Rozdział 8
Po chwili się dopiero opanowałam, lekarz podał mi adres, a ja muszę się znaleźć tam jak najszybciej.
- Muszę stąd wysiąść. Znaleźć jakąś taksówkę, czy coś. - wciskamy czerwony guzik z napisem ,,stop" i niecierpliwie czekam na przestanek, aż autobus się zatrzyma.
- Rose co się stało? - Jakby nie to, że moi rodzice są w bardzo złym stanie to coś bym zrobiła, z tym że powiedział Rose.
- Moi rodzice... Oni mieli wypadek, są w szpitalu. - mój głos w tym momencie się załamuje. Staram się nie uronić ani jednej łzy, ale to ciężkie zadanie.
- Zaraz wysiadam, tu niedaleko jest ten warsztat. Zawiozę cię, spokojnie. - Czuje jego rękę na moich plecach i to jak mnie przytula. Naprawdę tego teraz potrzebuje.
***
Po godzinie jesteśmy już w szpitalu, od razu biegnę na OIOM i szukam lekarza, który do mnie dzwonił. Udaje mi się to dość szybko.
- Dzień dobry, co z moimi rodzicami? - jestem zdyszana i pewnie wyglądam okropnie.
- Dzień dobry, no jak mam być szczery to dobrze nie jest. Pani rodzice są w krytycznym stanie, proszę, chodźmy do mojego gabinetu i tam porozmawiamy.
- No dobrze. - Idę krok w krok za lekarzem, a tuż obok mnie jest Chris.
Gdy już jesteśmy w środku, z niecierpliwością czekam, aż lekarz mi powie, co dokładnie się stało.
- Więc tak... Pani rodzice mieli wypadek. Dzisiaj w nocy zostali przywiezieni do szpitala w bardzo złym stanie. Teraz też nie jest lepiej. Oboje są w śpiączce farmakologicznej i niestety nie mogę powiedzieć, co będzie dalej. Zadecyduje o tym najbliższe dwadzieścia cztery godziny. - Patrzę na lekarza i po prostu nie wierzę w to, co mówi. Słowa z jego ust padają tak spokojnie, bez żadnego wzruszenia jakby to, że ktoś może umrzeć, było dla niego codziennością... Pewnie jest.
- I co dalej? Mamy teraz tylko czekać? Nic nie można więcej zrobić? - W mojej głowie jest pełno pytań, większość jest bez sensu, ale mam straszną ochotę coś zrobić temu lekarzowi. On tu tylko siedzi, nic nie robi.
- Jak już mówiłem, musimy tylko czekać. Państwo Smith są w bardzo dobrych rękach. Mamy najlepszych lekarzy... - Ten doktorem nie może nawet skończyć, bo przerywa mu w momencie, jak słyszę to nazwisko.
- Smith? Moi rodzice nie mają tak na nazwisko. - Ktoś mi może powiedzieć, o co tu chodzi? Nic nie rozumiem.
-Pani się nazywa Rosalie Smith, tak? - Zaraz mnie coś trafi. Obiecuję, że zrobię coś temu ,,doktorowi". JAK MOŻNA POMYLIĆ SOBIE OSOBY!?
- Nie, nazywam się Rosalie Frost.
-U nas w szpitalu są Megan i Paul Smith. Musieliśmy zadzwonić nie do tej osoby. Nie ma pojęcia, jak to się stało.
-Chyba Pan sobie żartuję. Megan Smith, tak nazywa się moja nauczycielka fizyki. Ona też ma córkę Rosalie, ale do cholerny jak mogliście zadzwonić nie do tej osoby?!- W tym momencie zastanawiam się tylko nad tym, co się dzieje z moimi rodzicami. Skoro ich nie ma tu w szpitalu ani nigdzie, to gdzie mogą być?
- Może zróbmy tak. Zaprowadzi Panią na OIOM i wtedy Pani stwierdzi czy to Pani rodzice.- Od razu automatycznie wstaje. Zaraz po mnie też wstaje Chris i ten lekarz. Chłopak wydaje się tak samo zdezorientowany, jak ja. Jakieś dwie godziny temu dostałam telefon, że moi rodzice są w szpitalu, a teraz okazuje się, że to prawdopodobnie ktoś inny, a mianowicie moja nauczycielka.
Idę jakieś trzy kroki za lekarzem. Wyleczę się on jak jakiś staruszek na emeryturze. No dobra nie jest pewnie jakiś młody, zgaduje, że ma już te sześćdziesiąt lat.
Wchodzimy na salę i od razu rozpoznaje, że leży tam moja nauczycielka. Czyli jednak to była pomyłka z ich strony. Jestem strasznie wkurzona, ale też szczęśliwa, w końcu prawdopodobnie moim rodzicom nic nie jest.
***
Jedziemy już z Chrisem od pięciu minut. Odkąd potwierdziło się to, że jednak mimo rodzicom nic nie jest, to nie odezwałam się ani słowem.
-Gdzie mam jechać? - Miło usłyszeć jego głos po tym wszystkim. Dopiero dotarło do mnie, że on był cały czas ze mną.
-Nie mam pojęcia. Chyba do mojego domu. - Staram się być spokojna...
***
DZIŚ ROZDZIAŁ KRÓTSZY I NIE SPRAWDZANY.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro