nawet jeśli, to nie przed południem. Poszedłem do łazienki, po drodze zbierając swoje ubrania i mimowolnie zaśmiałem się pod nosem.

Nie wiedziałem, ile drinków wypiła podczas mojej nieobecności, ale spodziewałem się, że sporo, ponieważ jej oczy świeciły jak dwa ogniki, gdy znalazłem ją tak ponętnie kręcącą biodrami, wśród tłumu napalonych facetów. Dobrze, że wróciłem w porę, bo w innym wypadku mogłoby się nie skończyć jedynie na obmacywaniu.

Wciąż o niej myślałem. Nawet, gdy Ian mówił, że w Walencji lokalna mafia znów podpaliła plac budowy oraz zaatakowała ekipę budowlaną, uciekałem myślami do tych zielonych oczu. Nie potrafiłem się w ogóle skupić, choć doskonale wiedziałem, że sprawa była poważna, a nałożony haracz będzie jedynie rósł, jeżeli czegoś nie zrobię, ale cel, dla którego zabrałem ją do tego klubu był wtedy ważniejszy.

Nie sądziłem, że upomni się o powód wizyty Iana. Wydało mi się zabawne powiedzenie, tej prostej, a za razem tak niezwykłej dziewczynie prawdy, o tym okrutnym, zepsutym świecie. Kiedy od tak wypaliła, że pewnie jestem gangsterem, nie zamierzałem wyprowadzać jej z błędu, ani tym samym okłamywać. Patrzyłem z uśmiechem na rozszerzone oczy tej blond piękności oraz rozchyloną ze zdziwienia buzię i cieszyłem się, że nie wiedziała jakie myśli chodziły mi po głowie. Co prawda, przez kumpla nie wypiłem tyle, ile zamierzałem, ale to jedynie ułatwiło mi sprawę, zwłaszcza, że Alice najwyraźniej nie żałowała sobie drinków. Albo miała słabą głowę. Fakt faktem, ułatwiło mi to moje zadanie.

Widząc jej strach, musiałem zaprzeczyć. Z kilku powodów. Po pierwsze, nie mogłem mieć pewności, że nikomu nie powie, o tym, że skoro pijana tak się wystraszyła, to wolałem nie myśleć, co by się stało, gdybym oznajmił jej to na trzeźwo. No i oczywiście... czułem, że nie pozwoliłaby mi się do siebie zbliżyć. W tym klubie była niczym biała synogarlica, pośród drapieżnych jastrzębi, albo sokołów. Nie miała świadomości, jak bardzo ten świat zżerała zgnilizna. Zbyt duża ufność, pogrążyłaby ją w moim świecie w jeden dzień, ale może właśnie to mnie zauroczyło. Taka dziecięca niewinność, delikatność... wykapana Leila.

Zaczynałem przez nią szaleć, a to wydawało się być najlepszym rozwiązaniem, aby ostudzić mój zapał. Może chwilami, że zaczynałem w to wątpić, ale kiedy znów zaczęła tańczyć w loży VIP. Nie mogłem się opanować. Byłem gotowy wziąć ją na tamtej kanapie. Patrzenie jak jej zgrabne ciało z jędrnymi pośladkami i niezłymi cyckami, z każdą sekundą stawało się jakąś torturą. Przede wszystkim, gdy ta kusa sukienka, podkreślająca piękno tego anioła, unosiła się lekko do góry, a dzięki temu ukazywała więcej tych boskich, gładkich nóg.

Po powrocie do domu wszystko działo się dość szybko. Przez moment bałem się, że wszystko zepsułem, nazywając ją Leilą, ale szybko sprawiłem, że przestała o tym myśleć. Pragnąłem jej jak cholera, więc kiedy tylko zaczęła oddawać pocałunki, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.

Całowałem zapamiętale po szyi, dekolcie, powoli podciągając sukienkę do góry, aby odsłonić sobie więcej jej ciała, tak niezwykle wrażliwego na mój dotyk. Wiła się pode mną i pojękiwała niewinnie, czym nakręcała mnie jeszcze bardziej. Kiedy sukienka wylądowała na podłodze, a ja pozwoliłem sobie bezczelnie ją całą obejrzeć, poczułem, jak zaczęła niedbale rozpinać guziki mojej koszuli, która zaraz wraz ze spodniami znalazły się na podłodze. Zaśmiałem się, bo nie pasowało mi to do niej, ale nie miałem nic przeciwko. Rozumiałem, że czuła się mniej skrępowana, gdy ja również zdjąłem z siebie trochę ubrań. Z resztą zapewne sama chciała popatrzeć na umięśnioną klatkę piersiową faceta, z którym była w łóżku.

Muskałem ustami ramię, kierując ręce za jej plecy, aby zaraz uporać się z haftkami oraz stanikiem, blokującym dostęp do tych słodkich piersi z małymi, różowiutkimi, sterczącymi sutkami. Odrzuciłem za siebie materiał, po czym nie powstrzymałem się i przyssałem do prawej brodawki, za co zostałem obdarzony uroczym jękiem. Mimowolnie skierowałem rękę między jej nogi, aby zacząć wykonywać delikatny, rozochocający masaż, który w sumie był zbędny, ponieważ ewidentnie chciała tego, tak bardzo jak ja. Oboje oddychaliśmy szybko z podniecenia, nie mogąc się doczekać aż w końcu nasze ciała się połączą. W chwili na złapanie oddechu, zacząłem zsuwać jej koronkowe majtki, a zaraz potem zająłem się swoimi bokserkami oraz nałożeniem prezerwatywy i wróciłem do pieszczenia delikatnej, rozpalonej od pożądania skóry Alice, pachnącej słodko kwiatami. Składałem coraz więcej pocałunków, czerpiąc satysfakcję z samego faktu, że mi na to pozwalała, a sapnięcia zadowolenia jedynie to potęgowały. W końcu nastał ten moment. Powolnie zacząłem wsuwać się do jej wnętrza. Skrzywiła się lekko, więc natychmiast zacząłem ją całować i błądzić rękami po ciele, wykonując wolne, ale płynne ruchy, żeby zdołała się do wszystkiego przyzwyczaić.

Oddychaliśmy szybko, czerpiąc maksimum przyjemności ze swojej obecności, a namiętność wciąż unosiła się w powietrzu.

Te wspomnienie dzisiejszej nocy, jak i tego cudownego finału, po którym zasnęła w moich ramionach, tak ufna oraz oddana, czułem, że chyba gdybym obudził się pierwszy... nie wypuściłbym Alice z łóżka do wieczora.

Wszedłem pod prysznic i odkręciłem zimną wodę, aby ostudzić swoje pożądanie. Brałem głębokie oddechy. Zależało mi na opanowaniu się, bo znów zaczynałem cieszyć się jak szczeniak, któremu koleżanka postanowiła dać, żeby nie był dłużej prawiczkiem.

Po raz pierwszy od dawna miałem wrażenie, że znów jestem szczęśliwy i wszystko wróciło do dawnej normy.

Po prysznicu szybko się ubrałem, po czym ruszyłem w kierunku kuchni, spodziewając się zastać tam właśnie Alice.

Chciałem zobaczyć ją niewyspaną, ale równie szczęśliwą. Rumieniącą się słodko z zawstydzenia, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy mogłem zobaczyć ją kompletnie nago.

Dochodzące z kuchni głosy, nie zadowalały mnie, bo liczyłem, że zobaczymy się jedynie we dwoje, jednak kiedy dotarłem na miejsce, nie było jej tam.

- Tata! - Z krzesełka poderwała się Vee i od razu podbiegła, żeby się przytulić.

- Cześć, słonko. - Dostała długiego buziaka w policzek, po czym wziąłem ją na ręce.

Od razu zaniepokoiła mnie nietęga mina Santiago. Czyżby dziadek znów nie chciał jeść?

- Jak spałaś? Masz jakieś plany na dziś?

- Tata zabiera mnie na lody! - zawołała.

- Czyj tata? - Udałem, że nie załapałem.

- Mój tata!

- Mój tata?

- Nie! Mój tata! - powiedziała i wydeła wargi, dziubiąc mnie jednocześnie palcem, niezadowolona z mojego droczenia się.

- A zjadłaś ładnie śniadanko?

- Oczywiście! - Wskazała zaraz na pusty talerz.

- No to leć szybciutko, wybrać jakieś cieplejsze ubranko i zobaczymy, co z tymi lodami. - Mrugnąłem do niej, po czym odstawiłem na ziemię, a ona uradowana, pobiegła do swojego pokoju.

Kiedy tylko zniknęła z pola mojego widzenia, przestałem zmuszać się do uśmiechu, bo wyraźnie coś było nie tak, skoro Santiago miał taką kwaśną minę.

- Coś nie tak z dziadkiem? - zapytałem wprost, podchodząc do szafki, z której wyjąłem szklankę i nalałem sobie wody.

- Nie. Wszystko gra - odparł.

Wolałem nie wiedzieć zatem, dlaczego znów wyglądał, jakby ledwie powstrzymywał się przed prawieniem morałów.

- Leila u siebie?

- Masz na myśli Alice? - Zabrzmiał agresywnie, a na dokładkę wstał z miejsca i oparł się dłońmi o stół. Pochylił się w moją stronę.

- Wiesz o kim mówię - odparłem spokojnie. Nie miałem pojęcia czemu się unosił. - Po co, więc pytasz?

- Z samego rana, przyszła do kuchni i poprosiła, żebym zawiózł ją na lotnisko - oznajmił z wyrzutem, a ja o mało nie zachłysnąłem się wodą.

- Co? - wykrztusiłem z siebie, bo... kompletnie w to nie dowierzałem.

Przecież... myślałem, że po tym zachowa się... inaczej... Dlaczego postanowiła wyjechać i to bez słowa.

- Twoje zaskoczenie trochę mnie uspokaja. - Santiago wyraźnie się rozluźnił. - Najwyraźniej, nie podobało jej się tu tak bardzo, jak nam się wydawało. Albo po prostu chciała wrócić do Polski.

Kompletnie znieruchomiałem. Poczułem całą gamę uczuć od bólu, przez złość aż po głęboki smutek.

Czułem żal? Bo odeszła? Czy ja właśnie tego nie chciałem? Czy nie liczyłem, że ta nic pomoże mi o niej zapomnieć?

Santiago patrzył na mnie wnikliwie, więc czy chciałem czy nie, musiałem się otrząsnąć. Przybrałem maskę obojętności, a następnie odstawiłem szklankę do zlewu.

- Cóż. Skoro tak chciała. - Robiłem wszystko, aby mój głos nie zadrżał.

Santiago zmieszał się. Wyraźnie oczekiwał innej reakcji, a jego zawód... o dziwo sprawił mi radość.

- W końcu obiecaliśmy jej jak najszybsz powrót do domu - dodałem, choć wewnętrznie łudziłem się, że będzie chciała zostać jak najdłużej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro