Rozdział 18
Diego
Papierkowa robota znów działała cuda. Zajmowała i dusiła wszystkie uciążliwe myśli, które rozpaczliwie domagały się, aby znów podjąć próbę rozmowy z Alice.
Od tego feralnego zaproszenia na herbatę, rozmawialiśmy niewiele, a towarzyszące temu napięcie wykańczało nas oboje. Najgorsze było jednak to, gdy Vee zatrzymywała ją, gdy miałem czytać jej bajkę na dobranoc.
Nie potrafiłem odmówić temu szkrabikowi, bo dotarło do mnie, że Vee nie potrzebuje nowych zabawek, czy ubrań, ale mojej obecności i z jakiegoś powodu chciałem udowodnić Alice, że wcale nie zaniedbywałem córki, dlatego tym chętniej spędzałem z nią czas, gdy spodziewałem się, że będzie tego świadkiem.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, więc zezwoliłem na wejście, wpatrując się w nie.
- Moje gratulacje! - zawołał z wejścia Ian, stawiając na biurku szampana, obwiązanego złotą kokardą.
- Podpisałeś nowy kontrakt? - zapytałem, ale nie okazywałem radości, bo jakoś nie chciało mi się cieszyć.
Mieliśmy i tak dużo pieniędzy, że większa ilość, już nie potrafiła mnie rozweselić.
- Nie udawaj, stary! - Masywny brunet zaśmiał się, po czym poklepał moje plecy. - Zarzekałeś się, zarzekałeś, a jednak strzała amora dosięgła i ciebie! Ale, że zataiłeś to nawet przede mną? - Usiadł na skórzanym fotelu naprzeciwko oraz skrzyżował nogi.
- Nie wiem, o czym mówisz - warknąłem, wracając wzrokiem do dokumentacji.
- U la la... Czyżby narzeczona niedostatecznie wyprzytulała cię w nocy? - zapytał ze śmiechem.
Posłałem mu wrogie spojrzenie, więc od razu spoważniał. Był mi niczym brat, ale nawet jemu nie wolno przekraczać pewnych granic i najwyraźniej, musiałem mu o tym przypomnieć.
- Po pierwsze... - Chrząknąłem, żeby rozluźnić nieco atmosferę, bo może trochę przesadziłem. - To skąd taka informacja?
- Cała firma już huczy, że w sekrecie się oświadczyłeś jakiejś kobiecie. To nie prawda? - Wyprostował się i patrzył na mnie podejrzliwie.
- Kurwa! - Podniosłem się, po czym potarłem twarz. - Jason - warknąłem pod nosem wściekle.
Nie sądziłem, że rozpowiedzą to tak szybko.
- Co z nim? Mów jaśniej! To jego córce się oświadczyłeś? - zapytał z ogromnym zaskoczeniem i patrzył w moim kierunku, jakbym postradał zmysły.
- Nie! Oczywiście, że nie! - Uspokoiłem go od razu. - Zaprosiłem go na kolację, o której zapomniałem, bo... miałem wizytę niespodziewanego gościa - wyjaśniłem okrętnie.
Wolałem przynajmniej na razie nie wspominać o rzekomym powrocie Leili.
- I? Co w związku z tym? - dopytywał, bawiąc się palcami.
- To, że Santiago chciał spławić swatów, mówiąc, że jestem w narzeczeństwie z tym... niespodziewanym gościem.
- Czyli... Nie było sekretnych oświadczyn?
- Nie! Nie było i nie będzie! - warknąłem, po czym znów usiadłem w fotelu.
Oparłem głowę na łokciach i zamyśliłem się.
- Tylko... jak to teraz odkręcisz? Skoro firma już wie...
- To pewnie wie już pół Anglii - dopowiedziałem za niego i wywróciłem oczami.
Nie wiedziałem na kogo bardziej byłem zły. Na Santiaga, czy tego kretyna Jasona wraz z rodzinką, który rozgadał to wszystkim. Może nawet zrobił to celowo, żeby ktoś, komu działam na nerwy, znów mnie przytemperował, odbierając mi tym razem narzeczoną.
- To dlatego ostatnio zachowujesz się tak dziwnie.
Spojrzałem na Iana i zmarszczyłem brwi.
- Nie zachowuję się dziwnie? Co niby robię dziwnego? - zapytałem wkurzony tym przytykiem.
- Nie zostajesz dłużej w pracy, poza tym coraz częściej myślami jesteś poza interesami, nie wspominając o tym, że zrobiłeś się drażliwy. - Pochylił się w moją stronę. - Co to za gość? Domyślam się, że kobieta, ale...
- Ale to nie twoja sprawa. - Uciąłem, chyba znów trochę za ostro. - Tymczasowa opiekunka dla Vee - dopowiedziałem po chwili, bo w końcu Ian był moim najlepszym kumplem i zaufanym człowiekiem.
Ta cała Alice wywróciła moje spokojne życie do góry nogami. Cały czas przed oczami miałem tamtą chwilę z kuchni i nie potrafiłem przełknąć tego, że zapytałem. To w ogóle było głupie zagranie, ale stało się. Pocieszałem się tylko tym, że za kilka dni wróci do siebie, a ja znów trochę pocierpię i mi przejdzie.
- To chyba nie jest zwykła opiekunka, ale rozumiem, że nie chcesz gadać. - Podniósł się. - I skoro się nie hajtasz to zabieram szampana. - Chwycił za szyjkę butelki, po czym wstrząsnął nim nie wiadomo po co. - Zachowam go na wszelki wypadek, gdybyś w ciągu najbliższych dni, zmienił zdanie - rzucił, po czym ruszył do wyjścia. - A! Mam mówić, że narzeczeństwo to plotka?
- Sam nie wiem - mruknąłem.
Z jednej strony dalej byłem samotnym wdowcem, ale z drugiej Jason Brown, choć już prawie skończony, mógł chcieć mścić za oszustwo. W dodatku nie tylko na mnie. Mimo to może lepiej byłoby to zdementować.
- Rozpuszczę plotę, że się pokłóciliście. Jak nagle ogłosisz, że zaręczyn nie było, każdy uzna za powód tę kłótnię. - Zaproponował. - To też wyjaśni, dlaczego nie dostałeś szampana! - Wskazał na niego, na co kiwnąłem głową i chciałem już zostać sam.
Było mi już naprawdę wszystko jedno, co stanie się dalej.
***
Po powrocie do domu, ledwie zdołałem zdjąć płaszcz, gdy za mną do gabinetu wszedł Santiago. W pierwszej chwili miałem ochotę w jakiś sposób go zbyć, ponieważ świadomość, że przez niego będę musiał głowić się, co zrobić z moim rzekomym narzeczeństwem, ale w końcu to był mój ojciec, któremu zawdzięczałem naprawdę wiele.
- Pogoda się uspokoiła. Znów można rezerwować bilety - powiedział i choć wiedziałem do czego pił, nie zamierzałem okazywać zainteresowania.
Może oczekiwał, że będę usiłował zatrzymać Alice? Ale pomimo tego, że cząstka mnie, chciała tego jak powrotu Leili, to nie miałem żadnego prawa, aby ją przetrzymywać siłą w Anglii.
- I? Co ja mam z tym wspólnego? - Udałem zdziwienie.
- Nie pogrywaj ze mną - warknął. - Wiesz, że mówię o Alice. Naprawdę zamierzasz jej pozwolić od tak odejść?
- Nie rozumiem. A co mam niby innego zrobić? Oznajmić, że tu zostaje!? Jest wolnym człowiekiem. Nie mam żadnego prawa, żeby decydować za nią - odparłem zdenerwowany, po czym usiadłem za biurkiem.
- Co się stało? Przecież patrzyliście na siebie takim spojrzeniem! A potem niespodziewanie oboje oziębliście...
- Tato... - Przerwałem mu, po czym wziąłem głęboki wdech. - Wydawało ci się. Nie jesteśmy parą, a też nie sądzę, żeby Alice chciała tu zostać. Ma zapewne własny dom, rodzinę...
- A gdyby chciała zostać? - zapytał, na co przez kilka chwil oboje milczeliśmy.
Gdyby dała mi jakikolwiek znak, że chciałaby... że chciałaby mnie, uczyniłbym ją najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ale to ona musiałby chcieć.
- Rozmawiałeś z nią?
- Nie. Przyszedłem najpierw pogadać o tym z tobą. W końcu, nie zaproponuję, żeby tu została, jeśli ty się na to nie zgodzisz.
- Santiago...
- Diego. Mam wrażenie, że coś do niej czujesz i podoba ci się, ale znów się z jakiegoś powodu zamykasz...
- Tato... - Próbowałem mu przerwać.
- Wiem. Wyraziłeś się dostatecznie jasno, że nie życzysz sobie mojej ingerencji, ale nie chcę, żebyś potem żałował. Bo może jak za rok stwierdzisz, że może jednak warto było spróbować, to okaże się, że ona ma już męża i dziecko w drodze - rzucił, po czym wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie znów z dylematem, bo już prawie pogodziłem się z tym, że za kilka dni zniknie z mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro