1
Obudził mnie ogromny ból. Parę dni temu skaleczyłem się w szyję o nawet nie wiem co, i strasznie mnie to boli...
Porywacze przemalowali nas na czarno. Teraz jesteśmy karusami. Tak, my. No wiecie, ja, AP, SB, DO,CC i ZE.
Przynajmniej tak na nas mówią ludzie. Na mnie mówią LH. A tak dla jasności: AP - American Pharoah, SB - Songbird, DO - Dortmund, CC - California Chrome, ZE - Zenyatta, i oczywiście ja, LH - Last Hope.
A po co jesteśmy im potrzebni? Chcą wychodować konie. Ale nie takie zwykłe. Najpierw wyhodują Secretariat'a i Shergar'a. W planach mają też Eclipste. Ciekawe jak.
A skąd to wiem? Myślą, że nic nie rozumiemy i rozmawiają o tym w stajni, w której jesteśmy.
-Dort, wszystko dobrze?-zapytał American na co Dortmund tylko cicho parsknął. Ludzie go mocno poranili. Nie wiadomo, czy przeżyje.
-Kurde, trzeba coś z nimi zrobić. Za jakiś czas przyjedzie policja-powiedział jeden z porywaczy do drugiego kiedy wchodzili do stajni.
-Dobra, mam kupca na LH-odezwał się drugi.
-Okey, kiedy po niego przyjedzie?-zapytał pierwszy.
-Dzisiaj.
~**~
Jechałem przyczepą już ponad trzy godziny. Ciekawe gdzie dojadę. Może do jakiejś stajni wyścigowej? Albo skokowej?
W końcu pojazd zatrzymał się, a rampę opuszczono i wyprowadzono mnie z niej. Rozejrzałem się dookoła. Wielka stajnia, padoki, tor wyścigowy... Chwila, to tor Del Mar! Tu wygrałem swój debiut!
Nowy ,,właściciel" zaprowadził mnie do stajni. Od razu zacząłem przeglądać tabliczki. Jednak zwróciłem uwagę tylko na parę koni: Jack S (Lady Sophia x Jack Sparrow), Blue Winner (Vivian x Blue Crown), Dark Royal (Dark Princess x Black Royal) i Last Thunder. Matką ostatniego była Lady O, a ojcem... ja.
-Ej, co tak patrzysz?!-zarżał gniewnie kary Last Thunder-Kumam, że mam super rodziców, no ale nie lubię jak ktoś mi się przygląda.
Nie miałem zamiaru przeprosić, bo po co? Mam prosić o wybaczenie ja, Last Hope? Za nic!
Parę minut później wyprowadzono mnie na pastwisko, a Thunder'a zabrali na trening z jakimś siwym koniem. Po paru minutowej rozgrzewce wprowadzili ogiery do startboksów. Kary miał gorszy start i wiadomo było, że przegra. Nie chciałem, by tak się stało, więc przeskoczyłem płot i w mig znalazłem się na torze, kilka długości za karusem. Chwilę później cwałowałem obok niego.
-Wyprzedź mnie!-próbowałem go sprowokować, na co Thunder przewrócił oczami, lecz przyspieszył. Ja również. Po ostatnim zakręcie gnaliśmy obok siwka, by po chwili został daleko w tyle. Na celowniku byliśmy około dziesięć długości przed rywalem. Jak zawsze podjechałem kłusem do trenera, zapominając, że to nie był mój trening i, że nie ma na mnie dżokeja.
-Co to było?!-krzyknął Benjamin. Tak. Mój stary trener-Thunder biegł idealnie! Kto jest właścicielem tego karego?-wskazał na mnie-Ja bym go kupił.
-Dobra, idę szukać właściciela-powiedział obojętnie Will.
Gdy zaprowadzili nas do stajni Will poszedł poszukać mojego właściciela. Ben był ze mnie zadowolony, gdyż w drodze do budynku nie sprawiałem kłopotów i grzecznie szedłem obok, mimo, że nie miałem na sobie kantara ani nic, za co mogli mnie zaprowadzić tam.
-Um, dzięki-powiedział Last.
-Nie ma za co-odpowiedziałem z entuzjazmem-Mam nadzieję, że będziesz wygrywał.
-Że niby on?!-parsknął gniady ogier z trzema skarpetkami i gwiazdką na łbie. Jack S. Syn Jack Sparrow'a.
-Tak, on-potwierdziłem.
-Naprawdę się mylisz-zarżał gniewnie Jack i odwrócił się zadem do wyjścia z boksu.
-------
Ponad 500 słów...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro