Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Diego

Przez dobre kilka chwil, stałem jak wryty, patrząc na drzwi, które zatrzasnęła za sobą Alice.

Jeszcze chwilę temu byłem naprawdę wściekły, że znalazła się kolejna osoba, która wiedziała lepiej i zamierzała mnie pouczać.
A przecież ten dom był mój, przejąłem kierownictwo nad wszystkimi interesami, gdy Santiago postanowił zajmować się dziadkiem i jakby nie patrzeć moje imię znano dobrze nie tylko w Anglii. Budziłem szacunek, ponieważ firma rozkwitała, a to chyba niekwestionowany dowód na to, że świetnie sobie radzę i nie potrzebuję niczyich wskazówek!
I ktoś śmiał twierdzić, że się myliłem?!

Może zareagowałem zbyt impulsywnie, ale miałem tego po dziurki w nosie. Niegdyś zawsze wiedziano lepiej ode mnie. Nawet gdy wreszcie odciąłem pępowinę, przedstawiając, a potem wychodząc za Leilę. Twierdziłem, że to pozwoli żyć mi samodzielnie. Jednak ten obłęd się nie skończył.
W zamian słuchałem, że źle wybrałem żonę, że rodzina zyskałaby więcej, gdybym podejmował inne decyzje... Wszystko! Dosłownie każdy mój krok, był w oczach rodziców zły! Zwłaszcza matki! A co gorsza, to wszystko spadło także na moją ukochaną.

Chyba właśnie dlatego nad sobą nie zapanowałem, gdy nawet ona pozwoliła sobie na pyskówki, sugerujące, że nie robię czegoś dobrze. Na pyskówki, do człowieka, który łaskawie pozwolił jej tu zostać, a nie spać na lotnisku do czasu aż znów zacznie działać.

Druga część wypowiedzi, podziałała natomiast jak zimny kubeł wody na głowę. Bo choć to wytknięcie w pewnym sensie mnie zabolało i zdenerwowało, to miała rację.

To, że sam o tym wiedziałem, było chyba w tym wszystkim zdecydowanie najgorsze.

Wiele razy obiecywałem sobie, że to się zmieni. Jednak chyba brakowało mi odwagi. Za bardzo bałem się pytań o Leilę. Poza tym w wolnych chwilach, gdy nie zajmowałem myśli pracą, to wszystko za bardzo mnie przytłaczało.

Czułem się winny, tego co się stało. To moim zadaniem było strzec jej, uchronić przed wszelkimi niebezpieczeństwami, a tak cholernie zawiodłem! Mogłem jednak postawić na swoim! Kazać jej pracować oraz projektować z domu, gdzie miałaby również na oku Vee. Z resztą, sam dałbym nas radę utrzymywać, do cholery! Albo mogłem nie słuchać gadania matki i zlecić pilnowanie Leili oraz córki. To wszystko mogłoby się wtedy nie wydarzyć.

Wróciłem za biurko i usiadłem na fotelu z zamiarem zajęcia się czymś, żeby tylko przerwać te potworne retrospekcje, przez które znów chciałem sięgnąć po alkohol. Wtedy spojrzałem na zdjęcie, które stało z boku blatu, pod lampką biurową. Wpatrzyłem się w uśmiechniętą buzię, małej Vee, wtulonej w Leilę. Moje dwie małe kobiety... Teraz została mi już tylko jedna.

Właśnie dlatego musiałem się wreszcie wziąć w garść! Zachować się jak przystało na faceta, a jeszcze bardziej ojca! I pokazać córce, że wciąż była dla mnie całym światem, dla którego mogłem zrobić wszystko.

Zdeterminowany, schowałem pospiesznie wszystkie dokumenty, bo nie zamierzałem już dzisiaj wracać do pracy, po czym szybko ruszyłem w kierunku pokoju Vee.

Odnosiłem wrażenie, jakby wstąpiła we mnie jakaś nowa energia oraz zapał. 

Zapukałem delikatnie do drzwi, a następnie zajrzałem do środka. W moim kierunku spojrzały dwie pary szmaragdowych oczu, na widok których poczułem ciepło w klatce piersiowej. Przez chwilę nawet myślałem, że wszystko wróciło do normy i właśnie Leila bawiła się z naszą córeczką. To był tylko jakiś koszmar.

- Tata! - Zdążyłem usłyszeć i zaraz do moich nóg była przyklejona Vee.

- Cześć, królewno! - Wziąłem ją na ręce oraz mocno przytuliłem, czując dziwną ulgę, zwłaszcza, że Alice uśmiechnęła się lekko z wyraźną satysfakcją.

Dobrze, ten raz wygrała i niech się trochę z tego pocieszy, pomyślałem.

- Co tam porabiacie? Słyszałem, że chciałabyś pograć w coś fajnego.

- Zagrasz z nami? Proszę, tatusiu! Proszę! - spojrzała na mnie, tymi swoimi błyszczącymi oczkami, łaskocząc mnie przy okazji uroczymi kucykami.

- Oczywiście, skarbie. - Cmoknąłem ją w czoło, a następnie odstawiłem na ziemię, na co pobiegła szybko do szafki z zabawkami i zaczęła wyciągać, nie jedną grę, ale kilka.

Zaśmiałem się na ten widok, jednocześnie z Alice, do której podszedłem bardzo niepewnie. Nie chciałem, żeby robiła mi jakieś wyrzuty, albo szczyciła się tym, że mnie przekonała. Uległem, ale nie zamierzałem dawać jej poczucia, że ma nade mną jakąś władzę i będzie mogła mnie naginać wedle swojej woli.

Jednak ona jedynie uśmiechnęła się w moim kierunku. Z taką szczerością oraz życzliwością, że od razu się uspokoiłem.

- Zagramy najpierw w to? - Nim którekolwiek z nas zdążyło odpowiedzieć, Vee już rozkładała planszę.

Naprawdę nie sądziłem, że to dawało jej tyle szczęścia i tak bardzo zależało jej na mojej obecności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro