Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

               Edmund stał na podeście nieopodal sternika i przyglądał się z zaciekawieniem zarysom wysp widocznych już na horyzoncie. Nie miał pojęcia, jak wyglądała sytuacja na Samotnych Wyspach. Za jego czasów przynależały do Narnii, ale ze względu na panowanie Telmarów, nie miał pojęcia, co mogło się tam zdarzyć, skoro nikt ich nie kontrolował. Chłopak miał co do tego złe przeczucie, ponieważ świat strasznie się zmienił. Jakby na zawołanie, obok pojawił się Kaspian, który zauważył nieodgadniony wzrok przyjaciela skierowany ku wyspom. Młodego króla również obawiało, co tam zastaną.

- Wyspy dalej należą do Narnii? – zapytał Edmund.

- Teoretycznie tak, ale od lat kręcą w temacie danin składanych królestwu. Od dawna nie było tam żadnej kontroli. Nie tracę jednak nadziei... - mruknął niezbyt przekonująco.

- Ja też, ale mimo wszystko... Minęło tyle czasu. Boję się, że wszystko stanęło do góry nogami.

- Masz do tego absolutne prawo! – parsknął Kaspian, odzyskując humor. – Kiedy ostatnio tu byłeś, okazało się, że drzewa milczą, a Narnijczycy mieli być wymarli.

- Tak, to było lekkie zaskoczenie. Ale nie większe, gdy okazało się, że my się postarzyliśmy tylko o rok, a w Narnii minęły setki lat.

- Wiesz, na początku... Zanim was poznałem, to spodziewałem się, że, jeśli w ogóle jakaś pomoc przybędzie, to będą to już sędziwi ludzie. Najbardziej zaskoczyliście mnie ty z Łucją. Byliście jeszcze dziećmi, a jednocześnie emanowała od was królewska mądrość. To było niesamowite uczucie. Oczywiście, obawiałem, że mityczni królowie i królowe okazali się być w moim wieku lub młodsi, ale z drugiej strony poczułem ulgę. Tak łatwo się z wami rozmawiało, spędzało czas. Po tym jak wygraliśmy bitwę, ciągle byliście gdzieś obok. Przyzwyczaiłem się do waszego towarzystwa. Piotr nauczył mnie wielu rzeczy, Zuzanna opowiedziała mi wiele historii z przeszłości, ty...

- Ciągle dawałem ci popalić! – prychnął i dostał od przyjaciela oburzone spojrzenie. – Byłem o wiele lepszy we władaniu mieczem. Nie możesz zaprzeczyć, mój drogi przyjacielu!

- Wiele razy remisowaliśmy i dodatkowo dawałem ci wygrać, bo byłeś legendarnym królem w skórze dzieciaka!

- Doprawdy? Bierz miecz mojego brata i się przekonamy, czy teraz też będziesz mi musiał dawać „fory" – parsknął, ale zobaczył konsternację na twarzy Kaspiana. – „Fory" to ułatwianie komuś, wiesz, udawać, że jesteś słabszy i tego typu rzeczy.

- A! Więc tym razem nie dam ci żadnych „forów"! – zawołał i pobiegł po miecz.

Po chwili stanęli naprzeciw siebie z podniesionymi mieczami. Wokół nich zebrała się prawie cała załoga wyczekująca niezapomnianego widowiska. Powszechnie było wiadome, że obaj są świetni we władaniu mieczem. Siedząca wraz Ryczypiskiem Łucja patrzyła na wszystko z szerokim uśmiechem. Wracały do niej wspomnienia z poprzednich lat, kiedy to takie pojedynki były codziennością. Uwielbiała obserwować ruchy doświadczonych rycerzy. Były takie pewne i wyrafinowane. Było to bardziej jak taniec a nie walka na śmierć i życie. Dobrze wiedziała, że chłopaki nie zrobią sobie krzywdy.

Pierwszy ruszył Edmund, który zamachnął mieczem na wysokości brzucha przeciwnika. Kaspian odparł atak, robiąc obrót i od razu spróbował zahaczyć ostrzem o nogi przyjaciela. Ten podskoczył i ponownie zakreślił łuk ostrzem tak, że król nie mógł się podnieść, ponieważ straciłby głowę! W tym momencie Łucji mocniej zabiło serce ze strachu, Kaspian zorientował się o tym wszystkim w ostatniej chwili. Nie miał wiele czasu do namysłu. Jak ponownie próbował wstać, został zaatakowany z góry. Zablokował miecz Edmunda i odepchnął go z całej siły. Krąg obserwujących musiał się poszerzyć, by nie zostać staranowanym przez odepchniętego. Edmund pod wrażeniem siły swojego przeciwnika postanowił poczekać na jego kolejny ruch. Uśmiechnął się delikatnie z błyskiem wyzwania w oku, co sprowokowało Kaspiana do działania. Chciał w końcu samemu zadać atak, który nie byłby skutkiem obrony. Zamachnął się na lewy bok przeciwnika, ale po drodze wykonał obrót, co zdezorientowało Edmunda. Tym sposobem udało się blondynowi klepnąć delikatnie króla w udo. Czarnowłosy zawołał z uznaniem, ale od razu się odegrał. Wykonał kilka ataków w zastraszającym tempie, co zaskoczyło Kaspiana. Próbował się bronić, a kiedy postanowił sam ponownie zadać cios, Edmund manewrując zręcznie nadgarstkami wykręcił miecz przeciwnika swoim ostrzem i dumnie przyłożył jego koniec do gardła przyjaciela. Przez ostatnie kilka sekund wszyscy milczeli w napięciu, ale kiedy akcja się zakończyła, wszyscy zaczęli gromko bić brawa. Kaspian z uznaniem uścisnął dłoń Edmunda i głośno przyznał, że nie bez powodu stał się legendą.

Załoga powoli się rozchodziła, a do dyskutujących królów dołączył Ryczypisk, który uwielbiał rozmowy o technice walki. Łucja również zeszła z lin, ale nie miała ochoty wysłuchiwać o ciosach i tym podobnych. Lubiła walkę, ale czuła, że jako delikatniejsza, zawsze będzie odstawać w tym temacie. Ruszyła do kajuty, gdzie postanowiła poszukać jakiejś książki, która by ją zainteresowała. Szperając w szufladach znalazła łuk oraz kołczan jej siostry. Nie chciała go przyjąć, chociaż Kaspian usilnie ją do tego namawiał. Doskonale wiedziała, że Zuzanna nie miałaby nic przeciwko temu, ale... Od jakiegoś czasu Łucja miała kompleksy związane z tym, jak wspaniała była jej siostra. Wiedziała, że ten łuk był zaczarowany, ale była przekonana o zdolnościach łuczniczych Zuzy. Kolejna rzecz, za którą była wychwala pod niebiosa, chociaż poza turniejami go prawie nie używała. To Łucja walczyła ramię w ramię ze swoimi poddanym, ale to Zuzanna Łagodna zawsze była bardziej docenianą królową. Czując, ucisk w sercu, Łucja schowała z powrotem broń i w końcu znalazła coś do czytania. Ułożyła się wygodnie na pryczy i zagłębiła się w lekturze. Po kilkunastu minutach usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę! – zawołała, a do środka zajrzał nie kto inny jak Kaspian.

- Cześć – rzucił i oparł się o stół. – Wszystko w porządku?

- Tak, czemu pytasz? – zapytała z uśmiechem. Chłopak bardzo o nią dbał.

- Po prostu nagle zniknęłaś po walce bez słowa. Martwiłem się, że jesteś zła o tę małą potyczkę.

- No co ty! – Machnęła ręką, śmiejąc się dźwięcznie. Kaspian nie mógł się nie uśmiechnąć na ten dźwięk.

- W takim razie chodź!

Łucja nie zdążyła nawet nic powiedzieć, ponieważ przyjaciel od razu wyciągnął ją za sobą na pokład. Zauważyła, że kierują się do Edmunda, Driniana, Ryczypiska i o dziwo Eustachego!

- Łucja! – zawołał szeroko uśmiechnięty Edmund. – Musisz coś udowodnić Drinianowi, Ryczypiskowi oraz naszemu kochanemu kuzynowi!

- To wy jesteście w stanie w czymś się zgodzić? – Spojrzała na wcześniej wspomnianych, a oni jak jeden mąż wzruszyli ramionami.

- No cóż, ich spostrzeżenie nie za bardzo ci się spodoba, moja kochana siostrzyczko – parsknął czarnowłosy, zawieszając na niej swoje ramię.

- Ktoś mi wytłumaczy, o co chodzi?

- Oczywiście, jaśnie królowo! Ci oto jegomoście nie wierzą legendom, które mówią, żeś była nieocenioną pomocą w wielu bitwach stoczonych na narnijskiej ziemi i poza nią – wytłumaczył Kaspian, patrząc na niedowiarków z podniesioną brwią.

- Co? – Udała urażoną, łapiąc się teatralnie za serce. – Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! – parsknęła.

- Jaśnie Pani, proszę nie zrozumieć nas źle. Dobrze wiemy, że byłaś na polach bitew, boś jest legendarną lekarką, ale trudno jest nam uwierzyć, że faktycznie walczyłaś – wyjaśnił delikatnie Ryczypisk. Bardzo cenił królową Łucję, ale znał ją jako łagodną dziewczynę, a nie wojowniczkę.

- Łucja, nie opowiadaj bzdur! – żachnął Eustachy. – Przecież ty byś much nie skrzywdziła.

- Jeszcze niedawno w ogóle nie wierzyłeś, że byłam królową.

- Może i tak, ale to nie sprawia, że uwierzę, że umiesz używać miecza albo chociażby uderzyła kogoś.

- Kojarzysz Eustachy, skąd są te rany? – Edmund wskazał na prawie już zagojone obtarcia czy pęknięcia na jego twarzy i dłoniach. – Gdyby Łucja jednego z chłopaków nie przerzuciła przez ramię, to nie wyglądałbym tak ładnie!

W tym momencie nawet Kaspian się zdziwił. Był świadomy tego, że kiedy była starsza za swojego panowania, to była znakomitą wojowniczką, ale kiedy patrzył na nią teraz... No domyślał się, że jej umiejętności nie były takie jak dawniej. Kiedy pomagali mu odzyskać królestwo, słyszał, że zapomniała, jak się pływa. Z tego powodu wierzył legendom, ale teraz miał obawy, że nie pamiętała już, jak się walczy.

Edmund zauważył zwątpienie na twarzy swojego przyjaciela. Może Łucja nie wyglądała, jakby miałaby szansę chociażby z Eustachym, który był dosyć dużym już chłopcem i wcale nie tak dużo młodszym od niej. Jednak czarnowłosy wiedział, jak samoobrona była ważna dla Łucji. Za czasów bycia królową doświadczyła nie tylko miłych chwil, ale i tych gorszych. Sprawiły one, że uczyła się sztuk walki jak szalona, by nie być tylko bezbronną panienką, która miała tylko wyglądać. Po chwili namysłu wpadł na pomysł jak przekonać wszystkich, co do umiejętności Łucji. Rzucił nagle wesoło: „Łuśka, nawet Kaspian nie wierzy, że powaliłaś tego gościa! Udowodnij mu!". Wszyscy z początku zaczęli się głośno śmiać, myśląc, że to żart. Jednak, gdy Sprawiedliwy popchnął siostrę i przyjaciela na środek statku, to dopiero wtedy pojęli, że myślał na poważnie. Dziewczyna, spojrzała na niego wściekła. Może i tamtego chłopaka pokonała, ale tylko i wyłącznie dzięki zaskoczeniu. Nie miała szans z Kaspianem!

- Łucja, nie będziemy sobie niczego udowadniać. Nie chcę ci zrobić krzywdy.

Powiedział to troskliwym tonem, ale jego słowa zadziałały na dziewczynę jak płachta na byka. Nagle przypomniały jej się te wszystkie kpiące z niej twarze mężczyzn na polach bitew. Zdeterminowana stanęła w pozycji bojowej. Kaspian spojrzał na nią, niedowierzając. Chciał zwyczajnie odejść, ale dziewczyna rzuciła: „Odwróć się, a obrazisz mnie jak nikt w życiu". Poczuł, jakby trzymała jego dumę w garści. Nigdy nie śmiał jej obrazić, ale skoro tak stawiała sprawę, to nie miał zamiaru jej zawieść. Jednak dalej był pewny, że przyjaciółka nawet go nie dotknie. Uśmiechnął się trochę drwiąco i zaczął się kierować w jej stronę lekceważącym krokiem. Łucja wystrzeliła jak z procy. Podcięła mu nogi, robiąc obrót w przysiadzie. Kiedy padł zaskoczony na twarz, szybko usiadła na jego plecach i wykręciła ręce tak, by nie mógł nawet drgnąć. Wszyscy oprócz Edmunda trwali w ogromnym szoku. Korzystając z ciszy, szepnęła Kaspianowi na ucho: „Nigdy nie lekceważ królowej Narnii", a następnie wstała. Ryczypisk dopadł ją i zaczął przepraszać za swe słowa i brak wiary. Drinian poklepał ją po plecach jak to stary marynarz i mruknął z uznaniem. Eustachy prawie zemdlał, a Edmund zmierzwił jej włosy, pękając z dumy. Kiedy wszystko się uspokoiło, dziewczyna powróciła do swojej kajuty, a Kaspian wstał w końcu, dalej będąc w lekkim szoku. Jego przyjaciel poklepał go tylko po ramieniu dalej rozbawiony całą sytuacją.

Przez resztę dnia młody król zastanawiał się, czy faktycznie nie obraził swojej przyjaciółki. Śmiał wątpić w jej umiejętności, więc nie byłby wcale zdziwiony. Naprawdę długo zastanawiał się, czy z nią porozmawiać, ale nie wiedział, czy powinien. Równie dobrze mogła to wziąć jako żart, tak samo jak jej brat. Ale jej słowa o tym, by nie śmiał się odwrócić... Widział wtedy w jej oczach coś niepokojącego. Bijąc się z myślami, w końcu wygramolił się ze swojego hamaka i ruszył do kajuty dziewczyny. Nie obchodziło go, że może ją obudzić. Chciał wszystko sobie z nią wyjaśnić. Zapukał delikatnie, ale nie usłyszał odpowiedzi. Prawdopodobnie spała, ale i tak nacisnął na klamkę. Ku jego zdziwieniu na stole paliła się świeca, a dziewczyna siedziała na szerokim parapecie, patrząc w ciemność za oknem. Była ubrana w jedną z jego koszul, ale większą od tych, które nosiła za dnia. Sięgała jej kolan, więc była właściwie jak koszula nocna. Widok jej zamyślonej, siedzącej w półmroku w takim ubraniu... Poczuł dziwny ucisk w brzuchu. Zastygł zwyczajnie, dopóki go nie zauważyła.

- Kaspianie, co tu robisz? Stało się coś? – spytała zmartwiona, ale on nie odpowiedział.

Dziewczyna nie miała pojęcia, o co chodziło mężczyźnie. Widać było, że próbował zasnąć, ale bez skutku. Jego długie włosy sterczały we wszystkie strony a jego ubranie było całe pomięte. Nawet nie założył butów. Nie mogła powiedzieć, że wyglądał źle, tylko po prostu... niecodziennie. Jego skupiony na niej wzrok speszył ją delikatnie i sprawił, że zaczęły pojawiać się na jej policzkach rumieńce. Uspokajając oddech, podeszła do niego, a gdy dalej nie zareagował, złapała go delikatnie za rękę. Poczuła dziwne uczucie w podbrzuszu i spojrzała w jego oczy koloru mlecznej czekolady. Kaspian zarejestrował dotyk dziewczyny i poczuwszy miły dreszcz przechodzący przez jego ciało, w końcu obudził się z transu.

- Przepraszam... - szepnął, prawie bez siły. Nie wiedział, co go opętało, ale widok Łucji stojącej przed nim w jego koszuli był zapierający dech w piersiach. Nie mógł się opamiętać.

- O czym ty mówisz? – spytała zdziwiona. Kiedy chłopak znowu zamilkł, zaprowadziła go na parapet, gdzie usiedli naprzeciw siebie. – Kaspianie?

- Nie doceniłem cię, a nawet zakpiłem. Twoje zdeterminowane słowa jakoś mnie uderzyły i nie mogłem przestać o tym myśleć...

- Nic się nie stało – odparła, lekko się uśmiechając. – Za ostro się wtedy wyraziłam, to ja przepraszam.

- Stoi za tym jakaś historia, prawda? – zapytał, a dziewczyna tylko odwróciła wzrok. – Łucjo – złapał ją za rękę – czy ktoś cię skrzywdził?

- To było dawno temu... - westchnęła. – Dla ciebie setki lat temu, a dla mnie kilkadziesiąt. W sumie nic takiego mnie bezpośrednio się nie stało. Jak wiesz, uczestniczyłam w wielu bitwach, ale na początku byłam tylko medykiem. Walczyliśmy wtedy z Kalormeńczykami, a oni słyną ze swojego braku ogłady. Zaatakowali namiot, w którym leczyłam swoich żołnierzy. Miało to być miejsce nietykalne, ale dla nich to nie miało znaczenia. Kiedy krzywdzili cierpiących, ja nie mogłam ich w żaden sposób bronić. Jeden z naszych przeciwników dostrzegł mnie i w jago oczach zapłonęła furia oraz... - Tu musiała na chwilę przerwać. Takie wspomnienie było koszmarem każdej kobiety. – Widziałam w jego oczach brutalne pożądanie. Miałam wtedy już ponad dwadzieścia lat, ale poczułam się jakbym... Nie wiem, byłam przerażona, że zdoła mnie dotknąć. Było blisko, nigdy nie zapomnę jego obrzydliwego wyrazu twarzy. Na szczęście do namiotu wpadł Edmund i trafił mojego oprawcę strzałą. To wtedy postanowiłam, że nigdy więcej nie zje mnie strach przed jakąkolwiek istotą, a szczególnie mężczyzną. Chciałam być jak wojownik. Uczyłam się wielu sztuk walk, w różnych miejscach na świecie. I tak stałam się jedną z niewielu wojowniczek na naszym świecie, które były wstanie walczyć przeciwko silnym przeciwnikom – zakończyła, a Kaspian poczuł jak krew się w nim gotuje. Wyobraził sobie tę okropną sytuacje i gdyby miał okazję, to zatłukłby Kalormeńczyka na miejscu. Przytulił mocno Łucję, jakby bał się, że miałby ją stracić.

- Musiało być ci ciężko – szepnął. – Dlatego przyjęłaś wyzwanie, prawda?

- Tak... Nawet nie wiesz, ilu mężczyzn drwiło ze mnie. Oczywiście, dopóki ich nie pokonałam – parsknęła, na co mimowolnie Kaspian się zaśmiał.

- Byłaś dzisiaj wspaniała.

- Daj spokój, wzięłam cię z zaskoczenia. Głównie dzięki temu zazwyczaj wygrywałam, wiesz?

- Wierzę ci – odparł z uśmiechem i zmierzwił jej włosy.

- Dziękuję ci, jesteś cudowny – mruknęła i uścisnęła Kaspiana.

Rozmawiali ze sobą jeszcze długo. Nie czuli poczucia czasu, byli zamroczeni tym, jak dobrze im się rozmawiało, a tematów nie było końca. Zakończyli dopiero o wschodzie słońca, kiedy to Łucja w końcu odpłynęła do krainy Morfeusza. Kaspian ułożył ją na pryczy i sam powrócił do swojej kajuty. Zasnął szybko i z uśmiechem na ustach, myśląc o tym, jak wspaniałą noc spędził z jego przyjaciółką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro