Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🦊10🦊

Naruto pov.

Otwierałem powoli oczy. Obraz który widziałem był rozmazany a dźwięki które słyszałem były głuche i zamglone. Bo paru minutach było na tyle lepiej abym mógł usiąść lecz nadal słyszałem głuche odgłosy i chuja widziałem. Przetarłem oczy lecz i tak to nic niedawało, więc stwierdziłem polegać na innych zmysłach. Po woli wstałem i próbowałem wyniuchać dobrze znany mi zapach. Powoli ruszyłem do drzwi, wymacałem klamkę która pociągnąłem i otworzyłem drzwi. Ruszyłem na czuja powolnym krokiem przez korytarz aby dojść do framugi gdzie ponownie musiałem niuchnąć aby wyczuć ten zapach. Powoli ruszyłem w stronę źródła zapachu aby po chwili znaleźć się przy Tobim. Przez czas tej jakże ekscytującej podróży trochę poprawiła mi się widoczność lecz ze słuchem cały czas tak samo. Wdrapałem się na kolana zamaskowanego i się do niego przytuliłem. Czułem drgania jego klatki jakby coś mówił. Wyłapałem z tych drgań moje imię i kilk pojedynczych słów. Z moich oczu poleciały ciurki łez a ja starałem się nie wydać żadnego dźwięku płaczu.

Tobi pov.

Przez framugę przeszedł Naru lecz jego zachowanie było lekko inne. Po chwili wdrapał się na moje kolana i przytulił do mnie.

~Jak się czujesz Naru? Coś cię boli? Trochę dziwnie się zchowujesz...~ Pytałem lecz młodszy nie odpowiadał tylko poczułem jak drży. Ująłem jego twarz w dłonie i uniosłem lekko w górę. Młodszy ronił łzy lecz bezdźwięcznie. Nierozumiałem o co chodzi.

~T-tobi...Tobiiii.. ~Mówił załamanym głosem coraz bardziej płacząc.~ D-dlaczego cie-ebie nies-słysze??? ~Patrzyłem lekko zdezorientowany na młodszego. Niewiedziałem co robić. Szlag by to... Pomyślałem po czym niewiedząc co zrobić poprostu go przytuliłem. Po chwili obok zmaterializował sie rudowłosy mężczyzna. Popatrzył na mnie po tym na Naruto. Dotknął ramienia młodszego a on popatrzył się w jego kierunku.

Kurama pov.

Naruto spojrzał na mnie lecz jakoś dziwnie. Niuchał jakby próbował coś wyczuć.

~Ku-Kurama?...

~Tak, tak.~ Po chwili młodszy nie spodziewanie zakrył nos i opuścił uszy zaciskając powieki. Dotknąłem jego policzka i lekko pogłaskałem. Chłopiec otworzył oczy. Jego twarz była przestraszona, z czerwonych z pionowymi zierenicami ślepi lały się łzy, blizny na policzkach się wyostrzyły a u palców wyrosły pazury. Po chwili mnie olśniło.~ Młodemu hormony buzują, dlatego może cię niesłyszeć albo tak jak teraz przejść częściową przemianę. Zabierz go do pokoju.~ Po tych słowach zamaskowany wziął i zaniósł Naruto do pokoju. Wziąłem młodszego od mężczyzny i usadziłem na łóżku biorąc kołderke leżącą obok oraz owijając go w szczelny kokon. Usiadłem obok i wziąłem na kolana. Przytuliłem go i przelałem trochę chakry do rąk aby jakoś ustabilizować jego hormony. Głaskałem go delikatnie po plecach przez kołderke z nadal wydobywającą się chakrą z moich dłoni oraz kołysałem lekko na boki aby go uspokoić.~ No to może przedstawił byś mi się abym wiedział jak do ciebie mówić?

~A tak, tak. Nazywam się Obito ale raczej mów Tobi.

~Taaaaaaa. Będę pamiętać.~ Mówiłem już że on jest jakiś dziwny? Pomyślałem po czym spojrzałem na Naruto. Po mimice twarzy i po jego wyglądzie raczej już wszystko powinno być w pożądku.~ Ej, Naruto. Słyszysz mnie?

~T-tak.

~Jak się czujesz?

~Ch-chyba d-dobrze, znaczy bo-bolą mnie jeszcze uszy i troche ro-rozmazuje m-mi się wzrok a-ale tak na o-ogół jest d-dobrze. (Taaaa Współczuję wam bo ja pisząc to się zmęczyłem a co dopiero wy czytając to... Ale to już nie mój problem ;P Dop.autora)~ Powiedział jąkając się. Jeszcze chwilę go głaskałem uwalniając chakre by po chwili ją dezaktywować.

~No to tak. Tobi.~ Powiedziałem a ten na mnie spojrzał.~ Opiekuj się młodym dopóki mu się niepolepszy a to może trwać nawet tydzień więc poproś szefa aby niedawał ci do tego czasu misji czy coś.

Tobi pov.

Po tych słowach położył Naruto na łóżku i się zdematerializował. Nagle usłyszałem chuk zza drzwi który przebudził młodszego.

~Tobi zaraz wróci, niech Naru poczeka.- Przeszedłem przez drzwi i ruszyłem za źródłem dźwięku. Doszedłem do salonu gdzie znajdowali się Konan, Itachi, Sasori i Kisame oraz paru jonninów i dwóch genninów konohy. (Tak dla sprostowania sakura, sasuke i dalsza część bandy zjebów jest starsza od naruto który ma 6lat a oni po 14 :D Dop.autora) Rozpoczęła się walka. Chciałem się wycofać aby pójść i ochronić Naruto lecz zostałem zaatakowany. Unieruchomili mnie a dwujka jonninów ruszyła korytarzem. Jeden z nich miał dziwny ochraniacz i brązowe włosy a drugi szare włosy z maseczką na twarzy i ochraniaczem na lewym oku.

Kakashi pov.

Po unieruchomieniu zamaskowanego typa ruszyłem z Yamato przez korytarz uchylając niektóre drzwi i patrząc do środka ich. W pewnym momencie natrafiliśmy na pokój w którym na łóżku leżało zawinięte w kołderkę dziecko.

~Co z nim robimy?~ Zapytał brązowo włosy.

~Zabieramy go z tąd i wycofujemy się.~ Po tych słowach podszedłem do łóżka i użyłem na dziecku jutsu usypiającego i wziąłem go na ręce (oczywiście nadal zawiniętego w kołderke gdzie nie było mu widać ogonów i lisich uszu) i wyszedłem z pokoju. Ruszyliśmy szybkim tępem do wyjścia z bazy po drodze komunikując innych o wycofaniu się. Ruszyliśmy spowrotem do konohy. Na początku to miała być tylko misja zaatakowania Akatsuki i nic nie było mówione o żadnym dziecku ani tym bardziej o zabieraniu go ze sobą ale... Plany się zmieniły i koniec kropka. (Zajebisty jesteś kaszanka wiesz? Dop.autora)

~Sensei, kto to jest?

~Hm?~ Spytałem niemie a ta landrynka od siedmiu boleści (Pamietajcie ja kocham sakurcie Dop.autora) wskazała w biegu na dziecko przezemnie niesione.~ A, to. Znaleźliśmy go w jednym z pokoi.~ Ta tylko pokiwała głową. Po parunastu minutach biegu dotarliśmy do bram wioski ukrytej w liściach.~ Yamato pójdź złóż Sandaime Hokage powieszchowny raport z misji i poinformuj że później przyjdę zdać szczegółowy.~ Ten tylko pokiwał głową i się ulotnił.~ Dobra dzieciaki i reszta możecie się rozejść do domów.~ Po tych słowach ruszyłem do domu słysząc jeszcze przed odejściem teksty typu ,,Sasuke-kun umówisz się zemną na randkę?,, wydawnictwa panny Haruno ale mnie to mało obchodziło i przeteleportowałem się do posiadłości Hatake razem z dzieckiem. Będąc na miejscu przywołałem mojego wiernego pasiaka i położyłem śpiące dziecko na obszernej kanapie.

~Co to za dziecko.

~Znaleźliśmy go w bazie Akatsuki. Za jakieś dziesięć minut powinien się obudzić.~ Po tych słowach usiadłem na drugim końcu kanapy a Pakkun usiadł na podłodze obok. Zacząłem czytać dalszy tekst mojej ukochanej książeczki ,,Icha Icha Paradise,, autorstwa jednego z trzech legendarnych seninów, Jiraiyii. Już zaledwie po przeczytaniu paru stron zauważyłem ruch po swojej lewej stronie (Ciekawe kurwa jak, jak ty masz lewe oko zasłonięte deklu! Dop.autora). Spojrzałem w tamtą stronę. Chłopiec usiadł odsłaniając się przy tym z pod kołderki w której go przyniosłem. Oniemiałem. Chłopiec miał parę lisich uszu a u końca kręgosłupa dziewięć rudych kit. Chłopiec przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zaczął kręcić (?) głową jakby chciał coś wyczuć. Chwilę po tym chłopiec zaczął się trząść co skutkowało późniejszym płaczem. Gdy chciałem podejść do chłopca, nagle otuliła go czerwona chakra a zaraz obok zmaterializował się dziewięcioogoniasty lis wielkości wilka. Stanął przed Naruto i warczał na mnie co Pakkun mu odwzajemniał. Gdy chciałem zrobić kolejny krok odezwał się basowy głos.

~Nawet do niego niepodchodź.

~Kim jesteś?~ Zapytałem chociaż miałem pewne podejrzenie.

~Kyūbi i radzę ci niepodchodzić do młodego jeśli chcesz żyć.

~Gdzie jest Tobiii?!~ Nagle odezwał się młodszy jeszcze bardziej płacząc. Lis tylko warknął na mnie po czym ułożył się wokół młodszego otulając go swoimi ogonami, położył mu pyszczek na dłoni.

~Niewiem Gaki, niewyczuwam go w pobliżu.~ Blond włosy chłopiec na tą wiadomość zaczął popadać w panike a jego ciało znów otuliła czerwona chakra, tym razem chyba w uspakajającym celu. Po paru minutach chłopiec zemdlał, chciałem podejść ale usłyszałem warknięcie. Wycofałem się i odezwałem.

~No to ja was zostawiam bo muszę iść do Hokage złożyć raport z misji. Pakkun pilnuj domu.~ Po tych słowach teleportowałem się do wieży Hokage. Zapukałem do drzwi po czym usłyszałem zaproszenie więc wszedłem.~ Witaj, Hokage-sama. Przyszedłem zdać raport.

~Ta, Yamato mnie informował o tym.

~Więc, podczas podróży do krajówki Akatsuki wszystko było wporzadku żadnych przeszkód. Po wejściu do bazy zaczęła się walka, zauważyłem że jeden chce się wycofać w korytarz więc Yamato go unieruchomił i ruszyliśmy w stronę w którą chciał się ulotnić. Weszliśmy w korytarz zostawiając resztę w walce. Co któreś drzwi uchylalismy i sprawdzaliśmy pomieszczenia aż natrafiliśmy na taki w którym znajdował się chłopiec, którego wziąłem że sobą i się wycofaliśmy. W drodze powrotnej też żadnych przeszkód każdy dotarł w jednym kawałku.

~Co to za dziecko? Przyprowadź mi je tutaj.

~I tu pojawia się malutki problem Hokage-sama.

~Dlaczego?

~Bo aktualnie młodego pilnuje Kjūbi i niechce dać mi do niego podejść.

~Kyūbi? TEN Kyūbi?

~Hai, Hokage-sama.

~Zaprowadź mnie do niego.~ Kiwnąłem na znak zgody i teleportowałem się z Hokage do rezydencji Hatake. Tam zastał nas widok chłopca przy którym siedział lis i odziwo Pakkun dający się mu głaskać. Gdy chłopak nas zauważył szybko zabrał rękę i owinął się kitami a lis schował go między tumi należaci do niego i zaczął warczeć w naszą stronę.

~Proszę, proszę. Kogo me oczy widzą. Kyūbi najpotężniejszy z ogoniastych besti. Czemu nie siedzisz w pieczęci?

~Najwidoczniej muszę chronić młodego skoro zaufał mi i osłabił tak pieczęć ze mogę z niej wychodzić.~ Wywarczał lis.~ Po co go z tamtąd zabierałeś?~ Tym razem to było skierowane do mnie.

~Booooo... Akatsuki to niebezpieczna grupka nukeninów? Więc niebezpieczne jest to dla dziecka, zwłaszcza w wieku pięciu lub siedmiu lat? I zabrałem go dla jego dobra.

~Skąd możesz wiedzieć co jest dla niego dobre? Nieznasz go.

~Dobra, Kakashi za tydzień dzieciak ma być już w pełni sprawny i dołączy do twojej drużyny.

~Co/Co?

~Ale jak to Hokage-sama, przecież nieznam jego umiejętności.

~Ale za to ja znam i jest wystarczająco dobry na rangę chinina.

Tobi pov. //Po wycofaniu się shinobi konohy//

Po tym jak się wycofali a technika krępująca moje ruchy osłabła szybko wstałem i ruszyłem do pokoju. Wchodząc rozejrzałem się. Niewidząc go na łóżku z kołderką zaniepokoiłem się. Przeszukałem wszystkie kąty w pokoju lecz dalej nic. Niebyło go. Zabrali go. Mimo że znałem go krótko moja klatka piersiowa zakuła i wróciłem do salonu gdzie inni siedzieli. Wszedłem przygnębiony co zauważyła Konan pytając co się stało i gdzie jest Naruto.

~Niema go..~ Wymamrotałem.

~Co?~ Spytał tym razem lalkarz.

~NIEMA GO ROZUMIESZ?! ZABRALI GO!... Zabrali go... Niema go tu... Niema go w bazie..~ Po tym się załamałem a nogi podemną się ugięty przez co klęczałem teraz załamany na podłodze.

~Bardzo mi przykro Tobi ale teraz ważniejsze jest przeniesienie kryjówki. Po tym jak to ogarniemy możemy zaplanować odbicie młodego.~ Moje serce zakuło mocniej lecz niestety musiałem się zgodzić. Po godzinie wszyscy zaczęli pakować swoje rzeczy ponieważ znalezienie nowej kryjówki niebyło kłopotem bo mieliśmy zapasową kilkaset kilometrów z tąd. Zanim zacząłem się pakować poszedłem do pokoju Konan. Zamiast zapukać, uchyliłem drzwi. Zauważyłem jak kobieta smutna pakuje też rzeczy Naru. Wróciłem do siebie i popakowałem rzeczy po parunastu godzinach rozkładaliśmy się w nowej bazie a mnie cały czas martwiło brak Naruto i czy w miejscu w którym jest teraz, jest mu dobrze bo, jak będzie tam traktowany jak śmieć to osobiście zniszczę te wioskę. Po rozpakowaniu się, walnąłem na łóżko i poszedłem spać.



-------------‐-----------------

Taki trochu smutny rozdział... Tego się nie spodziewaliście co? Dosłownie wymyśliłem to na poczekaniu bo niemiałem pomysłu a wena mi dopisała i dziękuję pewnej osóbce za przypomnienie mi w kom o tym żeby wstawić kolejny rozdział więc tak napisałem około 1800 słów samego rozdziału nielicząc tej notki :D

-Bayo moje kluseczki kochane!~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro