Rozdział 009
Od autorki:
Hej półperełki!
Witam serdecznie w kolejnym rozdziale tego opowiadania.
W ostatnich dniach dość sporo się działo w życiu Marty i Filipa.
Za wszelkie błędy przepraszam. Próbowałam je wychwycić, ale wiecie jak to jest.
Życzę wam miłej lektury i pozdrawiam.
***
Ból powoli ustępował za to pojawiało się odrętwienie.
W dodatku szalone wizje w głowie nie ułatwiały mu niczego. Najczęściej w swoich majakach widział Martę i często wzywał jej imię. Pragnął aby mu pomogła i wyrwała ze szponów swojego ojca. Był pewien, że o niczym nie wiedziała. Bardzo jej ufał. Musiał jakoś wydostać się z tego bałaganu. Przemawianie szalonemu mężczyźnie do rozsądku nie przynosiło efektów. Stary Werner zapowiedział, że dzisiaj usunie serce swojego syna. Jeśli się nie wydostanie miał przed sobą tylko kilka godzin życia. W dodatku był osłabiony i wykończony. Nie był pewien jak jego organizm wytrzyma dalej podobne zabiegi. Raz jeden prawie udało mu się uciec. Poluźnił więzy i był prawie przy drzwiach magazynu. Niestety wtedy pojawił się Chirurg z Wernerem. Obaj powalili go na kolana. Tym razem zamiast więzów użyli kajdan i środka osłabiającego organizm. Był bezwolny niczym marionetka w ich rękach i oczekiwał wyroku.
- Nie jestem człowiekiem bez serca. – W pomieszczeniu rozległ się głos Chirurga przerywając złowrogą ciszę. – Zabieg wykonywany na żywca nie jest w porządku dlatego dam Ci solidne znieczulenie. Będziesz przytomny, ale nie będziesz nic czuł.
- Uwolnij mnie. – wyszeptał Filip poruszając kajdankami. – Dobrze wiesz, że to nie w porządku i cała sytuacja nie powinna mieć miejsca. Byleś lekarzem. Nie jesteś mordercą.
- Nic o mnie nie wiesz dzieciaku. – mruknął mężczyzna wbijając igłę w jego ramie. Otępiały chłopak praktycznie nic nie poczuł. Nie zareagował też kiedy drzwi do magazynu gwałtownie się otworzyły. Z oddali padły ostrzegawcze strzały i rozległy się głośne krzyki. Powoli popadał w apatię, gdy dobiegł go cichy głos Marty. Wyraźnie czuł jej dotyk. Ktoś odpinał go z więzów.
- Filip... Filip... - szeptał jej głos tuląc go do siebie. Był przekonany, że to kolejne omany narkotyku. Nie docierało do niego, że był już wolny. Przytomność odzyskał dopiero w karetce pogotowia. Lekarze coś do niego mówili, ale nie wiele rozumiał. Był kompletnie zdezorientowany i otumaniony. Samej Marty nie było przy nim. Nie wyczuwał już jej osoby. Lekarze zajęli się nim niezwykle dobrze. Podłączono go pod kroplówkę. Jego serce znów zaczęło funkcjonować a organizm uwalniał się od narkotyków. Nie powiedział ani słowa o tym, co zaszło. Miał wrażenie, że obiecał to Marcie. Mimo, że po pojawieniu się jego brat usiłował wymusić na nim zeznania ani słowem nie wspomniał o Wernerze. Stwierdził, że pewnie były to jakieś porachunki gangsterskie a on stał się ich przypadkową ofiarą. Zdawał sobie sprawę, że nikt mu nie wierzył, ale nie miał innego wyjścia. Dał słowo, którego musiał dotrzymać. Rozumiał również ból ojca Marty. Stracił swojego ukochanego syna a jego serce nosił brat mordercy. Nikt nie zachowałby się inaczej w podobnej sytuacji.
- Wiesz, że noszę w sobie jego serce? – spytał w pewnym momencie brata, gdy w końcu zostali sami. Adam spojrzał na niego pytająco. – Serce Wernera. Tego, którego zabiłeś.
Adam spoglądał zszokowany na brata. Nie spodziewał się tego, ale mógł coś podejrzewać. Operacja brata była przeprowadzana tego dnia, gdy umierał młody Werner. To właśnie dlatego nie mógł być wówczas w szpitalu. Niespodziewany zbieg okoliczności sprawił, że wybuchł śmiechem. Cała sytuacja zaczynała go bawić. Gdyby Wernerowie dowiedzieli się o tym to byłby dla nich prawdziwy cios.
– To wcale nie jest śmieszne. – zirytował się Filip domyślając się , co chodzi bratu po głowie. – Nie masz prawa wykorzystywać tego przeciwko Wernerom. – Jego słowa zabrzmiały dość groźnie więc zreflektował się i opanował wybuchy śmiechu.
- W porządku młody jak chcesz. – mruknął niezbyt chętnie. – Tym razem Ci ustąpię, ale zapisze to na twoje konto. Na wypadek gdyby Ci odbiło i próbowałbyś iść własną ścieżką.
Filip zaklął. Dobrze wiedział, że Adam zrobiłby wszystko aby utrzymać go w ryzach swojej władzy. Musiał zrobić wszystko aby się uwolnić z pułapki w której się znalazł. Na razie póki był w szpitalu mógł nieco odetchnąć. Na szczęście cała koszmarna sytuacja nie odbiła się na jego zdrowiu. Jedynie coraz częściej dręczyły go koszmary. Lekarz tłumaczył mu, że to uboczne efekty narkotyku i z czasem miną. Był też szczęśliwy. Marta często do niego pisała gdyż nie mogła go osobiście odwiedzić. Zbyt często przebywała jego rodzina. Na szczęście byli w kontakcie. Czuł, że znowu zaczyna być dobrze a nie sądził, że będzie to w ogóle możliwe. Był przekonany, że stracił ją na zawsze. Głównie dlatego nikomu nie powiedział, kiedy lekarz postanowił go wypisać. Tego dnia zadzwonił do Marty. Przyjechała bez żadnego protestu. Jak tylko wziął ją w ramiona nie mógł się od niej oderwać. Tak bardzo jej pragnął. Ona również pokazywała swoje pragnienia. Gdy byli już bezpieczni w jego mieszkaniu na Pradze pokazał jej jak bardzo za nią tęsknił. Zmysłowo i namiętnie odpowiadała na jego ruchy. Nie protestowała, gdy zaczął ją rozbierać. Z trudem dotarli do łóżka. Ich ubrania porozwalane były niemal wszędzie. Ustami i rękoma pieścił jej ciało. Smakował ją jak jeszcze nigdy wcześniej. Tęsknił za nią, za jej ciałem i zapachem. Marta nie była już tą nieśmiałą dziewczyną, którą pierwszy raz wziął ją do łóżka. W ostatnim czasie sporo się nauczyła i mógł być dumny, że wiedzę czerpała właśnie od niego. Jęknął głośno, gdy językiem dotknęła jego członka. Nie spodziewał się, że to właśnie zrobi. Pamiętał gdy pierwszy raz Barbara wzięła go w ten sposób. To było niesamowite i grzeszne zarazem. Wtedy doprowadziła go do orgazmu samym językiem.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał zerkając na nią poważnie.
Pokiwała głową. Pragnęła sprawić mu przyjemność taką samą jak on sprawia jej. Głośno wciągnął powietrze, gdy wsunęła go w swoje usta i zaczęła delikatnie poruszać głową. Podobało mu się to. Dreszcze wstrząsnęły jego ciałem. Powstrzymał się aby nie kończyć w jej ustach. Marta nie była Barbarą i należał się jej szacunek. W przypływie chwili nie pomyślał nawet o zabezpieczeniu. Pozwolił aby emocje i uczucia wzięły górę nad nim. Gdy ich emocje opadły leżeli wtuleni w siebie próbując złapać oddech.
- Czemu zmieniłaś zdanie? – spytał w pewnym momencie próbując zebrać myśli. Było mu dobrze, ale wciąż miał mnóstwo pytań i wątpliwości. Chciał wiedzieć, że Marta nie wykorzystywała ich związku w żaden sposób. To, co działo się między nimi było niezwykłe i prawdziwe. Nie chciał tego niszczyć. I miał nadzieje, że ona czuje to samo.
- To kim jesteśmy nie powinno być między nami. – odezwała się w końcu po dłuższej chwili milczenia.
Nie była pewna jak zareagować na pytanie chłopaka. Bezwiednie błądziła ręką po szwach w miejscu, gdzie było serce jej brata. I teraz biło w Filipie. Przynajmniej wiedziała, że trafiło do dobrego człowieka. I nie ważne było, że należało do Chojnackiego.
- Tylko niestety dzieli. – powiedział cicho zdając sobie sprawę, że ich życie nie będzie normalne. Zawsze będą musieli ukrywać się z własnym uczuciem. Nie chciał tego dla niej ani dla siebie. – Wiesz, że nie pozwolą być nam razem. Mój brat i Twoje rodzeństwo.
Wiedziała, że miał racje. Zwłaszcza, że sama niezbyt dobrze dogadywała się z Patrykiem. Na pewno wpadłby we wściekłość gdyby dowiedział się o jej związku.
- Więc po prostu zrezygnujemy? – spytała cicho ze smutkiem w głosie. To była ostatnia rzecz, której chciała.
Nie teraz, gdy odzyskała ukochanego chłopaka.
- Zamierzam dowiedzieć się, co wydarzyło się trzydzieści lat temu. – odparł zdecydowanie. W czasie pobytu w szpitalu długo o tym myślał. Nie wiedział czy ma jakąkolwiek szansę, ale nie podda się tak łatwo. Miał zamiar walczyć o ukochaną kobietę wszelkimi sposobami. – Wiem, że mój dziadek całe życie twierdził, że jest niewinny. Tak zawsze mówił mi ojciec. Gdybym udowodnił prawdę, że to nie on zabił Twoją babcię może wówczas byłaby dla nas jakaś szansa.
- Naprawdę tak myślisz? – W jej głosie słychać było wyraźne zwątpienie, ale i nadzieję.
Nie wierzyła żeby cokolwiek to dało, ale mimo wszystko mogli mieć szansę. Przynajmniej zakopana byłaby przeszłość bo Adam będzie mordercą w ich oczach.
- Wiem, co sądzisz. Myślisz o moim bracie prawda? – spytał a ta skinęła głową zła, że chłopak tak łatwo czyta jej w myślach. – Tym się nie martw. Wiem, że to bolesna rana, ale przeszłość też jest ważna. Ona jest kluczem do całej zagadki. Adamem zajmę się sam. Zmuszę go jakoś aby odpowiedział za swoje błędy.
Nie miał pojęcia jak do tego doprowadzi. Adam był silniejszy i więcej mógł. Musiał jednak znaleźć sposób. I zrobi to. Dla siebie i dla Marty i dla ich wspólnej przyszłości. Zasnęli w swoich ramionach znajdując w nich ukojenie. W tym momencie żadne z nich nie chciało być gdzieś indziej.
***
Patryk zaparkował samochód tuż pod domem Magdy.
Przez nawał pracy nie miał za wiele czasu dla dziewczyny i odwiedzał ją coraz rzadziej. Na szczęście ona go rozumiała i szanowała. Z zaskoczeniem odkrył, że myśli o niej coraz częściej. Do tej pory nie przywiązywał się do kobiet z którymi był. Traktował je zawsze z dystansu. Liczyły się tylko ich ciała i rozkosz, którą mu dawały. Z Magdą było coś więcej niż tylko seks. Nieco go przerażała intensywność uczucia, która nim zawładnęła kiedy o niej myślał. Była dla niego piekielnie ważna jak nikt do tej pory. Nigdy nie czuł czegoś takiego. To było mocne i intensywne uczucie. Chwilami nawet gubił się w nim.
- Magda jest u siebie w pokoju. – odezwała się na jego widok pani Miłosz.
Była to sympatyczna kobieta po czterdziestce i w dodatku jego matka chrzestna. Zawsze ją bardzo lubił i cenił w sobie. Była niezwykle ciepła i serdeczna a jego traktowała jak członka rodziny. Wiedział dobrze, że Magda nie miała rodzeństwa. Po urodzeniu Magdy pani Miłosz zaszła drugi raz w ciąży, ale poroniła. Potem okazało się, że nie może mieć w ogóle dzieci. Był ciekaw jak kobieta odbiera ich związek, ale nie miał odwagi pytać. Wiedział, że Miłoszowa go ceniła, ale były sytuacje w których umiała go skrytykować. Najbardziej lubił w niej jej cięty język, który Magda również odziedziczyła.
- Dziękuje. – odparł uśmiechając się lekko.
Na moment zatrzymał się na schodach jakby miał zamiar o coś spytać, ale ostatecznie zrezygnował. Na poważniejsze rozmowy przyjdzie jeszcze raz. Z pokoju Magdy dobiegały latynowskie rytmy i uśmiechał się. Wiedział, że dziewczyna to lubi i dlatego trzymał w ręku składankę dla niej. Miał nadzieję, że taki prezent przypadnie dziewczynie do gustu. Uśmiechnęła się na jego widok jak tylko się pojawił. Poczuł szybsze bicie serca. Siedziała właśnie po turecku przy łóżku i szkicowała. Wyglądała niesamowicie seksownie a zarazem niewinnie. Miała na sobie bluzę z kapturem i jeansy. Nawet się nie umalowała a i tak właśnie taka podobała mu się najbardziej. Całkowicie naturalna.
- Patryk. – wykrzyknęła uradowana na jego widok.
Nie spodziewała się, że dzisiaj jednak znajdzie dla nich czas. Ostatnio była zmartwiona gdyż nie pojawiał się wcale. Najbardziej żałowała, że nie miała z kim o tym pogadać. Wspólnie ustalili, że nie będą na razie mówić o swoim związku. Ostatnio było za dużo kłopotów a oni chcieli mieć odrobinę spokoju dla siebie.
- Nie mogłem się doczekać aż Ciebie zobaczę skarbie. – odezwał się i przyciągnąwszy ją do siebie pocałował.
Odwzajemniła go zachłannie pokazując jak bardzo za nim tęskniła. Już miała pozbawić go koszulki, gdy rozległ się dźwięk jego telefonu. Oboje zaklęli pod nosem niezadowoleni.
- Odbierz to może być coś ważnego. – mruknęła, gdy na wyświetlaczu zobaczyła numer Marty. Patryk westchnął zły na siostrę, że mu przeszkadza.
Nie dbając o protest Magdy odebrał nie okazując cienia zadowolenia. Marta była roztrzęsiona i nie wiele zrozumiał z tego, co mówiła. Słyszał jak płakała do słuchawki. Domyślił się, że stało się coś złego. Przypomniał sobie, gdy powiedziała mu o młodym Chojnackim i to, co zrobił wówczas. Wymogła wtedy na chłopaku żeby nie wnosił oskarżenia. Ku jego zaskoczeniu tamten dotrzymał słowa, ale od tamtej pory ojciec zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Nie mógł się pogodzić, że serce jego ukochanego syna znajdowało się w ich wrogu. Jemu samemu z trudem przychodziło to na myśl.
- Ojciec próbował popełnić samobójstwo. – mruknął niechętnie podnosząc się z łóżka.
Zaskoczona Magda zerwała się na równe nogi.
Zawsze lubiła Wernerów i traktowała ich jak rodzinę. Nie spodziewała się, że stan człowieka, którego całe życie nazywała wujkiem jest aż taki poważny. Nie dała sobie wytłumaczyć, że powinna zostać tutaj i czekać na wiadomość. W tych ważnych momentach pragnęła być przy ukochanym mężczyźnie. I musiała też być przy przyjaciółce. Gdy zajechali do szpitala już panował spory chaos. Chwyciła Patryka odruchowo za rękę, gdy uświadomiła sobie, że to ten sam szpital w którym umarł jego brat. Nie puścił jej ręki. Mocniej ścisnął i wspólnie ruszyli do poczekalni. Tam na miejscu była już Marta z Kamilem i pani Werner. Cała trójka miała łzy w oczach.
- To ja go znalazłam. – wyszeptała Marta wtulając się w przyjaciółkę, gdy już uspokoiła się. Cała drżała i była zdenerwowana. Patryk z matką poszli porozmawiać z lekarzem, który się u nich pojawił. – Właśnie wróciłam do domu, gdy zastałam go w kuchni. Był nieprzytomny z listem w ręku. Tuż obok niego leżało pudełko tabletek nasennych. Natychmiast wezwała pogotowie. – Nie sądziłam, że to zrobi. Poddał się ponieważ nie mógł odzyskać serca syna.
Magda zaczęła szeptać jakieś kojące słowa, gdy przyjaciółka znów się rozszlochała. Widziała wyraźnie jak cierpiała i było jej z tym ciężko. Zbyt wiele trosk zwaliło się na Wernerów. Obawiała się o losy tej rodziny. Patryk pojawił się po godzinie z posępną miną. Jego matka szlochała cicho obejmowana przez drugiego syna. Patryk bez słowa podszedł i przyciągnął ją do siebie. Była zaskoczona jego reakcją. Nie sądziła, że po tym, co wspólnie ustalili zdobędzie się na to. Najwyraźniej on bardzo potrzebował tej bliskości i ona mogła mu ją dać.
- Zajmiesz się Martą? – spytał ją cicho, gdy oderwali się od siebie po dłuższym pocałunku. Widziała zaskoczenie na twarzach zebranych, ale nie przejęła się tym zbytnio. To była ważna chwila w jej życiu. – Mogłaby zostać u Ciebie na noc? Ja zajmę się Kamilem i mamą.
Skinęła głową nie wahając się wcale.
Marta nie protestowała, gdy pojechały do jej domu po rzeczy. Pomogła przyjaciółce zabrać potrzebne ubrania na zmianę. Jej mama przyjechała do domu Wernerów aby pomóc Patrykowi. Żałowała, że ich uroczy wieczór skończył się w ten sposób, ale wiedziała, że będą mieli ich jeszcze bardzo wiele. Marta o nic nie pytała, ale dobrze wiedziała, że pytania w końcu nadejdą. Kolacje zjadły dość skromną. Zamówiły sobie posiłek w chińskiej restauracji i w kuchni czekały na zamówienie. Kuchnia Miłoszów była przytulnym miejscem urządzonym w ciepłych pastelowych kolorach. W dodatku było bardzo dużo kwiatów i różnych dodatków. Również z kuchni wychodziło się na dość obszerny taras. O wszystko zadbała matka, która pracowała jako dekoratorka wnętrz i świetnie sprawdzała się w tym zawodzie. Między dziewczynami zapanowała dziwna i pełna napięcia cisza. Magda czuła na sobie pytający wzrok przyjaciółki i wiedziała, że musi w końcu coś powiedzieć.
- Jesteśmy parą z Patrykiem. – wybuchła wciąż nie wierząc, że to prawda.
Nadal to wszystko wydawało jej się niezwykłym i pięknym snem a ona była szczęśliwa. I pragnęła tego samego szczęścia dla przyjaciółki.
- Czy jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytała cicho Marta. Dobrze znała swojego brata i nie chciała aby jej przyjaciółka cierpiała.
Nie sądziła w ogóle, że Patryk dostrzeże te skromną dziewczynę. Widywała przecież jego kobiety. Z żadną nie był na poważnie. Magda też o tym wiedziała.
- Tak. – przytaknęła szczerze. Nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swojego uczucia przyjaciółce. Była zdecydowana i pewna jak nigdy jeszcze a przede wszystkim pragnęła być szczęśliwa i wiedziała, że Patryk jej to zapewni. Naprawdę wierzyła w szczęśliwe zakończenie tego związku. – Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna. Kocham go całym sercem. Zawsze kochałam.
Marta przytaknęła doskonale ją rozumiejąc. Ona również kochała i była zakochana a nie było nic piękniejszego od czystej i szczerej miłości. Niepewnie spojrzała na przyjaciółkę. Znała Magdę od zawsze i ufała jej. Zawsze mogła zwierzać się jej ze wszystkiego. I w końcu się zdecydowała.
- Możesz zrobić nam duży dzban kawy? – zaproponowała po chwili czując, że czeka je długa i ciężka rozmowa.
Po raz pierwszy od dawna postanowiła być z nią całkowicie szczera. Ta noc miała być dla nich.
***
Na zakończenie:
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał.
Piszcie swoje szczere opinie. Wasze słowa są na wagę złota.
Do następnego razu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro