Niezłomna
Evelyn po raz pierwszy żałowała swojej decyzji. Jak zwykle zamiast pomyśleć od razu działała. Ale nie sądziła, że wyciągając brata z kłopotów sama je znajdzie. Przez swoją bezmyślność znalazła się w Seattle- mieście pełnym krwiopijców, z którymi tacy jak oni od wieków toczyli spory. I ani śladu po Ralfie. Pytała już niemal wszędzie narażając się na spotkanie wampirów i została jej ostatnia szansa. Po trzech dniach bezczynności dowiedziała się, że jej brat często przebywał w jednym z nocnych barów w centrum. I tak o to znalazła się w knajpie gdzie z całą pewnością przebywały wampiry. Nie mogła zrezygnować. Musiała znaleźć brata zanim stanie mu się coś złego.
- Coś podać ślicznotko?- usłyszała skrzekliwy głos barmana. Podniosła na niego wzrok. Mężczyzna był obleśny. Przednie zęby stracił, zapewne w bójce, a kąciki ust miał zaślinione. Zmusiła się do ukrycia odrazy.
- Tylko wodę- poprosiła. Barman prychnął z pogardą i podał jej zamówienie.
Evelyn ukradkiem rozejrzała się po lokalu. Wnętrze było czyste i roztaczało wokół pewien niepokój, który tylko ona mogła zrozumieć. Z każdej strony otaczał ją smród krwi i śmierci. Wampiry. W drugim końcu sali siedziała trójka młodych nastolatków. Nowonarodzeni nie stanowili dla niej zagrożenia. Nawet nie wyczuli kim była. Prawdopodobnie nie byli szkoleni do walki. Obserwowała ich do momentu aż jeden z nich podniósł wzrok i spojrzał na nią. Natychmiast usiadła tyłem do niego ale mogła usłyszeć jak o niej mówią. Wyjęła zdjęcie Ralfa z kieszeni i pokazała je barmanowi.
- Czy poznaje pan tego mężczyznę?- spytała. Przez chwilę na jego twarzy widniał wyraz zaskoczenia, a potem jakby strachu.
- Nie- burknął pod nosem. Uwadze Evelyn nie uszło zerknięcie mężczyzny w stronę młodych wampirów.
Już wiedziała, że kłamie. Z pewnością zna sekret istnienia krwiopijców.
- Jest pan pewien?- spytała obdarzając go pokrzepiającym uśmiechem. Chciała żeby jej zaufał. Musiał jej zaufać. Od tego zależało czy znajdzie Ralfa.
- Dam ci radę. Trzymaj się z dala od tego typa- powiedział barman tak cicho, że ledwo go usłyszała. Zanim zdołała zrozumieć przesłanie odszedł do innego klienta. Po chwili znalazł się przy stoliku wampirów. Evelyn przyglądała mu się z niepokojem. Jeden z pijawek wskazał na nią palcem. Nadszedł czas na odwrót. Evelyn zostawiła pieniądze za wodę i czym prędzej wyszła na chłodne jesienne powietrze. Przecznicę dalej wyczuła, że jest śledzona. Nie zastanowiając się dłużej skręciła w ślepy zaułek. Było w nim zupełnie ciemno więc nikt nie mógł jej zobaczyć. W momencie gdy się odwróciła trójka wampirów z baru pojawiła się tuż przed nią. Skutecznie odgrodzili ją od drogi ucieczki.
- Chyba zabłądziłaś- stwierdził jeden z nich. Uśmiechał się szyderczo podobnie jak jego towarzysze.
- Może ona potrzebuje przewodnika Ray- odezwał się kolejny. Był znacznie przystojnieszy od dwóch pozostałych. Jego postawa mówiła, że to on jest autorytetem w ich małej grupie.
- Może jej pomożemy?- zaśmiał się Ray.
Evelyn prychneła kpiąco.
- Czy nikt wam nie powiedział nowonarodzeni, że nie każda samotna kobieta jest ofiarą?- spytała z rosnącą pogardą i kpiną. Na twarzach nastolatków ukazało się zdumienie.
- Znasz sekret. Teraz tym bardziej musisz zginąć. Szkoda. Taka... smaczna- mruknął Ray. Zrobił krok w stronę dziewczyny i to był jego pierwszy błąd. Evelyn poczuła jak jej koktajlowa sukienka rozrywa się gdy jej kości zaczęły się łamać i wyginać. Zaledwie w sekundę jej ciało pokryło gęste, brązowe futro. Wilcza siła ogarnęła jej ciało. Z furią rzuciła się na chłopaka. Po chwili jego ciało opadło obok.
Pysk Evelyn pokryty był krwią wampira. Kłapneła zębami do przerażonych jeszcze żywych pijawek.
- Kevin... wiejmy stąd!- krzyknął szatyn, który do tej pory trzymał się z tyłu. Oba wampiry wycofały się żeby po chwili zniknąć. Evelyn warkneła wyładowując resztkę złości i z łatwością zniknęła po drugiej stronie zaułka.
- Jak to nie żyje!- krzyknął Marcus wściekły. Kevin i Alex skulili się na kanapie w salonie. Od razu po incydencie w zaułku pojechali do rezydencji założyciela klanu Nicholausa Rowanova gdzie wyjaśnili wszystko obecnemu tam członkowi klanu.
- Dlaczego do tego dopuściliście!
- Nie mieliśmy wyboru. To był... likantrop- wyjąkał Kevin. Głos mu drżał ze strachu. To było krępujące ale nie mógł nic na to poradzić.
- Macie mnie za durnia?!- Marcus wpadł w jeszcze większą złość.- Likantropy nie pokazały się w mieście od lat.
- To był wilk. Widzieliśmy go na własne oczy!- upierał się Kevin. Alex skinął głową.
- Nicholaus musi się o tym dowiedzieć. Pójdziesz po niego Kevin. Natychmiast!
Kevin wstał i posłusznie ruszył do gabinetu gdzie przywódca ich rodziny pewnie się pożywiał.
Godzinę później w sali narad zebrał się cały klan z Seattle. Nicholaus z lekkim powątpiewaniem wysłuchał relacji nowych członków klanu.
- Jest tylko jedno wyjście- stwierdził na koniec.- Znajdzie go i zabijcie.
- Ją- przerwał Alex cicho.
- Co powiedziałeś?- zainteresował się Severus- prawa ręką Nicholausa.
- To była kobieta- powtórzył tym razem głośno i wyraźnie.
Na sali rozległ się szmer rozmów.
- Kobieta- powtórzył Nicholaus. Cała ta sprawa coraz bardziej go interesowała.
- Jak wyglądała ta kobieta?
- Była... ładna. Nawet bardzo. Myśleliśmy, że jest człowiekiem ale w zaułku zmieniła się w tego... potwora.- powiedział Alex.
Nicholaus wymienił zaciekawione spojrzenia z resztą rady. To pierwszy wilkołak jaki pojawił się w Seattle oprócz Ralfa i była to kobieta. To mogła być tylko jego siostra. Już wiedzieli co trzeba zrobić.
- Przyprowadźcie ją żywą- kazał Nicholaus.
Evelyn z trudem wspieła się na parapet okna do wynajętego mieszkania Ralfa. Po całonocnym przemykaniu przez ciemne uliczki w ciele wilka była głodna i zmęczona. Na szczęście nikt jej nie zauważył i miała gdzie się ukryć. Zmieniła się w swoją ludzką postać i zniknęła w łazience. Gorący prysznic ukoił jej zszargane nerwy. Nie miała przy sobie zbyt wiele ubrań więc zdecydowanie postanowiła zaprzestać niekontrolowanych przemian.
Włożyła mrożonkę do mikrofalówki i włączyła kablówkę. Zbliżał się ranek. Słońce już wznosiło się ku górze gdy powieki same jej się zamknęły. Obudził ją hałas w kuchni. Zupełnie nieświadoma obecności kogoś jeszcze mrukneła coś i zapadła w głębszy sen. Śnił się jej dom rodzinny, Ralf gdy byli dziećmi i rodzice zanim zmarli.
- Urocze- usłyszała. Przez chwilę myślała, że to sen. W kilka sekund zorientowała się że grozi jej niebezpieczeństwo i zerwała się z łóżka. Nie zdążyła rozejrzeć się po pomieszczeniu gdy ktoś uderzył ją w głowę. Opadła na podłogę uderzając o kant stołu.
Zerwała się jak poparzona gdy ktoś oblał ją lodowatą wodą. Ciężko dysząc usiadła w popłochu. Nie wiedziała gdzie jest i co się dzieje. Przez mokre włosy opadające jej na twarz zdołała dostrzec kraty i przypadającego się jej mężczyznę, a właściwie dwóch. Stali za kratami i patrzyli na nią z odrazą. Jeden z nich trzymał w rękach wiadro. Od razu wyczuła wampiry.
- Dobrze się spało?- spytał mężczyzna o oczach bez wyrazu, z blizną rozciągającą się na całą długość twarzy. Evelyn wstała ociężale i zbliżyła się do krat.
- Wypuść mnie- warkneła. Być może powinna zachować spokój i milczeć dla własnego dobra ale była na to zbyt wściekła.
- Nie podoba ci się u nas zapchleńcu- parsknął drugi z mężczyzn. Ten był o wiele bardziej niebezpieczny. Wyglądem przypominał anioła jak większość krwiopijców. Siła biła od niego strumieniem.
- Jakim prawem mnie tu przetrzymujecie?!- warkneła.
- Naszym prawem- syknął mężczyzna z blizną. W tym momencie rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i do piwnicy wszedł kolejny mężczyzna. Był to ten sam chłopak, którego kolega zginął z jej ręki w zaułku. Zmierzył ją posępnym spojrzeniem i od razu odwrócił wzrok.
- Nicholaus czeka na was- powiedział i wyszedł. Wampiry ruszyły do wyjścia. Jeden z nich przystanął na chwilę.
- Kraty są wykonane ze srebra. Nie radzę uciekać- ostrzegł i wyszedł. Evelyn osunęła się na podłogę. Głowa jej pękała od uderzenia ale nie mogła okazać słabości. Musiała być silna. Dla Ralfa. Dla rodziców.
Przez następne kilka dni Evelyn tkwiła w celi w kompletnych ciemnościach bez wody i jedzenia. Głód stał się tak silny, że nie mogła myśleć o niczym innym. Chęć mordu rosła z każdą chwilą. Tylko sen pomagał.
Nicholaus siedział w gabinecie gdy do środka wszedł Marcus.
- Dobrze, że jesteś- powiedział.
Nicholaus mruknął coś w zamyśleniu.
- Chodzi o dziewczynę- zaczął Marcus ostrożnie. Nicholaus skupił na nim całą uwagę. Nie dało się ukryć, że sprawa wilczycy była dla niego niezwykle ważna.
- Ralf żąda uwolnienia jej- poinformował.- Inaczej zerwie umowę.
- Minęło już kilka dni. Jest wystarczająco słaba żeby nie stanowić zagrożenia- przyznał pierwotny.- Zrób jak chce Ralf.
- Jak zechcesz- mruknął Marcus i wyszedł. Nicholaus doszedł do wniosku, że nie wszystkim podoba się jego plan względem dziewczyny. Jako pierwotny, jeden z pierwszych wampirów na Ziemi spotkał wiele wilkołaków ale żaden tak go nie zainteresował. Evelyn Resse była niezwykle interesującą kobietą. Ralf uprzedzał, że będzie go szukać i że nie łatwo będzie zrobić z niej sprzymierzeńca więc Nicholaus tym bardziej się nią interesował.
- Już czas- szepnął wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
Evelyn po raz kolejny została wyrwana ze snu. Tym razem nie miała siły by się podnieść. Pozwoliła się zakuć w kajdany i bolesnym szarpnięciem postawić na nogi. Kilku potężnych wampirów otoczyło ją i zaczęli prowadzić do sali obrad. Evelyn było już wszystko jedno. Stanęła dumnie przed kilkunastoma wampirami ale to mężczyzna o błyszczącym niebieskim spojrzeniu budził jej strach, a jednocześnie podziw. To był założyciel klanu- pierwotny.
W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Wszyscy czekali aż Nicholaus przemówi. Evelyn uparcie patrzyła w podłogę wyłożoną ciemnymi kafelkami.
- Mam nadzieję, że wiesz dlaczego zostałaś schwytana- odezwał się pierwotny. Evelyn miała ochotę się roześmiać ale głód jej na to nie pozwalał. Nie miała siły nawet stać. Jeszcze chwila i upadnie. Nagle gdzieś za nią rozległ się zgrzyt otwieranych drzwi. Mimo osłabienia Evelyn wszędzie rozpoznałaby ten zapach. Ralf. Odwróciła się i wtedy go ujrzała. Szedł w towarzystwie dwóch wampirów. Wyglądał dobrze choć z jego boku ciekła krew i utykał na lewą nogę.
- Ralf!- krzyknęła, a gdy na nią spojrzał zbolałym wzrokiem wpadła w furię. Nie zwarzając na palące ją kajdany ze srebra zerwała łańcuchy i kilka sekund później z rykiem rzuciła się na wampira idącego obok brata. Na sali zapanował chaos. Wampiry rzuciły się na wilczycę ale Nicholaus powstrzymał ich zanim dotarli do dziewczyny. Ralf usiłował zatrzymać siostrę ale ciało wampira opadło już bezwładnie na podłogę i Evelyn zajęła się drugim. Nicholaus uznał, że już wystarczy i w mgnieniu oka złapał za kark dziewczyny i rzucił ją na ścianę. Ralf wydał dźwięk przypominający ryk złości ale się nie poruszył. Evelyn z piskiem podniosła się i warkneła na Nicholausa. Wampir przygotował się na jej atak ale ten nie nastąpił. Zamiast tego Evelyn ryknęła i upadła z chukiem na zimną posadzkę.
Ralf pobiegł do siostry przerażony. Nicholaus wpatrywał się w nią zdezorientowany. Wystarczyła chwila żeby zrozumiał, że w klatce piersiowej wilczycy tkwi srebrny kołek wbity przez młodego Kevina. W innej sytuacji Nicholaus byłby z niego dumny ale teraz ogarnęła go złość. Evelyn była... ważna. Ta myśl wstrząsnęła nim.
- Ona umiera- jęknął Ralf przytulając do siebie coraz to bledsze ciało siostry. Nicholaus wiedział co musi zrobić. Rozciął nadgarstek i spojrzał na Ralfa.
- Decyduj. Wiesz co to oznacza- powiedział.
- Uratuj ją.
Krew pierwotnego spłynęła do ust dziewczyny.
Evelyn obudziła się oszołomiona otaczającym ją pomieszczeniem. Znajdowała się w miękkim łóżku, w dużej eleganckiej sypialni. Wydawało jej się że to wszystko to zły sen. Przecież powinna czuć przynajmniej ból po tym jak ktoś wbił jej kołek w serce, a tymczasem czuła się jak nowo narodzona. To z pewnością sen, pomyślała. Zaraz jednak coś ją zaskoczyło. Ralf drzemał w fotelu, w kącie pokoju. Pewna, że ma halucynacje wstała i szturchnęła brata w ramię. Ralf otworzył oczy i spojrzał na nią spokojnie.
- Jak się czujesz?- spytał. Głos miał smutny, pełen poczucia winy.
- Cieszę się, że tu jesteś- odpowiedziała. To z całą pewnością było niebo.
- Tak się bałem Eve- załamał się przytulając ją mocno.
- Już nie musisz się bać. Oni już cię nie skrzywdzą- wyszeptała w jego ramię.
- Jacy oni Eve? Wampiry...
- Już ich nie ma. Zabiłam kilku z nich.
- Nie rozumiesz. Oni nie chcieli zrobić nam krzywdy. Właściwie to dzięki jednemu z nich wciąż żyjesz.
Evelyn odsunęła się od niego gwałtownie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pamiętasz jak wyjechałem?
Evelyn skinęła lekko. To był jeden z gorszych dni w jej życiu. Pewnego ranka Ralf po prostu zniknął i nikt nie wiedział gdzie.
- Przyjechałem do Seattle. Po kilku dniach trafiłem na bandę wampirów. Było ich zbyt wielu i gdyby nie Nicholaus byłoby po mnie. Byłem jego dłużnikiem. Musiałem zawrzeć z nim pewną umowę...
- Zmusił cię do posłuszeństwa- warkneła. Wzrosła w niej złość.
- Nie. W zamian za przyłączenie się do klanu dostałem możliwość zemsty na zabójcach rodziców Eve.
- Co?- była pewna, że jej się przesłyszało.
- Już ich nie ma. Zabiłem ich.
Łzy cisnęły się jej do oczu. Kiedyś Ralf obiecał jej, że mordercy ich rodziców zapłacą za to co zrobili i dotrzymał słowa. Evelyn rzuciła się bratu w objęcia.
- Ale dlaczego nie wróciłeś?
- Nie miałem do czego. Zamierzałem ściągnąć cię tutaj. Chciałem najpierw ustalić wszystko z Nicholausem- stwierdził.
- Ralf te... potwory próbowały mnie zabić!- wrzasnęła oburzona.
- Wcześniej zabiłaś jednego z nich w zaułku, a ostatnio gdy chciałem ci wszystko wyjaśnić wpadłaś w szał.
- Myślałam, że zrobili ci krzywdę! A potem ktoś omal mnie nie zabił i to przez tego...- zabrakło jej słów. Do głowy przyszły jej takie słowa jak: zmysłowy, seksowny, niebezpieczny. Wstrząsnęło nią to dogłębnie.
- Nicholaus uratował ci życie. I tu właśnie zaczynają się schody- zaczął. Evelyn była pewna, że nie spodoba jej się ta nowina.
- W jaki sposób?
- Jego krew jest bardzo potężna. Gdy leżałaś na podłodze niemal martwa... Nicholaus zaoferował ci ją...
- Chcesz powiedzieć, że łączy nas więź krwii?!- ryk jaki wydała wstrząsnął komodą stojącą obok.
- Nie miałem wyboru. Nie mogłem pozwolić żebyś zginęła- bronił się Ralf. Evelyn w głębi duszy nie była na niego zła. Jej złość skierowała się w stronę Nicholausa Rowanova. Teraz łączyła ich więź przez którą będzie musiała zaakceptować jego obecność w swoim życiu.
- Cholera Ralf! Muszę wyjechać!- postanowiła. Wiedziała, że to będzie trudne. W tej sytuacji z każdym dniem będzie pragnąć Nicholausa coraz bardziej aż wreszcie oszaleje.
- To nie może być prawda- jękneła opadając na łóżko.
- Eve... wiem, że to trudne. Daj sobie czas. Ta więź jeszcze nie znaczy, że musisz go polubić.
- Wiesz dobrze co znaczy połączenie się przez krew- warkneła na niego.
- Ale on nie wypił twojej. Jesteście połączeni tylko w połowie. Poza tym on to zrobił na moją prośbę i z pewnością zachowa dystans aż więź znacznie wygasać.
Evelyn wzięła głęboki wdech.
- W tej sytuacji nie widzę innego wyjścia jak tylko przenieść się do mieszkania, które wynająłeś- postanowiła. Ralf poczuł jak kamień spada mu z serca. Wyszedł z pokoju siostry pozwalając jej oswoić się ze wszystkim. Na korytarzu spotkał Nicholausa. Jego widok w dzień go zdziwił. Zaraz jednak przypominał sobie, że pierwotni nie muszą unikać słońca.
- Jak ona się czuje?- spytał. Głos miał nerwowy choć twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Lepiej żebyś dał jej czas. Postanowiła zamieszkać w moim mieszkaniu do czasu aż wasza...- tu poczuł zakłopotanie- więź wygaśnie.
Nicholaus milczał przez dłuższą chwilę.
- To chyba dobry pomysł- mruknął i zniknął. Ralf wzruszył ramionami. Najwyraźniej Nicholaus również nie był zachwycony sytuacją.
Jeszcze tego samego dnia Evelyn przenosła się do mieszkania, w którym to wcześniej została schwytana. Potrzebowała zimnego prysznica i odpoczynku. Musiała jakoś poradzić sobie z tą więzią. Nie było to jednak łatwe gdyż nawet stojąc pod prysznicem jej ciało błagało dotyk silnej dłoni Nicholausa. Postanowiła, że będzie unikać spotkań z pierwotnym aż do czasu gdy nie wymyśli jakiegoś rozwiązania. Jej plan spalił na panewce gdy następnego dnia obudził ją natarczywy dzwonek do drzwi. Pewna, że to Ralf nie zwróciła uwagi na swój ubiór. W połowie drogi stanęła jak wryta. Ten niemal boski, erotyczny i niebezpiecznie uzależniający zapach nie należał do jej brata. Skarciła się za bezmyślność i stała wpatrując się w drzwi.
- Otwórz Evelyn. Wiem, że tam jesteś. Czuję bicie twego serca- zawołał Nicholaus. Jego głos sprawił, że zrobiło jej się słabo. Podeszła do drzwi i otworzyła je zanim wampir znów by się odezwał.
- Co tu robisz?!- zapytała ze złością. Była wściekła, że na jego widok czuła pożądanie. A wszystko przez więź.
- Musimy porozmawiać. Ale może najpierw coś na siebie włożysz- powiedział odmienionym głosem. Evelyn spojrzała na swoją cienką halkę i spłonęła rumieńcem.
- Poczekaj chwilę- bąkneła i pobiegła do sypialni. W rekordowym czasie się przebrała w stary dres, który zostawił Ralf żeby jej wygląd był jak najbardziej zniechęcający. Nicholaus siedział na kanapie w salonie z wyciągniętymi nogami. Swoją swobodą zdominował całe pomieszczenie. Gdy weszła zmierzył ją od stóp do głowy i uśmiechnął się szyderczo.
- Naprawdę myślisz, że to coś da?- parsknął.
- Przynajmniej się staram coś zrobić, a ty mi tego nie ułatwiasz przychodząc tutaj- warkneła. Stanęła w wejściu i czekała. Nicholaus patrzył na nią z dziwną miną.
- Czyli mój widok zrobił na tobie wrażenie?- spytał. Złapał ją za słowa ale nie dała się wciągnąć w tę grę.
- O co chodzi?- spytała szorstko.
- Zawsze jesteś taka spięta? Usiądź ja nie gryzę- powiedział. Twarz miał obojętną ale w oczach tliły się szydercze ogniki.
- Tu mi dobrze. Po co przyszedłeś? Ralf o tym wie?
- Nie muszę się tłumaczyć twemu bratu z dwóch powodów. Po pierwsze to on pracuje dla mnie, a po drugie Ralf wie, że choćbym chciał nie zdołam zrobić ci krzywdy. Co prawda więź jest skończona tylko w połowie ale to wystarczy by zmusić mnie do chronienia ciebie.
- Umiem o siebie zadbać. Do rzeczy- syknęła. Chciała żeby jak najszybciej się wyniósł bo jej samokontrola słabła z każdą chwilą. Czuła ciepło miejscach, w których nigdy nie powinna czuć tego typu rzeczy. Nie z powodu wampira.
- Mamy kilka spraw do omówienia- wyjaśnił. Usiadł prosto co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- Nie sądzę. Jednak domyślam się że nie odpuścisz więc proponuję żebyśmy wyszli gdzieś... na zewnątrz.- nie czekając na niego włożyła płaszcz i wyszła z mieszkania. Obecność Nicholausa wyczuła już po chwili. Szedł za nią bez słowa aż do kawiarni. Uprzejmie zaczekał aż kelner poda jej kawę i ciastko i w milczeniu przyglądał się jak je.
- Nic nie zamówisz? A no tak. Zapomniałam, że twoja dieta przewiduje tylko dziewiczą krew- parskneła złośliwie. Nicholaus wydawał się być rozbawiony sytuacją.
- W tej chwili interesuje mnie coś więcej niż krew- mruknął tak cicho, że tylko ona mogła go usłyszeć. Evelyn zaczerwieniła się po uszy. Szybko jednak doszła do siebie i spojrzała na niego wyzywająco.
- Nic między nami nie będzie- powiedziała spokojnie i wyraźnie.
- Już jest. Nie możesz zaprzeczyć, że coś nas łączy.
- Więź szybko wygaśnie. Za dwa miesiące już mnie tu nie będzie. Ralf pewnie pojedzie ze mną.
- Mylisz się. Ralf zostanie. I ty również.
Evelyn się zirytowała. Pierwszą zasadą jaką warto było przestrzegać w relacji z wilkiem to zakaz denerwowania go. Chyba, że komuś życie nie miłe.
- Nawet o tym nie myśl! Ralf do ciebie nie należy!- uniosła się. Kilkoro klientów spojrzało na nią z wyrzutem.
- Ralf nie ale ty tak. Jesteś moją partnerką Evelyn. I zostaniesz nią w pełni już nie długo.
Mówił z takim opanowaniem i pewnością siebie, że miała ochotę rzucić się na niego z pazurami. Zamiast tego zerwała się z miejsca i wybiegła z kawiarni. Zatrzymała się w ślepej uliczce z całej siły powstrzymując przemianę. W zdenerwowaniu często traciła panowanie nad sobą i nie łatwo jej było się uspokoić. Upadła na kolana pewna, że tę walkę przegrała gdy chłodne ręce Nicholausa uniósły jej twarz. Jego złote oczy były o centymetr od niej. Na ustach czuła jego oddech. I działało to uspokajająco. Evelyn wzięła głęboki wdech i ogarnął ją błogi spokój. Nigdy nie czuła się tak komfortowo.
- Już dobrze moja wilczyco- szepnął. Jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko jej. Jego wargi opadły na jej w zachłannym pocałunku. Były chłodne i słodkie jakby to on jadł ciasto czekoladowe. Zapominając o uprzedzeniach i wstręcie do wampirów Evelyn dała się ponieść pożądaniu. Przywarła do Nicholausa całym ciałem i wplątała dłonie w jego włosy. Z ust wampira wydobył się cichy pomruk aprobaty. Nicholaus podniósł ją i oparł o ścianę budynku. Jego dłonie błądziły po jej skórze pod starą bluzą dresową.
- Jesteś piękna- mruknął gładząc jej piersi. Evelyn jękneła z rozkoszy i stłumiła głos rozsądku. Dotarło do niej co się dzieje chwilę później.
- Wystarczy- jękneła gdy sytuacja nabrała niebezpiecznego obrotu. Nicholaus warknął ostrzegawczo gdy próbowała go odepchnąć. Najwyraźniej sytuacja niezmiernie mu się podobała. Natomiast Evelyn znów była wściekła. Czuła jak jego usta błądzą po jej szyi ale nie dawało jej to już przyjemności. Wściekłość na siebie i na niego skumulowała się i Evelyn bez zastanowienia pozwoliła pazurą wydłużyć się po czym wbiła je prosto w serce Nicholausa. Wampir cofnął się zdezorientowany. Evelyn wiedziała, że nie mogła go zabić i ogarnął ją strach. Wycofała się i z wilczą prędkością wybiegła na zatłoczone ulice Seattle. Nicholaus potrzebował zaledwie chwili by się wyleczyć więc Evelyn nie wracała do domu przez resztę dnia. Wolała uniknąć wybuchu złości pierwotnego. Nawet jeśli był jej partnerem to i tak mógł ją zranić. Wystarczy, że stanie się coś Ralfowi i część jej już by zginęła. Evelyn nie wyobrażała sobie życia bez brata.
Zbliżając się w stronę mieszkania dokładnie przeczesała teren. Nikogo podejrzanego nie było w pobliżu więc pomknęła do domu. Tej nocy spała niespokojnie budząc się co chwilę z wrażeniem, że ktoś ją obserwuje.
Nicholaus nie poszedł za Evelyn. Wrócił do swojej rezydencji zaraz po tym jak zabliźniły się rany zadane przez wilczycę. Powinien być wściekły. A przynajmniej powinien odpłacić się za to. Ale czuł nieopisaną chęć zdobywania. Tym razem jednak przeciwnik był znacznie inny, cenniejszy.
- Wszystko w porządku?- usłyszał. Odwrócił się żeby stanąć twarzą w twarz z Ralfem. Zadziwiające jak małe podobieństwo istniało między nim, a siostrą. Zwłaszcza pod względem charakterów.
- Miałem małą potyczkę z Evelyn- powiedział sprawdzając reakcję wilka. Ralf spojrzał na niego ze zdenerwowaniem i westchnął głośno. Jego puls znacznie przyspieszył.
- Jeśli zrobiła coś...
- Nic takiego się nie stało.- uspokoił go i mógł dostrzec ulgę na jego twarzy.- Zastanawiam się tylko... czy stało się coś co powoduje niechęć Evelyn do wampirów?
- Z reguły żaden wilk za wami nie przepada. Zwłaszcza gdy chodzi o kogoś kto jest nieśmiertel
Nicholaus spojrzał na niego z uniesioną brwią. Wiedział, że to nie wszystko.
- Gdy Evelyn miała piętnaście lat kilkoro wampirów napadło na nasz dom. Wiesz już co się stało z naszymi rodzicami ale Evelyn- zamilkł na chwilę. Przed oczami miał bezwładne ciało siostry gdy jakimś cudem pojawiła się w pubie, w którym imprezował.
- Evelyn była bezbronna. Ci dranie torturowali ją, kaleczyli i wlewali srebro żeby rany się nie goiły- wyjaśnił Ralf. Nicholaus poczuł jak krew buzuje mu w całym ciele. Żałował, że nie wiedział o tym wcześniej. Osobiście odpłacił by tym, którzy skrzywdzili jego wilczycę.
- Jak udało jej się przeżyć?- spytał czując, że z jego głosu sączy się wściekłość.
- Nie wiem. Do tej pory mi nie powiedziała. Gdy przyszła do pubu była ledwie żywa. Blizny, które miała na brzuchu zagoiły się ale te na plecach wciąż są widoczne. Nie mówimy o tym. To dla niej temat tabu.
- Rozumiem. To już wszystko- odwrócił się i już miał zamiar odejść gdy przyszło mu coś do głowy.
- Niech Evelyn idzie jutro z wami likwidować nowonarodzonych- kazał. Trochę wyładowania się jej przyda zanim wrócą do poprzedniej rozmowy.
- Marcus nie będzie zachwycony- burknął Ralf w lekkim proteście.
- Jakoś to przełknie- stwierdził Nicholaus.
Zgodnie z przypuszczeniami Ralfa Marcus nie był zachwycony obecnością kobiety, tym bardziej, że była to wilczyca, która zabiła kilku z nich.
- Nie daj się zabić. Resztę zostaw nam- kazał gdy weszli do starej fabryki, w której ukrywło się kilku nowonarodzonych. Od lat zajmowali się likwidacją wampirów, które zaraz po przemianie zostały porzucone przez swego stwórcę. Takie wampiry były jak małe dzieci. Liczył się tylko głód przez co wzbudzały zbyt duże zainteresowanie. Konsekwencją tego było coraz większe prawdopodobieństwo odkrycia przez ludzi istnienia wampirów. Do tego nie mogli dopuścić.
Jako, że Evelyn trzymała się z tyłu Ralf zajął pozycję z przodu. Nie martwił się o siostrę. Evelyn była świetna w walce, a jako kobietę często ją lekceważono co dawało jej większe szanse na wygraną nawet z doświadczonym przeciwnikiem.
- Powinieneś kazać jej zostać- burknął Marcus gdy weszli w trójkę do ciemnego korytarza.
- Nicholaus kazał ją zabrać- wyjaśnił Ralf. Evelyn prychneła z pogardą. Miała dość wypełniania rozkazów, a szczególnie jeśli wydawał je Nicholaus. Przepchnęła się obok mężczyzn i pobiegła w głąb budynku. Ralf zachichotał podczas gdy oczy Marcusa aż pociemniały ze złości.
Evelyn szła korytarzem całkowicie świadoma obserwujących ją dwóch głodnych wampirów. W momencie gdy skoczyli do ataku wykonała unik i w sekundę zmieniła się w wilka. Zatopiła zęby w jego karku i jednym szarpnięciem pozbawiła go życia. Widząc to drugi z nowonarodzonych rzucił się do ucieczki ale złapał go Ralf. Za nim szedł znudzony Marcus.
- Jeszcze tylko trzech- mruknął patrząc na Evelyn z niechętnym szacunkiem. Odpowiedziało mu szydercze warknięcie dziewczyny.
Godzinę później cała trójka znalazła się w salonie domu Nicholausa. Evelyn miała znacznie lepszy humor, zwłaszcza po tym jak zabiła dwóch wampirów i to bez żadnych konsekwencji.
- Umieram z głodu- krzyknął Ralf.- Może masz na coś ochotę Eve. Lodówka jest wyposażona w normalne jedzenie.
- Cóż... chętnie- mrukneła. Szalę przeważyła wiadomość, że Nicholausa nie ma.
- Na co masz ochotę?- Ralf zaprowadził ją do nowoczesnej kuchni i zniknął za drzwiami lodówki.
- Jajka, mleko, sałata, ser...- wymieniał.
- A może tak coś pożywniejszego?
- Stek?- spytał Ralf z uśmiechem. Evelyn przytaknęła z ochotą i już po chwili krwisty stek rozpływał się w jej ustach.
- Co słychać Eve? Słyszałem, że miałaś małą kłótnię z Nicholausem- zaczął Ralf z zadziornym uśmiechem. Evelyn przewróciła oczami na znak irytacji.
- Po prostu ktoś musiał pokazać pierwotnemu gdzie jego miejsce. Nie zamierzam dać się wciągnąć w grę tego...
- Radziłbym ci nie kończyć- powiedział ktoś za nią. Doskonale wiedziała kto to był dlatego spięła się cała i ostatkiem sił powstrzymała drżenie rąk. Wciąż czuła jego pocałunki na swojej skórze. Uparcie wpatrywała się w kawałki kurczaka na swoim talerzu podczas gdy Ralf wymknął się z kuchni czując ten przymus w wzroku pierwotnego.
- Jak minął dzień?- Nicholaus przerwał ciszę, która aż gęstnała wokół. Evelyn podniosła wzrok i napotkała drwiące spojrzenie Nicholausa. Jak zawsze wyglądał idealnie, ubrany na czarno z kpiącym uśmiechem na boskiej twarzy. W dłoni trzymał szklankę z ciemnoczerwonym płynem. Krew. Aż się wzdrygnęła.
- Obrzydlistwo- stwierdziła odwracając wzrok gdy podniósł szklankę do ust. Nicholaus uśmiechnął się lekko.
- W swojej wilczej postaci mogłabyś jeść surowe mięso- zauważył zbliżając się do niej. Dzieliła ich tylko lada wysepki kuchennej. Fala gorąca przelała się przez jej ciało. Nicholaus doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czuł jej przyspieszony puls.
- Ale tego nie robię. W przeciwieństwie do ciebie moje serce wciąż bije i nie wyobrażam sobie bym jadła swoje ofiary- uśmiechnęła się sarkastycznie.
- Wiem, słyszę bicie twego serca. Jest znacznie przyspieszone. Chyba nie przeze mnie?
Evelyn czuła coraz większą złość. Złość za chęć rzucenia się na Nicholausa i wplątania dłoni w jego włosy. Jak bardzo chciała poczuć smak jego ust.
- Wiesz przecież, że to wina więzi- mrukneła nieco ciszej. Jej pewność siebie gdzieś wyparowała.
- Czy napewno?- obszedł wysepkę i stanął tuż za nią. Dłonie oparł o blat po obu jej stronach więżąc ją tym samym w klatce swoich ramion.
- Czy nic poza tym nie powoduje, że jesteś tak zdenerwowana?- mruknął wprost do jej ucha.
- Niby co takiego? Chyba nie myślisz, że ta cała więź między nami przetrwa?- parskneła zmuszając się do swobodnego tonu.
- A jeśli tak właśnie myślę?
- Mylisz się. Nic mnie nie zmusi przebywania w twoim towarzystwie dłużej niż to możliwe.
- Więc napewno ucieszy cię fakt, że następną eliminację nowonarodzonych odbędziesz ze mną- jego szyderczy śmiech doprowadził ją do szału.
- Nigdzie się z tobą nie wybieram!
- Nawet jeśli powiem ci że te wampiry to dzieci morderców twoich rodziców?
- Ralf by ich zabił- warkneła. Niechętna chęć mordu była słyszalna w tonie jej głosu.
- Postanowił, że tę część zostawi tobie. Jeśli masz zamiar do mnie dołączyć to bądź tu o świcie- powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
Niechęć do przebywania w towarzystwie Nicholausa nie zwyciężyła z chęcią odpłacenia swoim oprawcą za wszystkie krzywdy dlatego o świcie Evelyn pojawiła się w rezydencji Rowanova. Powitał ją kpiący uśmiech pierwotnego.
- A więc jesteś- zawołał.
- Nie schlebiaj sobie. Robię to ze względu na rodzinę- mrukneła. Wciąż była na siebie wściekła za słabość jaką miała do wampira.
- Gotowa?- spytał otwierając dla niej drzwi Range Rovera.
- Dam sobie radę- mrukneła i nie czekając pomknęła do lasu. Nicholaus uśmiechnął się pod nosem i wsiadł do samochodu.
Wiedział, że Evelyn jest w pobliżu. Czuł jej bicie serca, wszelkie emocje i krew buzującą w żyłach.
- Proponuję ci układ- przesłał jej myśl. Nie odpowiedziała.
- W starej kopalni przy skraju lasu jest około trzydziestu nowonarodzonych. Jeśli zabijesz więcej niż ja spełnię jedno twoje życzenie.
- A jeśli ty wygrasz?- usłyszał w swojej głowie jej słodki głos.
- Wtedy ty wypełnisz moją.
- Zależy czego będziesz chciał. Zapomnij o dokończeniu więzi.
- Jeśli wygram złożysz przysięgę wieczności...
Ostatnie zdanie krążyło w jej głowie przez resztę drogi do kopalni. Jeśli przegra będzie musiała złożyć przysięgę, której nie będzie mogła złamać do końca życia choćby nie wiem jak chciała ale jeśli wygra pozbędzie się Nicholausa z życia swojego i Ralfa.
Wbiegła do kopalni nie siląc się na zachowanie ciszy. O tej porze młode wampiry nie miały szans na ucieczkę. Tylko wiekowi pierwotni mogli chodzić za dnia. Od razu wyczuła zapach świeżej krwii i tę przyciągającą zmysłową woń. Nicholaus.
Nie miała zamiaru przegrać. Z wilczą precyzją zabiła dwóch, potem kolejnych siedem pijawek. Zawachała się na chwilę widząc nastolatkę ukrywającą się za skalną półką. Dziewczyna miała może szesnaście lat. Z jej oczu płynęły krwawe łzy.
- Kto cię przemienił?- warkneła ludzkim głosem. Zabrzmiało to zbyt groźnie ale nie mogła nic na to poradzić. Przemiana w ludzką postać byłaby zbyt ryzykowna. Dziewczyna wzdrygneła się i bardziej ukryła twarz w dłoniach.
- Mów!- warkneła.
- Nnie wiem- wychlipiała dziewczyna.- Powiedział, że jest znanym agentem... obiecał, że będę modelką...
Zrobiło jej się żal dziewczyny. To było jeszcze dziecko. I po raz pierwszy nie przeszkadzało jej jakim potworem była.
- Dał ci swojej krwii?
- Nnie... Nie chcę umierać- wychlipiała rozmazując krew na policzku.
- Spokojnie... nic ci nie zrobię. Pomogę ci...
- Zabiłaś ich!- wychlipiała cofając się jeszcze bardziej.
- Musiałam. Oni chcieli skrzywdzić niewinnych ludzi, a ty nie, prawda?
Przemawiała do niej jak do małej zagubionej dziewczynki żeby ją uspokoić. Dziewczyna pokiwała lekko i po raz pierwszy spojrzała jej w oczy.
- Zabiorę cię w bezpieczne miejsce- obiecała. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. Uniosła się lekko jakby chciała wstać ale cofnęła się z piskiem. Nicholaus stał kilka metrów za nią ze zwycięskim uśmiechem.
- Przegrałaś- zawołał. Zupełnie zapomniała o zakładzie. Ale to nie było najważniejsze. Teraz ważna była dziewczyna.
- Jak masz na imię?- zapytała odwracając się do niej.
- Sophie- znów płakała. Nicholaus przyglądał się młodej wampirzycy z irytacją. Nie rozumiał czemu jeszcze żyje. Chciał już być w domu żeby móc cieszyć się wygraną. Zniecierpliwiony pojawił się tuż przed wampirzycą i zacisnął rękę na jej szyi.
- Nicholaus stój!- wrzasneła Evelyn z przerażeniem. Nicholaus mógł wyczuć jej strach. Evelyn nie chciała śmierci tej dziewczyny. Pierwotny zastygł w bezruchu.
Dziewczyna upadła lapiąc gwałtownie powietrze.
- Jeśli ją zabijesz to osobiście oderwę ci ten pusty łeb- warkneła wilczyca przybierając ludzką postać. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że była naga i zupełnie się tym nie przejmowała. Evelyn podbiegła do Sophie i pomogła jej wstać.
- Już dobrze kochanie. On nic ci nie zrobi- uspokoiła ją. Spiorunowała Nicholausa wzrokiem za patrzenie na jej nagie ciało.
- Wracaj do domu i przywieź świeżą krew. Ona jest wygłodzona. Weź mi jakieś ubranie- poleciła. Nicholaus wpatrywał się w nią jak zauroczony. Jej ciało było zbyt piękne.
- Cholera Nicholaus przestań się zachowywać jak napalony nastolatek!- warkneła. Pierwotny otrząsnął się i z kpiącym uśmiechem zniknął.
- Wszystko będzie dobrze- powtórzyła po raz kolejny do Sophie gdy Nicholausa wciąż nie było.
- Nie chcę krwii- wychlipiała w odpowiedzi.
- Wiem. Ale musisz ją wypić żebyś była zdrowa.
- Co teraz będzie?
Evelyn z lekkim skrępowaniem usiadła obok Sophie. Była przecież naga. Lepiej żeby Nicholaus nie zapomniał o ubraniu.
- Zabiorę cię do innych dobrych wampirów. One nauczą cię jak z tym żyć. Musisz mi tylko zaufać, dobrze?
Sophie pokiwała głową. W tym samym momencie wyczułam ten zapach.
- Wreszcie!- zawołała.
Tęskniłaś?- przesłał jej myśl śmiejąc się zaczepnie.
Dawaj ciuchy idioto- warkneła w odpowiedzi. Nicholaus rzucił jej sukienkę zawiazywaną na szyi.
Może być- mrukneła w myślach. Wiedziała, że to usłyszał. Szybko nasuneła na siebie kwiecisty materiał.
- Zaczekam tu z tobą do zmroku żebyś mogła wyjść, a potem pojedziemy do domu Nicholausa. Jego ludzie ci pomogą- poinformowała dziewczynę. Poczuła jak Sophie drętwieje.
- Będę cały czas z tobą- obiecała. To wywołało uśmiech na twarzy nastolatki.
- Musi to wypić- mruknął Nichoalus podając Evelyn krew. Mimowolnie Evelyn się skrzywiła. BRh- parskneła.
Moja ulubiona- mruknął. To była jej grupa krwii. Przed oczami stanął mi moment gdy dowiedziałam się o więzi między mną, a Nicholusem. Teraz już się go nie pozbędę.
- Zrób to Sophie. Zaufaj mi. Po tym poczujesz się lepiej- poprosiła. Pojedyńcza krwawa łza spłynęła z jej oczu zanim wzięła foliowy woreczek i zaczęła pić ciecz. Evelyn musiała odwrócić wzrok. Napadły ją mdłości.
W porządku?- głos Nicholausa w jej umyśle był naprawdę zmartwiony. Pokiwała głową odbierając pustą folię od Sophie.
- To jest obrzydliwe- mrukneła młoda dziewczyna. Nicholaus parsknął śmiechem. Jeszcze nie dawno to samo powiedziała Evelyn.
- Przyzwyczaisz się- mruknął głośno. Wrócę wieczorem- dodał tylko dla Evelyn i zniknął.
Przekonanie Sophie do wyjścia z kopalni było niczym w porównaniu z zachęceniem jej do wejścia do domu pełnego wampirów. Evelyn w pełni ją rozumiała.
- Będę tam z tobą. Żaden z tych pijawek cię nie skrzywdzi- zapewniła. W myślach śmiała się z miny Nicholausa, który czekał przy drzwiach.
- Chodźmy- zachęciła Evelyn i złapała Sophie za rękę. Instynkt nakazywał jej chronić dziewczynę nawet za cenę życia.
- Witaj w moim domu- mruknął Nicholaus do Sophie. Jakoś nie był z tego zadowolony.
Bądź milszy- skarciła go Evelyn. Posłuchał. Posłał Sophie lekki uśmiech i zaprosił do środka.
- Jestem z tobą- szepneła uśmiechając się zachęcająco.
Godzinę później Evelyn mogła chociaż przez chwilę odpocząć. Sophie, która nie odstępowała jej choćby na krok poznała jedną z młodych podopiecznych Nicholausa i zgodziła się z nią zostać. Evelyn czuła jak zmęczenie z ostatnich dni kumuluje się żeby zaatakować jej ciało. Z ulgą opadła na kanapę w salonie. Już nawet nie zwracała uwagi, że tuż obok kręci się mnóstwo wampirów.
- Zmęczona?- spytał Ralf siadając obok.
- Mhmm.
- Wiesz... myślę, że dobrze zrobiłaś pomagając tej dziewczynie. Sophie jest chyba zadowolona. Gorzej z Nicholausem- mruknął.
- Co z nim?- otworzyła oczy i spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Nie mam pojęcia. Siedzi w swoim gabinecie ze smętną miną. Chyba powinnaś z nim porozmawiać.
- Mhmm- znów zamknęła oczy. Pierwotny nie schodził z jej myśli. Widziała jego uśmiech nawet gdy zamykała oczy. Poczuła jak Ralf wstaje i odchodzi. Zatrzymał się w progu.
- Nie osądzaj go zbyt pochopnie- mruknął i wyszedł. Evelyn dobrze wiedziała o kim mówił jej brat.
Nicholaus chodził niespokojnie w tą i z powrotem gdy drzwi gabinetu otworzyły się i stanęła w nich Evelyn. Zatrzymał się i obserwował jak wchodzi do środka i zamyka drzwi, a na jej ustach błądzi lekki uśmiech. Jak bardzo chciał go z nich scałować.
- Chciałam ci podziękować- ona pierwsza przerwała ciszę.- Wiem, że nie chciałeś żeby Sophie dołączyła do twojej rodziny...
- To nie ma znaczenia. Właściwie to powinienem jej podziękować- uśmiechnął się chytrze. Evelyn zaczęła żałować, że przyszła.
- Przegrałaś zakład. Czas na przysięgę- przypomniał.
- Czego chcesz?!- warkneła. Dobry humor wyparował. Nicholaus podszedł do niej i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. Evelyn wstrzymała oddech. Gorąco oblało całe jej ciało od jego dotyku.
- Przysięgnij, że nigdy nie odejdzesz.
Evelyn omal nie zachłysneła się powietrzem. Tego przecież chciała. Uciec zdala od krwiopijców. Być bezpieczną razem z Ralfem. Zamknęła oczy i wilczym pazurem przecieła nadgarstek.
- Przysięgam na krew mojej rodziny, że nigdy nie odejdę z twojego klanu ani od ciebie aż do mej śmierci- spojrzała wyczekująco na pierwotnego.
Nicholaus jakby nie dowierzając jej słowom wpatrywał się w nią.
- Przyjmuję twoją przysięgę- mruknął po dłuższej chwili ale zamiast wbić kły w jej krwawiący nadgarstek językiem zamknął ranę i wpił się w jej usta ze zwierzęcym pomrukiem. I żadne z nich już nie panowało nad żądzą jaka ich ogarnęła. Ubrania zostały porozrzucane dookoła gdy niczym dzikie zwierzęta opadli na kanapę. Pragnęli jak najszybciej złączyć się w jedność. I tak się też stało. Dali się ponieść tak dużemu porządniu, że trwało to wiele godzin, a gdy skończyli Nicholaus zaniósł wyczerpaną Evelyn do swojego łóżka, gdzie powoli zapadła w sen wtulona w ciało kochanka.
Obudziła się kompletnie obolała i natychmiast ogarnęła ją złość. Na szczęście Nicholaus gdzieś zniknął. Ale nie przyjął jej przysięgi tak jak powinien. Nie wypił jej krwii. Zamiast tego dopilnował żeby więź się dopełniła. Teraz nie będzie miała ochoty nawet oddalić się od niego. Zerwała się z łóżka i szybko włożyła wczorajszą sukienkę. Musiała i chciała być sama. Wyszła z sypialni pierwotnego przekonana, że każdy kto ją spotka będzie wiedział co się wydarzyło. Na szczęście nikogo nie spotkała. Była już kilka metrów od wyjścia i wolności gdy podbiegła do niej Sophie.
- Wychodzisz?!- jej głos był spanikowany. Evelyn czuła jej nagły strach.
- Ej... Tylko na trochę. Jesteś tu bezpieczna...
- Mogę iść z tobą?
Evelyn naprawdę chciała się zgodzić ale nie mogła. Słońce zabiło by dziewczynę na miejscu.
- Wiesz, że to niemożliwe. Zostań tu, a gdy wrócę zabiorę cię do mojego mieszkania na noc- zaproponowała. Robiła to także dla siebie. Znalazła wymówkę żeby choć na trochę oddalić się od problemów. Gdy będzie z Sophie Nicholaus nie poruszy tematu ich relacji.
- Obiecujesz?- mrukneła Sophie z naburmuszoną miną.
Evelyn przytakneła i wyszła. Przed sobą miała tylko las. Przybrała postać wilka i zaczęła wyczerpujący bieg. Wszystko po to by nie myśleć.
Nicholaus kręcił się niespokojnie po gabinecie. Powinien skupić się na coraz większej ilości młodych wampirów wymykających się spod kontroli ale nie mógł. W jego głowie była tylko Evelyn. Od początku wiedział, że jej pragnie. Chciał ją mieć choć wiedział, że nigdy jej sobie podporządkuje. Evelyn była na to zbyt niezależna. I to go najbardziej kręciło. Nie mógł przestać myśleć o jej ciele i ustach. Wciąż miał ją przed oczami. Złączył ich na wieczność. Należała do niego. Stwierdził, że będzie musiała to zrozumieć. Niestety musiał na to poczekać bo Evelyn zniknęła. Wyszedł tylko na chwilę, nakarmić się, a gdy wrócił już jej nie było. Nie martwił się. Wiedział, że wróci.
Trzy godziny później Evelyn zatrzymała się nad rzeką. Była wyczerpana tak długim biegiem przez co straciła czujność. Poczuła tylko lekkie ukłucie zanim pokryła ją ciemność.
Obudziło ją mocne uderzenie w twarz. Otworzyła oczy, z których płynęły niechciane łzy.
- Obudź się suko!- wrzasnął ktoś. Głos wydał jej się odległy ale znajomy. Podniosła głowę czując pulsujący ból. Obraz miała zamazany przez łzy jednak tą twarz poznałaby wszędzie.
- Cedric! Byłeś martwy- warknęła. Znów dostała w twarz.
- Wiedziałem, że mnie pamiętasz- szyderczy śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu. Dobrze pamiętała ten śmiech. Przed oczami stanęły jej wydarzenia sprzed wielu lat. Łzy bezsilności zaczęły płynąć jej po policzkach. Blizny, które były pamiątką po tamtych wydarzeniach wydawały się płonąć.
- Czego chcesz?- spytała z trudem nabierając powietrza. Czuła się tak jakby jej płuca wypalały się od środka.
- Czujesz ten ból?- spytał głosem przepełnionym chorą ekscytacją.- To srebro. Powietrze jest nim przepełnione, masz je jeszcze w krwiobiegu.
- Czego chcesz psycholu!- warknęła. Od razu dostała napadu kaszlu. Przełyk piekł ją z każdym oddechem.
- Zabawić się. A przy okazji skończyć to co zacząłem- ryknął głośnym śmiechem.
- To ci się nie uda... przyjdą po mnie...
- Chyba nie mówisz o swoim braciszku... Albo o Nicholausie?
- Zapłacisz za to- warknęła znów kaszląc.
- Liczę, że Rowanov wkrótce zjawi się osobiście. Wysłałem mu stosowne zaproszenie- syknął i wyszedł. Ewelyn zalała się łzami.
Ralf pierwszy znalazł wiadomość o porwaniu siostry. Wracał z polowania i przed drzwiami znalazł kopertę. W środku były zdjęcia Evelyn i list. Od razu pobiegł znaleść Nicholausa.
Fotel uderzył o ścianę z niewiarygodną prędkością i roztrzaskał się na kawałki. Nicholaus był wściekły. Jeszcze nigdy nie stracił panowania nad sobą.
- Kim jest ten skurwysyn!?- warknął. Ralf zacisnął usta.
- To wampir, który dowodził mordercami naszych rodziców i torturował Evelyn. Byłem pewien, że nie żyje.
Nicholaus zaklął zatrzymując się na chwilę przy biurku.
- Czego chce?- głos miał już spokojny ale pełen determinacji.
- Masz się z nim spotkać w jakimś hotelu na obrzeżach miasta. To samobójcza misja Nicholaus. Pewnie jest tam cała masa jego ludzi...
- To nieistotne! Za dnia będę miał przewagę.
- Zamierzasz pójść tam sam!? Oszalałeś!- warknął Ralf. On również martwił się o Evelyn ale nie mógł pozwolić na takie szaleństwo.
- Pójdę tam z tobą- stwierdził.
- Evelyn nigdy mi nie wybaczy jeśli zginiesz.
- To nie jest ważne. Bo jeśli ty zginesz to jej już nic nie pomoże.
Nicholaus przyznał mu rację. Więź między nim, a Evelyn była tak silna, że nie mogliby żyć bez siebie.
Znalezienie hotelu nie było trudne. Pozostało tylko zabrać Evelyn.
- Wejdź od tyłu jak tylko spotkam się z tym skurwielem- kazał Nicholaus i ruszył do frontowych drzwi. W środku było ciemno tak jak się spodziewał. Już w holu wyczuł Evelyn. Trzymali ją gdzieś w piwnicy. Wiedział, że tam właśnie czeka go walka. Nie zezwolił go fakt, że w drodze do podziemia hotelu nikogo nie spotkał. Wszedł do piwnicy kierując się zapachem Evelyn. Przysiągł sobie, że wyrwie serce każdemu kto choćby na nią spojrzał. Wszedł do ciemnego pomieszczenia gdzie zapach krwii był najsilniejszy. Jako wampir widział doskonale w takich warunkach. I wiedział, że nie było tam Evelyn. Po środku stało tylko krzesło wokół, którego było mnóstwo krwii należącej do jego wilczycy. Furia przelała się przez jego ciało. Oślepiło go jasne światło gdy wokół pojawili się nowonarodzeni.
- Gdzie ona jest!?- ryknął. Usłyszał tylko kpiący śmiech.- Gdzie?!
Z tłumu wyłonił się znacznie starszy mężczyzna.
- Nicholaus Rowanov...
- Gdzie ona jest?!- powtórzył.
- Twoja suka?- parsknął- Jest tam.
Nicholaus odwrócił się w kierunku wskazywanym przez, jak się domyślił, Cedrica. Dwóch nowonarodzonych trzymało ledwo żywą Evelyn. Odszukał jej ścieżki w myślach chcąc się z nią porozumieć ale nic nie znalazł. Ogarnął go strach o jej życie. Wyglądała okropnie. Głowę miała spuszczoną, z nadgarstków płynęła krew, która wydała mu się inna. Evelyn była brudna i posiniaczona. Ubranie miała niemal wszędzie rozdarte. Zacisnął usta i wrócił spojrzeniem do Cedrica.
- Co jej zrobiłeś?!
Cedric uśmiechnął się zwycięsko. Był przekonany, że Rowanov nie ma szans z jego armią.
- Jej ciało niszczy srebro. Płuca, krwiobieg i za chwilę serce...- wyjaśniał Cedric niczym chory odkrywca.- Za chwilę zdechnie.
Ślepa furia ukazała się na chwilę przed tym zanim dał znać Ralfowi żeby zabrał siostrę po czym rzucił się na Cedrica. Natychmiast rzuciła się na niego cała horda nowonarodzonych. Ralf przesłał mu wiadomość, że Ewelyn jest z nim ale słabnie. Ostatnim co pamiętał przed utratą kontroli nad sobą był kołek wbity mu w serce i przed wczesny uśmiech zwycięstwa Cedrica.
Ralf obejmował bezwładne ciało siostry błagając ją by go nie zostawiała gdy tuż obok pojawił się Nicholaus. Był cały we krwii, jego oczy nie miały źrenic, a z piersi płynęła krew. Uklękł obok Evelyn i objął ją delikatnie tak by krew z rany wpływała prosto do ust wilczycy.
- Ma srebro we krwii i płucach. Nie wiem...czy to pomoże tym razem- zwątpił Ralf. Nicholaus nie słuchał go jednak. Wierzył, że silna krew i więź jaka ich łączy uratuje jego ukochaną. Z każdą chwilą jednak sam zaczynał słabnąć.
- Musisz się pożywić- zauważył Ralf. Wilk już przeciął sobie nadgarstek i podsunął go pod chłodne wargi wampira. Nicholaus z wahaniem wgryzł się w rękę Ralfa. Odzyskał sił na tyle żeby wyleczyć ciało Evelyn ale wilczyca wciąż była nieprzytomna.
- Jest silna. Musi tylko odpocząć- stwierdził Ralf pocieszając tym samym i siebie i pierwotnego.
Czuła głód. Jej żołądek aż się skręcał domagając się pożywienia. Evelyn podniosła się z łóżka do pozycji siedzącej. Rozejrzła się wokół. Była w sypialni Nicholausa. Czy to był sen? Spojrzała w stronę drzwi. Na fotelu spał Ralf. Zerwała się z łóżka ze łzami w oczach i rzuciła się na śpiącego brata.
- Evelyn powinnaś leżeć- skarcił ją wtulając się w jej drobne ciało. Nie mógł uwierzyć, że omal jej nie stracił.
- Och Ralf...tak się bałam- wychlipiała. Drżała na całym ciele.
- Już dobrze. Cedric tym razem naprawdę nie żyje. Już nikt cię nigdy nie skrzywdzi.
Ralf nie mógł patrzeć jak jego zawsze odważna i gotowa do walki siostra trzęsie się ze strachu. Połączył się w myślach z Nicholausem i wysłał mu wiadomość o przebudzeniu Evelyn. Wampir pojawił się kilka sekund później.
- Zostawię was samych- ustąpił wilk i posadził Evelyn na fotelu- Zrobię ci coś do jedzenie. Tydzień nic nie miałaś w ustach.
Po wyjściu Ralfa Nicholaus podszedł do fotela i schylił się tak by być twarzą w twarz z Evelyn. Czuł ulgę, że nic jej nie jest. Nikt mu jej nie odbierze. Podniósł dłoń do jej twarzy i starł samotną łzę z policzka. Przez cały czas Evelyn patrzyła mu w oczy. Mógł w nich zobaczyć strach, ulgę, radość i...miłość. Nie był pewien czy rzeczywiście Evelyn go kocha. Być może to tylko wynik więzi, która ich połączyła. Pogładził jej policzek i złożył krótki pocałunek na jej czole.
- Jak się czujesz?- spytał. W odpowiedzi Evelyn rzuciła mu się na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Nicholaus był tym tak zaskoczony, że prawie upadł. Zdążył jednak złapać równowagę.
Objął Evelyn jakby chciała mu uciec i wtulił twarz w jej miękkie włosy.
- Dziękuję- szepneła i odsunęła się na tyle ile pozwalał jej uścisk wampira żeby złożyć na jego ustach delikatny pocałunek, który po chwili pogłębiła.
- Jesteś moja!- roześmiał się głośno. Dotarło do niego, że Ewelyn już z nim zostanie.
Prolog:
Sophie wypiła szklankę krwii z grupy Brhbserwując Nicholausa i Evelyn płynących w rytm muzyki do walca. Byli tacy szczęśliwi. Zazdrościła im tego szczęścia. Być może ona też kiedyś znajdzie kogoś kto będzie dla niej tak dobry. Miała przecież dopiero kilka miesięcy życia jako wampir za sobą. Żałowała tylko, że przemieniono ją w wieku osiemnastu lat. Nie była tak piękna jak inne wampirzyce.
Westchnęła z żalem.
- Czy mogę prosić?- Ralf pojawił się tuż obok. Jak zwykle wilk ją zaskoczył. Brakowało jej jeszcze dobrego słuchu.
- Czemu nie- obdarowała wilka radosnym uśmiechem i pozwoliła się poprowadzić na parkiet.
A może ten bal zapoczątkuje coś nowego?- pomyślała gdy wirowali razem wśród par.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro