15
Hira:
Orhun jest szybko zmienny z pokornego dobrego człowieka szybko nabiera grubej skóry obronnej. Czy on boi się siebie czy mnie? Te myśli nie oddaliły ode mnie przez całą noc. Nie dając mi ani na chwilę zasnąć. Kręciłam się w łóżku raz w lewo raz w prawo non stop. Usłyszałam trzaskające się szkło na gorze i krzyk. Przestraszona ruszyłam do drzwi jednak były zamknięte. Nie wiem dlaczego to robię powinno mnie to nie interesować ale jak jemu coś się stanie zostanę tu na zawsze i nikt mnie nie znajdzie umrę tu z głodu. Zaczęłam walić w drzwi wołając jego imię usłyszałam kroki. Od razu cofnęłam się w tył a one otworzyły się w hukiem. Stanął w nich on z furia w oczach spojrzał na mnie mówiąc:
- Czego się drzesz ?!
- Uslyszałam trzaski i krzyk - mówię od razu patrząc na jego krwawiącą ręka.
- To nic co mogłoby cie uratować albo pomóc - mówi prostując się.
- Jak narazie to tobie trzeba pomóc - mówię wskazując na jego ranę.
- Sam sobie pomogę - mówi i chce wyjść.
Nie wiem dlaczego ale musiałam mu pomoc może jestem głupia ?
- Pomogę - mówię nim zamknął drzwi.
Zatrzymał się i znów patrzył na mnie z głupim uśmiechem.
- Myślisz, że tym coś ugrasz? - zapytał zakładając ręce na piersi.
- Nie chce pomóc.
- Nie, dziękuje !
- Nalegam! - mówię od razu.
Westchnął i otworzył drzwi do szeroka i wyszedł. Intyktownie ruszyłam za nim idąc prosto do pierwszej łazienki.
- Skoro tak bardzo chcesz to proszę - mówi wyciągając z szafki pod zlewem apteczkę.
- Dziękuje - mówię i wyciągam z wnętrza pudełka wszytko co potrzebne.
Gdy skończyłam ranę owinęłam bandażem uprzednio zabezpieczyłam ranę. Zawiązałam na supeł starannie dwa kawałki przeciętego bandaża patrząc na jego minę. Przyglądał mi się uważnie co i jak robiłam. Gdy skończyłam spojrzał na mnie mówiąc:
- Czekasz na podziękowania ? - mówi suchym tonem.
- Nie - mówię wzruszając ramionami.
Ruszyłam do wyjścia jednak zostałam wciągnięta do niej spowrotem.
- Dlaczego to zrobiłaś ? - zapytał trzymając mnie za ramiona odwróconą do siebie przodem.
- Bo jestem dobra - mówię bez ogródek.
- Dobra ? Co to jest ? - zapytał udając zamyślenie.
- I wieże, że dobro jest tez w tobie nie wieże, że od zawsze taki byłeś. Musiało się coś w twoim życiu wydarzyć, że właśnie taki się stałeś - mówię sama sobie się dziwiąc za odwagę.
- A jaki się stałem ? Nigdy nie byłem dobry - mówi.
- Nigdy? Jednak przy córce jesteś innym człowiekiem.
- Bo ona jest jeszcze mała nie rozumie wielu rzeczy - tłumaczy pomijając kilka kwestii.
- Dziwił byś się jak byś wiedział jaka masz mądra córkę - mówię zakładając ręce na piersi.
- Robisz się coraz to odważniejsza za mało dostajesz łomotu - mówi podchodząc do mnie.
- Wręcz przeciwnie to dzięki niemu mam odwagę - mówię odwracając się i naprawdę sama się zdziwiłam, że nie bałam się odezwać do tego potwora w ten sposób.
Ruszyłam na korytarz wracając do próżnicy on szedł za mną wnikliwie na mnie patrząc. W końcu gdy weszłam do środka odwróciłam się do niego i usłyszałam:
- Dziękuje - po czym zamknął drzwi zostawiajac mnie do granic możliwości zaskoczoną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro