II
Całe szczęście, że w Londynie Łucja w końcu nauczyła się porządnie pływać - niewiele jej tlenu zabrakło, zanim się wynurzyła na powierzchnię. Wzięła od razu głęboki wdech i zaczęła wołać za chłopakami. Zauważyła w końcu jakieś dwie głowy wystające nad powierzchnią, które szarpały się między sobą. Była pewna, że to są jej chłopcy i mają się dobrze. Kiedy już zaczęła do nich płynąć, również ją namierzyli i nagle zaczęli wołać, by przyspieszyła. Odwróciła się na chwilę i zobaczyła wielki okręt zaledwie kila metrów przed sobą. Przyspieszyła, by nie zostać staranowana. Na szczęście minął ją i z każdą sekundą płynął coraz wolniej, aż się zatrzymał na tyle, na ile statek może na morzu. Postanowiła nie marnować sił, na dopłynięcie do chłopaków, tylko postarała się jeszcze utrzymać na wodzie. Trudno jej było się skupić na tym, co się działo na pokładzie. Fale ciągle uderzały jej w twarz. Przez nie nie zauważyła nawet, że ktoś do niej podpłynął. Zaskoczona poczuła czyiś pewny ucisk na swojej talii i zaskoczona spojrzała na twarz (miała nadzieję) swojego wybawcy. Był nim ciemny blondyn o szczupłej twarzy. Tygodniowy zarost podkreślał jego ostro zarysowaną szczękę i posiniałe od temperatury wody wargi. Łucja przyglądała się przez chwilę mężczyźnie, będąc coraz bardziej pewną, że go kojarzy... I nagle ją olśniło.
- Kaspian?! – zawołała mile zaskoczona, a on uśmiechnął się szeroko nie mniej zdziwiony.
- Łucja! A co ty tu robisz? – zapytał nonszalancko, dalej się szczerząc. Bardzo się cieszył, że widzi przed sobą swoją małą przyjaciółkę.
- Jeśli zaraz nas stąd ktoś nie wyciągnie, to mam zamiar zacząć się topić – parsknęła śmiechem, a on jej zawtórował.
- Jak sobie jaśnie królowa życzy! – zawołał wesoło i podpłynął z nią do platformy, która miała ich zabrać na pokład statku.
Dzięki Kaspianowi udało się im całkiem szybko dopłynąć na tyle blisko okrętu, by mogli ich zabrać z wody. Platforma okazała się tak naprawdę belką zawieszoną na dwóch linach, więc Łucja znana ze swojej niezdarności od razu się poślizgnęła na drewnie. Na szczęście Kaspian mocniej złapał ją w pasie. Dziękując, sama się mocniej go złapała, a następnie z jego nieocenioną pomocą zeszła z „huśtawki" i w końcu mogła stanąć pewnie o własnych siłach, nie martwiąc się o grunt pod nogami. Tylko jak zobaczyła Edmunda i Eustachego również wciągniętych na pokład, natychmiast zamknęła ich w szczelnym uścisku. Jej brat go równie mocno odwzajemnił, a Eustachy zaczął piszczeć niezrozumiale w panice. Usiadł na ziemi i zaczął się dookoła rozglądać zaniepokojony. Rodzeństwo spojrzało na niego tylko ze współczuciem i odrobiną śmiechu krążącym w ich kącikach ust. Nie skupiali się na nim jednak długo, ponieważ Kaspian postanowił ich zaanonsować.
- Moi drodzy towarzysze! – zawołał tak głośno i dumnie, że nikt nie ośmielił się pisnąć nawet słowem. Nawet Eustachy na chwilę zamilkł i wpatrywał się w niego w szoku. – Pokłońcie się przed królem Edmundem Sprawiedliwym oraz królową Łucją Waleczną – władcami sprzed wieków.
Wszyscy przyjrzeli im się z szacunkiem oraz ekscytacją, że mogą ich w końcu zobaczyć na własne oczy. Kaspian również postanowił im się przyjrzeć, ponieważ nie byli już tymi dziećmi, które poznał przed laty. Zauważył, że Edmund dorównał mu wzrostem, ale dalej był trochę szczuplejszy i oczywiście blady i cały w piegach. Jednak nie mógł nie zauważyć, że chłopak zmężniał i teraz naprawdę widać w nim było wielkiego władcę. Kiedy zwrócił oczy ku Łucji, miał wrażenie, że ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. W pamięci miał drobną dziewczynkę, która zawsze zadziwiała wszystkich wokół swoją mądrością, kreatywnością i odwagą. Teraz stała przed nim kobieta, która dalej była tą samą Łucją, ale teraz... Emanowała niezwykłą siłą. Zmieniła się, bardzo. Co prawda wzrostem dalej nie grzeszyła, ale dojrzała. Jej talia odznaczała się od szerokich bioder i wąskich ramion. Jej twarz nabrała wyrazu, jej oczy miały w sobie jeszcze więcej charakteru, a uśmiech... był jeszcze szerszy niż przed laty. Kiedyś wydawał się uroczy, a teraz był po prostu piękny. Jej niegdyś proste rude włosy teraz pofalowały się od wody i podkreślały piękno dziewczyny. Kaspian nie wiedział, co myśleć. Nie wiedzieć czemu, był w szoku.
- Kaspian, nie bądź taki oficjalny! – zawołał ze śmiechem Edmund i uściskał go mocno. To dopiero wybudziło króla z zamyślenia, jakie wywołała jego mała przyjaciółka...
- Edmundzie, dobrze cię widzieć! – oddał uścisk i spojrzał znad ramienia przyjaciela na wijącego się na pokładzie chłopca, który wykrzykiwał przedziwne rzeczy. – A to kto?
- To... - Edmund westchnął ciężko. – Jest nasz kuzyn, Eustachy.
- Macie mnie stąd natychmiast zabrać! Najlepiej do ambasady! – pisnął spanikowany Scrubb.
- Do czego? – zapytał wysoki głosik, który dochodził sprzed chłopaka, ale ten nie mógł namierzyć rozmówcy. – Na dole, głąbie!
Eustachy spojrzał tam i krzyknął przerażony. Przed nim stała METROWA mysz i to z szablą!
- Co to jest?! Ta mysz gada!
- Ryczypisk! – pisnęła szczęśliwa Łucja i przyklęknęła przy gryzoniu. – Dobrze cię znowu widzieć!
- Jest rad, że jesteś tu z nami, Pani – wyznał i ukłonił się przed nią uroczyście. – To co zrobimy z tą kupą mięsa?
- Ryczypisk, miarkuj się, proszę – mruknął Kaspian w jego stron, wiedząc, że mysz ma niewyparzony język.
- Eustachy, uspokój się, nic ci nie będzie – zapewniła go spokojnie kuzynka.
- O czym ty mówisz, nie widzisz tej myszy?!
- Taurus! – zawołał Kaspian i przed nimi pojawił się czarny minotaur. – Zajmij się naszym gościem.
- Tak, Panie. Chodź, mały – zwrócił się do Scrubba – znajdziemy ci coś suchego, co byś się nie pochorował. - Dla Eustachego było to już za wiele i zwyczajnie zemdlał na widok swojego przewodnika. – Powiedziałem coś nie tak? – rzucił Taurus zaskoczony. Cała załoga tylko mu w odpowiedzi parsknęła śmiechem.
Kiedy minotaur wziął Eustachego na ręce, Kaspian objął Łucję ramieniem i skierował się z nią w stronę swojej kajuty. Kiedy dziewczyna przylgnęła do jego ciała cała zziębnięta, do jego nozdrzy dotarł zapach słodki i delikatny. Po chwili zorientował, że musiał należeć dziewczyny, ponieważ nikt na tym pokładzie by tak ładnie nie pachniał. Delikatny rumieniec wpłynął na jego twarz, ale odsunął od siebie myśl o miłej woni i skupił się na tym, by pomóc Łucji się zaaklimatyzować. Kiedy dotarli do drewnianych ze złotymi zdobieniami drzwi, Kaspian otworzył je przed Łucją i wprowadził do środka. Kajuta nie była duża, ale wystarczająca dla kapitana statku. Na ścianie widniał wielki złoty Lew, na co dziewczyna automatycznie uśmiechnęła. W pomieszczeniu był jeszcze okrągły stół, dwuosobowa prycz oraz wiele szafek i półek w ścianach. Kaspian wziął kilka rzeczy dla siebie oraz te najmniejsze zostawił, by Łucja miała w co na siebie włożyć. Umówili się, że za niedługo król wszystko opowie jej i Edmundowi, ale najpierw niech się wysuszą i dojdą do siebie.
Kiedy Kaspian opuścił kajutę Łucja zdjęła mokre rzeczy i próbowała coś dopasować do siebie z rzeczy mężczyzny. Niestety, był dosyć rosły, więc nie było to łatwe. Spodnie udało jej się związać ozdobnym sznurkiem, a białą koszulę po prostu w nie włożyła, by nie latała we wszystkie strony. Z butami nie mogła nic zrobić, więc postanowiła, że będzie po prostu chodzić po pokładzie boso.
Ubrana wyszła przejść się i pozwiedzać statek. Zauważyła, że było tu wiele ludzi jasnowłosych, więc musieli być z Archenlandii, co było nawet dla niej logiczne. Telmarowie bali się wody, więc Kaspian musiał wynająć załogę skądś indziej. Jednak widziała tu narnijczyków, co napawało ją dumą. Panowała w tym kraju setki lat temu, ale poddani zawsze będą bliscy jej sercu. Po chwili podeszli do niej Kaspian z Edmundem, susi i ubrani bardzo podobnie do niej, tylko że oni mieli buty.
- Łucjo, jest ci wygodnie boso? – zapytał brat, trochę zdziwiony tym widokiem.
- Na pewno dużo wygodniej niż w butach Kaspiana – zaśmiała się. – Przykro mi, przyjacielu, ale masz ogromne stopy.
- To mnie jest przykro, że jesteś zmuszona do takiego stroju, ale nie planowaliśmy żadnej kobiety na pokładzie.
- Może i lepiej? Przynajmniej nikt mnie nie zmusi do noszenia ciężkich sukien – uśmiechnęła się szeroko do chłopaków, co odwzajemnili, myśląc, że bardzo się różni od swojej siostry.
- Chodźcie, powiem wam co i jak!
Kaspian po drodze do swojej kajuty przywołał do siebie swojego zastępcę – Driniana. Już w kajucie, król oddał Łucji i Edmundowi rzeczy, które po nich pozostały w Narnii. W przypadku dziewczyny: magiczy wyciąg z ogniokrzewu, który potrafił wyleczyć każdą ranę oraz sztylet. Jej bratu natomiast chciał oddać pozostawiony przez Piotra miecz, ale Edmund odmówił. Był to prezent dla Kaspiana, nie widział powodu, dlaczego to on sam miał go dzierżyć. Ku swojemu zaskoczeniu odzyskał swoją latarkę, którą zapomniał zabrać podczas ich ostatniego powrotu. Oczywiście na statku znajdowały się róg oraz łuk Zuzanny, ale postanowili, by pozostały w kajucie. Po rozdaniu podarunków Kaspian wraz z Drinianem opowiedzieli rodzeństwu o ich podróży. Znajdowali się na jak dotąd najlepszym statku narnijskim „Wędrowcu do świtu". Po tym, jak zapanował pokój w Narnii, Kaspian postanowił rozwiązać zagadkowe zniknięcie siedmiu lordów, którzy byli sprzymierzeńcami jego ojca, Kaspiana IX. Brat poprzedniego króla, Miraz, zabił go, a jego popleczników wysłał na daleką wyprawę w morze, którego Telmarowie się bali jak ognia. Potem słuch o lordach zaginął, a aktualny władca postanowił ich odnaleźć. Jedyne co było o nich wiadome to to, że najpierw skierowali się w stronę Samotnych Wysp, a dalej mieli płynąć na wschód. Jak się okazało, rodzeństwo wraz z Eustachym pojawiło się na kilka dni przed planowanym dopłynięciem do ich pierwszego celu.
Kiedy skończyli zebranie, zastał ich już wieczór, więc wszyscy zeszli się, żeby odebrać od kucharza kolację. Jak się okazało Eustachy się obudził i już spokojniejszy wziął swoją porcję i wrócił z powrotem do kajuty pod pokładem, którą miał dzielić z Edmundem oraz Kaspianem. Żadnemu z tej dwójki się nie spieszyło tam wracać. Mieli nadzieję, że Scrubb szybko pójdzie spać. Po kolacji większość załogi udała się na spoczynek, na pokładzie zostali głównie wartownicy. Łucja czuła lekkie zmęczenie, ale nie chciała jeszcze się kłaść. Dalej nie mogła uwierzyć, że znów pojawiła się w Narrnii. Poszła na sam przód statku, gdzie mogła posłuchać uroczej kołysanki, którą śpiewał Ryczypisk pod nosem. Kiedy się zorientował o obecności słuchaczki, wyjaśnił, że tę pieśń śpiewała mu driada, gdy był jeszcze małą myszką. Opowiadała ona o lądzie Aslana, który jest na samym wschodnim krańcu morza. Łucję uraczyła historia, ale mimowolnie zatęskniła do Wielkiego Lwa. Miała jednak nadzieję, że ponownie go spotka.
Kiedy Ryczypisk opuścił Łucję, ta postanowiła wspiąć się na liny i popatrzeć daleko na horyzont. Morze w otoczeniu księżyca oraz milionów gwiazd było niesamowitym doświadczeniem. Dziewczyna w końcu czuła się jak w domu. Próbowała przypomnieć sobie gwiazdozbiory narnijskiego nieba, jednak było to bardzo trudne. Tyle się zmieniło... Nagle poczuła szarpanie linami. Spojrzała w dół i ujrzała przyjaciela, patrzącego na nią z podniesioną brwią.
- Zakład, że zaraz spadniesz? – prychnął ze śmiechem.
- Skąd ten pomysł? – oburzyła się. – Żeglowałam na długo wcześniej przed twoim narodzeniem.
- Dzisiaj dałaś niezły popis na belce, o jaśnie staruszko – mruknął ze śmiechem, przysiadając się do niej. – Chwila, to ile w końcu masz lat?
- Z tysiąc na pewno. Dobrze się trzymam, prawda?
- Nadzwyczajnie – odparł, na co wybuchnęli śmiechem. – Teraz tak naprawdę. Ile czasu u was minęło?
- Około trzy lata. U was też, tak? Teraz masz dziewiętnaście lat?
- Dokładnie. Muszę przyznać, że byłem w szoku, jak się zorientowałem, ile urosłaś.
- Ja prawie się utopiłam, jak zobaczyłam tę brodę – wyznała, na co ponownie się zaśmiali. – Naprawdę tęskniłam, Kaspianie.
- Ja za wami również. Szkoda, że nie mogliście wrócić wszyscy.
- Ja też. Pewnie, żałujesz, że nie ma tu Zuzanny, co? – Spojrzała na niego dwuznacznie, ale na sekundę spochmurniała na myśl o tym, że to Zuzanna była lubiana bardziej.
- Muszę przyznać, że jej uroda była ujmująca, ale wiele jest ujmujących kobiet na świecie. Trudniej jest znaleźć te wyjątkowe – mruknął z zawadiackim uśmiechem i szturchnął dziewczynę delikatnie w bok, ale uważał, by nie spadła.
- Sugerujesz coś? – zaśmiała się.
- Domyślam się, że ciężko jest dorastać w cieniu pięknej i mądrej siostry. Zauważyłem to przed chwilą w twoich oczach. – Na jego spostrzeżenie Łucja ponownie spochmurniała. – Ale musisz wiedzieć, że ty jesteś wyjątkową królową. Myślisz, że było wiele tych, które ruszały w bój?
- Większości się to nie podobało za moich czasów. Szczególnie Piotrowi i Zuzannie. Zawsze będą widzieć we mnie tę małą dziewczynkę i nie winię ich za to.
- A Edmund? Jak on reagował na twoje eskapady?
- Wymykał się ze mną! – prychnęła. – Odkąd się nawrócił po przymierzu z Czarownicą, zawsze stał za mną murem. Z nim jest inaczej. Czytamy sobie w myślach, bardzo dobrze się rozumiemy. Edmund zawsze wierzy w moje poronione pomysły.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała takich na tym statku, bo będę musiał zamknąć cię w kajucie. – Spojrzał na nią tak, jakby miała zaraz coś zrobić.
- Jak nie drzwiami, to oknami! – zawołała wesoło, dając mu kuksańca w bok. – Nie martw się. Co mogłabym zrobić na statku?
- O twojej kreatywności krążą legendy!
- Oj tam, połowa to nieprawda.
- Może, ale druga połowa mnie martwi i tak – mruknął, ale uśmiechnął się pomimo zmartwienia. – Wiesz, że mogą nas tu spotkać niebezpieczeństwa. Proszę, nie wychylaj się. Nie chcę, by ci się coś stało, Łucjo.
- Wiem, Kaspianie, jednak musisz pamiętać, że ja martwię się również o was. Nie mogę siedzieć bezczynnie.
- Musisz mi obiecać, że będziesz mnie słuchać.
- Królujesz pradawnej królowej? – zaśmiała się Łucja. Kaspian tylko westchnął i po chwili zastanowienia złapał za jej drobną dłoń i spojrzał w jej błękitne oczy.
- Mówię poważnie. Proszę, obiecaj mi...
- Obiecuję, drogi przyjacielu – odpowiedziała, po chwili i uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Będę się zbierać. Spokojnie, sama zejdę – mruknęła, patrząc na niego ze śmiechem, bo wiedziała, że chłopak ma jakiś straszny scenariusz w głowie. – Dobranoc!
Pomachała Kaspianowi na pożegnanie, pozostawiając go z niepokojącymi myślami. Modlił się, by nic się nikomu na statku nie stało, ale teraz, gdy pojawiła się na nim Łucja, miał złe przeczucia. Zależało mu na niej i nie mógł pozwolić, by cokolwiek ją skrzywdziło...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro