Rozdział 2
Wieczorem przychodzą moi rodzice i tak samo, jak ja męczą Carla całą masą pytań. Jest już dwadzieścia po dziewiątej wieczorem i ja jeszcze nic się nie uczyłam. Jak zwykle coś lub ktoś musi mi przeszkodzić. Ale teraz się za to wezmę, muszę. Idę najpierw pod prysznic, ogarniam się i po czterdziestu minutach siadam do zadań. Przez ponad dwie godziny męczę się z samymi zadaniami, ale jeszcze muszę się pouczyć. W końcu jutro mam test z historii, jak ja nie lubię historii. Mam straszne braki, nie uczyłam się na bieżąco, więc teraz trzeba wszytko nadrobić. Już parę minut po północy a ja dopiero zaczynam naukę tego gówna. Zaczynam wszytko czytać, zaznaczam najważniejsze informacje, uczę się definicji i dat, aż w końcu mijają cztery godziny a ja i tak nie umiem wszystkiego najlepiej, ale muszę iść kiedyś spać. Godzina piata nad ranem, muszę wstać o siódma. Jest sens w ogóle kłaść się spać, na dwie godziny? Po chwili namysłu stwierdzam, że tak, jest sens. Kładę się do łóżka i od razu zasypiam.
7:00, dzwoni ten cholerny budzik. Powoli wstaje z łóżka, czuję się, jakbym w ogóle nie spała. Idę do łazienki i się odświeżam, prostuję włosy i robię nieskomplikowany makijaż. Jest 7:36 i dopiero schodzę na dół, muszę wyjść do szkoły za dosłownie 4 minuty, nawet nic nie jadłam. Pewnie się spóźnię na pierwszą lekcję. Wchodzę do kuchni, żeby zabrać jakieś jabłko czy coś i szybko wyjść.
-Hej, Rose- z samego rana wita mnie mój brat z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Hej-biorę szybko do ręki wodę i jabłko.- muszę iść.
-Zaspałaś?- pyta się jak debil.
-Można tak powiedzieć.- idę do holu i zakładam szybko buty.
-Podwieźć cię?- czemu do cholery nie powiedział tego szybciej.
-Możesz?- zakładam kurtkę i patrzę na niego.
-Skoro to proponuję, to znacz, że mogę.- uśmiecham się do niego i czekam, aż łaskawie wstanie- idę po kluczyki do samochodu... a i mama zostawiła ci na stole śniadanie do szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro