Rozdział 6. Strach.
Obudziłam się w jakimś pokoju. Czułam głaskanie po głowie. Bałam się. Skuliłam się wystraszona. Ale poczułam mocny ból całego ciała. Przez co pisnęłam z bólu.
-Ciii... Alicjo jesteś bezpieczna.- Usłyszałam głos Tarranta. Spojrzałam na niego. Miał bandaż na głowie i na policzku miał opatrunek. Chciałam wstać ale Tarrant mnie powstrzymał.- Leż Alicjo. Musisz odpoczywać.- Powiedział Tarrant.
-T-To bolało j-jak on...- Nie dokończyłam bo Tarrant pocałował mnie w czoło.
-Spokojnie. Jesteś już bezpieczna.- Powiedział Tarrant głaszcząc mnie po policzku.- Przyniosę ci coś do zjedzenia, dobrze?- Spytał, a ja skinęłam głową. Tarrant wyszedł z pokoju. Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia. Spojrzałam na postać która weszła. We drzwiach stali moi przyjaciele. Biała Królowa usiadła obok mnie.
-Jak się czujesz Alicjo?- Spytała się kobieta.
-Trochę lepiej ale nadal wszystko mnie boli.- Powiedziałam gdy przyszedł Tarrant. Kapelusznik pomógł mi usiąść. Zjadłam trochę kanapki i zupy. Na dodatek popiłam wszystko herbatą.
-Odpocznij sobie Alicjo.- Powiedział McTwisp pomagając mi położyć się. Następnie okryłam się kołdrą. Reszta wyszła. Poczułam jak ktoś kładzie się obok mnie. Otworzyłam oczy i zauważyłam Tarranta.
-Śpij sobie Alicjo. Będę tu cały czas.- Powiedział patrząc na mnie. Przytuliłam się do niego. Czułam jak mnie głaszcze. Po kilku minutach zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro