Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

               Łucja siedziała wraz z Eustachym przy zejściu pod pokład, robiąc sobie przerwę po pomaganiu w kuchni. Oboje nie byli zbyt silni fizycznie, więc, jeśli chcieli pomagać, to mogli praktycznie tylko w kuchni. Nagle z dziobu zaczął do nich wołać Edmund. Znaczy – do Łucji, ale ta pociągnęła kuzyna ze sobą. Nie chciała, by czuł się osamotniony.

- Spójrz, Samotne wyspy są już blisko! – wyznał czarnowłosy król, wskazując, na coraz im bliższy ląd na horyzoncie. Mieli tam dotrzeć już za jakąś godzinę.

- O matko, to Felimata! – zawołała podekscytowana.

- Dokładnie tak, wasza wysokość – odpowiedział Drinian, który właśnie dołączył do nich na dziobie wraz z Kaspianem.

- Czyż nie jest wspaniała? – westchnęła.

- Jest zamieszkana? – spytał Kaspian, ponieważ od lat nie docierały stąd wieści do królestwa.

- Za naszych czasów nie była i myślę, że wiele się nie zmieniło – odpowiedział Edmund. – Służyła głównie za pastwisko dla zwierząt. Prawie cała jest w trawie i koniczynie.

- Zawsze wybieraliśmy się tam na spacer, by odpocząć od naszych królewskich obowiązków – odparła rozmarzona Łucja.

- To może ją odwiedzimy? – Uśmiechnął się do niej szeroko Kaspian, przyciągając do siebie.

- Tak, zróbmy to! – Zawołała wdzięczna i zawiesiła się przyjacielowi na szyi.

- Eustachy, wybierasz się z nami?

- A czemu nie? W końcu podobno to przyjemne miejsce. Jak już komuś mam ufać, to mojej kuzynce. No i wolę nie zostawać sam na okręcie pełnym bezwstydnych marynarzy.

- Bezwstydni to oni jeszcze nie byli! – prychnął Drinian i poklepał chłopaka po ramieniu.

- A więc postanowione – zawołał Kaspian. – Drinian, szalupa nas podrzuci na wyspę, a wy płyńcie na około w stronę Dorn. Szalupa nas odbierze z drugiej strony Felimaty.

- Tak jest, panie.

Niedługo później Edmund, Kaspian, Eustachy, Łucja oraz Ryczypisk stali już na brzegu Felimaty. Dziewczyna wydawała się być najszczęśliwsza na całej Ziemi tylko dlatego, że poczuła znów pod stopami miękką trawę obrastającą całą wyspę. Wspięli się na wzgórze, z którego mogli zobaczyć następne wyspy: Dorn oraz Awrę. Od pierwszej z nich Felimatę dzieliło ledwie mila płytkiego morza, a po drugiej stronie znajdował się największy port na Samotnych Wyspach – Narrowhaven.

Spacerowali w cudownych humorach, a legendarni królowie opowiadali o wspaniałych przygodach przeżytych na okolicznych wyspach. Nagle jednak Kaspian zatrzymał wszystkich. Zauważył, że na plaży, do której się właśnie zbliżali, siedzą przy ognisku kilku mężczyzn. Wszyscy, nawet Eustachy, byli pewni, że nie byli pasterzami. Po chwili namysłu, postanowili podejść do nieznajomych, ale nie zdradzać swojej tożsamości.

- Witajcie, nieznajome twarze! – zawołał najwyższy z nich. Tak szczerze, wyglądał jak patyk z głową człowieka na czubku.

- Witajcie – odpowiedział mu niepewnie Kaspian.

- Dołączcie do nas i opowiadajcie. Co was sprowadza na tę mierną wyspę?

- Urokliwy spacer – odparła spokojnie Łucja, a siedzący na jej baranach Ryczypisk tylko wtulił się w jej koka, jednocześnie łapiąc za swoją szablę. Miał złe przeczucia.

Nieznajomi podali im napój, ale żaden nie ośmielił się nawet przyłożyć kubka do ust. Patykowaty przyjrzał się temu ze zwężonymi oczami i machnął nisko ręką trzy okrążenia. Jego towarzysze jakby na to czekali. Rzucili się na nich z szablami w rękach, a z niedaleko stacjonującej łodzi zaczęli się zbiegać kolejni mężczyźni z linami. Kaspianowi udało się odeprzeć pierwszy atak, ale nagle skupił się na krzyku Edmunda, który wyrywał się w stronę swojej siostry. Serce Kaspiana zamarło. Wielki mężczyzna przygwoździł ją do piasku tak, że nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Uderzyła go głową w nos, ale jedynym skutkiem tego było rozwścieczenie przeciwnika. Puścił na chwilę jej jedno ramię i zamachnął się. Uderzenie w twarz dziewczyny, było na tyle silne, by na chwilę ją zamroczyć.

- ŁUCJA! – ryknął Kaspian, z którego uleciała wszelaka kontrola.

Przepychał się ze swoimi oprawcami, by dosięgnąć przyjaciółki, która była właśnie brutalnie podnoszona z piasku. Krzyknęła nagle: „Uważaj!", ponieważ zbliżał się do blondyna kolejny zbój, by w końcu go uziemić. Miotał się, próbował ich odpychać, aż w końcu błagał, by pozostawili jego towarzyszy w spokoju. Ale patrzył tylko na dziewczynę. Miał teraz w głowie jej wyznanie, o tym, czemu postanowiła nauczyć się walczyć. Nie chciał pozwolić, by znowu musiała przeżywać coś takiego.

Kiedy wszyscy opadli z sił, zatargano ich w stronę łodzi. Gdy tylko Kaspianowi udało się zbliżyć do Łucji, złapał ją mocno za rękę. Spojrzała na niego ze łzami w oczach, ale uśmiechnęła się delikatnie. Wiedział, że robiła to tylko dla niego, że tak naprawdę nic nie było w porządku, ale bał się odezwać. Bał się, że za jego słowa ukarzą właśnie ją. Czuł się żałośnie, nie umiał obronić swoich towarzyszy.

- Co tu się dzieje, Glino? – zawołał nagle mężczyzna zbliżający od strony lądu. Był wysoki, ale w podeszłym wieku. Świadczyły o tym liczne zmarszczki i siwiejące włosy.

- Ach, wasza wysokość! Może chciałby pan coś kupić po drodze do swego pałacu, hę?

- Znowu upolowałeś jakiś biednych ludzi?!

- Jakich biednych! Wiadomo, że moja trzódka jest traktowana jak najlepiej!

- Już tak nie koloryzuj swojego parszywego fachu, Glino – warknął. – Ile za tego chłopca? – zapytał już łagodniej, przyglądając się uważnie Kaspianowi.

- Wasza wysokość, ze trzysta na spokojnie wart jest...

- Sto pięćdziesiąt – przerwał mu.

- Ależ panie, muszę się z czegoś utrzymać... - zaskomlał patyczak.

- Przestań tak mówić, handlarzu niewolników! Sto pięćdziesiąt.'

- Tak, panie... Uwolnić chłopaka!

Do Kaspiana dopiero w tym momencie dotarło, że oddzielą go od jego przyjaciół. Złapał mocniej Łucję, ale szarpnięcie nim sprawiło, że wyrwała mu się z rąk. Rzuciła się w jego stronę, wybuchając płaczem. To było dla niej za dużo. Nie dość, że ich porwano na handel, to od razu rozdzielono! Była przerażona tym, co się stanie z Kaspianem. Rozpoczęto ich dosłownie wrzucać na statek, gdzie dołączyli do innych nieszczęśników. Kiedy handlarze ich zostawili pod pokładem, Łucja złapała swoich chłopaków oraz Ryczypiska i przycisnęła do siebie mocno tak, jakby mieli już nigdy nie być rozdzieleni. Tak, niestety, się nie stało...

Kaspian szedł za swoim nowym „panem" w milczeniu, myśląc o tym, jak odbić swoich towarzyszy. Jego jedyną opcją na ten moment było tylko przyznać się, że jest królem.

- Nie martw się, chłopczę, nie będę cię źle traktował. Wykupiłem cię tylko dlatego, że twoja twarz przypomina mi twarz mojego dawnego władcy – odparł z lekkim uśmiechem, a w jego oczach widoczna była wyraźnie nostalgia.

- Mogę zapytać jakiego?

- Oczywiście... Był to król Narnii – Kaspian IX.

- Więc nic dziwnego, że ci go przypominam – odparł, a mężczyzna zmierzył chłopaka wzrokiem. – Jestem Kaspian X, król Narnii, cesarz Samotnych Wysp! – wyznał władczym tonem. – A ty musisz być jednym z lordów, których mój wuj Miraz wysłał na morze. – Mężczyzna osłupiał, ale teraz uwierzył.

- Bern, panie mój – wyznał w szoku i chciał się ukłonić, ale Kaspian powstrzymał go. – Nie wiem, co powiedzieć...

- Powiedz mi, czemu panuje tutaj niewolnictwo i czy gubernator dalej jest podległy władzy królewskiej?

- Oficjalnie tak, ale tak naprawdę to interesują go tylko pieniądze, a największe są z handlu żywym towarem.

- Lordzie Bern, potrzebuję pańskiej pomocy.

Starszy mężczyzna zgodził się od razu, chciał pomóc swojemu władcy jak najlepiej. Ustalili, że załoga „Wędrowca do świtu", ma udawać nadawanie znaków do floty, której tak naprawdę nie było. Miało to przestraszyć gubernatora. Następnie lord zebrał większość swoich ludzi i ruszyli z Kaspianem oraz kilkorgiem jego zaufanych ludzi do portu Narrowhaven. Tam spontanicznie powstał pochód. Król wesoło machał wszystkim i pozdrawiał. Dołączały do niego i rycerzy dzieci oraz liczne panny zauroczone wyglądem władcy oraz jego rycerzy. Poddani odprowadzili ich pod same wrota gubernatora. Tam zostali przyjęci z wielkim zaskoczeniem oraz niechęcią. Prawie nie dopuszczono ich do urzędnika, jednak ochrona fortecy była tak osłabiona, że nikt nie odważył się tak naprawdę sprzeciwić królowi oraz jego towarzyszom. Sam gubernator zasłaniał się wszelakimi papierami, które mówiły, że kontrola nie może się pojawiać od tak. Kaspian był jednak nieugięty. Zagroził mężczyźnie, że niepłacone królestwu daniny pokryje on sam. Tak mówiło prawo, przerażony gubernator nie mógł się temu sprzeciwić. Jednak król odpuścił mu dług i od razu zabrał mu stanowisko. Kaspian nadał Bernowi tytuł księcia Samotnych Wysp i ustanowił całkowity zakaz handlu niewolnikami.

Kiedy zakończyli załatwiać sprawy państwowe, Kaspian jak z bicza strzelił do stajni i udał się na targ niewolników. Na miejscu zauważył pod ścianą wielu zakutych w kajdany ludzi, ale nie było wśród nich jego towarzyszy. Na podeście zauważył tę szuję – Glino – który za wszelką cenę próbował sprzedać Eustachego. Podszedł do zbiorowiska handlujących wraz ze swoimi rycerzami. Kiedy biedny Scrubb zauważył go, rozpromieniał, jakby zobaczył najpiękniejszą rzecz na świecie.

- Jestem król Kaspian i od dzisiaj handel ludźmi jest całkowicie zakazany! Uwolnić wszystkich!

Glino był w całkowitym szoku, łatwo było go złapać. Gorzej było z kupującymi, którzy nie chcieli oddać swoich „zdobyczy". Dopiero, gdy król obiecał zwrócenie pieniędzy, zgodzili się na układ. Kiedy wszystko już się trochę uspokoiło, Kaspian szukał wszędzie dookoła Łucji oraz Edmunda. Ryczypiska udało się znaleźć prawie od razu. Pomimo związanego pyszczka, rzucał wiązankami przekleństw na prawo i lewo. Po pół godzinie dopiero udało się chłopakowi dostrzec czarną czuprynę, a sekundę później – rudą. Odetchnął z ulgą i podbiegł do przyjaciół. Tylko, jak Łucja go zobaczyła, to łzy ponownie pociekły jej z oczu i rzuciła się na przyjaciela, nie wierząc, że jest cały. Kaspian okręcił ją wokół własnej osi i tak naprawdę nie chciał jej puścić, ale koniecznie musiał przywitać się z jej bratem. Był dla niego jak najbliższa rodzina, której tak naprawdę nie miał. Przyciągnął czarnowłosego do siebie i choć żaden z nich się do tego nie przyzna, to pojedyncza łza spłynęła każdemu po policzku.

Załoga postanowiła na chwilę pozostać na Dornie, by pomóc nowemu księciu zaprowadzić porządek oraz uzupełnić własne zapasy na dalszy rejs. Po dwóch dniach wszelakich renowacji postanowiono zorganizować wielką biesiadę w zamku oraz na rynkach w mieście, by każdy obywatel mógł świętować wolność.

Łucja w końcu miała dostęp do kobiecych ubrań. Z ubolewaniem patrzyła suknię, która, niestety, nie pochodziła z Narnii. Tamtejsze suknie nosiło się z przyjemnością. Te, które pochodziły chociażby z Archenlandii, nie należały do najwygodniejszych. A szczególnie gorsety. Minęły lata od kiedy ostatni raz musiała wiązać gorset i wcale za nim nie tęskniła. Miesiącami uczyła się w nim oddychać. Po bieliźnie, służki pomogły jej założyć długą do ziemi żółtą suknię o prostokątnym dekolcie, który uwydatniał jej drobne piersi. W jej pofalowane włosy wpleciono kilka złotych kwiatów, a na szyi zwieszono złoty medalion. Łucja w końcu postanowiła obejrzeć się w lustrze i oniemiała. Nie pamiętała jak wyglądała jako królowa i była w szoku, jak dużo może zmienić ubiór. Przez myśl jej przemknęło, że wygląda trochę jak Zuzanna, ale odgoniła to. Chciała się cieszyć wieczorem. Uśmiechnęła się zadziornie do swojego odbicia i zgarnąwszy materiał spódnicy w dłonie, ruszyła do sali balowej.

Kaspian wraz z Edmundem ubrani w królewskie szaty kierowali się do sali balowej, gdzie miała odbyć się wielka uczta i tańce. Nagle z bocznego korytarza wyskoczyła na nich dama, śmiejąc się serdecznie. Młody król oniemiał.

- Łuśka! – zawołał Edmund. – Aż przypominają się stare czasy. Wyglądasz przepięknie, moja droga królowo – uśmiechnął się do niej szeroko i dał całusa w policzek.

- Jaśnie królu Edmundzie, schlebia mi pan – zaszczebiotała, na co oboje wybuchli śmiechem. – Oj, Kaspianie, latami w ten sposób żartowaliśmy z Zuzanny oraz Piotra, którzy bardzo szybko spoważnieli! - wyznała, a gdy chłopak nie odpowiedział, przyjrzała mu się uważnie. – Kaspianie, wszystko w porządku?

- Tak... - mruknął, obudziwszy się z transu. – Robisz dobre wrażenie!

Powiedział i od razu dał sobie mentalnego liścia. Chyba każdy się zgodzi, że komplement zabrzmiał, jakby mówił do Ryczypiska a nie do damy! Jednak trzeba mu wybaczyć, ponieważ nie wiedział, co myśleć. Dziewczyna go olśniła, nie mógł oderwać od niej wzroku. Dopiero co przyzwyczaił się do myśli, że znacznie dojrzała od ich ostatniej wizyty, ale w tym stroju... Ta suknia podkreślała jej wszystkie atuty: biodra, talię, piersi... Przez marynarskie ubrania nigdy nie zwrócił uwagi na klatkę piersiową dziewczyny, zakrywały ją całkowicie! Jakoś widok Łucji w takim stroju, był dla niego niezwykle zaskakujący. Widział już Zuzannę w podobnym i oczywiście widok był ujmujący, ale jakiś taki bardziej... normalny. Jej siostra zrobiła na nim niezwykłe wrażenie.

- Pani pozwoli – mruknął Edmund do niej, zauważywszy roztargnienie przyjaciela. – Idziesz, Kaspianie?

- Tak, oczywiście – odchrząknął i poszedł za rodzeństwem.

Przez większość uczty, Kaspian rozmawiał z lokalnymi przedsiębiorcami oraz arystokratami, którzy próbowali z nim oraz księciem Bernem wejść w jakieś interesy. Chłopak nienawidził dyskutować o takich rzeczach podczas biesiad, więc tylko tęsknym wzrokiem obserwował, co robi reszta jego załogi – a tak naprawdę kilka osób, które z niej zostało. Większość cudownie się bawiła w mieście. Najczęściej kierował oczy do grupki jego najbliższych przyjaciół. Drinian wraz z Ryczypiskiem opowiadali Eustachemu niestworzone historie, a chłopak, opity lekko winem, słuchał ich z największym skupieniem. Łucja z Edmundem co jakiś czas opowiadali o ich czasach, ale dużo również tańczyli. Niesamowite było widzieć dwóch pradawnych władców, którzy tańczyli układy z własnych czasów. Tak naprawdę Kaspian nie był ich jedynym obserwatorem. Przyglądało się im wielu młodych arystokratów, ponieważ prawda była taka, że byli w idealnym wieku do swatania. Większość adoratorów Łucji spławiał jej brat, ale kiedy podeszła do nich matka z bliźniętami – chłopcem oraz dziewczynką – nie mieli jak wybrnąć z tej sytuacji. Musieli z nimi chociaż zatańczyć. Chłopak miał na oko osiemnaście lat i zdecydowanie był zbyt zainteresowany głównie wyglądem Łucji. Z daleka było widać, że dziewczyna próbuje zagaić, ale on odpowiadał tylko zdawkowo i co róż spoglądał w jedno miejsce. W Kaspianie krew się zagotowała. „Bezczelny bachor": pomyślał. Lord Bern zauważył, gdzie tak ciągle król ucieka wzrokiem, więc z delikatnym uśmiechem szepnął mu, że on sam się zajmie arystokratami, a blondyn ma iść bawić się w przemiłym towarzystwie królowej. Młodzieniec, jakby nie wiedział, o co chodziło jego towarzyszowi, zgodził się i udał się w stronę rudowłosej, której taniec dobiegał końca.

Zanim nowy adorator zdążył ją porwać do następnej piosenki, była już w ramionach przyjaciela. Uśmiechnęła się szeroko na widok jego twarzy i podziękowała serdecznie za ratunek. Kiedy Kaspian to usłyszał, kamień spadł mu z serca. Poprzednik nie spodobał się Łucji. Śmiali się z niezręcznej sytuacji, która nastąpiła i zacięcie obserwowali Edmunda, który ciągle był w towarzystwie nieznajomej damy. Ta na szczęście nie była nachalna jak jej brat czy matka, ale, niestety, chyba nie znaleźli z czarnowłosym wspólnego języka.

Pieśń się skończyła, ale para przyjaciół nie miała zamiaru siebie puścić. Sądzili, że orkiestra będzie przygrywać wesołe melodie cały wieczór, ale, ku zdziwieniu i zadowoleniu większości sali (szczególnie panien), zagrali coś wolniejszego. Nie zraziło to ani Łucji, ani Kaspiana, ale nie na długo... Mężczyznę delikatnie ktoś popchnął. Instynktownie przyciągnął rudowłosą do siebie, a jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko. Obejrzał się, kto to wszystko spowodował i okazał się być to Edmund! Nagle znalazł coś do roboty ze swoją nową koleżanką. Kiedy spostrzegli zdziwiony wzrok króla, ukłonili się koślawo, a czarnowłosy puścił nawet oczko! W głowie chłopaka zapanował chaos, który tylko się zaostrzył, gdy ponownie spojrzał w te cudowne jasne oczy...

Kiedy Łucja zobaczyła, że to jej brat jest sprawcą tego wszystkiego, uspokoiła się trochę. Musiała przyznać, że nagła bliskość Kaspiana... była zaskakująco przyjemna, ale poczuła ulgę, że był to tylko wypadek. W końcu przyjaciel ponownie zwrócił ku niej swoje czekoladowe oczy i ponownie serce jej przyspieszyło... Kiedy rozum wrócił jej do głowy, postanowiła się odsunąć. Chłopak z początku jej na to pozwolił, pochmurniejąc. Jednak nie minęła sekunda, gdy spojrzał na nią z jakąś nieznaną jej iskrą i tym razem on sam przysunął ją do siebie tak, że tylko ramiona nie przylegały do jego ciała. Onieśmielona spojrzała na niego z dołu, ale nie zrobiła kroku w tył. Kaspian poprowadził ją do tańca, ledwie świadomie. Nie liczyło się dla niego nic, prócz dziewczyny przed nim. Jego królowej... Mieli wrażenie, że nic poza nimi nie istniało, że tańczą wśród tajemniczej przestrzeni kolorów. Trwali tak, a ich twarze przybliżały się do siebie z każdą sekundą. Kiedy dzieliły ich ledwie milimetry, dotarły do ich uszu liczne brawa. Odskoczyli od siebie niczym poparzeni i rozejrzeli się w koło. Wyglądało na to, że na parkiecie pozostali tylko oni. Kaspian bez słowa zaoferował przyjaciółce swe ramię i pospiesznym krokiem udali się na taras. Na szczęście nikogo tam nie było.

- Ale zrobiliśmy przedstawienie – parsknęła Łucja, zakrywając swoje rumiane policzki puklami włosów.

- Czasem mam wrażenie, że taka jest rola władcy – prychnął i uśmiechnął się do dziewczyny, ale ta nie mogła tego zauważyć zza kurtyny włosów.

Kaspian, kręcąc głową z niedowierzania, odwrócił dziewczynę w swoją stronę. Odgarnął obiema dłońmi wszystkie włosy z twarzy za uszy. Dziewczyna spojrzała na niego oburzona, ale oboje wybuchli śmiechem. Nawet nie byli pewni dlaczego! Kiedy się uspokoili, chłopak ponownie sięgnął do twarzy Łucji. Tym razem, by pogładzić ją po policzku. Zastygła w bezruchu, serce chciało jej wyskoczyć z piersi. Ponownie zbliżali się do siebie nieubłaganie, żadne nie miało zamiaru odpuścić. Kaspian położył kolejną rękę na drugim policzku rudowłosej i nagle uderzyło go wspomnienie, jak została spoliczkowana przez jednego z parszywców. Zaklął w duchu. To siebie obwiniał za to wszystko. Łucja jakby czytała mu w myślach.

- To nie twoja wina – mruknęła z uśmiechem pełnym troski i przytuliła go mocno. – Nie miałeś na to wpływu.

- A powinienem mieć – westchnął w jej włosy, ściskając ją mocniej. – Przepraszam cię, Łucjo. Znowu byłaś narażona na takie okropieństwa, a ja nie mogłem nic zrobić. Jakim królem mnie to czyni? – Odsunął się i oparł się załamany o barierkę tarasu.

- Zrobiłeś wszystko, jak trzeba! Uratowałeś nas i wielu innych. Nie poddałeś się. Kaspianie, spójrz na mnie – rozkazała, a on zwrócił się w jej stronę ze łzami w oczach. Po chwili niepewności ujęła jego kwadratową szczękę w swoje drobne dłonie i spojrzała mu głęboko w oczy. – Jesteś wspaniałym monarchą, sam cel tej wyprawy o tym świadczy. Nie śmiej w to wątpić. Ja, Łucja Waleczna, królowa na Ker Paravelu rozkazuję ci, byś nie wątpił w siebie ty, Kaspianie X, królu na Ker Paravelu – powiedziała władczym tonem, a następnie pocałowała przyjaciela w czoło.

- Co rozkażesz, moja królowo – szepnął i w końcu odpowiedział jej uśmiechem.

Następnie przyciągnął Łucję do siebie i złożył na jej delikatnym policzku czuły pocałunek. Nie był to zwykły buziak. Trwał chwilę, która zdawała się obojgu być wiecznością. Gdy Kaspian odsunął się od dziewczyny, nie wiedział, co powiedzieć. Tak naprawdę, wszystko, co chciał przekazać, było zawarte w pocałunku. Przeprosiny, wdzięczność, tęsknota... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro