Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Myśli Kaspiana krążyły wokół ciepłego policzka dziewczyny pod jego ustami, ale po chwili zaczęły się kierować jeszcze dalej. Zastanowił się, jakby to było poczuć jej wargi... I w tym momencie ogarnęło go przerażenie. Nic takiego nie mogło się wydarzyć, przecież jest jego przyjaciółką! Odsunął się gwałtownie i zanim Łucja była w stanie cokolwiek powiedzieć, chłopak już zniknął w sali balowej.

Dziewczyna miała mętlik w głowie. Ten niby niewinny gest obudził w niej tyle emocji, że nie wiedziała, co one oznaczają. Wiedziała tylko, że przy nikim innym w życiu tak się nie czuła. Nie była jednak pewna, czy to dobrze, czy źle, a, co gorsza, bała się, co mogłyby przynieść w przyszłości. Potrząsnęła głową i spokojniejsza skierowała się do reszty gości. Tam zauważyła, że Edmund naprawdę zaczął się dogadywać z młodą dziewczyną, którą niedawno poznał. Nie chcąc im przeszkadzać oraz szukać innego towarzystwa, Łucja postanowiła wrócić do swojej komnaty i odpocząć.

Następnego dnia już prawie nie pamiętała, co się w ogóle wydarzyło poprzedniego wieczoru. Zrozumiała, że tak naprawdę nic się nie wydarzyło, więc nie chciała tego roztrząsać. Wszystko miało być tak jak wcześniej. Jednak coś się zmieniło, a biedna nie wiedziała, co mogła z tym zrobić. Tak naprawdę nie była nawet pewna, co się dzieje. Kiedy zwyczajnie podeszła do Kaspiana, ten tylko niemrawo jej odpowiedział i gdzieś pobiegł. Łucja pomyślała, że miał pewnie wiele spraw na głowie. Jednak zbyt wiele się nie zmieniło w ciągu następnych dni. Naprawdę zaczęło ją to irytować. Nie była wybuchową osobą, ale do łagodności Zuzanny było jej daleko. Zaprzestała prób kontaktu z młodym królem i pomagała w załadunku statku. Jej wiernym towarzyszami byli Ryczypisk, Eustachy oraz Drinian, z którymi nie mogła przestać się śmiać. Ta trójka wyjątkowo dużo się kłóciła, ale w tak zabawny sposób, że Łucja nie była w stanie się powstrzymać. Po tygodniu w swoim towarzystwie cała czwórka miała już tak bliską oraz specyficzną więź, że reszta załogi często przypatrywała się im z rozbawieniem, a niekiedy nawet zdziwieniem. Widok starożytnej królowej niosącej skrzynie wraz z dziwnym chłopcem, myszą oraz kapitanem nie był zbyt normalny dla większości nawet już doświadczonych marynarzy.

W końcu nastał dzień, w którym „Wędrowiec do świtu" miał ponownie wyruszyć. Kaspian był niezwykle zadowolony z tego, co udało się im osiągnąć na Samotnych Wyspach. Książę Bern okazał się godny swego tytułu i zarządzał rejonem z niezwykłą wprawą. Ani Kaspian, ani Edmund nie musieli mu prawie pomagać. Jedyne, co robili, to było usuwanie ostatnich handlarzy niewolników. Większość uciekła do Kalormenu, a reszta musiała się pogodzić z karą grzywny oraz okresem próbnym. W tak zwanym międzyczasie oczywiście kontrolowali załadunek statku, ale tak naprawdę sprawy znajdowały się w odpowiednich rękach Driniana oraz Łucji. To z jej powodu Kaspian nie pokazywał się za często w okolicjach okrętu. Był świadomy swojego tchórzostwa, ale myśli, które go napadały były nieodpowiednie. To z ich powodu postanowił ochłodzić ich relację. Bał się, że zrobi coś niewłaściwego i skrzywdzi dziewczynę. Jak najszybciej zabrał wszystkie swoje rzeczy z kajuty, żeby nie musiał tam już więcej wracać.

Statek w końcu odbił od brzegu i skierował się na wschód. Edmund z tęsknotą spoglądał na port, gdzie pozostawił swoją przyjaciółkę - Tarę. Z początku czuł się zniesmaczony tym, że jej matka chciała ją z nim swatać, ale po chwili rozmowy dowiedział się, że dziewczyna jest niezwykle interesująca, a jej poczucie humoru po prostu go urzekło. Starał się spędzić z nią jak najwięcej czasu, zanim odpłynął i... zanim wróci do swojego prawdziwego świata. Serce ściskało go na myśl, że będzie musiał ponownie opuścić Narnię i nigdy już dziewczyny nie zobaczy. Kiedy wszyscy żeglarze żegnali się z wyspiarzami, Edmund poprosił Tarę o chwilę na osobności.

- Mam nadzieję, że prędko wrócicie, królewku - zaśmiała się, a on uśmiechnął się tylko smutno. - Coś się stało?

- Obawiam się, że ja już tu nie wrócę - mruknął, łapiąc ją za dłoń.

- Ale jak to? Nie będziecie przepływać obok? Co ty mówisz! - prychnęła.

- Myślę, że Wędrowiec jeszcze tu powróci, ale mnie i mojej rodziny na nim prawdopodobnie nie będzie. Legendarni królowie przychodzą i odchodzą, wiesz? - odparł cicho. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że...

Dziewczyna jednak nie dała mu dokończyć. Myśl o tym, że już nie zobaczy Edmunda roztrzaskała jej serce. Chciała chociaż ten jeden raz poznać uczucie towarzyszące przy pocałunku, kto wie, może prawdziwej miłości. Ucałowała delikatnie jego wargi, a on desperacko oddał pocałunek. Przyciągnął ją do siebie jak najbliżej, a Tara wplątała dłonie w jego włosy. Chłopak pogładził ją po policzku i rozchylił jej usta językiem. Rozpoczął nim delikatny taniec, który chcieliby by trwał wieczność. Niestety, do ich uszu dotarł krzyk Driniana, który zwiastował ostatni moment na wejście na pokład. Para odsunęła się od siebie i po ostatni spojrzeniu w oczy pełnym tęsknoty, Edmund pobiegł na statek, próbując poskładać złamane serce.

Tylko jak Kaspian wszedł na pokład statku, mignęła mu ruda czupryna Łucji. Po nieudanych próbach kontaktu z nim, dziewczyna przestała się do niego odzywać, a nawet patrzeć. Król wiedział, że nie postępował odpowiednio, ale nie miał pojęcia, jak rozpocząć rozmowę. Pomyślał, że przez najbliższe tygodnie na pewno nadarzy się okazja, w końcu znajdują się na naprawdę ograniczonej przestrzeni. Najpierw postanowił się zająć swoim przyjacielem. Edmund wbiegł na pokład z nietęgą miną i natychmiast wspiął się na liny i patrzył na oddalający się port.

Po kilku dniach humor starożytnego króla poprawił się dzięki wsparciu jego przyjaciół oraz zagadce, która pojawiła się wraz z wyruszeniem w morze. Jego siostra oraz Kaspian unikali siebie jak ognia, co było całkiem zabawnym przedstawieniem. Nie było opcji, żeby się nie spotkali kilka razy w ciągu jednej godziny. Ich zachowanie było komiczne! Czasami Kaspian próbował podejść do dziewczyny, ale w ostatniej chwili tchórzył i odwracał się, jakby nigdy nic. Łucje to tylko coraz bardziej denerwowało. Edmund dobrze wiedział, co się z nią dzieje. Nienawidziła, kiedy ktoś jej unikał i nie chciał rozmawiać, szczególnie, że nie zrobiła nic złego. Była najmłodsza z rodzeństwa, więc ignorowanie było dla niej chlebem powszednim. Uważała takie zachowanie na niedojrzałe i prostackie.

Czarnowłosy z zaciekawieniem przyglądał się Kaspianowi, który z miną zbitego szczeniaka przyglądał się Łucji opowiadającej młodszym marynarzom historię powstania Narnii. Miny blondwłosego były bezcenne, Edmund nie mógł przestać się podśmiechiwać.

- Panie mój... - Usłyszał mruknięcie. Obok niego pojawił się Ryczypisk. - Wydaje mi się, że jest jakiś problem między panią Łucją a panem Kaspianem.

- Ryczypisku, przestań nam panować, błagam cię!

- Ale takiej zwykłej myszy nie przystoi mówić swobodnie do państwa.

- Tak dostojnemu i wygadanemu wojownikowi przystoi jak najbardziej! - Zmierzwił mu futerko na główce. - Masz rację. Coś jest między nimi nie tak od balu.

- Nie miej mi tego za złe, co powiem, pan... Edmundzie - poprawił się, gdy zobaczył poirytowany wzrok czarnowłosego - ale mam wrażenie, że Kaspian zaczyna darzyć Łucję uczuciem. Nie wydaje mi się, by była to tylko przyjaźń.

- Nie mam ci niczego za złe, mój druhu. Sam uważam podobnie. Ryczypisku, powiedz mi. Czy to źle, że nie mam nic przeciwko temu?

- Ależ skąd! Gdybyś miał, nie byłoby nic dziwnego, ale skoro ufasz swojemu przyjacielowi, to również nie powinno to być nic takiego.

- Dziękuję, że tak myślisz - mruknął.

Edmund naprawdę docenił pomoc jego małego przyjaciela, ale nie do końca o to mu chodziło. Miał wrażenie, że sprzeciwiał się w ten sposób woli Aslana. W końcu kiedyś musieli wrócić do domu, a czarnowłosy coraz bardziej chciał zostać tutaj. Pomyślał o Tarze i zastanowił się, czy wolałby jej nie poznać, skoro i tak ma mieć złamane serce. Jednak... Nie żałował niczego. Podniesiony na duchu ruszył w stronę Kaspiana, by w końcu przemówić mu do rozumu. Wręcz biegł w stronę blondyna. Czuł, że oni nie mogą stracić ani chwili dłużej.

- Edmund? - zapytał Kaspian, gdy ten do go dopadł cały zdyszany.

- Musisz się ogarnąć!

- Co cię napadło?

- Słuchaj, nie wiem, co zaszło między tobą, a moją siostrą. Jednak musisz w końcu coś z tym zrobić.

- Ale...

- Idź!

Żachnął Edmund i popchnął Kaspiana tak, że ten prawie spadł ze schodów. Blondyn patrzył na przyjaciela zdziwiony, ale zwrócił się w stronę rudowłosej. Brat Łucji patrzył na to wszystko z szerokim uśmiechem i zawołał do Driniana, czy obstawia zakład, czy Łucja zabije Kaspiana, czy się pogodzą. Edmund trzymał kciuki za aktualnego króla.

Kaspian podszedł do grupki marynarzy słuchających Łucji i odchrząknął delikatnie, przerywając jej opowieść. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem i zapytała, co go sprowadza. Blondyn poprosił ją o chwilę na osobności, by mogli porozmawiać w cztery oczy. Przytaknęła na to, a następnie skierowała się do swojej kajuty, łapiąc Kaspiana za nadgarstek. Przepuszczona w drzwiach poczekała jak jej towarzysz wejdzie, potem zamknęła drzwi. Na jej późniejsze nieszczęście nie zauważyła, że do dziurki od klucza przyssał się Edmund, a za nim marynarze obstawiali życie i śmierć ich króla.

- A więc jaśnie pan postanowił się w końcu do mnie odezwać - mruknęła Łucja, zakładając ręce na piersi. Kaspiana zamurowało. Nigdy nie słyszał, by dziewczyna mówiła w taki sposób.

- Słucham? Łucja, byłem zajęty. Jak możesz tak...

- Byłeś tak zajęty przez ostatnie dwa tygodnie?! Człowieku, na tej łajbie jesteśmy już od tygodnia, więc jak mogłeś nie znaleźć choćby chwili, żeby ze mną zwyczajnie porozmawiać!

- A nie wpadłaś na to, że może nie było mi łatwo do ciebie w ogóle podejść po tym, co się wydarzyło na balu?

- Niby czemu? - warknęła zdenerwowana, a Kaspian miał wrażenie, że wbito mu szpile w serce.

„Jej to w ogóle nie obeszło..." - pomyślał z żalem, ale szybko nastąpiła również złość.

- Żartujesz sobie? - odwarknął.

- A co się takiego wydarzyło?! Byłeś na mnie obrażony, czy bałeś się do mnie podejść przez zwykłego buziaka? I to jeszcze w policzek?!

- ZWYKŁEGO BUZIAKA? - krzyknął wściekły. - Chcesz mi powiedzieć, że według ciebie on nic nie znaczył?!

- A niby co miał znaczyć?! To, że mnie unikałeś świadczy o tym, że nie powinnam nic czuć!

- I naprawdę nic nie czułaś? - warknął, podchodząc do niej niebezpiecznie blisko. - Że podczas naszego tańcu serce ci nie zadrżało? - Bliżej. - Że kiedy wziąłem twoją twarz w dłonie, to nie zaparło ci dechu w piersiach? - Jeszcze bliżej. Łucja, odsunąwszy się, poczuła ścianę zza plecami. - Że ten „buziak" nie wywołał chaosu w twoim umyśle? - szepnął, a jego twarz była już ledwie kilka centymetrów od twarzy dziewczyny. Wyraźnie czuła jego zapach, który wraz z jego bliskością wywołał rumieniec na jej policzku.

- Opamiętaj się, stoisz przed królową Narnii - odszepnęła, patrząc prosto w jego czekoladowe oczy.

Nie mogła mu powiedzieć prawdy, przestraszyła się. Nie mógł w końcu nic do niej czuć. Nie była piękna niczym księżniczki z bajek. Dodatkowo, znał ją już jako małą dziewczynkę i widział w niej tylko małą dziewczynkę. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo się myli...

- No argument godny naprawdę królowej Narnii! - zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było ani grama dobrego humoru. - Skoro tak się bawimy, to ja, król Kaspian X rozkazuję ci powiedzieć mi prawdę. Czy coś czułaś, moja królowo? - mruknął jej do ucha.

Serce jej podskoczyło do gardła i nie była w stanie zrobić wdechu. Spojrzał ponownie w jej morskie oczy i jemu również nie było łatwo się teraz opamiętać.

- Pojawiła się w mojej głowie myśl - zaczęła, gdy Kaspian zaczął się przybliżać. Och, jak trudno jej było powstrzymać emocje i to powiedzieć bez drżenia głosu! - Że takie uczucia nie mogą mieć miejsca. - Chłopak poczuł jakby dostał kamieniem w głowę, a kulą armatnią w serce. Jak z bicza strzelił, odsunął się i przeczesał włosy. Jak ona potrafiła go doprowadzić do szału.

- Kłamiesz - mruknął.

- Tak, bo ty wiesz, co siedzi w mojej głowie?! - warknęła, opierając ręce na biodrach. - Może gdybyś był wcześniej taki mądry, nie zachowałbyś się jak bachor!

- Nie zmieniaj tematu!

- Zrobię, co będę chciała!

- Kobiety na okręcie faktycznie są tylko problemem!

- Tak?! Skoro tak bardzo mnie tu nie chcesz, trzeba było mnie zostawić na Dornie!

- Ależ ty uparta! Przecież nigdy nie chciałem cię nigdzie zostawić!

- A jednak ignorowałeś mnie przez dwa tygodnie jak jakiś nastolatek!

- Odezwała się szesnastolatka, która mi pyskuje!

- Nie zachowuj się jakbyś był dorosły!

- Biorę przykład z ciebie! - krzyknął i skierował się do wyjścia.

- Jasne, ucieknij sobie!

- Nie uciekam, po prostu mam dosyć rozmowy kobiety z sercem z kamienia!

- Odezwał się mistrz wyrażania uczuć!

- Właśnie, że tak! - zawołał na odchodne i zatrzasnął za sobą drzwi.

Przed kajutą spotkał go dziwny widok marynarzy, którzy jak jeden mąż nagle mieli jakieś zajęcie, co do jednego. Przewróciwszy oczami chłopak ruszył na dziób. Na szczęście Drinian miał dla niego jakieś ważne wieści, więc nie roztrząsał w głowie tego, co się stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro