24
Hira:
Następne dni mijały dość spokojnie Orhun'a dużo w domu nie było. Wieczorami wracał i unikał mnie a ja jego. Całe dnie spędzałam z Seher ta mała całkowicie owładnęła moje serce. Jest najcudowniejszą osobą na świecie. Zaraża mnie swoją energią i dobrym humorem. Przy niej nie wolno się smucić trzeba się uśmiechać. Ona konsekwentnie zrobi wszystko bym się uśmiechała.
- Seher poczekaj ! - krzyknęłam za nia biegnąc.
Niefortunnie wpadłam na kogoś tak, że oboje wylądowaliśmy na podłodze. Spojrzałam na osobę staranowaną przeze mnie. Zmieszana szybko stałam bo oboje byliśmy zbyt blisko siebie.
- Gdzie się tak spieszysz? - zapytał poprawiając garnitur.
- Do Seher - mówię patrząc na nią jak się śmieje zza drzwi - Tu jesteś ! - krzyknęłam nagle ruszając w jej stronę.
Kątem oka widziałam jak Orhun się uśmiecha go nowa nowość. On potrafi się uśmiechać szczerze ?. To było coś nowego coś pozytywnego. A w jego życiu nic nie było pozytywne. Gdy złapałam mała Seher przerzuciłam sobie ją na plecy a ona śmiała się na całe gardło.
- A teraz idziemy jeść obiad tata wrócił droga pani proszę się z nim przywitać - mówię stawiając wciąż śmiejącą się Seher.
- Tatuś ! - krzyknęła przytulając się do niego.
Wziął ją na ręce i ruszył w stronę schodów.
- Mamo choć też! - krzyknęła gdy ja wciąż stałam w tym samym miejscu.
Ruszyłam za nimi dopiero wtedy gdy oboje zniknęli w jadalni. Weszłam do środka podeszłam i od razu usiadłam na swoim miejscu. Jakoś tak wyszło, że przez cały posiłek nie odezwałam się ani jednym słowem. Bo i o czym miałabym rozmawiać z czarno okim? Po posiłku wstał od stołu patrząc w moją stronę.
- Musimy porozmawiać czekam w gabinecie - po czym westchnął i ruszył szybkim krokiem do owego pomieszczenia.
Ja zaś szybko zjadłam to co miałam na talerzu i ruszyłam za nim. By go nie denerwować, że musi na mnie czekać. Po chwili weszłam już do pomieszczenia on zaś siedział za biurkiem i spojrzał na mnie ze sterty papierów.
- Szybka jesteś usiądź Hiro.
Wykonałam polecenie wciąż się zastanawiając o co chodzi tym razem. On jednak odłożył papiery na bok i wyprostował się na krześle.
- Chce porozmawiać z tobą o bardzo ważnej kwestii.
- Tak? - odezwałam się niemal bez głośnie.
- O ślubie - na dźwięk jego słów spojrzałam mu w oczy.
- Ślubie? Przecież powiedziałam już coś na ten temat.
On w odpowiedzi przewrócił jedynie oczami kontynuując.
- Nie pytam czy tego chcesz czy nie bo mnie to najzwyczajniej w świecie nie interesuje.
- A więc ? - odezwałam się bardziej pewnie.
- Odbędzie się za trzy dni - westchnął.
- Trzy dni!? - wstałam z krzesła.
- Usiądź zpowrotem - rozkazał oschłym tonem.
Nie mogłam usiedzieć na miejscu w zamian zaczęłam chodzić tam i zpowrotem. Nie zauważyłam nawet kiedy pojawił się obok mnie i złapał mnie za rękę zmuszając tym samym bym na niego spojrzała.
- Czym się tak denerwujesz ?
- To trzy dni! - powtarzam.
- I co z tego?
- Nie rozumiesz ? Za trzy dni będę zmuszona wyjść za takiego potwora jak ty ! Mój mózg nie moze tego zrozumieć - powiedziałam na jednym wdechu.
Jego oczy pociemniały a rękę mocniej zacisnęła się na moje ręce. Jednym zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie. I złączył nasze usta w pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro