Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

Kaspian wściekłym krokiem pokonał pokład i dołączył do swojego kapitana na dziobie. Po minie mężczyzny wywnioskował, że nie miał dla niego dobrych wieści. Sielanka na statku nie mogła trwać wiecznie...

- Co się dzieje? Twój grymas nie wróży nic dobrego - mruknął, sam posiadając parszywy humor po „rozmowie" z Łucją.

- Wasza Wysokość - westchnął, podając mu lunetę - spójrz na północ.

Młody król spojrzał we wskazanym wierunku. Gołym okiem można było tylko zobaczyć ciemną linię wśrób chmur blisko horyzontu, ale lupa pozwoliła dopatrzeć się szaro-granatowej ściany wznoszącej się nad morzem.

- Jesteś mi w stanie coś powiedzieć o burzy przed nami?

- Niestety, niewiele, Panie - mruknął Drinian. - Już się zaczęła, a my jeszcze mamy kawał morza do niej. Może ją przegonić wiatr w inną stronę albo skończy się, zanim tam dotrzemy. Wiatr nam narazie sprzyja, więc skłaniam się tej pierwszej opcji, ale równie dobrze i on może się zmienić.

- A myślisz, że to zwykła burza, czy okropny, długotrwały sztorm?

- Nie jestem jasnowidzem i niestety po chmurach nie umiem czegoś takiego przewidzieć. Trzeba znać miejsce, by wiedzieć jaki jest sezon. Niewiele mamy informacji o tym rejonie. Równie dobrze może być to zwykły deszcz albo środek sezonu sztormowego. Musimy obserwować i mieć nadzieję, że nie jest to nic długotrwałego.

- Martwi mnie rozmiar tych chmur. Szeroko się rozciągają, a nie wiadomo, jak daleko sięgają w głąb.

- Przykro mi to mówić, ale ich rozmiar może tutaj ma duże znaczenie. Jeśli ta chmura sięga daleko, jak pokazuje horyzont... To będzie prawdopodobnie sztorm. Jakie rozkazy?

- Wiatr i tak nie pozwoli nam wrócić do Samotnych Wysp na tyle szybko, prawdopodobnie burza może i tak nas dogonić. Trzymać kurs i obserwować pogodę.

Kapitan bez przeciwwskazań zgodził się z Kaspianem. Kiedy młody król skierował się na pokład, Drinian obserwował go jeszcze przez chwilę, myśląc, że chłopak, pomimo krwi Telmarów, jest dobrym żeglarzem. A będzie jeszcze lepszym...

Minęła doba od rozmowy kapitana z Kaspianem i ich obawy ziściły się. Mało tego, to nie był zwykły sztorm a istny armagedon! Ich błogosławiony wschodni wiatr poddał się wichurze. Stało się to tak nagle, że żeglarze nie zwinęli masztów. Na ich nieszczęście, chmury przysłoniły słońce i pochłonęły w ciemności. Fale wzniosły się i targały statkiem jak byle patykiem. Pokład bujał się w tę i z powrotem, pod kątami, które prawie nie pozwalały żeglarzom się utrzymać na pokładzie. Przywiązywali się w panice linami, by nie wypaść za burtę.

Łucja była w kuchni, kiedy sztorm w nich uderzył na dobre. Obijała się z kucharzem o ściany i tylko modlili się, by palenisko nie podpaliło statku. Na szczęście, Bricks był barczystym mężczyzną, więc w końcu udało się mu utrzymać się przy piecu i go ugasić. Następnie poprosił dziewczynę o pomoc przy zabezpieczaniu jedzenia oraz kur. Z tym drugim był duży problem. Przerażone kurczaki skakały w tę i we w tę, ale w końcu połapali je w worki i zamknęli w skrzyni, która służyła za polowy kurnik. Nagle usłyszeli krzyk kapitana, by wszyscy biegli do wioseł. Dziewczyna doskonale wiedziała, że tam byłaby tylko problemem. W sumie to wszędzie była. Była świadoma tego, że najlepsze, co będzie mogła zrobić, to zamknąć się w kajucie, a po drodze nie zginąć. Wyszła za kucharzem na pokład i od razu wpadła na maszt. Okazało się, że utrzymanie równowagi pod pokładem to był pikuś w porównaniu do powierzchni. Tutaj na dzień dobry uderzyła w nią fala i poślizgnęła się na deskach. Złapała się najbliższego masztu, dała moment na opanowanie się i rozejrzała się. Większość ludzi była już przy wiosłach w innej części pokładu albo na masztach. Uspokoiła się, bo prawie wszyscy się jakoś zabezpieczyli przed wypadnięciem za burtę. Jednak, gdy spojrzała na dziób, to krew jej odpłynęła z twarzy. Ryczypisk trzymał się barierki tarasu jak tylko módł, ale jego łapki nie mogły wytrzymać długo. Łucja bez namysłu pobiegła w jego stronę.

Taurus, Drinian, Edmund oraz Kaspian próbowali w jakikolwiek sposób utrzymać statek w odpowiedniej pozycji. Fale były na tyle mocne, że ciężko było operować sterem. Gdyby nie minotaur, mogli sobie nie poradzić. Nagle coś przukuło wzrok kapitana, który co chwila skanował statek. Nagle zza masztu wyskoczyła drobna istota w białej koszuli, rybaczkach i bez żadnych butów. Tylko jeden człowiek na tym statku latał boso...

- Wasza Wysokość! - ryknął, ale Łucja nie zareagowała. Prawdopodobnie nawet nie mogła go usłyszeć.

- Co się dzieje? - zapytał Edmund, któremu mokra grzywka spadła na oczy i nie wiedział, że to nie o niego chodzi.

- Pani Łucja jest na pokładzie, zaraz ją zmiecie! - Te słowa kapitana zadziałały na Kaspiana niczym płachta na byka.

Puścił ster, podbiegł do poręczy i przyjrzał się głównemu pokładowi. Zobaczył jak dwumetrowa fala przykrywa rudowłosą trzymającą się lin. Serce mu stanęło na kilka sekund. Odetchnął dopiero, kiedy zobaczył Łucję otrząstającą się po uderzeniu wody. Sprawdził długość swojej liny i puścił się w stronę dziewczyny. Statek akurat dał nura po obromnej fali, więc kiedy chłopak podskoczył przy schodach, okręt pod nim przesunął się na tyle, że wylądąwał przy głównym maszcie - jedynie parę metrów od jego przyjaciółki.

- Łucja, zostań tam! - krzyknął, bo zauważył, że chciała zmienić swoją pozycję.

Poczekał, aż okręt zakołysze się tak, by tylko mógł zjechać po nim i wylądować tuż przy niej. Minutę później trzymał już królową w ramionach, ale nawet nie zdążył na nią spojrzeć, bo przykryła ich kolejna fala wody. Złapał się tak, by zagnieździć dziewczynę między nim a linami. Kiedy mogli w końcu odetchnąć, okazało się, że ich twarze dzielą ledwie centymetry. Kiedy spojrzał jej jasne oczy ogarnąły go strach, troska i złość.

- Co ty robisz na pokładzie?!

- Byłam w kuchni i miałam iść do kajuty, ale muszę iść po Ryczypiska! - zawołała, by przekrzyczeć szum burzy. - Nie było przy maszcie żadnej liny!

- Więc nie powinnaś iść nigdzie dalej! - krzyknął. - Ryczypisk pewnie jest zabezpieczony!

- Nie, chyba też nic nie znalazł. Spójrz! - Wskazała biedną mysz trzymającą się obręczy resztkami sił. Kaspian od razu się opanował, nie chciał, by coś się przyjacielowi stało. - Jest za mały, by być na pokładzie. Nawet z liny może się ześlizgnąć!

- Nigdzie nie odchodź! Trzymaj się i poczekaj, póki z nim nie wrócę!

Młody król rzucił się w stronę schodów i złapał się poręczy. Wspiął się po schodach i wziął Ryczypiska na plecy. Ten złapał się najmocniej, jak tylko mógł i wrócili po Łucję. Następnie Kaspian odeskortował ich do kajuty dziewczyny. Nawet nie wchodził do środka. Tylko na chwilę sobie pozwolił przyjrzeć się dziewczynie, która tylko jak weszła, od razu znalazła ręcznik i opatuliła mysiego przyjaciela. Następnie zamknął drzwi i wrócił do steru.

Sztorm trwał przez wiele dni, żeglarze nie mieli wiele wytchnienia. Wszyscy byli przemoknięci i zmęczeni, ale dzielnie znosili sytuacje. Życie na statku zmieniło się diametralnie. Wiosłowano bez przerwy, jednak tury były na tyle krótkie, że każdy nie siedział tylko przy nich. Nawet Ryczypisk, marudząc przez pierwsze cztery dni zamknięty w kajucie wraz z Łucją, w końcu znalazł bardzo ważne zadanie do wykonania. Zniszczenia uszczupliły zapas wody pitnej na okręcie, więc zawieszono w spiżarni wojownikowi hamak i przebywał tam jako strażnik. Łucja natomiast miała pozwolenie tylko na wchodzenie do kuchni i przyległej spiżarni. Starała się pomagać jak mogła, ale w aktualnej sytuacji niewiele mogła zrobić. Głównie zabawiała Ryczypiska, a on ją. Podczas jego pobytu w kajucie wiele grali w szachy i z nudów kontynuowali swój mały turniej. Mysi wojownik był dobrym przeciwnikiem, o ile się skupił. Czasem myślał o prawdziwej taktyce wojennej, a nie szachowej...

Natomiast królowie, Drinian wraz z Eustachym głównie siedzieli przy sterze i próbowali wypłynąć z tej burzy. Jak się okazało, najmłodszy członek załogi miał dużo siły w rękach. Cieszył się bardzo głęboko, że nie musi być przy wiosłach, ale oczywiście głośno marudził, że notorycznie jest wystawiany na przemoknięcie, zapalenie płuc i niechybną śmierć. Jak dotąd trzyma się całkiem nieźle. Gorzej było z kapitanem, który musiał go słuchać.

Dziesiąty dzień sztormu był jak dotąd najgorszy ze wszystkich. Lina trzymająca maszt w ryzach rozwiązała się, więc ten się rozłożył. Skutkiem tego było złamanie czubka masztu.

Kaspian, będący świadkiem tego wszystkiego, czuł się jakby to morze wystawiało ich wszystkich na jakąś niezwykle brutalną próbę. Kiedy został zmieniony przy sterze, mógł się dokładniej przyjrzeć sytuacji. Taurus zabezpieczył odłamany czubek masztu i żagla, a reszta obecnej załogi okrążyła młodego Kaleba, który spadł wraz z masztem. W końcu Łucja wybiegła spod pokładu i przegoniła ich słowami: „Ej, kółko różańcowe! Chłopak żyje, ale nie portwa to długo, jak mu zabierzecie całe powietrze!". Jak na rozkaz najznamienitniejszego generała, wszyscy się odsunęli i dziewczyna mogła w spokoju pomóc poszkodowanemu. Podała mu krople swojej magicznej mikstury, a następnie zbadała kości chłopaka. Dalej był obolały, więc wzięła do siebie, gdzie posiadała więcej medykamentów, a przedewszystkim - tam było sucho.

- Aż się przypomniały stare czasy! - zawołał Edmund.

- Czemu? - zapytał Eustachy.

- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że Łucja była niezwykłą lekarką? - Chłopak potaknął. - Nie tylko pod względem leczenia. W głowie włącza jej się tryb dyktatora. Tylko dzięki temu mogła leczyć żołnierzy. Jak wiadomo, nieważne jak chory jest facet, zawsze umiera! - Najstarszy z nich - Drinian - zaśmiał się na tę uwagę. Żona mu wielokrotnie wypominała, jaki jest męczący podczas gorączki.

- Mądrość starszych przez ciebie przemawia! - prychnął Kaspian.

- Nie zapominaj, że jestem od ciebie tysiąc lat starszy, małolacie.

- Dobra, dobra - poczochrał mu włosy - pójdę zobaczyć, co z naszym prawdziwym małolatem.

Kiedy Kapsian dotarł do drzwi swojej dawnej kajuty, musiał się chwilę zastanowić. Odwiązywał swoją linę wyjątkowo powoli, by udawać, że potrzebuje tego czasu. Tak naprawdę nie rozmawiał z Łucją, odkąd nie zostawił jej w kajucie z Ryczypiskiem. Faktycznie teraz nie było na to czasu, okazja dopiero się nadarzyła. Wziął głęboki wdech i zapukał. Usłyszał pozwolenie na wejście, więc nie pozostało mu nic innego, jak to zrobić. Wszedł powoli i nie mógł się nie uśmiechnąć na widok, jaki zastał.

Kaleb był naprawdę wysokim chłopakiem, starszym od Łucji. Kiedy dawała mu kazanie matczynym tonem, co mu teraz wolno, a czego nie... Było to po prostu urocze. Król docenił szacunek chłopaka wobec lekarki, nie pisnął ani słowa sprzeiwu.

- Jak się masz? - zapytał król.

- Już w porządku. To nic wielkiego - odparł skromnie, a Łucji mina zrzedła.

- Nic wielkiego? Miałeś skrecony bark, obite żebra i lina zmiażdżyła ci dłoń! Gdy gdyby nie wywar z ostrokrzewu, nie pozostałyby tylko siniaki. Kaspianie, Kaleb musi odpuścić ciężkie prace i chodzić w temblaku.

- Oczywiście - Potaknął, a chłopak, podziękowawszy, opuścił pomieszczenie. - Edmund już nas pouczył, żeby się z tobą nie sprzeczać w tym temacie - mruknął, uśmiechając się lekko do dziewczyny.

Rudowłosa jednak nie odwzajemniła go, tylko spuściła wzrok. Nadal miała sobie za złe, jak potraktowała przyjaciela. Uratował życie jej i Ryczypiska, czuła się naprawdę podle po ich ostatniej kłótni.

Kaspiana również napadły wyrzuty sumienia. Powiedział, że Łucja miała serce z kamienia, a to nie była prawda. Udowadniała to na każdym kroku, nawet teraz myśląc o najmniejszych i lecząc wszystkich dookoła. Nie miał żadnego prawa jej tego powiedzieć...

- Łucjo, ja...

- Nie, pozwól mi - przerwała mu szybko i wyjątkowo spojrzała mu odważnie w oczy. - Byłam niesprawiedliwa. Dalej uważam, że ignorowanie mnie było niezwykle niedojrzałe i mnie bardzo zdenerwowało - wyznała i zastanawiała się, co powiedzieć dalej. To było zbyt skomplikowane.

- Przez chwilę brzmiało jak przeprosiny, ale już nie jestem pewien - spróbował rozluźnić atmosferę. Na szczęście udało się, ujrzał jej delikatny uśmiech. To go ośmieliło i podszedł trochę bliżej. - Co chcesz powiedzieć?

- Nie mam pojęcia! - jęknęła, załamując ręce i zaczęła się śmiać. To nie był zbyt wesoły śmiech... - To, co powiedziałam wtedy... Że to był „zwykły buziak" - zaczęła w końcu, a Kaspianowi serce zaczęło bić szybciej na wspomnienie tamtej nocy. Powróciły do niego uczucia, których wtedy nie był wstanie zrozumieć. - To nie tak, że dla mnie nic nie znaczył, ale też nie wiem, co mógł spowodować, co o nim myśleć... Och, po prostu próbuje powiedzieć, że zrozumiałam, czemu nie było łatwo ci ze mną rozmawiać. Tylko... - ponownie przerwała, ale tym razem intensywnie się przyglądała oczom młodego króla.

- Tylko co? - Zapytał drżącym głosem.

Słowa Łucji, chociaż zamotane, pobudziły krew w jego żyłach. Czuł, jakby wrzała w każdej najmniejszej części jego ciała. Wiedział, że coś musiało to dla niej znaczyć, ale, kiedy usłyszał to z jej ust... To było coś innego i sprawiło, że jego „nieodpowiednie" myśli powróciły do jego umysłu. Sytuację pogarszał również wygląd dziewczyny. Zmokła na tyle mocno, że wszytsko ściśle przylegało do jej ciała, a jej jasna koszula ukazywała kształ gorsetu, który był pod spodem. Jednak jego wzrok był głównie skupiony na jej delikanie sinych ustach...

- Tylko nie rozumiem, czemu uciekłeś ode mnie na balu...

- Ja... - mruknął i przeczesał swoje mokre włosy z nerwów. Emocje naprawdę zaczęły brać nad nim górę. Musiał natychmiast się odsunąć od Łucji, zanim zrobi coś głupiego. Coś, co wszystko zmieni. - Naprawdę rozumiesz, czemu z tobą nie rozmawiałem, a tego nie?

- Jakoś tak... Tak czuje - westchnęła, drapiąc się po głowie. To wszystko było z skomplikowane. „Zuza na pewno była lepsza w takie rzeczy!": pomyślała.

- Jesteś niemożliwa! - zaśmiał się, a ona spojrzała na niego jak na idiotę.

Założyła ręce na biodra z zamiarem wykłócania się o jego ostatnie słowa, ale nie zdążyła już nic powiedzieć. Kaspian przegrał swoją wewnętrzną walkę. W błyskawicznym tempie złapał rudowłosą za policzki i wpił się w jej usta, jakby były jego ostatnią deską ratunku. Coś w jego umyśle eksplodowało, czuł jakby radość zalała go całkowicie. Odsunął się po chwili, ale nie puścił kobiety. Spojrzał w jej oczy, próbując wyczytać, co może myśleć.

Łucja była w całkowitym szoku. Obudziła się dopiero, kiedy poczuła na sobie przyspieszony oddech mężczyzny. Przyjarzała się jego zarumienionej twarzy, ale szczególną uwagę przykuły jego oczy... Było w nich coś, co wywołało jej dziwny ucisk w brzuchu, ale taki przyjemny... Nie znała takich uczuć, nie wiedziała, co myśleć. Jedyne, czego chciała, to...

W końcu drobne dłonie dziewczyny oplotły szyję Kaspiana i pocałowała go z niezwykłą pasją. Odruchowo oddał pocałunek i przyciągnął Łucję do swojego torsu. Kobieta zaczęła przeczesywać mokre włosy młodego króla, na co mruknął z rozkoszą. Miły dreszcz przeszedł po jego ciele i ośmielił się podnieść towarzyszkę za uda. Automatycznie oplotła jego talię nogami i usadowili się na siedzeniu przy oknie. Zapomnieli o burzy, zapomnieli o wszelakich problemach. Liczyli się tylko oni. Kaspian polizał wargi Łucji, prosząc o pozwolenie. Rozwarła je, a kiedy ich języki się spotkały, westchnęła z przyjemności. Ich pocałunek pogłębił się, ale dalej był delikatny oraz pełen uczuć...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro