2
Hira:
Otworzyłam oczy widząc ciemność pojedyncze przebłyski nad moją głową z okna padały na żelazne drzwi. Rozejrzałam się zdenerwowana wokół w rogu stał niewielkich rozmiarów stolik i krzesełko. Ja leżałam na kocu pode mną był sam koc plecy bolały mnie niemiłosiernie. Na stole stało coś podniosłam się do pozycji siedzącej. Stała tam szklanka z wodą i suchy chleb. Nie rozumiałam co się stało i gdzie ja jestem. Lecz po chwili wszystko do mnie doszło. Mama mnie oddała jakiemuś typowi z pod ciemnej gwiazdy. Wstałam szybko zaczynając trzaskać w drzwi ile sił w rękach.
- Hallo jest tam ktoś! Orhun to nie jest zabawne wypuść mnie stąd! - krzyczałam.
Jednak echo mi odpowiedziało zrezygnowałam i usiadłam na krześle. Nagle usłyszałam kroki i klucz przekręcając w drzwiach. W nich stanął on w garniturze. Wszedł zamykając za sobą drzwi na klucz. Jego zaś schował do kieszeni.
- Pierwsza zasada nie jestem twoim kolega byś mówiła mi po imieniu zwracaj się do mnie panie! - warczy.
Spojrzałam na niego wzrokiem spod łba i nie wiedziałam czy mam coś odpowiedzieć na to czy dalej milczeć. Postanowiłam to drugie.
- Nie zrozumiałaś co do ciebie powiedziałem?! - krzyknął.
Aż podskoczyłam na tym krześle.
- Zrozumiałam - przestawałam chwilę się zastanawiając - Panie.
- Świetnie... druga zasada odpowiadasz mi od razu nie po namyśle.
Pokiwałam jedynie głową w odpowiedzi.
- Resztę dowiesz się w między czasie jedno jest pewne nie lubię jak ktoś mi się przeciwstawia więc nie rób tego nigdy - podkreślił surowo ostatnie słowo.
- Dobrze panie.
Zirytowało mnie to teraz serio mam się do niego zwracać Panie? Jak w jakimś filmie akcji.
- Spędzisz tu kilka nocy potem jeżeli będziesz się dobrze sprawować pojedziemy do mojego domu rodzinnego jako mąż i żona.
- Mąż i żona ?! - burknelam.
- Czego znów nie zrozumiałaś Hira?
- Nie wyjdę za ciebie.
- Ale ja się ciebie nie pytam czy chcesz czy nie tylko tak będzie - westchnął podchodząc bliżej.
Na co ja zaczęłam się cofać trwało to aż nie poczułam ściany na plecach.
- Nie masz gdzie przede mną tutaj uciec - mówi z rozbawieniem.
- Nie rób mi tylko krzywdy proszę cię.
- Nie jestem taki sprawie, że sama będziesz mnie błagać bym zrobił ci te jak ty to nazwałaś " krzywdę" - powiedział to do mojego ucha.
- Nigdy - mówię.
- Jeszcze zobaczymy - mówi uśmiechając się.
A ja miałam ochotę ściągnąć mu ten uśmiech z ust. Jednak nic nie zrobię bo co ja mogę ? Jestem o dwa razy słabsza od niego w życiu bym nie wygrała. Po chwili odsunął się ode mnie i złapał za rękę prowadząc do wyjścia. Otworzył drzwi i wyprowadził mnie z piwnicy. Wyszliśmy na niewielki korytarz pociągnął mnie dalej prowadząc w głąb następnie po schodach.
- Dokąd mnie prowadzisz ?
- Chyba czegoś zapomniałaś i nie drażnij mnie bo zmienię zdanie.
- Zmienisz zdanie? - powtarzam pomijając wszystko inne.
Nagle zatrzymał się i wbił moje ciało w ścianę.
- Ponieważ ja idę do pracy ty musisz się zajść moją córką.
- Córka ? - powtarzam gdy ciągnie mnie dalej przed siebie.
W końcu zatrzymał się przed drzwiami i otworzył je na podłodze siedziała mała istotka o jasnych włosach.
- Masz córkę?
- A wygląda na chłopca? - zadrwił śmiejąc się.
- No tak - wzdycham idąc wgłąb pokoju.
Jak taki człowiek może mnie dziecko? Pomyślałam spoglądając na nich jak dziewczynka podbiegła i przytuliła się dl taty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro