Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

|Tord|

Ach, Polska. Ten jakże.. ciekawy kraj. Ostatni raz tu byłem jakieś parę lat temu. Do teraz mam traumę.

Przylecieliśmy tu jednym z wojskowych samolotów. Oczywiście nie obyło się bez pytań ze strony Edda, ale gdy na siedzeniu obok niego usnął Matt, ten tylko westchnął i już nic nie mówił.

Lecieliśmy jakieś sześć godzin, bo ci idioci się pomylili.

Kiedy tylko dolecieliśmy na miejsce zaczęły się problemy.

- Eksjuzmi, ken łi get tu rums? - Edd próbował się dogadać od paru minut z recepcjonistą w hotelu, który miał go najwyraźniej w dupie, bo udawał, że nic nie rozumie.

- Czekaj, jak to kurwa "tu"? - zapytał nagle Matt.

- No a po cholerę ci więcej? Jeden dla nas czterech, a drugi dla państwa - wskazał na Paula i Pata.

- No chyba cie coś, że ja będę przebywał w czteroosobowym pokoju. Chce mieć swój.

- No to jak w końcu? - spytał ziomek, na którego nagle uważniej spojrzał Patryck.

- KRZYCHU??!!! - wydarł się.

- PATRYK!!! - oboje zaczęli coś do siebie gadać z ożywieniem.

- Ja pieprze, zapomniałem, że on umie po polsku.. - załamał się Edd.

- Okej - po chwili grzywacz się do nas odwrócił. - A więc jak z tymi pokojami?

- JA SAM.

- Ech.. No to jeden dla Matta, jeden do ciebie i Paula, a my będziemy we trójkę.

- Przykro mi, ale trzyosobowe są już wynajęte - zakomunikował Krzysiek. - Zostały same dwuosobowe.

- To ja chcę mieć z Tordem!! - krzyknął Tom przyciągając mnie do siebie.

- Że co kur-

- Dobra to ja będę w jednoosobowym, a ty Matt w tym dwu, to będziesz miał więcej miejsca na te swoje wszystkie bagaże.

- TAAK!!

- Dobrze - recepcjonista siadł z powrotem do komputera. - Na ile?

- Tydzień.

- Okej.. Czyli jeden jedno, trzy dwu.. 6 000 złoty.

- ... CO KUR-

(Ja to obliczałam XDDDD no tak na oko XD)

Ostatecznie skończyło się na tym, że każdy płaci za siebie. Wyszło na to, że najgorzej miał się Matt, bo wszyscy złożyli się po połowę (poza Eddem). Ale jego zdaniem "było warto".

Ustaliliśmy, że iż jest już wieczór, pozwiedzamy sobie dopiero następnego dnia. Potem rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Gdy tyko wszedłem do swojego zacząłem się rozpakowywać. Tom walnął się na łóżko i nie wyglądało na to, żeby szybko miał się z niego podnieść. Wziąłem potrzebne mi rzeczy i zamknąłem się w łazience by się umyć.

Kiedy wyszedłem szatyn właśnie kończył przenosić ubrania z walizy do szafy. Gdy mnie zobaczył zaczął się głośno śmiać.

- Co?

- Ale głupio wyglądasz jak nie masz tych "rogów".

- No bo mam mokre włosy, to nie będę na nie lakieru nawalał, nie? Co ty, myślałeś, że one są tak naturalnie ułożone?

- Nie wiem, w sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem - mówiąc to, poszedł się wykąpać.

Usiadłem na swoim łóżku z laptopem i zacząłem na nim sprawdzać dokumenty i maile. Nawet nie zauważyłem kiedy z łazienki wyszedł Tom.

- Zgasić? - spytał wskazując na włącznik.

- Tak, możesz.

Szatyn zgasił światło, po czym wsunął się pod kołdrę. Po jakimś czasie jednak się odkrył i zaproponował:

- Ej, chodź zobaczymy coś na twoim kompie.

- .. No spoko. A co?

- Nie wiem, dawaj jakąś komedię - zacząłem szukać czegoś ciekawego, kiedy on wstał, wziął małą szafeczkę dzielącą nasze łóżka, po czym zaczął przysuwać swoje do mojego.

- Co ty robisz?

- No, mamy oglądać, nie? - wskoczył z powrotem na materac, przysuwając się do mnie.

Spojrzałem na niego podejrzliwie, na co on się tylko uśmiechnął. Westchnąłem i włączyłem film. Był całkiem zabawny więc przyjemnie się go oglądało. Skończył się o drugiej w nocy i Tomowi już nie chciało się przesuwać z powrotem łóżek. Mi również się do tego specjalnie nie spieszyło więc byliśmy zmuszeni spać tak, a nie inaczej.

Kiedy rano się obudziłem, zastałem wtulonego we mnie szatyna.

- Tom, cholera jasna, wypierdalaj mi stąd - odepchnąłem jego twarz ręką, a potem odkopałem całego chłopaka na jego połowę.

- T-Tord..~ - wyjęczał nagle. Spojrzałem na niego jak na kretyna, którym notabene jest. - Mmm.. Dalej.. Dalej wyglądasz głupio..

Skrzywiłem się i nic mu nie odpowiedziałem. Usiadłem na łóżku z zamiarem pójścia do łazienki, ale nagle jego ręce oplotły mnie w pasie.

- Ejejejejej, co ty robisz, co? Nie pozwalasz sobie czasem na za wiele?

- No chodź kociaku~

- .. Tom, czy ty się czegoś naćpa- - chłopak rzucił mnie na materac, zawisając nade mną.

- Podoba ci się to? - kolano wsunął pomiędzy moje nogi, na co lekko się zaczerwieniłem. Szatyn uśmiechnął się złośliwie i mocniej naparł kolanem na moje krocze.

Już miałem rzucić jakimś obraźliwym tekstem, ale w tym momencie do naszego pokoju wszedł Edd.

- No hej, ja tylko chciałem zobaczyć czy już wsta- - urwał. Przez chwilę nikt się nie odzywał i panowała strasznie niezręczna cisza. Brunet był lekko zarumieniony. - Eee.. To ten.. Ja wam już nie przeszkadzam - zaczął się wycofywać, ale gdy był już za drzwiami wychylił przez nie jeszcze głowę. - Ale za jakieś piętnaście minut zejdźcie na dół. Jak do tej pory skończycie..

- Edd, nie, czekaj!!! - krzyknąłem, lecz chłopak już zamknął drzwi. - Ygh... Masz przesrane

- Ej, no ale to nie moja wina, że ty lubisz takie ciamciaramciam.

- ... Złaź ze mnie! - zepchnąłem go kopniakiem w brzuch, na co on się skulił i zajęczał.

Zabrałem z szafy pierwsze lepsze ciuchy i poszedłem się ogarnąć. Gdy wyszedłem chciałem od razu zejść na dół.

- Ej, no weź poczekaj na mnie!

- Em, nie? Niby czemu miałbym?

- .. Nie masz kluczyka - posłał mi buziaka, po czym zamknął się w ubikacji.

Zbity z tropu spróbowałem otworzyć drzwi, ale były zamknięte.

- Tom ty chuju!

Kiedy zeszliśmy na parter, Edd już chciał coś powiedzieć patrząc na nas znacząco, ale zjebałem go wzrokiem, więc tylko zakaszlał i kazał wszystkim wyjść na zewnątrz.

- Dobra, a więc plan jest taki, że teraz pójdziemy coś zjeść, potem plaża, obiad, spacer, kolacja i spanko i prawdopodobnie tak będzie codziennie, więc jak ktoś ma problem, to ma problem.

- A kiedy czas na szopingi? - spytał Matt, krzyżując ręce.

- Podczas spaceru.

- A pływanko?

- Podczas plaży.

- A ruchanko?

- W nocy.

- Japierpapier, wszystko zaplanowane.

- Jak prawdziwa kobieta

- Tom, jeszcze jedno słowo i żadna się do ciebie więcej nie odezwie - wystawiłem w jego stronę fakera, gdy na mnie popatrzył. - NO, a ponieważ według planu, teraz idziemy na śniadanie, to każdy wraca do siebie po portfel, bo ja milionerem nie jestem.

~TIME SKIP~

Siedzieliśmy sobie na plaży (już poprzebierani), jedząc to, co sobie kupiliśmy, czyli gotowe kanapki. Edd do picia wybrał sobie colę, Matt jakieś słodkie jak cholera paskudztwo, Tom energetyka, ja i Paul mrożoną kawę, a Patryck sok jabłkowy 100%.

- Idziesz pływać? - spytał się mnie szatyn.

- Nie.

- Czemu?

- Z tobą już pływałem i mi wystarczy.

- Nooooooo Tooooooooord.. - zaczął mnie ciągnąć za rękę.

- Tom, nie chcę, spierdalaj.

Chłopak zmrużył oczy i po chwili wziął mnie na ręce. Mając w dupie moje krzyki i śmiech innych na plaży - w tym naszych przyjaciół - wjebał się razem ze mną do morza.

Woda była cholernie zimna, więc zacząłem go nawalać, drąc ryja, że go zaraz na tej ziemi nieczystej nie będzie, a kiedy się spytał, czemu akurat "nieczystej", zacząłem wrzeszczeć na całe gardło, że dlatego, bo tu dzieci szczają, a ten jełop zaczął się topić ze śmiechu. Chciałem się wydostać na brzeg, ale musiała mi jakaś ławica meduz nadpłynąć i wymijając je, wpierdoliłem się w glony. Mam do nich taki wstręt, że jak tylko o nich myślę to mnie mdli. Wstrząsnęły mną dreszcze i bałem się poruszyć, z obawy, że zaraz się porzygam.

- Ej, no nie obrażaj się, no! - szatyn zaczął za mną wołać, dochodząc do siebie. - He he.. Tord?

- Tom - wycedziłem nie otwierając oczu. - Wyciągnij mnie stąd.

- Co?! - wiał silny wiatr i mało co było słychać.

- WYCIĄGNIJ MNIE STĄD!!! - wydarłem się łamiącym głosem.

Tom od razu popędził mi na ratunek (wywalając się parokrotnie), uniósł mnie nad głową i ruszył na plażę. W trakcie "biegu" przylepiła mu się do nogi jedna z meduz, na co to on zaczął się drzeć na całe gardło. Spuścił mnie do wody, chcąc odkleić od siebie stworzonko. Kiedy się podnosiłem, na twarz wpłynął mi pierdalny glon. Zacząłem skakać jak opętany, wpadając przy okazji na Toma, z którym się znowu wywaliliśmy. Gdy się wynurzyliśmy przysłoniła nas fala. Kotłowaliśmy się przez chwilę pod wodą, a potem nie zważając już na nic, "biegiem" ruszyliśmy na plażę.

- Udało si- !! - zaczął Tom, ale wpadł w jakiś muł i zarył twarzą o piach.

- Fuj, fuj, fuj, fuj.. - szeptałem do siebie wychodząc z wody, szybko podchodząc do swojego plecaka i wyciągając z niego ręcznik.

- Hehehehehehe i jak tam się kąpało? - zaśmiał się Paul.

- MILCZ.

- Co wy tak tam zaczęliście skakać jak pokopani? W naszym dobrym starym Bałtyku rekinów nie ma.

- Ekhe, ekhe! Jakieś glony, błota, ośmiornice, tsunami..!! - zaczął wyliczać Tom, który właśnie do nas doszedł, kaszląc i przecierając dłońmi udupioną od piachu twarz.

- No i co z tego? To wy jacyś przewrażliwieni jesteście! Cieszcie się, że tam śmieci nie mieliście, bo to jedna z najczęściej spotykanych w tym morzu rzeczy.

- ... Aha, nie no, to jak tak, to wszystko cofam. ZAJEBIŚCIE tam było, no po prostu cud, miód, malina!

- Tord, kochanie ty moje, to, że się boisz glonów, to już nie moja wina i-

- Wcale się ich nie boję, tylko brzydzę, a to różnica.

- Tak, tak.

Na obiad jedliśmy ryby, bo Patryck mówił, że nie jeść, tu, nad morzem ryb, to wręcz grzech. Podczas jedzenia grzywacz zaczął opowiadać swoje przygody, które wraz ze swoimi przyjaciółmi - "za dzieciaka" - im się przytrafiały. Była bardzo miła atmosfera i postanowiliśmy tu jadać codziennie.

Wychodząc Edd nam powiedział, że do kolacji mamy sobie sami zorganizować czas, przez co w sumie trochę poczułem się jak na jakimś obozie, czy koloniach. Matt przekonał bruneta, żeby poszedł z nim pochodzić po budach z pamiątkami, a moi postanowili wybrać się na spacer, wzdłuż plaży. Kiedy Tom obrócił się w moją stronę z szarmanckim uśmiechem, odwróciłem się napięcie i ruszyłem do naszego hotelu.

- A ja sobie usiądę i na spokojnie popracuję - oświadczyłem.

- Noooooooooooooooooooooooooooo Tord, noooooo.. Chodź też sobie pochodzimy, a nie.. Ty to byś tylko w tym pokoju siedział...

- Tomuś. Ja jestem Norwegiem i uwierz mi, że naprawdę lubię sobie pobiegać, czy "pochodzić". Ale muszę też pracować, bo inaczej wszystko pierdolnie i nie będzie już.. mojej sieci sklepów.

- .. Lubisz chodzić. Idziemy.

- Co, NI-

I tak więc oto skończyliśmy na diabelskim młynie, w małym, przejezdnym wesołym miasteczku, a to, że ten debil (jak się okazało) ma lęk wysokości, to już nie mój problem. Sam mnie tu zaciągnął, niech teraz cierpi..

Gdy zeszliśmy kupił nam waty cukrowe, a kiedy chciałem mu oddać pieniądze, powiedział, że to on stawia i podał mi jedną z cwaniackim uśmieszkiem. Parę przechodzących obok osób popatrzyło się na nas krzywo i można było usłyszeć skierowane w naszą stronę - najpewniej - niezbyt miłe słowa. Przeczesałem odruchowo włosy uciekając wzrokiem. Nie wiem, czy on słyszał o tej "polskiej tolerancji", ale mi o niej mówił Pat. .. Również o tym, co miało miejsce tego roku ...

###########

[Wiem, że znowu przerywam w połowie rozdziału]

Kiedy będziecie słyszeć u znajomych/rówieśników, czy nawet rodzinie, złe słowa skierowane w stronę LGBTQ+, to spróbujcie spokojnie wyjaśnić, że każdy ma prawo do miłości itp. Ale naprawdę spokojnie, bo podczas kłótni druga strona może tylko bardziej pogłębić swoje poglądy. W sensie tak mi się wydaje

Może przynajmniej kolejne pokolenie będzie normalniejsze. .

˝˝˝˝˝˝

- Ej - spojrzałem na niego. Stał i patrzył na mnie, trzymając w ręku tą głupią watę. - stało się coś?

- N-nie, nic.. Tylko.. Jak masz już żartować sobie w ten sposób, to może nie koniecznie tutaj - ostatnie słowa wypowiedziałem trochę ciszej.

- .. Nie w wesołym miasteczku?

- W Polsce - mruknąłem gniewnie, ruszając z miejsca.

- ...

Wyszło, że naszą kolejną atrakcją był młot. Kiedy maszyna zaczęła coraz bardziej przyspieszać, wszyscy - nie wyłączając nas - zaczęli się drzeć. Z dołu faktycznie wyglądało to zupełnie inaczej. W chwili, gdy znajdowaliśmy się najwyżej, Tom chwycił moją dłoń, po czym uniósł ją do góry, nie pozwalając mi jej opuścić, w wyniku czego spadaliśmy w dół bez trzymanki, krzycząc jeszcze głośniej od innych. Pomysł ten musiał się wyraźnie spodobać, bo parę osób zrobiło tak samo. Widząc to szatyn zaczął się wydzierać (rzecz jasna po angielsku, co inni odebrali z jeszcze większym entuzjazmem), że każdy musi tak zrobić i już po chwili wszyscy z rękami w górze pędzili parę metrów do góry i z powrotem - na dół.

Kiedy zeszliśmy z atrakcji, podeszło do nas parę osób. Pytali się co my tu robimy i czy nie mamy czasem zamiaru tutaj zamieszkać, bo - jak to powiedzieli - "byłoby to okropnym pomysłem, delikatnie mówiąc". Znalazło się też kilka młodych dziewczyn, które całe roześmiane i zarumienione pytały, czy przypadkiem nie jesteśmy razem. Cały czerwony byłem wtedy przyciągany do szatyna, który swobodnie odpowiadał, że "oczywiście, że tak", na co one odbiegały piszcząc.

Z jednej skrajności w drugą - jedni by mnie tutaj spalili na stosie razem z biednym Harry'm; drudzy fapali by sobie do dziwnych wyobrażeń z homoseksualistami w roli głównej.

Resztę czasu chodziliśmy po budkach z przeróżnymi nagrodami, które miały tylko i wyłącznie na celu ograbienia zainteresowanych z kieszonkowych i nigdy nie dostać się w ich ręce. Tom oczywiście jednak musiał spróbować swoich sił na połowie z nich, tracąc przy tym nie tylko pieniądze, ale i nerwy. W końcu na ostatniej z nich, gdy sprzedawca próbował poderwać jedną z turystek, szatyn przechylił się nad ladą i ręką zrzucił wszystkie - jak dotąd - stojące butelki. Piłeczkę, którą według zasad miał je strącić, szybko walnął na podłogę, udając, że udało mu się wygrać. Zdezorientowany chłopak, który właśnie dostał kosza, nawet nie zauważył, że coś jest nie tak i tylko nadąsany zaczął szukać po jakichś szafkach (bodajże) nagrody. Wręcz bezcenna była mina Toma, który jeszcze przed chwilą niesamowicie z siebie dumny, dostał do rąk własnych, jakże piękny i majestatyczny gniotek w kształcie pieroga. No cóż, bez śmiechu i zabawnych komentarzy się nie obyło, ale to akurat dobrze.

Kiedy wychodziliśmy na ulicę, chłopak nagle się odezwał:

- Nie musisz się martwić tym co inni o tobie myślą - spojrzałem na niego. - Po prostu to zignoruj. Znajdzie się wiele takich osób, które będą miały coś do powiedzenia, ale są też przecież inni. Nie wiadomo których z nich w życiu spotkamy, ale trzeba pamiętać, że po burzy zawsze jest piękne orzeźwiające powietrze.

- To chyba nie tak było - wtrąciłem.

- Cicho, nie psuj tej chwili - poczochrał mnie po włosach. Zaśmiałem się cicho.

- Co cię tak nagle naszło na motywacyjną przemowę?

- Bo ja wiem.. - wzruszył ramionami. - Przy wacie cukrowej wydawałeś się poruszony tym, że parę osób powiedziało coś niemiłego. Stwierdziłem, że można ci coś powiedzieć na ten temat. Że na przykład poprawię ci tym humor.

- Heh, dzięki..

Po powrocie do naszego ośrodka wstąpiliśmy do Edda i Matta (bo jak się okazało siedzieli razem w pokoju rudzielca).

- Hej chłopaki. I co? Byliście w tych sklepach?

- A weź daj spokój.. Tak mnie przeciągnął po całym mieście, że teraz nóg nie czuję..

- No co ty gadasz?! Super było!! Patrzcie co sobie kupiłem! - Matt wywalił na łóżko wszystko ze swojej kolorowej (nowej) torby. Między innymi kupił sobie fioletową bluzkę z jakimś napisem po polsku, parę fikuśnych breloków, które już wszystkie wisiały przypięte do torby i (pomijając już inne ubrania) ogromny wachlarz, na którym były wzorki kwiatów i liści. - Fajne, nie?

- Noo.. Fajny brelok - wskazałem na jedną z przypinek.

- Tak, naprawdę fajne, eee, spodenki - Tom uniósł pomarańczowe shorty i zaczął się im przyglądać.

- Dzięki! A widzisz Edd? Mówiłem, że są świetne!

- Ale są damskie..

- ... Tak?

Nagle do pokoju weszli moi "rodzice" i razem poszliśmy na przysłowiową kolację do supermarketu.

################

A macie tu taki dłuższy jako rekompensatę xD Nie no, nieprawda, jest długi tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam jak go wstawić i ciągle coś do niego dopisuję heh heh. Ale kolejne raczej też będą dłuższe niż dotychczas, bo to jest bardziej opłacalne mnie się wydaje. No ale jeszcze zobaczymy, baj-haj! (·u·) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro