Rozdział 10
Właśnie wyszłam z łazienki, czuję się dziwnie, bo jestem w koszulce Chrisa. Dał mi on ją, żeby wyprać ta moja. Siadam przy wyspie, a tam już czeka gotowe jedzenie, które trzeba było tylko podgrzać.
-Smacznego. - Słysze te słowa od Chrisa, a chwilę później on już pożera wszytko tak szybko, jakby to były jakieś zawody.
- I nawzajem. - Uśmiecham się i zaczynam jeść swoją porcję. Muszę przyznać, że jedzenie jest świetne. Mimo że ogrzanie, czyli takie już mniej smaczne to i tak
-Później jak wróci Jennifer, to pewnie ci coś pożyczy i nie będzie na tobie tak wisieć. Mógłbym Ci dać teraz, ale wolę nie grzebać jej w szafie. - Trochę mi smutno, bo podoba mi się ta koszulka. Nosząc ja na sobie cały czas, czuje zapach Chrisa, jakby on należał do mnie.
-Jasne, rozumiem. A proso Jennifer, ile już jesteście razem? - Staram się podtrzymać rozmowę, żeby nie jest obiadu w nie ręcznej ciszy i jak na razie mam parę pomysłów na pytania. No jak mam być szczera to nie tylko dla podtrzymania rozmowy, chce się też czegoś dowiedzieć o ten dziewczynie.
-Jakieś 7 miesięcy, a poznaliśmy się tak około rok temu.- Jem bardzo powoli swoje danie i analizuje każde słowo, które pada z ust Chrisa. - Wiesz, dziwię się, że jej nie znasz, bo ona mieszka jakieś trzysta metrów stąd w twoim kierunku.
-Fakt, to trochę dziwne. - Z przykrością muszę się zgodzić. Jest to takie, ponieważ mieszkam tu całe siedemnaście lat mojego życia i to miejsce jest jakieś dziesięć minut drogi samochodem od mojego domu. Dodatkowo mój brat i ten piękny brunet, który siedzi przede mną, często ty bywali, bo tu jest duże boisko, a ja jak byłam mała, to ciągle za nimi chodziłam. Nie pytajcie, sama nie wiem, dlaczego byłam taka głupia.
-Właśnie, kiedy robimy pierwszą próbę? Mamy coraz mniej czasu. - Całkowicie zapomniałam o tym duecie z nim, a ja jeszcze muszę przygotować swój występ solowy.
-Nie mam pojęcia. Wiesz mamy to dopiero na następny czwartek, a ja mam na ten jeszcze swój zaległy układ solowy, do którego nawet nie mam pomysłu, więc może jak już zaliczę ten? - Wiem, że czeka mnie bardzo dużo pracy w najbliższym czasie.
-No nie wiem, tydzień na opracowanie dobrego układu w duecie to dość mało. Pamiętaj, że musimy najpierw wybrać piosenkę, potem wymyślić układ i jeszcze ćwiczyć by wszytko było, jak należy. - On chyba wyjątkowo bardzo lubi psuć mi nastrój. Miałam taki piękny plan, do czwartku mój układ a później ten z nim. No ale niestety ten debil ma rację, w tydzień nie damy rady.
-No to powiedz mi, jak ja mam to zrobić? - Ciekawa jestem czy teraz będzie taki wymądrzały.
-Możemy ćwiczyć codziennie po dwie może trzy godziny i najpierw opracować ujemny ten nasz duet, a potem ja ci pomogę z twoim występem solowym. Wiesz, ja się tego uczę, jestem w szkole artystycznej, a w tym roku mam praktyki więc na pewno wiem więcej niż ty. - Jego usta poruszają się bardzo powoli, a każde słowo, które z nich pada, jest czymś niesamowitym. Nie mam pojęcia czy ja się tak zachowuje. Na przykład, bo tak: jestem zła, że on ma dziewczynę, bardzo lubię spędzać z nim czas, to mnie tak relaksuje i wtedy czuje się dobrze, podoba mi się jego zapach i zakochałam się w tej koszulce co mam na sobie. Jezu, muszę się opanować. Dobra, Rose opanuj się.
-Nie wiem, czy dam radę z taką ilością godzin, mam jeszcze szkole. No i muszę poprawić kondycję, ostatnio zrobiłam sobie trochę dłuższej przerwy i wyszłam z formy. - To prawda, na zajęciach często dostajemy wyciskanie, a ja ostatnio je olewałam, a te, na których akurat byłam to bardzo często byka jakaś teoria, nowe kroki, które nie wymagały zbyt wiele wysiłku. Poza tym zawsze chodziłam minimum dwa razy w tygodniu na siłownię, a z tego, co pamiętam, to byłam tam ponad dwa i pół miesiąca temu. To całkiem sporo. Niestety problemy w życiu dały się we znaki.
-Spokojnie dasz radę. Najpierw będziemy robili mniej wyczerpujące treningi, a potem trójce zwiększyły tępo. No a na szkole na sto procent znajdziesz czas. Wiem, na co cię stać. - Uśmiecham się i kończę swój posiłek. Biorę talerz i wkładam go do zmywarki, a potem siadam na kanapie, gdzie kilka sekund temu poszedł Chris. Z tego, co widzę, to ogląda on jakiś mecz, który zaczął się z piętnaście minut temu i widzę po jego minie, że jest bardzo zasmucony przegapionym początkiem. Ja biorę telefon i zaczynam się nim bawić. Przeglądam social media, które ostatnio zaniedbałam, gram sobie w jakieś gier, oglądam zdjęcia, które mam w galerii... I tak mija nam całe dziewięćdziesiąt minut, a mecz się powoli kończy.
-Masz jakąś ładowarkę? Telefon mi zaraz padnie. - Nie chce mu przerywać, bo widzę, z jaką fascynacja patrzy na to, co się dzieje w ostatnie pięć minut meczu, no ale to telefon.
-Tak, jest w górnej szufladzie w szafce koło łóżka. Możesz iść i wziąć sobie. - No i robię to, co on mówi. Wiem, gdzie jest jego pokój, bo byłam tam razem z nim po tą białą koszulkę z Levis'a. Serio teraz wszyscy je mają, nawet ja, a nie podążamy zbytnio za modą. Ubieram to, co mi się podoba, a nie to, co jest na czasie. Choć często te, że życie po tym, jak je kupię są „na czasie".
Otwieram pierwszą szufladę i widzę tam ładowarkę, telefon Chrisa, zapas prezerwatyw i jakiś łańcuszek z małym krzyżem. Biorę go do ręki i uważnie mu się przyglądam. Jest zrobiony, że srebra, a z tyłu krzyża jest napisane drobnymi literami LIBBY&DAVID. Z tego, co mówiła mi mama, to właśnie ojciec Chrisa ma na imię David, ale nie jestem pewna. Ciekawe co ten krzyż tu robi i jakie ma dla niego znaczenie. Przyglądam się mu jeszcze tak chwilę, a potem odkładam go, biorę ładowarkę i wracam do salonu. Tam podłączamy telefon, żeby się lądował i ponownie siadam obok Chrisa. Widać na jego twarzy entuzjazm.
-Kochanie! Wróciłam! - Damski głos dobiega od strony drzwi i słychać jak ktoś idzie w kierunku pomieszczenia, w którym właśnie jesteśmy.
***
I jak wam się podoba rozdział?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro