Rozdział 002
(Trzy miesiące później)
Nie mogła w to uwierzyć.
Naprawdę jej się udało. Gdyby nie entuzjastyczny telefon od Magdy chyba w ogóle nie pojawiłaby się tutaj. Papiery na uczelnię składała miesiąc po śmierci brata. Wszystko robiła bez entuzjazmu z bólem w sercu. Mimo upływającego czasu było jej coraz trudniej. Nie sądziła, że zdoła kiedykolwiek zapomnieć o tym, co się stało. Kochała Radka, chociaż nie zawsze rozumiała. Często kłócili się, ale dzisiaj te kłótnie były dla niej niemal miłymi wspomnieniami. Nie ukrywała, że tęskniła za jego obecnością. W domu było coraz gorzej. Ojciec zamykał się w gabinecie pogrążony we własnym bólu. Matka wychodziła ,często nie zajmując się domem ani fundacją. Chwilami Marta podejrzewała, że miała nawet kochanka. Patryk w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Zachowywał się tak, jakby dla niego nie istniała. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale widać było wyraźnie, że obwinia ją o śmierć brata. To bolało ją najbardziej. Próbowała z nim porozmawiać, ale zwykle ignorował ją albo dawał do zrozumienia, że ma ciekawsze rzeczy do roboty niż ona. Kamil był inny. Zawsze przy niej. Milczący, ale wierny. Należał do jej prawdziwych opiekunów. Jednak to nie do niego postanowiła zadzwonić. Tuż po śmierci Radka najbliższą jej osobą nieoczekiwanie stał się Sebastian. Był zupełnie inny niż na początku ich związku. Niezwykle opiekuńczy i troskliwy. Wyraźnie pokazywał, że mu na niej zależy. Głównie dlatego postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę. To on zmusił ją do złożenia papierów na uczelnię, gdy zrezygnowana chciała się poddać. Mówił, że weterynaria jest jej przyszłością, chociaż wcześniej tego nie popierał. Podobała się jej ta zmiana. I to jemu postanowiła jako pierwszemu powiedzieć o swoim sukcesie. Gdy tylko wyszła z uczelni, ruszyła do miejscowych delikatesów, gdzie kupiła butelkę dobrego wina. Chciała z nim uczcić swój sukces. Nie powiadomiła Sebastiana o swojej wizycie. To miała być dla niego niespodzianka. Sebastian mieszkał w odziedziczonym po matce mieszkaniu na strzeżonym osiedlu. Lubiła jego mieszkanie, chociaż zawsze wydawało jej się surowe. Od jakiegoś czasu miała dostęp do jego kluczy a chłopak coraz częściej mówił, aby zamieszkali razem. Wciąż się wahała, ale w końcu musiała podjąć odpowiednią decyzje. Niczego się nie spodziewała. Drzwi otworzyła na jeden zamek, co oznaczało, że chłopak był w domu. Nie kryła zaskoczenia, gdyż wcześniej wspominał jej, że wróci późnym popołudniem. Znów poczuła znajome uczucie niepokoju. Z sypialni dobiegły ją stłumione jęki. Nie powinna tam wchodzić, ale nie mogła się powstrzymać. Ostrożnie poruszając się korytarzem, znalazła się przy drzwiach. Znała dziewczynę, która była w objęciach Sebastiana. Jasnowłosa Arleta pracowała w banku, gdzie kancelaria Sebastiana wpłacała zlecenia. Dziewczyna była piękna. Długie jasne włosy opadały jej na twarz. Obejmowała chłopaka, swoimi szczupłymi nogami ponaglając do intensywniejszych ruchów.
- Sebastian... - wykrztusiła oszołomiona ,nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
Zawsze podejrzewała, iż nie był jej wierny, ale to było zbyt poruszające. Chłopak drgnął, słysząc swoje imię. Gdy na nią spojrzał w jego oczach,nie było wstydu ani zaskoczenia. Cofnęła się odruchowo, ściskając w dłoni butelkę z winem. Z trudem powstrzymała chęć, aby nie cisnąć ją w niego.
- Przyszłaś się przyłączyć? – zakpił boleśnie, odrywając się od Arlety, która w przeciwieństwie do niego zachowała odrobinę wstydu, zakrywając się i spoglądając na nią przepraszająco.
Dawny troskliwy Sebastian gdzieś zniknął i zastąpił go ktoś całkiem nowy i inny. Miała szczęście, że nie oddała mu serca.
- Jak możesz coś takiego mówić? – poczuła jak kipi, oburzeniem. Szok minął. Zastąpiła go wściekłość, jakiej nigdy nie czuła. Nie spodziewała się takiego upokorzenia.
- Przynajmniej Arleta nie zgrywa dziewicy. – Sebastian wzruszył ramionami. Miał dość wiecznych podchodów do Marty. Nigdy nie pozwalała mu się za bardzo do siebie zbliżyć. Zawsze traktowała go z chłodną obojętnością. Nie zwracał uwagi na to, jak się zachowywał. Był zbyt pijany, by myśleć a Arleta podobała mu się od dawna. – Może w końcu sama zrzucisz te ciuszki i pokażesz mi jak bardzo kobieca jesteś? – zareagowała błyskawicznie, na te słowa uderzając go w twarz. Nie zatrzymywał jej, gdy wybiegała z jego mieszkania. W tym momencie było mu to obojętne, co czuł. Zmieszana całą sytuacją blondynka próbowała pozbierać swoje rzeczy, ale nie pozwolił jej.
- Puść mnie. – powiedziała groźnie , usiłując wyrwać się z jego uścisku.
Na jego twarzy pojawił się diabelski uśmiech. Lubiła Sebastiana, ale chwilami ją przerażał. Tak jak teraz. Nie miał zamiaru jej posłuchać. Brutalnie wpił się w jej usta, chwytając za włosy. Jęknęła podniecona tymi pieszczotami. Wiedział dobrze, co lubiła i podniecał ją tym. Nie przejmował się Martą i jej humorami. Nie chciał dziewczyny, której nie mógł mieć. Nawet dla jej majątku.
- Będziesz grzeczna? – zapytał, rzucając ją na łóżko i pieszcząc od środka.
Wiła się targana konfuzjami namiętności i bólu. Tylko on umiał wywołać takie uczucia w niej. Miała wrażenie, że zaraz umrze. Od doskonale zdawał sobie sprawę. W tym momencie był panem sytuacji. Jego dziewczyna a właściwie była dziewczyna wywietrzała mu z głowy, gdy Arleta językiem dotknęła jego członka. Dał się ponieść chwili i wszystko przestało istnieć.
***
Patryk przeglądał dokumenty, które przekazał mu ojciec.
Od śmierci Radka jego tata poszedł na długi urlop i większość, spraw przejął on. Miał już zrobioną aplikacje więc mógł reprezentować ojca w sądzie. Wcześniej to miało być zadanie dla Radka. Niestety jego starszy brat nie żył i obowiązek spoczywał na nim. Nie wierzył, aby Kamil czy Marta myśleli o rodzinnym interesie. Zresztą już zdążył się dowiedzieć, że Marta dostała się na uczelnie weterynarii i nikomu o tym nie wspomniała. Nie spodziewał się tego po niej. Przecież Radek próbował wybić jej ten pomysł z głowy. Nie raz się o to kłócili. Spodziewał się, że siostra w obliczu tej tragedii pójdzie po rozum do głowy i zmieni jednak zdanie. Nic nie wskazywało na to, że zamierzała go posłuchać. Czekał teraz na nią niecierpliwie aż raczy się pojawić w domu. Zamierzał zrobić jej o to awanturę i zmienić kierunek. Powinna iść w ślady rodzinnego interesu. Uważał, że była to winna Radkowi. Gdy tylko się pojawiła wręcz kipiał z wściekłości. Nie miał zamiaru hamować swojego gniewu. Miał szczęście, że prawie nikogo nie było w domu. Przynajmniej nikt nie będzie słyszał ich awantury.
- Musimy porozmawiać. – warknął u progu, nim zdążyła wejść do salonu. Zaskoczona dziewczyna niezbyt przytomnie spojrzała na brata. Nie rozumiała przyczyny złości brata. Wciąż na nowo przeżywała zdradę Sebastiana i to akurat teraz, gdy wreszcie zaczynało im się układać. Długa rozmowa z Magdą nie wiele jej pomogła. Dopiero kiedy wypiła kupione wino ,zrobiło się jej lepiej. Nie skończyła na jednym. Po drodze wypiła jeszcze drugie, a trzecie niosła do domu. Zamierzała zapomnieć o wszystkim tej nocy. Ledwo, co trzymała się na nogach i miała nadzieje, że nikogo nie będzie w domu. Niestety jak na złość był Patryk. I w dodatku wściekły.
- Nie mam teraz nastroju. – burknęła zła do brata i chciała go wyminąć, aby skierować się do swego pokoju, ale nie pozwolił jej. Skrzywiła się boleśnie, kiedy złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął.
Radek bywał wściekły, ale nigdy nie używał wobec niej przemocy. – To boli.
- Dowiedziałem się, że zdawałaś na weterynarię i się dostałaś. – Słysząc to oskarżenie gwałtownie otrzeźwiała.
Nie spodziewała się takiej ostrej reakcji brata, chociaż czuła, że czeka ją przeprawa w tej kwestii. Już wcześniej kłóciła się z Radkiem o własną przyszłość. Teraz pałeczkę przejął Patryk.
- To chyba moja sprawa prawda? – syknęła, gotując się ze złości.
Nienawidziła, gdy to robili. Ustawiali jej życie, jakby uważali, że mają do tego prawo. Nienawidziła tego. Zaczynała wierzyć, że to się nigdy nie zmieni i bolało ją to najbardziej. Nie rozumiała, czemu tak się dzieje. – Nie powinieneś się w to wtrącać. Nie jesteś Radkiem.
- Nie musiałbym, gdyby Radek nadal żył. – odparował nie panując nad własnymi słowami. Był wściekły i chciał ją zranić. Chciał, aby zrozumiała przez kogo nie żył ich brat. Nigdy wcześniej nie czuł tak wielkiej złości, jak właśnie teraz. – I zgadnij, przez kogo nie żyje. Gdyby nie Ty Radek żyłby do dzisiaj i...
- Patryk! – Kamil niespodziewanie pojawił się w salonie,słysząc głośnie krzyki.
Nie mógł uwierzyć w słowa brata. Marta była przerażająco blada a z jej oczu ciekły łzy. Zaklął pod nosem i ruszył do niego. Zawsze był drobny i nie wdawał się w bójki z nimi, ale tym razem chodziło o coś więcej. Miał zamiar ratować swoją siostrę. Nawet gdyby miał przy tym solidnie oberwać. – Odbiło Ci do jasnej cholery? Zastanów się, co mówisz.
- Ktoś musiał jej to uświadomić. – Patryk wzruszył lekceważąco ramionami.
Nie przejmował się właśnie tym, co robił. W tym momencie czuł się wyrzuty ze wszystkich uczuć. Być może później będzie tego żałował, ale nie w tej chwili. – Gdyby nie ona Radek byłby dzisiaj wśród nas. Jeśli ktokolwiek jest odpowiedzialny za jego śmierć to właśnie ona.
- Nienawidzę Cię. – wyszeptała Marta i , Nie dbała o to, gdzie biegnie. W tej chwili zraniona aż do bólu pragnęła uciec jak najdalej. Musiała zapomnieć o bolesnych słowach brata. Najgorsze ze wszystkich było to, że ona również tak myślała. Czuła się winna śmierci Radka i nikt nie był tego bardziej świadomy niż ona. Patryk uświadomił jej tylko na głos własne myśli. To był cios w samo serce. Biegnąc nie miała pojęcia dokąd, się uda. Nie chciała wracać do Magdy. Jej przyjaciółka była zapatrzona w Patryka niczym w obraz. Na pewno nie zrozumie jej żalów. Sebastian również odpadał. Na samą myśl, że miałaby się z nim zobaczyć, robiło jej się nie dobrze. Musiała znaleźć jakieś ujście własnemu bólowi. Nie zauważyła czarnego volvo, które od dłuższego czasu podążało tuż za nią. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Z samochodu wyskoczyło dwóch napastników. Oszołomiona przez alkohol nie broniła się zbytnio. Jakąś chustką zatkano jej usta. Zapach chloroformu przyprawił ją o mdłości i pozbawił zmysłów. Zwiotczała bezwolnie w ramionach napastnika. Była kompletnie pozbawiona sił i chęci walki.
- Poszło szybciej niż myślałem. – zarechotał jeden z nich, gdy wrzucono ją na tył samochodu.
Ktoś boleśnie zapinał jej ręce kajdankami, a w usta wkładano knebel. Była przerażona, ale też całkowicie pozbawiona sił walki. Miała wrażenie, że dosięgła ją sprawiedliwość. Właśnie miała zapłacić za śmierć swojego brata własnym życiem.
***
Adam Chojnacki pragnął zemsty.
Sama śmierć Radosława Wernera nie wystarczyła mu, chociaż nie ukrywał pewnej satysfakcji. Mimo że jego ojciec musiał sporo się natrudzić, aby uniknął odpowiedzialności, był z siebie naprawdę dumny. Pozbył się jednego z największych utrapieńców rujnujących mu życie. Teraz chciał dorwać najmłodszą z nich. Dotknął palcami szramy na policzku, którą dziewczyna zrobiła mu na twarzy. Rana się zagoiła, ale blizna nadal pozostała i podejrzewał, że już zostanie. Chciał, aby dziewczyna miała taką samą pamiątkę po nim jak on po niej. Bardzo często podjeżdżał pod willę Wernerów na Kabaty czekając na idealną okazje dorwania jej. Nie spodziewał się zbytnich cudów, ale miał nadzieje. Towarzyszyli mu Rudy i Kisiel. Dwaj wierni kumple gotowi na każde jego skinienie. Gdy tylko zobaczył ją, poczuł przypływ adrenaliny. Nieświadoma niebezpieczeństwa wybiegała z domu.
- Jest nasza chłopaki. – zawołał do kumpli z uśmiechem.
Czarne Volvo poruszało się niemal bezszelestnie. Nie zauważyła ich w ogóle. Zaatakowali ją z zaskoczenia. Był zaskoczony, że nie broniła się za specjalnie. Ostatnim razem była bardziej wojownicza. Szybko załadowali ją do samochodu i pozbawili zmysłów.
- Dokąd ją zabieramy? – spytał Rudy, gdy odjechali na bezpieczną odległość. Adam zaczął szybko rozmyślać.
Nie mógł zabrać jej do domu. Na pewno będą jej tam szukać. U żadnego z kumpli też wolał jej nie zostawiać. Ta dziewczyna miała należeć do niego. W końcu zdecydował. – Do naszej rodziny należy domek na Mazurach. Nie odwiedzamy go za często, szczególnie po sezonie. Tam będzie bezpiecznie. – Rudy pokiwał głową.
Droga była długa i żmudna, więc nastrajali ją różnymi sprośnymi żartami. Adam obserwował leżącą mu na kolanach dziewczynę i czuł dławiące go pożądanie. Będzie miał okazje zakosztować jej ciała. Wydawała mu się naprawdę śliczna i miał nadzieje, że będzie równie chętna, a jeśli nie to nigdy mu nie przeszkadzało. Obiecał sobie podzielić się z nią Rudym i Kisielem, ale jeszcze nad tym się zastanawiał. Na razie sam zamierzał się z nią uporać. Zajechali po kilku godzinach jazdy. Na miejscu padał deszcz, gdy otwierał drzwi do ich drewnianej willi. Dom nie był zbyt często używany, ale odpowiednio wyposażony i umeblowany. Przy porcie znajdował się nawet jacht. Martę umieścił w jednym z pokoi na piętrze, gdzie znajdował się klucz. Wolał nie ryzykować, że dziewczyna znów mu ucieknie.
Obudziła się dopiero po godzinie. Wciąż oszołomiona narkotykiem próbowała przypomnieć sobie, co zaszło. Nie pamiętała miejsca, w którym się znajdowała. Czuła dziwne i złe przeczucie targające jej ciałem. Nie podobało jej się to. Drgnęła, gdy drzwi otworzyły się i ujrzała w nich Adama.
- Co, co tu robisz? – Nie kryła swojego oszołomienia.
Docierało do niej, że to on uprowadził ją prawie sprzed domu. Znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie. Tym razem nie było nikogo, kto by ją uratował. Kto, by za nią zginął. – Czego chcesz? Zabiłeś mi brata. Mało Ci jeszcze? – Adam uśmiechnął się na jej słowa i zbliżył do niej. Nie miała za wiele szans, aby uciec.
- Pamiętasz nasze, małe spotkano? – spytał uśmiechając się do niej perfidnie. Zauważyła niewielką szramę na jego policzku i mimowolnie na twarzy zabłysł uśmiech. To był jej błąd. Adam zareagował ostro, uderzając ją w twarz. Nienawidził takich zniewag. Przewróciłaby się, gdyby jej nie podtrzymał. – Znajdujesz się na moich warunkach i tylko ode mnie będzie zależało, w jakim stanie wrócisz do domu.
- Proszę nie. – załkała cichutko, ale zrozumiała za pierwszym razem, że Adam Chojnacki nie rozumie słowa litość. Ból i przemoc były częścią życia tego człowieka. Niemal zmiażdżył jej usta w parodii pocałunku. Tym razem był całkowicie trzeźwy. Doskonale panował nad tym, co robił. I tak zamierzał ją skrzywdzić. Jednym szarpnięciem rozerwał jej sweterek, odsłaniając zgrabne piersi. Zaklął pod nosem, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Chociaż na moment odetchnęła z ulgą.
- Gdzie jesteś? – Adam zaklął do słuchawki, słysząc w niej głos młodszego brata. Kiedy tylko młody poczuł się lepiej,po operacji wrócił na łono rodziny. Wkrótce miał dołączyć do nich oficjalnie. – Nie mogłeś mnie wcześniej powiadomić? Do diabła Młody. – Był wściekły na niego.
Marta postanowiła wykorzystać okazje. Nie zastanawiała się zbyt wiele. Wolałaby śmierć niż gwałt. Podbiegła do okna, zanim zdążył ją złapać. Było otwarte. Nie wydawało jej się, że jest zbyt wysoko. Wyskoczyła przez nie, nim zdążyła pomyśleć. Miała wiele szczęścia, że pod oknem rosły jakieś krzewy. Przez nie upadek nie był zbyt bolesny. – Cholera łapcie ją. – zawołał Adam, rozłączając się z bratem. Rudy i Kisiel ruszyli w jej stronę, ale zdążyła się pozbierać. Mimo oszołomienia, które czuła pobiegła w stronę bramy. Musiała uciekać, chociaż nie wiedziała, gdzie jest. Nie miała pieniędzy ani dokumentów. Miała nadzieje, że uda jej się znaleźć jakiś komisariat policji i tam szukać pomocy. Czuła na sobie oddech pogoni Kisiela i Rudego. Było wcześnie rano i w pobliżu nie było żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Samochód pojawił się znikąd. Rudy i Kisiel byli za daleko, aby go zauważyć. Poczuła ostre uderzenie w bok i przeturlała się po masce. Ktoś gwałtownie przyhamował.
- Cholera jasna. – Kacper Gniadosz zaklął pod nosem.
Nie zauważył dziewczyny, gdy wjeżdżał za róg domu. Dopiero, co odzyskał prawo jazdy, a teraz trafił mu się wypadek. Był wściekły jak, nigdy dotąd.
- Pójdę zobaczyć, co zaszło. – odezwał się równie przejęty całą sytuacją Filip.
Jego nowe serce biło nierówno, a lekarz ostrzegał go przed podobnymi sytuacjami. Musiał bardzo o siebie dbać w najbliższych miesiącach. Od przeszczepu minęło niewiele czasu. Gdy zobaczył piękną dziewczynę, oniemiał. Nigdy wcześniej nie widział tak ślicznej istoty. Z boku jej głowy ciekła cienka stróżka krwi. Zaklął zły na Kacpra, że nie uważał. – Powinniśmy wezwać karetkę. – powiedział na widok przyjaciela, który właśnie wysiadł z samochodu.
- Dobrze wiesz, że nie możemy. – Kacper pokręcił głową. Był wystraszony i nie chciał drugi raz stracić prawo jazdy. Filip rozumiał przyjaciela, ale dziewczyna mogła być w poważnym stanie. Nie mogli jej tak po prostu zostawić. – Zabierzmy ją do domku. – stwierdził po chwili namysłu. – Jeśli okaże się, że jej stan jest poważniejszy, wezwiemy karetkę i jakoś się wytłumaczymy. Jeśli nie będzie to konieczne, sami się nią zaopiekujemy i wszystko jej wyjaśnimy. – Filip nie był do końca przekonany co do całego planu działania, ale w końcu się zgodził. Nie chciał pakować przyjaciela w większe kłopoty, a i tak ostatnio sporo miał ich na koncie.
- Przenieśmy ją do samochodu. Tylko ostrożnie. – zarządził. Marta zajęczała cichutko, gdy ostrożnie ją podnieśli. Filip zdawał sobie sprawę, że nie powinni tego robić, ale nie mogli tu zostać. Ulica była ruchliwa i wkrótce pojawią się tu jacyś ludzie. Ostrożnie ułożyli ją na tylnym siedzeniu, a z bagażnika wyciągnął jakieś koce i ją przykrył. – W tym momencie w domku jest Adam. – Kacper skrzywił się słysząc o bracie przyjaciela. Nie było tajemnicą, że obaj niezbyt za sobą przepadali. – Nie bój się.... Brat nie zagląda mi, co trzymam w samochodzie. Nie odkryje mojej tajemnicy. – Kacper nie był do końca przekonany, ale pokiwał głową.
Na szczęście, gdy dojechali na miejsce, dziewczyna nadal była nieprzytomna, chociaż oddychała. Jej stan niepokoił obu chłopaków i Filip czuł jak nieodpowiedzialne jest ich zachowanie. Adam nie był zbyt zadowolony z jego przyjazdu i okazywał to w wyraźny sposób. Na szczęście nie kazał mu się wynosić i wręczył mu klucze do domku.
- Jeśli chciałeś tu zostać, mogłeś uprzedzić. Przyjechałbym później. – odparował Filip na jego zarzuty. Nie zamierzał dać się sprowokować bratu do kłótni, a w tym Adam był naprawdę dobry. Każdego potrafił doprowadzić do szału.
- Nic się nie stało Młody. – Adam machnął ręką.
Był zły z powodu ucieczki dziewczyny i nie spodziewał się, że jest zdolna do takiego czynu. Jedyną rzeczą, która go pocieszała, był fakt, że była tu całkiem sama. Nie miała żadnych dokumentów i nie wiedziała, gdzie się znajduje. Na pewno minie trochę czasu, zanim odnajdzie drogę do domu. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. – Baw się dobrze i nie rozrabiajcie. – rzucił dobroduszne spojrzenie w stronę nieco zirytowanego Kacpra i ruszył do samochodu. Dopiero gdy odjechał, obaj odetchnęli z ulgą. Niewielka willa pozostawała do ich dyspozycji. Kacper zaparkował samochód w garażu i ostrożnie wyniósł dziewczynę. Umieścili ją w jednym z pokoi gościnnych na górze, który był według niego najprzytulniejszy. Gdy ułożyli ją na łóżko, jęknęła cichutko i poruszyła się. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Filip był ciekaw, kim była ta piękność. W swoim małym życiu widział wiele kobiet, ale żadna nie była podobna do tej bezbronnej istotki leżącej na jego łóżku.
- Jak myślisz, kim jest? – spytał Kacper, gdy na prośbę przyjaciela wrócił z opatrunkami i letnią wodą. Filip ostrożnie zaczął przemywać jej twarz.
Na szczęście rana na czole nie okazała się zbyt poważna. To o nią najbardziej się martwił do tej pory. – Wypadła tak znienacka pod moją maskę. Zupełnie jakby przed czymś uciekała.
- Dowiemy się, gdy otworzy oczy. – odparł, chociaż sam był ciekawy.
Było w niej coś wyjątkowego. Jakaś zagadka, którą pragnął rozgryźć. Uśmiechnął się do siebie. Czuł, że to spotkanie nie było przypadkowe. W jakiś sposób ta nieznajoma dziewczyna obudziła w nim, coś, o co siebie nie podejrzewał. Nie umiał tego nazwać, ale zapragnął się nią opiekować. Śpiąca lekko poruszyła się i wymamrotała coś nieprzytomnie. Sięgnął po szklankę z wodą i nawilżając szmatkę, potarł jej usta. Był ciekaw, jak smakuje jej pocałunek. Już miał jej go skraść, gdy dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy. Na jego widok jej źrenice rozszerzyły się ze strachu i krzyknęła przeraźliwie. Odsunął się od niej nie, chcąc jej bardziej wystraszyć.
- Kim... kim jesteś? – wydukała starając się, opanować drżenie.
Przez chwilę miała wrażenie, że znów znalazła się w rękach Adama. Przypomniała sobie szalony wyskok z okna, a potem ucieczkę przed jednym z jego kumpli. Zadrżała na to wspomnienie. Ten młody i przystojny chłopak wydawał się jej całkiem inny. Coś jej nie pasowało.
- Nie musisz się mnie obawiać. – odezwał się Filip miękko. Za nic w świecie nie chciał jej wystraszyć. Cieszył się, że akurat nie było Kacpra w pobliżu, bo wówczas zaczęłaby się bać. – Na imię mam Filip i obecnie przebywasz w wakacyjnym domku moich rodziców. Niestety niechcący wpadłaś pod mój samochód, a ponieważ przyjaciel raz stracił prawo jazdy, postanowiliśmy się zaopiekować Tobą.
- Gdzie... gdzie ja jestem? – Słowa Filipa jakby do niej nie docierały, ale rozumiała je.
Zaczęła powoli uspokajać się, ale nie ufała mu. To mógł być jakiś podstęp ze strony Wernera. Po tym człowieku mogła spodziewać się tylko najgorszych rzeczy. Może to jakaś jego chora zabawa?
- Na Mazurach. – odpowiedział nieco zaskoczony jej słowami. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego. Nie spodziewała się, że została wywieziona tak daleko. Znów zadrżała, a z jej oczu pociekły łzy. Była załamana. – Już dobrze. – odezwał się cicho Filip, przytulając ją do siebie. Nie odsunęła się. Pozwoliła, aby ukoił jej ból i strach. – Jeśli nic sobie nie zrobiłaś, możemy ustalić kilka faktów.
- Nie trzeba ustalać żadnych faktów. – Marta postanowiła zaufać nieznajomemu. Nie wyczuwała w nim niebezpieczeństwa i miała nadzieje, że jej pomoże. Musiała dostać się do domu, chociaż nie podejrzewała, aby ktoś zauważył jej zniknięcie. Bolesne słowa brata nadal szumiały jej w uszach. – Nazywam się Marta Werner i zostałam uprowadzona wczoraj wieczorem. Z trudem udało mi się uciec. Najwyraźniej uratowałeś mi życie. – Słysząc jej rewelacje, nie krył zaskoczenia. Najgorsze było to, że wiedział kim się okazała jego nieznajoma. I kto odpowiadał za jej uprowadzenie. Poczuł, że znalazł się w kłopotliwej sytuacji i nie miał pojęcia jak z niej wybrnąć. A najbardziej obawiał się reakcji dziewczyny. Mogłoby nie spodobać, jej się kim jest i nie chciałaby współpracować z nim.
- Mam dla Ciebie pewną propozycje. – zaczął, gdy przemyślał sobie cały plan w głowie. Miał nadzieje, że nie jest to szalone i dziewczyna się zgodzi. Całą decyzje pozostawiał tylko dla niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro