Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Alice

Na mojej twarzy automatycznie pojawiały się rumieńce, gdy tylko przypominałam sobie dotyk, jego wyjątkowo miękkich ust, na skórze dłoni.

- Koloruj! - zawołała Vee, szarpiąc moją ręką, gdy taka rozmarzona, patrzyłam przez okno i myślałam o jej ojcu, nie reagując na jej wcześniejsze zaczepki.

Wróciłam do zamalowywania ogona Arielki, kiedy dziewczynka z zapałem streszczała mi bajkę, czytaną przez dziadka, którą upiększała za każdym razem, gdy jakiś fragment wypadł jej z głowy.

Choć bardzo się starałam, w ogóle nie mogłam się skupić na tym, co mówiła. Wciąż przed oczami miałam sytuację z obiadu oraz zazdrosne spojrzenia tych ludzi. Co prawda, to narzeczeństwo było kłamstwem, ale te kilka chwil, blisko Diega uświadomiły mi, jak bardzo tęsknię za obecnością mężczyzny w moim życiu.

- Zawsze chciałam pograć z tatą, ale on zawsze nie ma czasu - powiedziała smutno, na co momentalnie oprzytomniałam.

Wyglądała na bardzo przybitą tym faktem, na co samej zrobiło mi się przykro. Zwłaszcza, że z tego co powiedział Santiago, Diego nie spędzał z nią czasu, niezupełnie dlatego, że go naprawdę nie miał. Tylko córka za bardzo przypominała mu o zmarłej żonie, z czym on nie potrafił sobie poradzić.

W moim przypadku było natomiast na odwrót, ponieważ w moim domu, rodzice z pewnością poświęciliby mi dużo więcej czasu, gdyby nie to, że musieli dużo pracować, a i tak ledwie starczało nam na wszystkie potrzebne rzeczy.

- Ja mogę z tobą pograć - zaproponowałam.

- A tata też? - zapytała z entuzjazmem oraz nadzieją w oczach, potrząsając pudełkiem z jakąś grą planszową

- Jeśli chcesz, mogę pójść zapytać - oznajmiłam, ale w rzeczywistości trochę bałam się tego jak może zareagować.

- Naprawdę możesz? - Poderwała się z miejsca, odłożyła grę i objęła mnie swoimi małymi rączkami.

Mimo wszystko, nie spodziewałam się po niej aż takiej radości oraz wdzięczności, dlatego nie mogłam się wycofać.

- Zaraz wrócę - rzuciłam, ponosząc się z małego krzesełka, na które kazała usiąść mi Vee.

Ruszyłam zatem w kierunku gabinetu, gdzie właśnie spodziewałam się zastać Diega. Możliwe, że pracował z domu i wcale nie zgodzi się, a może nawet wścieknie, gdy zapytam o wspólną zabawę z jego córką. Mimo to nie zamierzałam się wycofać.

Zapukałam do drewnianych, ciemnych drzwi i dopiero kiedy rozległ się jego surowy, niski głos obleciał mnie strach. Czułam, że w głębi duszy, wcale nie chciał, żebym tu była. W końcu... nie mógł znieść widoku córki, bo za bardzo przypominała mu o zmarłej żonie, a ja... wyglądałam jak ona. To musiało być zdecydowanie gorsze. Jak sypanie soli na świeżą ranę.

Weszłam do środka, unikając z nim kontaktu wzrokowego, aby nie stchórzyć. Mimo wszystko miałam z tyłu głowy, że byle kto, nie potrafiłby wywieźć człowieka z kraju. Nie wiadomo do czego jeszcze byli zdolni. Z drugiej strony... w zasadzie i tak nie miałam nic do stracenia.

- Coś się stało? - Jego mina w kilka chwil zmieniła się z wrogiej, na całkiem spokojną.

- Jest pan bardzo zajęty? - Zaczęłam niepewnie i znów czułam się nieswojo, że znów tak bezwstydnie pożerał mnie wzrokiem, gdy miałam na sobie jedynie tę krótką sukienkę, z której nie dano mi chwili, aby się przebrać.

- Zależy o co chodzi. - Na jego twarzy zaczął błąkać się uśmiech. Odchylił się bardziej na fotelu, a ja musiałam zacisnąć dłoń na nadgarstku, aby powstrzymać drżenie rąk oraz nieodpartą chęć gestykulowania.

- Pana córka marzy, żeby zagrać z panem w jakąś najnowszą grę, jaką od pana dostała - powiedziałam na jednym wdechu i... chyba zobaczyłam rozczarowanie na jego twarzy.

- Nie mam czasu na głupoty - powiedział, biorąc do ręki pierwszą lepszą kartkę z biurka, a następnie pospiesznie zaczął coś notować.

- No tak. - Miałam ochotę wybuchnąć, ale powstrzymywałam się. - Spędzanie czasu z jedyną córką to prawdziwa głupota - wymamrotałam, ale tak, żeby mieć pewność, że mnie usłyszy. Oczy Diega znów zwróciły się w moją stronę. Najwyraźniej nie spodobało mu się to, co wyraziłam. - Dla niej głupotą będzie spędzanie czasu z tobą, gdy ty w przyszłości tego będziesz chciał, bo zostaniesz sam. Jak teraz ona - dodałam dość spokojnie i już zamierzałam zatrzasnąć za sobą drzwi, gdy Diego w kilku krokach znalazł się przy mnie, wciągnął do wnętrza gabinetu, aby zaraz przycisnąć do litego drewna.

- Sugerujesz, że jestem złym ojcem? - warknął, ściskając mocno moje ramiona.

Był tak rozwścieczony, że naprawdę bałam się, że mógł zrobić mi krzywdę. W kilka chwil pożałowałam swoich pełnych goryczy słów. Serce biło mi niczym dzwon. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, bo za bardzo się bałam, że go sprowokuję. Panowała cisza, aż w końcu odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Zdziwiło go to, bo uniósł brwi i chyba opamiętywał się.

Puścił mnie, a następnie odszedł prawie pod biurko.

- Daję jej wszystko czego potrzebuje. Vee ma wszystko. Cokolwiek zapragnie. Zapewniam jej również dobrych nauczycieli, aby zagwarantować jej przyszłość. Jak śmiesz mnie zatem obrażać w moim własnym domu i twierdzić, że źle robię?

- Właśnie zapragnęła pana towarzystwa. I właśnie jej pan odmówił - powiedziałam cicho. Po tym co się stało, motylki w brzuchu momentalnie zniknęły, a gdy spojrzał na mnie już spokojniej, tymi mrocznymi, ciemnymi oczami, poczułam przypływ odwagi. - Nie zdaje pan sobie sprawy jak ona bardzo za panem tęskni. Jak się pociesza, że obiecał pan w wolnej chwili coś z nią porobić i tym razem na pewno znajdzie chwilę. To dziecko, które potrzebuje miłości, wsparcia, oznak, że są potrzebne w tym życiu i ważne dla swojego rodzica, który jest dla niego całym światem. Może dla pana to marnowanie czasu oraz głupota, ale dla niej... To jak najwspanialszy prezent. Spotkanie z bohaterem, idolem, najważniejszą osobą na świecie - mówiłam, patrząc mu odważnie w oczy. - Tylko proszę sobie przypomnieć ten dzień, gdy za kilka lat zapyta się pan: "Gdzie popełniłem błąd?", gdy to ona nie będzie miała czasu na głupie spotkanie z panem - oznajmiła, po czym wyszłam z gabinetu, ledwie powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro