Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 007


 - Nie wierzę. Jak to zdobyłeś?

Filip Chojnacki z niedowierzaniem wpatrywał się w swojego najlepszego przyjaciela, który pomachał mu przed nosem zaproszeniem na Hallovenowy bal u Wernerów. Sam Kacper nie mógł w to uwierzyć. Kiedy kilka dni temu jego chłopak dostarczył mu zaproszenie był zaskoczony. Do tej pory nie rozmawiali o ujawnieniu swojego związku. Były takie momenty, że Kamil nie traktuje ich związku poważnie. Teraz zaczynał pokazywać, że jest inaczej. Spotkali się na Mokotowie w jego przytulnym mieszkaniu. To było jedyne miejsce w którym Kacper czuł się lepiej. Wyprowadził się z domu dość wcześnie, gdy tylko oświadczył rodzicom, że jest gejem ojciec wyrzucił go z domu. Ten brak akceptacji zabolał ale pomógł mu nieco uporać się z własnymi relacjami. Wiedział już, że na wsparcie rodziny nie miał szans. Teraz czekało go najgorsze wyznanie. Musiał powiedzieć prawdę swemu przyjacielowi.

- Słyszałeś o Kamilu Wernerze? – spytał najpierw ostrożnie. Nigdy nie czuł się tak spięty, ale musiał to zrobić. Kamil zrobił pierwszy krok i powiedział swojej rodzinie prawdę. Sam Kacper nie krył zaskoczenia, gdy powiedział mu, że to jego rodzeństwo wyskoczyło z inicjatywą poznania go. Patryka Wernera nie miał okazji poznać, ale wiele słyszał o nim. Sama Marta nieco opowiadała mu o swoich relacjach z bratem i wiedział, że nie były najlepsze. – To właśnie od niego dostałem to zaproszenie. My spotykamy się ze sobą. – dokończył bardzo cicho, że Filip ledwo usłyszał ostatnie słowa. Nie krył zaskoczenia. Nie dlatego, że Kacper okazał się gejem gdyż o tym wiedział od bardzo dawna, ale dlatego że spotykał się właśnie z bratem Marty. Przez chwilę wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

- Spotykasz się z jej bratem? – wykrztusił w końcu, gdy udało mu się odzyskać głos. Marta nie dawała mu znaku życia od kiedy zostawiła go w mieszkaniu pod opieką doktor Wachowicz. Napisała jedynie list w którym wyłożyła wszystkie sprzeciwy dla których nie powinni być razem. Nie miał zamiaru się poddać. Kilka razy był pod jej domem, ale nie miał odwagi podejść. No i nie była sama. Widział ją w towarzystwie jasnowłosego chłopaka, który coraz częściej ją odwiedzał. Był zazdrosny i czuł się zdradzony, ale mimo to musiał z nią porozmawiać. Jak najszybciej. Zbyt wiele od tego zależało. Nie mógł skoncentrować się na niczym innym. Od kilku tygodni usiłował napisać jakąś piosenkę, ale bezskutecznie. Jego myśli wciąż krążyły wokół Marty. W dodatku atmosfera w domu z Adamem niczego mu nie ułatwiała. Czuł jakby się znalazł w prawdziwej pułapce z której nie ma wyjścia.

- W dodatku to będzie bal przebierańców. – Kacper powoli rozluźniał się widząc akceptacje przyjaciela. Wiedział, że na dalsze wyjaśnienia przyjdzie jeszcze pora, ale teraz była inna ważniejsza sprawa do załatwienia. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej wcześniej nabyte stroje. Dobrze wiedział, że okazja aby porozmawiać z Martą była idealna. Miał tylko nadzieje, że nie pomylił się co do dziewczyny. Wszystko jednak zależało od nadchodzącej imprezy. Wyciągnął z szafy strój kostiumowy i rzucił na łóżko. – Co powiesz abyś został zorrem? – Spytał z błyszczącymi oczami. – No i miałbyś na twarzy czarną maskę. Nikt by Cię nawet nie rozpoznał.

Filip wahał się, ale tylko przez chwilę. Chęć zobaczenia się z Martą i wyjaśnienia jej wszystkiego była dużo silniejsza. Kacper uśmiechnął się szeroko, gdy Filip się zgodził. Uprzedził wcześniej Kamila, że pojawi się z przyjacielem. Na szczęście Kamil nie był zazdrośnikiem i rozumiał jego zachowania i potrzeby. Przyjęcie odbywało się w sobotę z racji tego, że Halloveen wypadał dopiero w poniedziałek. Obaj podjechali ubrani w odpowiednie stroje pod dom Wernerów. Sam wynalazł sobie strój Robin Hooda. Nie chciał za specjalnie zwracać na siebie uwagi.

- Chyba powinienem wybrać strój lady Marion. – zaśmiał się Kacper na jego widok, gdy przywitał ich przed domem.

Był już spory tłumek, ale na szczęście udało im się odnaleźć. Kamil przywdział strój poczciwego braciszka i wyglądał naprawdę komicznie. Wyjaśnił, że dawniej mieli pewną tradycje, ale przez śmierć najstarszego z nich musieli z nią zerwać. Jedynie Patryk wystąpił w stroju lorda Vadera, by w ten sposób uczcić pamięć brata. Sama Marta wybrała strój królowej Elżbiety. Miała na sobie długą zieloną suknie i srebrną maskę na twarzy. Filip rozpoznał ją bez trudu, gdy tylko mignęła mu w tłumie. Samo przyjęcie odbywało się w dużym salonie. Tam zorganizowano salę balową a posiłek mieli jeść w jadalni. Zatrudnieni muzykanci grali do rytmu stare przeboje sławnych kompozytorów podsycając tylko atmosferę a wystrój wzbudzał ciekawość i przyprawiał o dreszcze. Wszystko było przygotowane z gustem i klimatem. Pani domu ubrana w strój wampirzycy Lilith witała gości przy wejściu. Obserwując ją Filip spostrzegł jak bardzo była podobna Marta była do niej podobna. Przywitawszy się z nią wymienił kilka uwag po czym ruszył do środka. Po drodze sięgnął po kieliszek wina aby rozładować bijące w nim napięcie. Nie krył swojego zdenerwowania i za wszelką cenę starał się nie zwracać na siebie uwagi. Martę zaskoczył w przedpokoju. Stała samotnie wsparta o ścianę i spoglądała na salę. Wyglądała na smutną.

- Dobry wieczór. – odezwał się miękko. Zaskoczona podniosła wzrok na niego. Nie było to miłe spojrzenie, ale nie przejmował się tym. – Nie przeszkadzam?

- Owszem przeszkadza. – burknęła jakby niezadowolona, że ośmielił się zagrodzić jej drogę. Zmierzyła go tak nieprzyjemnym wzrokiem, że aż się roześmiał. Nie spodziewał się, że może być taka nieprzystępna. – Czy mogę przejść? – krzyknęła cicho, gdy gwałtownie ją przytulił do siebie. Zaskoczona zaczęła z nim walczyć, ale nie pozwolił jej na to. Wciągnął dziewczynę w głąb korytarza aby nikt nie mógł ich zobaczyć.

- Cii... - wyszeptał jej do ucha zatykając usta. – Już dobrze. To ja Filip. – zastygła bez ruchu zaskoczona.

Jej emocje gwałtownie opadły. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem w oczach. Nie wyrywała się, gdy mocniej ją do siebie przytulił. Dla niego to był dobry znak.

- Co Ty tu robisz? – wymamrotała mocno speszona i zdezorientowana.

Filip był ostatnią osobą, której spodziewałaby się na przyjęciu. Mogła jednak podejrzewać, że jakoś znajdzie sposób aby się pojawić. Ostatecznie był przyjacielem Kacpra a ten zrobi wszystko aby mu pomóc. Byli przyjaciółmi niemal od zawsze. Chciała się nieco wyswobodzić z jego uścisku, ale nie pozwolił jej.

- Kacper skołował mi zaproszenie. – przyznał uśmiechając się lekko.

Zaklęła cicho pod nosem. Była zła a zarazem szczęśliwa. Tak bardzo za nim tęskniła, ale wiedziała, że nie może się z nim zobaczyć. Cieszyła się iż doszedł do siebie i wszystko było z nim w porządku. Nie darowałaby sobie gdyby coś mu się wtedy stało. – Nie mogłem się oprzeć i musiałem przyjść.

- Popełniłeś błąd. – powiedziała cicho patrząc na niego poważnie.

Nie mogła dać mu żadnej nadziei. Musiała to zakończyć póki miała w sobie dość sił aby to zrobić. Ich związek nie miał szans. Zbyt wiele osób byłoby przeciwko nim a ona nie chciała cierpieć. Związek z Sebastianem był mniej raniący i nic nie stało na przeszkodzie. Nawet to, że go nie kochała. – Nie powinieneś w ogóle tu się pokazywać.

- Marta wysłuchaj mnie. – Filip był zrozpaczony widząc jak oddala się od niego ze swoimi postanowieniami. Nie podobało mu się to. Musiał osłabić mur, który stworzyła wokół siebie. – Nie powinniśmy myśleć o tym w ten sposób. Wiesz dobrze. Kochamy się. – pokręciła głową, ale nie poddawał się. Mówił dalej. – Tak. Kochamy się. Wiem, że gdybym był Ci obojętny nie oddałabyś mi się. Ty mi nie też nie jesteś obojętna i nie jest to tylko seks. Nie dbam o to, że jesteś Wernerem. Dla mnie to tylko nazwisko, które nic nie znaczy. Nie jestem moim bratem. – ostatnie słowa wypowiedział z naciskiem aby zrozumiała. Dostrzegł łzy w jej oczach.

- Dla mnie ma. – W końcu wysunęła się z jego ramion.

Tak bardzo pragnęła się poddać. Jego słowa były szczere i ufała mu. Jednak dla niej opinia rodziny była bardzo ważna a wiedziała, że oni zwłaszcza ojciec i Patryk nie pozwolą na ten związek. Jego brat zabił jej brata. Nawet jeśli Filip za to nie odpowiadał mieli krew na rękach. Nigdy jeszcze nie czuła się tak strasznie jak w tej chwili.

- Kochanie wszystko w porządku? – drgnęła nerwowo, gdy niespodziewanie pojawił się u jej boku Sebastian. Szukał jej od dłuższego czasu i z zaniepokojeniem zobaczył jak rozmawiała z tajemniczym mężczyzną w masce Zorro. Teraz kiedy dała mu drugą szansę musiał zachować szczególną ostrożność.

- Tak. – pokiwała głową ocierając łzy.

Nie chciała aby ktokolwiek zobaczył, że płakała. – Ten pan właśnie nas opuszczał. Idź proszę i nie komplikuj spraw.

- Marta proszę Cię. – Nie poddawał się.

Nie miał zamiaru, ale Marta pokręciła głową. Nie chciała tego robić, ale wiedziała, że bez walki on się nie podda. Zupełnie jakby czytała mu w myślach i wiedziała, co zrobi. Gestem przywołała do siebie starszego brata, który pojawił się niemal natychmiast. Filip spojrzał na nią lekko zaniepokojony.

- Na nasze przyjęcie wdarł się intruz. Filip Chojnacki.

Filip nie zareagował, gdy zerwała mu maskę z twarzy. Patrzył na nią zszokowany i całkowicie niezdolny aby wypowiedzieć nawet słowo. Nie spodziewał się tego. W korytarzu zapanował chaos. Ktoś chwycił go brutalnie za kołnierz. Niespodziewany cios z drugiej strony oszołomił go. Cała sytuacja wydawała mu się absurdalna. Marta nie robiła nic aby to powstrzymać.

- Tak będzie lepiej. – wyszeptała cicho i odeszła zanim zdążył coś powiedzieć. Znalazł się w pułapce bez wyjścia.

***

Filip był ostatnią osobą, której by się spodziewała na przyjęciu.

Szukając tymczasowego schronienia przed ludźmi i nadskakującym jej Sebastianem w przebraniu Casanovy znalazła je dopiero na korytarzu. Tu mogła na spokojnie ochłonąć nieco. Bal okazał się sukcesem i przybyło wielu znakomitych gości prócz zaproszonych z domu dziecka dzieciaków. Kilka osób znała gdyż reprezentował ich Radek i często wpadali do domu z drobnymi sprawami. Każdy z nich wyraził ubolewanie z powodu śmierci tak młodego i zdolnego prawnika. Na szczęście zdołała się opanować by nie płakać z powodu wspomnień o Radku. Nie było to łatwe, ale jakoś musiała. Gdy Filip ją zaskoczył właśnie o nim myślała i rozważała czy powinna się do niego odezwać. Jego obecność sprawiła, że jej wszystkie zmysły reagowały na jego bliskość. Z trudem nie dała się porwać własnym odczuciom. Popełniała błąd, ale nie miała wyjścia. Widziała jego spojrzenie, gdy zdradziła bratu obecność chłopaka. Czuła ból, gdy Sebastian uderzył go z pięści. Teraz musiała znaleźć Kacpra zanim coś złego stanie się Filipowi. Wówczas byłaby winna. Znalazła go jak rozmawiał w najlepsze z Kamilem. Nie reagując na zaskoczenie brata podeszła do nich.

- Filip ma kłopoty. – powiedziała pospiesznie odciągając nieco go na bok. – Nie miałam innego wyjścia. Niepotrzebnie go tu przyprowadziłeś. – Kacper rzucił jej wściekłe spojrzenie i wybiegł na korytarz.

Kamil pognał za nim nie wiele rozumiejąc z tego, co zaszło. Awantura między Filipem a chłopakami rozgrywała się już na dworze z dala od ciekawskich spojrzeń. Filip oszołomiony ocierał krew z nosa. Pomyślał, że w obecnej sytuacji przydałyby mu się jakieś lekcje samoobrony. Nie spodziewał się, że Marta zachowa się w podobny sposób. Zabolało go to. Mimo wszystko nadal jej pragnął i kochał ją. I jeśli wyjdzie z tego cało miał zamiar o nią walczyć do samego końca.

- Ej zostawcie go! – Kacper wkroczył między walczących stając w obronie przyjaciela. W przeciwieństwie do Filipa znał podstawy walki i umiał się świetnie bić. Jako gej miał okazje kilka razy wypróbować swoje możliwości. Dla takich jak on życie było dość brutalne. – On przyszedł ze mną.

- Co tu się dzieje? – Mocno zdezorientowany

Kamil patrzył na swojego chłopaka, który pomagał skołowanemu Filipowi się pozbierać. Nie rozumiał nic z tego.

- Wybacz Kamil, ale to koniec imprezy. – mruknął Kacper z pogardą patrząc na Martę. Nie rozumiał, czemu ona to zrobiła. Był przekonany, że chociaż troszkę jej zależało. Najwyraźniej pokazała, że jest inaczej. Filip nie wyglądał najlepiej, ale jakoś się trzymał. Chyba o wiele mocniej zraniona była jego duma. Miał nadzieje, że ta sytuacja pomoże zapomnieć mu o Marcie przynajmniej na jakiś czas.

- Kacper zaczekaj. – Kamil nie ustępował. Rzuciwszy bratu wściekłe spojrzenie ruszył za nimi. Kacper zaparkował swój samochód po drugiej stronie ulicy z braku miejsce gdzieś bliżej. – Co tu się właściwie stało? Naprawdę przyprowadziłeś Chojnackiego na przyjęcie?

- Tak. – odparł nieco buntowniczo pomagając Filipowi wejść do samochodu. – Uprzedzałem, że przyjdę z przyjacielem. Nie moja wina, że jest to właśnie jest Chojnacki. Zależy mi na Tobie Kamil i kocham Cię. – Cała rozmowa przychodziła mu z wielkim trudem, ale nie miał innego wyjścia. To nie mogło trwać w ten sposób dłużej. Znalazł się w ciężkiej sytuacji. – Jednak to nie może być w ten sposób. Nie uda się nam jeśli będziemy próbowali na siłę wszystko pogodzić a Filip jest moim przyjacielem. Znam go od bardzo dawna i nie zrezygnuje z tej przyjaźni nawet dla Ciebie.

Kamil doskonale rozumiał słowa swego kochanka. Przyjaźń była równie ważna i ciężko było z niej zrezygnować. I nie chciał tego aby on musiał wybierać w ten sposób. Nie chciał również usuwać się z jego życia. Aby to pogodzić musiał zaakceptować Chojnackiego a młody Filip nie powinien brać odpowiedzialności za czyny brata. Miał inne podejście jak Patryk czy Marta. Jego młodsza siostra bardzo go zawiodła w tej chwili.

- Choć pomogę Ci go zawieźć do domu. – zdecydował wsiadając z drugiej strony kierowcy. Kacper nie krył swego zaskoczenia, ale uśmiechnął się zadowolony.

Nie spodziewał się podobnej sytuacji. Myślał, że Kamil odpuści sobie i nie będzie walczył. Na prośbę Filipa Kacper zawiózł go do mieszkania na Pradze. Nie chciał jechać teraz do domu. Był w zbyt kiepskim nastroju. Kamil domyślając się, co może być chłopakowi potrzebne na dole w sklepie kupił dużą butelkę wódki i popitkę. Dla nich trojga powinno wystarczyć. Nieprzyzwyczajony do alkoholu Filip nie żałował sobie. Bardzo szybko zamieszało mu w głowie.

- Nie przeszkadza Ci to, że pijesz z bratem mordercy? – zapytał nieco zaczepnie Kamila.

Chłopak wydawał się być znacznie bardziej potężniejszy i mógł w każdej chwili oberwać, ale nie dbał o to. Wciąż rozpamiętywał nieudany wieczór. Nie rozumiał, co zaszło, że Marta postanowiła go zdradzić. Wiedział przecież, że jej zależało. Nie pomylił się. Była nawet dziewicą kiedy ją wziął.

- Nie jestem moim rodzeństwem tak jak Ty nie jesteś swoim. – odparł spokojnie Kamil. Nie rozumiał, co właściwie zaszło pomiędzy nim a jego siostrą, ale nie miał zamiaru dać się sprowokować.

Kacper chwycił za jego dłoń i ścisnął w geście otuchy. Ta wzajemna bliskość dodawała mu pewności siebie.

- Szkoda, że nie każdy to dostrzega. – mruknął dopijając kolejnego drinka. Szumiało mu w głowie więc ułożył głowę na łóżku i przymknął oczy.

Oczyma wyobraźni rozpamiętywał cudowne chwilę z Martą. Zanim wszystko nie wyszło na jaw był z nią naprawdę szczęśliwy. Obawiał się jednak chwili, że kiedyś to wszystko runie i zakłóci ich szczęście. I tak się właśnie stało a wszystko za sprawą jego cholernego brata. Nienawidził Adama z całej siły. Żałował, że nie ma możliwości zemsty na nim. Niestety wiedział, że gdyby spróbował Adam odpłaciłby mu się dwa razy bardziej. Może nawet skrzywdził Martę. Mimo tego, co zrobiła dzisiaj nie chciał przysporzyć jej bólu. I miał zamiar o nią walczyć. Do samego końca.

- Nie poddam się. – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, gdy Kamil akurat poszedł do łazienki. – Mam zamiar pokazać tej dziewczynie, że jej miejsce jest u mojego boku a nasze nazwiska nie mają żadnego znaczenia.

- Myślisz, że Cię posłucha? Po tym, co dzisiaj zrobiła? – Kacper był pełen wątpliwości. Obracając w dłoni kieliszek z alkoholem z troską spoglądał na przyjaciela. Miał ochotę ukręcić głowę tej dziewczynie. Nie rozumiał ani trochę jej zachowania. Zupełnie jakby chciała celowo odtrącić od siebie Filipa i znalazła na to jedyny sposób. Jego zdaniem niezbyt dobry. – Wydawała się dzisiaj bardzo zdecydowana. Nie miała zamiaru odpuścić. Nie zareagowała, gdy tamten chłopak Cię uderzył. Tak nie zachowuje się zakochana dziewczyna. – Filip dobrze wiedział, że Kacper miał racje, ale nie przyjmował tego do wiadomości. Wierzył, że Marta go kocha. Nie udawałaby tak dobrze. Ta dziewczyna nie była zdolna do podobnych gierek. Będzie o nią walczył. Choćby to miała być dla niego ostatnia rzecz, jaką zrobi.

***

Obserwował bawiących się z nieskrywaną pogardą i niesmakiem.

Nie rozumiał jak jego żona mogła mu to zrobić. Długo rozmawiali na temat odwołania tej imprezy. Bez najstarszego syna to nie było to samo a po za tym byli w żałobie. Niestety jego żona uważała inaczej. Byli razem od trzydziestu lat i wciąż przeżywali wspólne chwile pełne radości. Niestety śmierć najstarszego syna przyćmiła wszystko. Nie umiał się z tym pogodzić. To w Radku widział właściciela swojej kancelarii. Najstarszy Werner odziedziczył wszystkie cechy dobrego prawnika i dlatego od dziecka przygotowywał go do tej roli. Nie chciał nic wymuszać na synu. Chłopak sam podjął decyzje w uczestniczeniu temu przedsięwzięciu i gdy przyniósł mu dyplom z prawa nigdy nie był bardziej dumny. Jego dzieci różniły się od siebie, ale kochał je jednakowo. Nikogo nie wyróżniał ani nie wywyższał. Jego ukochana żona bardzo dbała o to i nie pozwalała na różne fanaberie. Była idealną panią domu. Przypomniał sobie dzień w którym poznał ją pierwszy raz. Była wtedy zaręczona z jego najlepszym przyjacielem. Nieśmiała i cicha oraz niezwykle piękna brunetka. Od razu sprawiła, że poruszyło się jego serce a był przecież zatwardziałym kawalerem. Uwodził kobiety nie zastanawiając się nad tym za specjalnie i miał opinię podrywacza. W dodatku ona była od niego o pięć lat młodsza. Mimo, że pełnoletnia dla niego była niemal dzieckiem. Gdy pewnego wieczora przyszła do niego z podbitym okiem nie mógł się powstrzymać. Jako wchodzący prawnik zagroził przyjacielowi, że poślę go do sądu jeśli jeszcze raz się do niej zbliży. To dało początek ich przyjaźni. Miłość przyszła później. Gdy urodził się Radosław szalał ze szczęścia. Potem przyszło na świat jeszcze dwóch synów i gdy myśleli, że to koniec ich potomstwa urodziła się Marta. Znów zaczął się dobry okres w ich życiu. Mimo cichej wojny z Chojnackimi. Nikt nie spodziewał się dramatu, który się rozwinie. Minęło już trochę czasu a on nie umiał zapomnieć. Najbardziej bolał go jeden fakt. Jego żona podpisała zgodę na transplantacje części ciała. On by tego nigdy nie zrobił. Wolałby aby jego syn został pochowany w całości. Od koronera dowiedział się, że zabrano od niego jedynie serce, które żyło teraz w innej osobie. Na samą myśl o tym ogarniała go wściekłość. Musiał się dowiedzieć, kto nosił serce jego syna. Słyszał, że takie zabiegi są anonimowe, ale on wiedział jak dojść do prawdy. Dobrze znał ordynatora szpitala Aleksandra Kacprowicza. Był znany z łapówek i nielegalnych zabiegów. Dzięki dawnej przyjaźni kilka razy zrobił coś wbrew sobie i uratował mu sytuacje. Teraz miał zamiar poprosić o dług wdzięczności. Nie zszedł na dół do końca imprezy, chociaż żona go prosiła. Nie rozumiała tego bólu a przecież Radek był również jej synem. Gdy tylko nastał świt wsiadł w swój wysłużony samochód i wyjechał w miasto. Po raz pierwszy od kilku miesięcy sam wyszedł na zewnątrz. Wiedział dobrze, że zaskoczy tym rodzinę i o to mu właśnie chodziło. Jego rodzina nie musiała wiedzieć, co zamierzał. Nie zrozumieliby tego. Nie chciał osiągnąć nic złego. Chciał tylko dowiedzieć się, która osoba nosiła jego serce. Kacprowicz nie krył swego zaskoczenia jego wizytą. Był to starszy mężczyzna dobiegający już sześćdziesiątki, ale nadal był bardzo zdolnym i cenionym lekarzem. On sam mimo jego występków darzył go dużym zaufaniem. Jego średni syn Patryk nie poparłby tego. Był za bardzo uczciwy i szczery aż do bólu. Bywały takie chwile, że w ogóle się nie rozumieli i każdy miał inną wizje prowadzenia kancelarii. W takich właśnie chwilach najbardziej brakowało mu najstarszego syna.

- Jestem zaskoczony, gdy otrzymałem wiadomość od Ciebie. – Ubrany w fartuch lekarski Kacprowicz gestem zaprosił go do środka.

Nie odmówił sobie dawki dobrej mocnej kawy. Kacprowicz był jej miłośnikiem i miał tylko najlepsze trunki ściągane specjalnie z Hiszpanii. Podobnie było z alkoholem. Zarabiał tyle, że mógł sobie na to pozwolić. I to niekoniecznie uczciwie.

- Przeprowadzałeś operacje mojego syna? – spytał z miejsca nie zamierzając bawić się w żadne gierki. Przybył tu po informacje i bez nich nie zamierzał wychodzić. Niechętnie rozejrzał się po luksusowym gabinecie. Zwykli ludzie, którzy tu wchodzili musieli czuć się nieswojo. Meble najlepszego gatunku, drogie obrazy i ten zapach. Wszystko aż śmierdziało przepychem. Widać było, że ordynator niczego sobie nie żałował. Skrzywił się z niesmakiem.

- Dobrze wiesz, że nie. – pokręcił głową i z niepokojem spojrzał na Wernera. Znali się długo i mogli sobie ufać. Teraz zaczynał się niepokoić. Szczególnie, gdy rozmawiał z miejscowym lekarzem, który dokonał wtedy obu operacji. – Tylko doktor Lachowski. To on się wszystkim zajmował.

- Chce dowiedzieć się, kto był odbiorcą serca mego syna. – odparł otwarcie. Kacprowicz westchnął cicho. Mógł się spodziewać, że cos takiego za tym idzie. Pokręcił głową ze smutkiem. Nie powinien nic mówić. Obawiał się konsekwencji decyzji Lachowskiego i nawet był gotów zwolnić tego lekarza. Dobrze znał historie nienawiści rodów Wernerów i Chojnackich. Sam dawno temu znalazł się w ich centrum, gdy piękna Kornelia Werner poniosła brutalną śmierć ze strony człowieka, któremu ufała. Lachowski bronił się kolejnością i słusznie. Nie miałby podstaw aby go zwolnić.

- Wiesz, że żądasz ode mnie złamania tajemnicy lekarskiej? – spytał cicho wyciągając z zamkniętej szuflady odpowiednie papiery. Wahał się długo. Dobrze wiedział na co skazywał młodego chłopaka jeśli te dokumenty wyjdą na jaw. Zawziętość na twarzy Wernera nie wróżyła nic dobrego.

- Czy to pierwszy raz? – rzucił zuchwale tamten. Uważnie obserwował lekarza. Obaj wiedzieli jaki będzie wynik tej rozmowy. Kacprowicz bez słowa podał mu teczkę z danymi. Nie przeglądał jej tutaj. Zrobił to dopiero, gdy znalazł się w samochodzie. To, co przeczytał zaskoczyło go. Bardzo długo nie mógł zebrać myśli. Nie tego się spodziewał. Serce jego ukochanego dziecka nosił największy wróg a właściwie to brat wroga. Nie mógł do tego dopuścić. Chojnaccy musieli cierpieć tak samo jak on, gdy stracił syna. Nie zastanawiał się zbyt długo. Pomysł i chęć mordu przyszła do niego ze zdwojoną siłą. Potrzebował odwetu i wiedział, kto mu w tym pomoże. Pracując jako prawnik poznał różnych ludzi. Niektórym pomagał a innych odprawiał z kwitkiem. Chciał aby kancelaria Wernerów świeciła dobrym przykładem. Byli jednak ludzie, których warto było mieć po swojej stronie. Tylko dlatego nawiązał z nimi współpracę. Wśród nich znajdował się człowiek zwany Chirurgiem. Był to czterdziestoletni lekarz skazany za nieumyślne spowodowanie śmierci młodej pacjentki. Od tamtej pory praktykował na czarnym rynku. Nie wiele osób umiało do niego trafić. Chirurg mieszkał bowiem w przytulnym domku z kobietą u boku w Wilanowie. Na co dzień był sympatycznym sklepikarzem. O jego drugiej procesji nie wiedziało za wiele osób. To właśnie on dał mu te szansę na nowe życie. Teraz przyszła kolej na odebranie drugiego długu. Mężczyzna nie krył niezadowolenia na jego widok. Przy dobrze zbudowanym Wernerze mimo jego wieku Chirurg był dość wątłym mężczyzną o suchej budowie ciała i szczupłej twarzy. Na brodzie był zarośnięty i zawsze towarzyszyły mu okulary przeciwsłoneczne.

- Nie spodziewałem się pana. – odparł mimo wszystko ugaszczając go w swoim skromnym domu. Wiedział, że wiele mu zawdzięczał i nie mógł odmówić tej przysługi.

- Chce żebyś coś dla mnie zrobił. – Werner wyciągnął z teczki zdjęcie młodego Filipa i pokazał je. Na odwrocie zapisał adres magazynu, który zakupił dawno temu na przedmieściach Warszawy. Bezpieczne i ciche miejsce. – Chce tego chłopaka w ciągu trzech dni. Nie mam pojęcia jak to zrobisz, ale sprowadź go do mnie. Możesz się nim trochę pobawić, ale nie za bardzo.

- To przecież syn Chojnackiego. – Chirurg nie krył swego zdziwienia. Cała sytuacja zaczynała mu się coraz mniej podobać. – Nie rozumiem. Co chcesz przez to osiągnąć? To ma być odwet za śmierć syna? – Nigdy nie popierał tego rodzaju akcji.

- Nie. – Werner ze smutkiem pokręcił głową. – Chce tylko odzyskać to, co do mnie należy. Serce mojego syna. Masz trzy dni. – Dodał i wsiadłszy do samochodu odjechał zanim tamten zdołał cokolwiek powiedzieć.

Starszy mężczyzna zdawał sobie sprawę, że przyjdzie mu zapłacić cenę za krok, którego się podjął, ale nie dbał o to. Był gotów na wszystko, gdy jego syn zostanie pomszczony. Wówczas pozwoli by dosięgło go ramię sprawiedliwości.

Na zakończenie;

Dziękuje kochani za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia tego opowiadania. Staram się poprawiać wszelkie błędy, ale nie jest łatwo. To dość stare opowiadanie i bliskie memu sercu. Stworzyłam je pod wpływem chwili J Tymczasem zapraszam wkrótce na kolejny rozdział. Ściskam mocno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro