Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Mój brat przed chwilą wsiadł do samolotu. Czekałam z Chris do momentu aż on odleci. Właśnie idziemy w kierunku samochodu, który jest już blisko. Teraz czeka mnie godzina jazdy z tym palantem. Jadąc na lotnisko, nie było źle, bo był jeszcze Carl, a teraz pewnie będzie mnie wypytywał i wszytko przez całą drogę.

- Kiedy robimy tę próbę?- Jego głos brzmi tak lekko i przyjemnie, że aż chce się go słuchać cały czas.

-Może jutro, masz czas? - Mamy na ten projekt dwa tygodnie, a ja muszę przygotować jeszcze zaległy układ solowy.

-Jasne, może o 18:00 w sali do ćwiczeń w szkole? - Cieszę się nawet, że mamy te próby, bo nie będę musiała spędzać tak dużo czasu w domu, sama.

-Okej, może być. - Po mojej odpowiedzi w ciszy dochodzimy do pojazdu. O dziwo Chris otwiera mi drzwi. Starań się ukryć swoje zdziwienie, ale słabo mi wychodzi.

-No co? - Patrzy się teraz na mnie jak na jakąś idiotkę.

-Nic, po prostu to dziwne.

-Dziwi cię, że otwieram kobiecie drzwi? - On się mnie o to naprawdę pyta, w jego oczach widzę całkowitą powagę.

-Yyy no tak, to nie w twoim stylu. - Kończąc swoją wypowiedź, wsiadam do samochodu i staram się zamknąć drzwi, ale on mi przeszkadza. Po chwili uśmiecha się tak zagadkowo i sam je zamyka.

Uważnie patrzę, jak przechodzi z przodu pojazdu, a później do niego wsiada. Przez pierwsze 10 minut jedziemy w kompletnie ciszy, słychać tylko ciche radio w tle.

- Nie jestem aż takim dupkiem. - Odwracam głowę w jego stronę i szczerze mija dość długa chwila, nim odpowiadam.

- Oj jesteś dupkiem, ale czasem masz przejawy dobrego człowieka w sobie. - Widzę na jego twarzy ten piękny uśmiech.

-Dlaczego tak o mnie uważasz? - Szczerze, to jak powiedział, to pytanie zabrzmiało trochę tak, jakby serio było mu smutno i mogłabym mu w to uwierzyć, ale ten uśmiech...

- Bo tak się zachowujesz. Może nie przebywamy ze sobą, nie wiadomo ile, ale jesteś przyjacielem mojego brata i jak on jeszcze mieszkał w domu, to często bywałeś u nas. No i słysząc, co gadałeś i jak się zachowywałeś, to wiesz.

-To było ponad rok temu. Już taki nie jestem. - Kiedyś on był strasznym debilem. Do nikogo nie mia szacunku, podpisywał się, był wredny jak cholera, ale właśnie wobec mojego brata był prawdziwym i najlepszym przyjacielem.

-Przekonany się. - Faktycznie jak na razie zachowuje się inaczej, jest w jakimś stopniu miły, nikogo nie wkurza. Przekonam się z czasem o tym.

-Dobra, a dlaczego nikomu nie powiesz o tym, że uczysz się w tej szkole artystycznej? - wiedziałam, że o to zapyta prędzej, czy później.

-Ponieważ to MOJE hobby i chce, żeby tak było. Ta szkoła to właśnie takie zajęcia dodatkowe i nie muszę się tym chwalić, bo robię to dla siebie.

-Załóżmy, że rozumiem. A co jeśli bym komuś powiedział?

-Pokazałbyś mi, że się nie zmieniłeś i w pewnym sensie byś mnie skrzywdził. - Patrzę na niego uważnie, on skupia się praktycznie w stu procentach na drodze.

-Nigdy bym nie chciał cię skrzywdzić. - Te słowa słyszę dopiero po dobrych pięciu minutach i od razu robimy mi się jakoś lepiej.

Przez resztę drogi milczymy. Jak już jesteśmy obok mojego domu, to przez pewien czas nie ruszam się z miejsca. Dopiero po chwili wysiadam.

-To do zobaczenia jutro. - Uśmiecham się i zamykam drzwi samochodu. Szybko idę do domu i po wejściu od razu biegnę na górę.

***

Jest już dwudziesta trzecia i nie ma jeszcze rodziców. To niby nic dziwnego, ale nie dają znaku życia już od kilku godzin. Ostatni raz z nimi gadał mój brat, a później mama pojechała załatwić kilka spraw i miała mnie odebrać, że szkoły, niestety nie zrobiła tego. Później miała odwieźć Claya na lotnisko, ale nie przyjechała. Teraz jest już tak późno, a żadnego z nich nie ma w domu i nie odbierają telefonu. Zaczynam się martwić. Chodzę wkoło po kuchni. Nie wiem co mam robić, nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale też nie mogę zbytnio panikować. Zadzwoniłabym do brata, ale pewnie jest jeszcze w samolocie.

***

Jest już siódma rano, nie mam pojęcia, kiedy wczoraj zasnęłam. Od razu po przebudzeniu sprawdzam, czy są rodzice, ale wciąż nic. Dziś nie zamierzam iść do szkoły, muszę ich znaleźć. Początkowo idę do łazienki i biorę prysznic, a później maluję się, ubieram i prostuje włosy. Jest już siódma pięćdziesiąt i nie mam zamiaru jeść śniadania. Ubieram buty i kurtkę, a potem wychodzę z domu. Nie mam samochodu ani nic, więc muszę iść na nogach lub pojechać autobusem. Pierwszym miejscem, gdzie zamierzam pojechać, jest firma ojca.

***

Właśnie jestem w autobusie i czekam, aż przejedzie te dwa przestanki i będę już na miejscu. Nagle zauważam Chrisa. Siedzi kilka miejsc przede mną. Czemu on jedzie autobusem? Przecież ma samochód. Podchodzę do niego.

-Przepraszam, czy to mniejsze jest wolne? - Uśmiecham się, gdy on na mnie spogląda, a w momencie, gdy kiwa głową, że tak to siadam obok niego. - Autobus?

-Ta, właśnie jadę odebrać samochód od mechanika, wczoraj zaraz po tym, jak cię odwiozłem, to coś się zepsuło i musiałem wzywać pomoc drogowa. A ty co tu robisz? Do szkoły raczej nie jedziesz.

-No moi rodzice nie wrócili na noc i nie mam od nich znaku życia od wczoraj, więc jadę do firmy taty, może się czegoś dowiem. - Chris ma już coś mówić, ale nagle dzwoni mój telefon i szybko go odbieram. To jakiś nieznany numer.

-Halo?

-Dzień dobry, ja jestem doktor Peter Smith, czy dodzwoniłem się do Rosali? - dzwoni do mnie jakiś lekarz? O co chodzi?

-Tak. - W moim głosie wyraźnie słychać zdziwienie.

-Muszę Panią poinformować, iż pani rodzice mieli wypadek samochodowy. - Po tych słowach zamierzam, nie rozumiem już żadnego innego słowa, jakie mówi gen lekarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro