Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Temple du monde

  Conor spojrzał na nieznajomego. Stał ramię w ramię z przyjaciółmi patrząc na osobę w czerwonym płaszczu z białą maską z drewna. Przypominała wyglądem jaszczurkę połączoną z krokodylem. A mieli iść tylko na spokojny spacer, ale jak zawsze ktoś musiał pokrzyżować plany przyjaciół, pojawiając się przed nimi znikąd. 
-To ty- syknął Rollan najeżdżając palcami na sztylet w pochwie gotowy do ataku. -Jakoś przy ostatnim spotkaniu byłeś bardziej rozmowny przecież- przyjaciele spojrzeli na niego. Czyżby to była ta właśnie osoba, która przy ostatnim spotkaniu z Zerifem pomogła przyjaciołom? Abeke i Rollan pokiwali głowami w stronę przyjaciół potwierdzając ich myśli. Nieznajomy nakreślił w powietrzu poroże łosia.
-Łoś? Chcesz się spotkać z Olvanem?- wywnioskowała Abeke. Jedno przytaknięcie wystarczyło żeby na twarzach przyjaciół pojawił się brak zaufania i dalej mierzyli go wzrokiem.
-Po co chcesz z nim rozmawiać?- ale nie dostali odpowiedzi tylko nieznajomy kucnął.. Myśleli że chce się poddać bo otoczyła go straż, ale to nie tak! On szykował się do skoku i dopiero gdy był w powietrzu zorientowali się co się właściwie tu dzieje. Pierwszy zareagował on. Zaraz zaatakował nieznajomego kijem pasterskim. Nieznajomy odciął go krótki nożem, przez co upadł na ziemie i tak jak przyjaciele przyzwał zwierzoduchy. Rzucił się na niego wilk, a nieznajomy padł na ziemie na kolana. Było to dosyć dziwne gdy pozwolił się przewrócić bez gestów sprzeciwu. Wilk zawarczał na niego a on i tak wyciągnął powoli dłoń w jego stronę wykonując jakieś dziwne powolne ruchy przez co zwierzoduch go po chwili uwolnił i dalej patrzył zahipnotyzowany na dłoń. Wilk przewrócił się na plecy i wystawił łapy do pieszczot które zaraz otrzymał po futrze.. Gdy lamparcica zaczęła do niej podchodzić groźnie powarkując wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń na której była oczywiście skórzana rękawica a na niej kilka źdźbeł trawy. Nie groźnych źdźbeł trawy. Przynajmniej tak im się zdawało, bo gdy tylko kot je powąchał to również zaczął się przymilać. Panda od razu usiadła na ziemi nie zamierzając się ruszać. Wtedy zaatakowała z góry sokolica, pikując, ale nieznajomy łatwo się odsunął i znów zaczął wykonywać dziwne ruchy powoli pochylając głowę i klękając na kolana.. Sokolica wtedy również zaprzestała ataku siadając na ramieniu Rollana i patrząc uważnie. -J-jak ty to zrobiłeś?- ze strachu głos zaczął mu drżeć. W końcu jego zwierzoduch nigdy się tak nie zachowywał. Nieznajomy znów pokazał dłońmi poroże łosia. Przyjaciele spojrzeli po sobie a strażnicy znów otoczyli nieznajomego. Podeszli do swoich zwierzoduchów. Dopiero teraz Briggan spojrzał na niego i się podniósł, poważniejąc. Pogładził go za uszami myśląc co się właśnie stało.
-Chyba nie mamy wyboru.- odezwała się wreszcie Meilin patrząc na nieznajomego z wyższością i pogardą. Reszta przytaknęła jej, dalej nie będąc pewnymi tego pomysłu. Szli przez twierdzę Zielonych Płaszczy z dwoma dodatkowymi strażnikami aż dotarli pod dobrze im znany gabinet. Zapukali i po otrzymaniu pozwolenia weszli cicho w piątkę. Przywódca Zielonych Płaszczy od razu wstał widząc tajemniczą postać.
-Ta osoba twierdzi że ma coś do ciebie, Olvanie.- zaczął Conor ale przerwał mu nieznajomy podchodząc do prężnego mężczyzny i wyciągając coś spod płaszcza w kolorze szkarłatu. Podał mu zwinięty pergamin. Zaraz go rozwinął i spojrzał prosto na maskę.
-Kim jesteś?- nieznajomy nie odpowiedział tylko stał dalej gdy przywódca Zielonych Płaszczy rzekł do Bohaterów Erdas. -Podejdźcie do mnie razem z Czwórką Poległych.- wykonali wtedy powoli zadanie. Merlin szła dumnie z wysoko uniesioną głową, a Rollan jak to on z rękami w kieszeniach. Tylko po Conorze i Abeke było widać na pierwszy rzut oka że nie są pewni tego wszystkiego. Zwierzoduchy przystanęły przy swoich partnerach patrząc jak wszyscy na nieznajomego, który wtedy od razu padł na kolana pochylając głowę w dół. Chłopak się zdziwił. Dlaczego nieznajomy oddaje im pokłon?! Przecież dopiero co z nimi chciał walczyć! Jeszcze większy stopień zdziwienia gdy jego przyjaciel podszedł do nieznajomego i uniósł łapę że schowanymi pazurami. Dotknął on powoli torsu nieznajomego... Wtedy nieznajomy uniósł głowę i patrzyli sobie w oczy chwilę zanim inne zwierzoduchy nie ruszyły za wilkiem. Każdy przystanęła przy nieznajomym aż wilk nasunął łapę na jego maskę i po chwili ją zabrał. To był niemy znak. Nieznajomy przyłożył dłoń do maski i wtedy dopiero ją powoli ściągnął dalej klękając. Najpierw ukazał się im wąski podbródek koloru śnieżnobiałej bieli. Później ciemnego koloru usta lekko rozwarte i drgające. Mały nos i blade policzki, gdzie na prawym biegła prawie niewidoczna, różowa blizna. Dopiero później ukazały się oczy w intensywnym niebieskim kolorze która wręcz hipnotyzowały tak samo jak oczy wilka. Razem z maską został ściągnięty kaptur ukazujący długie, bardzo jasne, wręcz białe włosy związane w niedbałego warkocza. Spojrzała dopiero wtedy na wilka a w sali roznosi się głos Olvana. -Córka Kiriany.- dziewczyna podniosła wzrok od razu na mężczyznę.
-Ty jesteś dziewczyną?!- Meilin razu walnęła łokciem Rollana, aby się uspokoił. "Nerwy tutaj nic nie pomogą"-przemknęło przez myśli Abeke, która zacisnęła palce na płaszczu. Tylko Conor się nie odzywał, wpatrzył się w dziewczynę z lekko otwartymi ustami. Dziewczyna wstała powoli z kolan skupiając swój wzrok na Olvanie ale dopiero później na reszcie.
-Skoro już znacie moja tożsamość to możę się przedstawię, chyba że vous* zrobisz to za mnie.- już można było zobaczyć na jej twarzy pewny uśmieszek co przypominało mu Rollana. -Nazywam się Thalia. Jestem córką Kiriany. Wojowniczki, którą zdradzili manteaux verts**- spojrzała na Olvana intensywnymi tęczówkami które mogłyby zamrozić na kość tym swoim chłodem.
-Nie zdradziliśmy Kiriany.- odparł spokojnie mężczyzna wtedy zwierzoduchy cofnęły się od dziewczyny i powróciły do swoich kompanów. -Powiedz nam po co to przyniosłaś to wypuścimy cię wolno.- dziewczyna prychnęła wyraźnie rozbawiona.
-Nie jesteś moim ojcem aby mi rozkazywać, staruchu.- pomimo że dziewczyna dla wielu mogła wydawać się bezczelna, to biła od niej taka pewność siebie. Ale nie bezsensowna i głupia. Mądra łuna z wysoko podniesioną głową kojarzyła się z Meilin.
-Nie powinnaś być tak pewna siebie- podszedł w stronę dziewczyny a ta się nie ruszała patrząc spokojnym ale zimnym wzrokiem na niego.
-Nie możesz mi nakazać tu zostać. A odpowiedź uzyskasz sam od siebie.- odparła kłaniając się ostatni raz przed zwierzoduchami -Do zobaczenia Wielkie Bestie- miała zamiar skoczyć w stronę okna ale wtedy zastąpił jej drogę Olvan. Niemożliwe! Ona miała ruchy błyskawicy! -Nie powstrzymasz mnie tak łatwo- przeskoczyła nad nim wysoko ale coś złapało ją za kostkę tak że upadła na kamienną posadzkę. Jęknęła z bólu ale zaraz próbowała dalszej walki. Nogi zostały jej unieruchomione tak jak nadgarstki. Warknęła pod nosem szarpiąc się z chwytu mężczyzny, ale bezskutecznie. Zaraz ją podniósł gdy przestała wierzgać i wykręcił ręce do tyłu. -Nie myśl że ci się uda mnie na długo zatrzymać.- warknęła. -Roi Rouge*** cię pokona!- wtedy weszła straż z korytarza i wzięli tym razem dziewczynę, wyprowadzając ją z gabinetu zakutą. Wtedy dopiero on razem z przyjaciółmi spojrzeli na Olvana.
-Wyjaśnisz nam kim ona jest?- do bezpośredniości Meilin Conor już przywykł. Olvan zaczął im tłumaczyć wszystko..  

***

Chłopczyk w wieku około siedmiu lat usiadł na kolanach mężczyzny o siwym zaroście i łysinie na czubku głowy. Obok w kominku tańczyły radosne i ciepłe iskierki płomyków. Chłopczyk spojrzał na mężczyznę w podeszłym wieku.
-Dziadku opowiesz mi historie?- kąciki ust staruszka wygięły się w uśmiechu, który uwielbiał chłopczyk.
-Oczywiście, mój wnuku. Dawno temu gdy Wielkie Bestie były bóstwami Erdas żyła pewna kobieta. Była kapłanką w Świątyni Świata, znajdującej się na końcu świata. Kultywowała bardzo dawny zwyczaj poświęcania się w całości Wielkim Bestiom. Chciała w całości pozostać czystą, ale wtedy nagle stało się coś niespodziewanego. Małpa Kovo zapragnęła czegoś więcej niż zwykłego szacunku i kultu. Zapragnęła władzy nad światem- wnuczek zacisnął na jego koszuli drobne palce, ale słuchał opowieści dziadka dalej. -Do małpy dołączył się wąż. Większość Wielkich Bestii nie brała udziału w tej wojnie. Ale Czworo z nich przeciwstawiło się-
-Panda Jhi, wilk Briggan, sokolica Essix i lamparcica Uraza, prawda dziadku?- wtrącił się chłopczyk mając wielkie i pełne ciekawości oczy, pomimo że słyszał tą historię nie raz.
-Tak. Oni przeciwstawili się małpie, wężowi i człowiekowi zwanego później Pożeraczem posiadający zwierzoducha- krokodyla olbrzymich wielkości. Kapłanka gdy tylko dowiedziała się o pierwszych bitwach zaraz wyruszyła w stronę świata cywilizacji. Świat okazał się dla niej zarówno przyjemnością jak i karą. Ludzie nie do końca pojmowali zwyczaje i wartości kobiety. Ale na szczęście znalazły ją oddziały Zielonych Płaszczy. Kobieta widząc, że są dobrzy, dołączyła się do nich. Okazała się być bardzo przydatną i szlachetną wojowniczką. Wszyscy ją szanowali i cenili. Ale miała jedna wadę. Nigdy nie chciała walczyć ze zwierzoduchami ani Wielkimi Bestiami. Walczyła tylko z ludźmi. To podczas którejś bitwy zawadziło na szali zwycięstwa. Kapłanka zamiast zaatakować węża Gerathon, która atakowała jej przywódzcę, postąpiła według wielu nie na miejscu.- zrobił dramatyczną pauzę. -Oddaliła się z pola bitwy. Wszyscy nawoływali za nią, ale ta nie wracała nawet gdy wygrali. Pewien młodzieniec odnalazł ją kilka dni później. Nie udało mu się niestety nakłonić ją do powrotu, ale gdy powrócił przekazał kilka dziwnych informacji brzmiących tak-
-"Gdy słońce otoczyła ciemność podziemia na świat przyjdzie dziecko.
Los odmieni.
Czworo Poległych powróci tak jak ono.
A siła serca zaważy o sile zwycięstwa"- powtórzył jak mantrę chłopczyk. Staruszek pokiwał głową. 
-Tak. Od tej pory Kovo i Gerathon zostali uwięzieni, a świat zaczął się odbudowywać na więzi ze zwierzoduchami..- spojrzał na wnuczka mądrym oczami.
-Dziadku? Jak się nazywała kapłanka?- brunet był bardzo ciekawski i zawsze wszystko chciał wiedzieć.
-Wojowniczka Erdas nazywała się Kiriana i była kapłanką w Świątyni Świata, mój wnuku Olvanie..-

***

Conor przemierzał korytarze zamku. To czego się dowiedzieli mocno nim wstrząsnęło. Istnieje coś takiego jak Świątynia Świata? Czyżby tajemnicza Thalia była córką dawnej wielkiej wojowniczki? Czy to o nich jest ta przepowiednia? Czy Erdas zagrażało jeszcze inne zło? Miliony pytań i żadnych odpowiedzi. W celu ich znalezienia nogi go prowadziły po schodach w dół do lochów, gdzie znajdowała się dziewczyna. Wydawało mu się że jest mniej więcej w ich wieku, więc może uda mu się z nią porozumieć. Owiał go chłód i zimno przez co ciaśniej opatulił się zielonym płaszczem. Drogę oświetlało mu tylko słabe światło pochodni. Patrzył uważnie szukając wzrokiem za kratami postaci. Wreszcie ją zobaczył. Przykutą łańcuchami do ściany za kratami. Włosy zasłaniały twarz. Conor podszedł do krat.
-Ym.. Hej?- zapytał niepewnie na co postać podniosła głowę i wtedy w ułamku sekundy zaczęła się tak strasznie szarpać i wyrywać. Robiła to wręcz rozpaczliwie, krzycząc. Krzyczała żeby ją wypuścił, żeby skończył to... Serce mu się ścisnęło. Dopiero wtedy wyłonił się wilk obok niego patrzący na dziewczynę. Niebieskie tęczówki dziewczyny były blade i jakby wygasłe. Podkrążone oczy dopełniały całość wykończenia psychicznego i fizycznego. -Spokojnie- zaczął sięgając po klucz aby powoli przekręcić go w drzwiach. -Uspokój się to ci pomogę- Dziewczyna jakby na jego słowa, posłusznie uspokoiła się. W miarę. Nie szarpała się już tak wulgarnie, ani nie krzyczała. Pomimo że to mogło być dosyć duże niebezpieczeństwo dla niego to i tak wszedł do celi a dziewczyny wzrok od razu utkwił na nim.
-Jesteś albo bardzo głupi albo zbyt odważny i pewny siebie żeby tu wchodzić- odparła krótko i pomimo wcześniejszej szarpaniny i rozpaczy widać było że pewność siebie jest już na wyczerpaniu u niej.
-Nie jestem ani głupi, ani mądry. Dowiedzieliśmy się od Olvana kim jesteś i...-
-No po prostu świetnie!- wtrąciła mu się w słowa dziewczyna. -Przyszedłeś się pośmiać? Czy może mnie pobić, co?- warknęła a jej złowrogość zdziwiła chłopaka.
-Nie! W żadnym wypadku! Przyszedłem po prostu zobaczyć jak z twoim stanem. Widziałem jak się szarpałaś i...- nie wiedział zbytnio co ma powiedzieć. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Martwić? O mnie? Czy ty siebie słyszysz?- kpina w jej głosem raziła chłopaka. Zamilkł.
-Dlaczego się tak szarpiesz?- spytał wreszcie po chwili ciszy.
-Bo la liberté**** jest najważniejsza- odparła z tym swoim dziwnym akcentem, którego nie rozumiał ani nie znał.
-La liberté?-
-Wolność- odparła krótko patrząc przez malutkie okienko tuż przy suficie, obrośniętym pajeczynami. Przez okno wpadało ledwie kilka promieni pomarańczowych promienie słońca co oznaczało że zbliża się wieczór.
-Całe życie spędziłaś na łonie natury, prawda?- dziewczyna pokiwała smutno głową.
-Mogłam tu nie przychodzić- pomyślała na głos dziewczyna co nie uszło jego uwadze.
-Wolałabyś teraz być w lesie, prawda?- zapytał cicho. Znów twierdząco pokiwała głową. Wtedy wilk podszedł do niej i polizał różowym językiem policzek dziewczyny. Pierwszy raz widział jak uniosła kąciki w delikatnym i dziewczęcym uśmiechu. Stanął przed nią. -Rozumiem cię. Sam bym wolał być wtedy na pastwisku i siedzieć pod drzewem...-
-Pasterz Owiec przyzwał wilka. Ciekawe nieprawdaż?- spojrzała na niego wtedy. -Musisz być jednak mądry skoro przyzwałeś Tropiciela- pierwszy raz chyba z ust dziewczyny usłyszał jakiś... Komplement? Chyba można to tak nazwać.
-Dlaczego przybyłaś do Zielonej Przystani?- spytał wtedy bo to pytanie go strasznie korciło. Miał oczywiście wiele pytań na końcu języka, ale uznał że zacznie od tego. Najprostsze.
-Odpowiem ci jeśli mnie rozkujesz- zawahał się, ale zaraz spojrzał na wilka prosto w jego oczy. Przyłożył dłoń do jego pyska i tak dalej patrzyli sobie w oczy. Choć tak naprawdę dyskutowali ze sobą niemo co zrobić... Wreszcie wilk go przekonał.
-Zgadzam się...- miał nadzieję że tego nie będzie żałował. -Ale nie uciekasz tylko spokojnie rozmawiamy- podszedł do niej bliżej gdy skinęła głową. Rozkuł ją. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny aby pomóc jej wstać. Przyjęła ją dopiero po chwili, ale zamiast delikatnej dłoni poczuł grubą skórzaną rękawice. Zakłopotany odsunął dłoń zaraz. Dziewczyna rozmasowała sobie nadgarstki, które ewidentnie były zaczerwienione.
-To co chcesz wiedzieć?- spytała patrząc na niego.
-Dlaczego tu przybyłaś?- dziewczyna westchnęła ale odpowiedziała.
-Mój pan. Roi Rouge kazał mi przekazać pergamin dowódcy Zielonych Płaszczy- odparła spokojnie.
-Co na nim jest?- zadał pytanie patrząc na nią.
-Nie wiem. Dostałam takie zadanie i je wykonałam- pokiwał głową, ale zauważył jak dziewczyna patrzy cały czas gdzieś w dal za okno...
-Chciałabyś wyjść stąd?- spytał cicho po chwili a dziewczyna od razu skupiła cała swoją uwagę na nim.
-Tak. Najbardziej na świecie. O niczym innym nie marzę w tej chwili- odparła mu z powagą porównywalną do powagi przyjaciółki z Zhong. Zamyślił się... Chciał jej tak bardzo pomóc, ale nie mógł jej również wypuścić, bo Olvan jak i przyjaciele mogliby zakwestionować jego lojalność. Spojrzał znów na dziewczynę. Wahał się. Jednak gdy widział jak patrzyła na ten świat zza okienka... Po prostu nie mógł jej tak zostawić. Nie mógł. Po prostu nie mógł.
-Pomogę ci...- spojrzała od razu na niego nie kryjąc zdziwienia.
-W czym?-
-Pomogę ci. Mogę ci pomóc się stąd wydostać- powiedział to tak niepewnie, że aż sam zwątpił czy robi słusznie. Nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji dziewczyny, gdy nagle rzuciła się na jego szyje z piskiem radości. Oddał uścisk sam zaczynając nabierać pewności, ale zaraz odsunęli się zakłopotani od siebie.
-Ym... To jak chcesz mi pomóc?- sam tego do końca nie wiedziała ale wtedy wilk trącił go w dłoń nosem na co od razu spojrzał na niego.
-Briggan mógłby nas poprowadzić opustoszałymi korytarzami prosto do bocznego wyjścia...- pokiwała głową.
-To ma sens- widać było że jest zamyślona, ale zaraz spojrzała na niego. -Dziękuję- pierwszy raz uśmiechnęła się tak szczerze... Tak prawdziwie... Aż zrobiło mu się ciepło na sercu.
-Ruszajmy. Im szybciej się stąd wydostaniesz tym lepiej- ruszył do wyjścia dając się prowadzić wilkowi. Gdy poczuł na swojej dłoni czyjś dotyk w pierwszej chwili się napiął ale gdy zrozumiał że to tylko dziewczyna nieco się rozluźnił ale nie do końca. Jej skóra była delikatna ale miała usterki, których zapewne nabawiła się podczas walki, bo rękawice musiały chronić te drobne dłonie, które najprawdopodobniej mogłyby go w każdej chwili obezwładnić. Wilk prowadził ich plątaniną korytarzy bez szmeru, a oni na szczęście nikogo nie spotkali po drodze, ale dźwięk ich cichych kroków roznosił się po korytarzach. Złapał w pewnej chwili za mocną mosiężną i ozdobną klamkę otwierając tym samym widok na świeże powietrze. Ale przygoda się jeszcze nie skończyła. Przed nimi rozciągały się pola, a dopiero za nimi lasy. Musieli dotrzeć do granicy lasu skąd dziewczyna mogła uciec już bezpiecznie. Briggan dalej ich prowadził, a on trzymał dłoń dziewczyny. Dopiero gdy minęli pierwsze drzewa w powoli nastającej ciemności podziękował wilkowi krótkim pogłaskaniem go za uszami, a wtedy usłyszał dźwięczny śmiech dziewczyny. Biegała pomiędzy drzewami robiąc rozmaite zakręty i salta. Widział na jej ustach szeroki uśmiech. Pozwolił się jej cieszyć tą chwilą błogiej wolności.
-A ty co tak stoisz? Chodź też pobiegać a nie!- jej śmiech przypominał momentami śmiech dziecka, które chciało się bawić w chowanego. Pamiętał jak miał taki sam ale w stosunku do starszych braci... -Halo! Pasterzu, owce ci uciekają!- potrząsnął głową i zauważył że jest o wiele bliżej.
-P-pytałaś coś?- zająknął się. Zawsze tak miał gdy się zamyślał.
-Tak. Dlaczego się nie cieszysz? Jesteś na wolności! Nie musisz już tam wracać! Możesz po prostu być i chcieć być... Nic więcej- zakłopotał się znów.
-Przepraszam cię, Thalia, ale nie mogę iść dalej. Musze wrócić do Zielonej Przystani,a by nic nie podejrzewali. Ale ty na siebie uważaj, dobrze?- popatrzył na nią a konkretnie w stronę jej oczu. Dziewczyna położyła dłonie na jego ramionach i odpowiedziała ciszej, wręcz szeptem.
-Dobrze. Ale obiecaj mi że ty też będziesz na siebie uważał wśród nich?- zakłopotał się lekko bo byli blisko siebie. Trochę za blisko...
-Obiecuję ci- szepnął i wtedy stało się coś na co nie był nigdy w życiu przygotowany. Poczuł wargi dziewczyny na swoich i w ten oto sposób pierwszy pocałunek w życiu skradła mu dziewczyna, którą ledwo co dopiero poznał. Gdy się odsunęli widział rumieńce na twarzy blondynki w świetle księżyca. Był wręcz tego pewny że on nie wyglądał lepiej.
-A to...- odparła równie cichym szeptem co on wcześniej. -Na pamiątkę.. Abyś o mnie nie zapomniał pasterzu Conorze synu Fenraya...- odsunęła się wtedy dalej i pomachała mu odchodząc a chłopak odparł równie cicho dopiero gdy się oddaliła.
-Nie zapomnę o tobie nigdy Thalio...-

*vous- [j.fran.] Ty
**manteaux verts - [j.fran.] Zielone Płaszcze 
***Roi Rouge- [j.fran.] Czerwony Król
**** la liberté- [j.fran.] Wolność

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro