Rozdział 24
UWAGA, UWAGA! Rozdział nie w moim stylu, bardziej chaotyczny niż zwykle i trochę mi za niego wstyd, ale ciężko mi się wczuć w mężczyznę w tego typu sytuacjach, a jak długo można wypytywać chłopaka o odczucia? Musiał być, potrzebowałam go tutaj... ale nie powtarzajmy tego, okej? xDD
ROZDZIAŁ +18( CAŁA POCHYŁA CZĘŚĆ, NIEZAINTERESOWANI NIĄ... NA DÓŁ WARTO ZJECHAĆ...CHYBA XD)
__________
Nim Stark zdążył zareagować w pokoju zrobiło się ciemno, a bóg padł przed nim na kolana, przytulając głowę do jego nagiego brzucha.
- Uważasz, że ci nie ufam, Anthony?- spytał cicho i przygryzł delikatnie skórę pod pępkiem.- Widziałeś moje sny, dotykałeś moich wszystkich blizn, widziałeś mnie nocą i o poranku, byłeś świadkiem moich lęków, poznałeś moje dzieci, znasz moje przewinienia, widziałeś śmierć, którą spowodowałem... Jesteś głupcem, Stark... a może to ja nim jestem? Ja mogę ci ufać, ale dlaczego ty ufasz mnie?- spytał cicho i odsunął głowę na tyle, by móc obserwować jego reakcję. Geniusz spoglądał na niego z góry, wiedział, że ten nic nie powiedział przypadkowo. Niepokój w oczach Kłamcy... Stark zacisnął zęby, by powstrzymać się od przekleństw i odsunął się o krok, milcząc.- Tony?- ponaglił go bóg, z narastającym niepokojem i zmarszczył brwi.- Rozumiem,że...
- Niczego nie rozumiesz- przerwał mu nieco zbyt szorstko i potrząsnął głową.- Moje biedne, małe dziecko- dodał znacznie czulej i zrównał się z nim, klękając.
- O czym ty...- zaczął oszust z niezrozumieniem, lecz Anthony uciszył go ponownie.
- Tak długo cię skreślano aż sam nazwałeś siebie złym. Co mówią Azowie na twój temat, chłopcze?- kontynuował łagodnie, jednak gdy ten nie odpowiedział obdarzył go krzywym uśmiechem.- W porządku, sam sobie odpowiem, korzystając z opowieści Thora. Tchórz, krętacz, niegodzien zaufania Kłamca, partacz, czarna owca, złodziej, zdrajca, bękart...- wymieniał pogardliwie, na co bóg nieco pobladł.
- Nie rozumiem, myślałem, że ty...właśnie ty...- wtrącił cicho, drżącym głosem, narastająca rozpacz zniknęła nagle, skryta pod maską chłodu.
- Z kolei ja jestem dupkiem- kontynuował nie zwracając na niego uwagi.- Arogancki dupek z gigantycznym ego, Kosiarz Śmierci, morderca, geniusz, lecz kłamca, niegodzien zaufania alkoholik z ciągotami do autodestrukcji. Popieprzony, niewierny i szybko nudzący się wariat... Ale do diabła, mogę być szalony, jednak to dzięki temu mogłem poznać twoją inną stronę. Bez szufladek, bez głupich gierek... Poznałem prawdziwą część Loki'ego i przysięgam na swój geniusz, że chce wiedzieć więcej. Chcę znać cię lepiej i nie zamierzam poznawać przez pośredników.- Uśmiechnął się krzywo, gdy Kłamca zarzucił mu ręce na szyję i wtulił w niego głowę. Czuł na szyi jego przyspieszony, gorący oddech, smukłe palce w swoich krótkich włosach.- Mój mały, niezrozumiany Psotnik. Ufam ci, u mnie zawsze miałeś czystą kartę. Myślisz, że taki kutas jak ja mógłby cię na wstępie skreślić? Cholera, boli mnie to, jak bardzo jesteś do mnie podobny- wyszeptał mu do ucha, by zaraz przygryźć je lekko. Zaraz potem zamrugał, gdy silne ramiona pchnęły go na puszysty dywan. Nie zdążył nawet otworzyć ust, bóg wygodnie ulokował się na biodrach, kołysząc przy tym swoimi. Kłamca zacisnął dłonie na jego szyi i uśmiechnął z kpiną.
- Jesteś tylko śmiertelnikiem, Stark... Mógłbym cię tak po prostu udusić i uciec. Nim ktokolwiek, by się zorientował, już dawno byłbym w Helheimie... Myślisz, że ktokolwiek, by za tobą płakał?- spytał cicho i puścił jego szyję. Anthony nawet nie mrugnął, dobrze wiedział, że to zemsta za wcześniejsze słowa. Bóg ponownie się na nim poruszył, dłonie oparł mu na ramionach i zaczął ocierać się o niego.
- Och, ty byś płakał, kochanie- mruknął cicho i ze zdławionym jękiem odchylił głowę, gdy ten przyspieszył, a ruchy przybrały na sile. Trikster wpił się mocno w jego wargi, wciąż kołysząc biodrami i zacisnął mocniej palce. Tony'emu przemknęło przez myśl, że siniaki murowane, lecz chwilę później skupił się na śliskim języku, pieszczącym jego własny, mocnych zębach przygryzających dolną wargę, kroczu ocierającym się o jego. Bóg zsunął nieco dłonie i zaczął chaotycznie pieścić ciało geniusza chłodnymi palcami. - Do diabła- warknął do siebie Iron Man. Pulsujący członek nieprzyjemnie napierał na jego spodnie, więc w duchu podziękował sobie za włożenie dresów i szarpnął biodrami, gdy twardy penis boga spotkał się z jego własnymi.- Loki, ty...
- Pozwól mi...Ja potrzebuję- wymamrotał, rozpaczliwie starając się rozwiązać supeł i ściągnąć z niego spodnie. Stark zacisnął zęby i zmusił go, by przestał.
- Spokojnie- mruknął, samemu z trudem siląc się na cierpliwość i za wszelką cenę starając się myśleć w miarę przytomnie. Przeklął pod nosem i obrócił ich, by móc znaleźć się na górze i wstał z trudem. Przeniósł go na łóżko i rozpiął mu spodnie.- Spokojnie- powtórzył, jakby starając się uspokoić siebie tym razem. Gdy bóg podniósł biodra, wspólnymi siłami udało im się ściągnąć obcisły materiał i zielone bokserki.
- Twoje, teraz- ponaglił go Kłamca chaotycznie i szarpnął znów za sznurek od dresów wynalazcy.- Tony!
-Sza- mruknął miękko i pchnął go z powrotem na poduszki.- Cierpliwości, skarbie- dodał i uśmiechnął się filuternie, mimo wszystko zadowolony z jego pośpiechu. Kołysząc biodrami po prostu zsunął z siebie dresy i bokserki, a potem zaśmiał się ochryple, dostrzegając spojrzenie, które wbił w niego Trikster. Pełen pożądania, rozgorączkowany wzrok spoczął na jego członku, będącym w pełnym wzwodzie i kołyszącym się przy każdym, powolnym ruchu biodrami.
-Tony- ponaglił go ze złością, a ten uśmiechnął się złośliwie.
-Tak?
- Proszę- mruknął w końcu kwaśnym tonem, rumieniąc się mocno.
-Jeszcze nie- odparł i sięgnął do kieszeni zrzuconych na podłogę spodni. Zaraz potem zbliżył się do niego i pocałował go gwałtownie.- Nie zamierzam się wycofać, nie musisz mnie poganiać- dodał w jego wargi. Zaraz zaczął opuszkami palców drażnić jeden z jego sutków, co jakiś czas skubiąc go lekko paznokciem. Gdy bóg sapnął mu w usta pogłębił pocałunek i przeniósł się na drugi z nich. Chłodne dłonie ruszyły w dół jego ciała, a potem jedna z nich zacisnęła się na biodrze, podczas gdy druga na pośladku. Stark uśmiechnął się z satysfakcją, jawnie zadowolony ruchem i zassał skórę na jego szyi, pozostawiając drobną malinkę, a zaraz przy niej dwie następne. Powoli ruszył w dół dokładnie wycałowując ciało boga, nagradzany cichymi westchnieniami oraz gardłowymi pomrukami.
Anthony zastygł jednak na wysokości podbrzusza i omiótł go uważnym wzrokiem. Poza Potts zawsze były to szybkie numerki, nie rozczulał się nad nikim, odkąd miał szesnaście lat zaspokajał swoje żądze i odchodził... Czy też raczej to Virginia wypraszała z posiadłości jego jednorazowe panienki. Przez ułamek sekundy na twarzy geniusza pojawił się niepokój, który nie został niezauważony, Kłamca wychwycił go od razu i bez słowa zrozumiał.
- Ja też nie jestem najlepszy w byciu z kimś blisko- przypomniał mu i wplótł palce w krótkie kosmyki, szarpiąc za nie. W odpowiedzi wynalazca westchnął cicho, a gorący oddech omiótł sterczącego penisa boga, który drgnął, wypuszczając kilka kropli. Stark zlizał je czubkiem języka, a potem przesunął nim po całej długości, musnął gładkie jądra i wrócił do główki poświęcając jej całą swoją uwagę. Nieco zaskoczony Trikster szarpnął kosmyki mocniej i mimowolnie wypchnął biodra, co Anthony posłusznie przyjął. Schował zęby biorąc go do ust, z początku samą główkę, potem coraz więcej, powstrzymując przy tym jego biodra, od podrywania się. Poruszał głową pochłaniając go całego, zaciskał mocniej wargi i pieścił językiem, a bóg nagradzał go westchnieniami i w pełni satysfakcjonującymi jękami. Wkrótce słonawa sperma zalała mu usta jednak przełknął ją i zaczął ssać główkę członka dopóki Kłamca nie wydał z siebie głośnego jęku i nie odciągnął go lekko od siebie.
- Pocałuj mnie wreszcie, Stark- zażądał zdyszanym głosem. Geniusz przewrócił oczami na jego rozkaz jednak pocałował go, miękko i nieco leniwie, z zadowoleniem sunąc dłońmi po rozluźnionym ciele, leżącym pod nim. Trikster oplótł jedną ręką jego szyję, by przylgnąć do niego mocniej, a potem przekręcił ich, by znaleźć się na górze. Pogłębił pocałunek, zaborczo i nieco agresywnie, a dłoń zacisnął lekko na twardym, gorącym członku geniusza, który drgnął między jego palcami. Zaczął go spokojnie pieścić, zmieniając raz po raz tempo i siłę swoich ruchów. Czuł jego pulsowanie i przyspieszony, szybkimi oddech Iron Mana na swoich rozchylonych wargach. Pocałował go po raz ostatni i zaskakująco nieśmiało zsunął się w dół.
-Schowaj zęby- przypomniał mu Stark zdyszanym, pełnym pożądania głosem, gdy bóg wciąż pieszcząc go dłonią, wziął w usta główkę. Kłamca wykonał polecenie, jednak wsunął go w usta zbyt szybko, zbyt głęboko. Krztusząc się wypuścił go z ust i poderwał lekko głowę, oczy zaszły mu łzami, lecz zaraz z zażenowaniem spróbował ponownie.- Powoli, zacznij od główki i porusz głową, nie musisz brać głęboko...- pouczył go miliarder siląc się na spokój, co mu zdecydowanie nie wyszło, głos był znacznie niższy niż zwykle, zadrżał w połowie wypowiedzi, a on sam wydał z siebie westchnienie, gdy Loki prędko wrócił do przerwanej czynności.- Właśnie tak, kochanie- wymruczał z zadowoleniem. Ciepłe wargi musnęły główkę penisa i rozchyliły się biorąc go powoli, po chwili zacisnęły się mocniej, wyrywając z niego sapnięcie, a potem głowa boga zaczęła się poruszać, pochłaniając go coraz bardziej. Kłamca zakrztusiwszy się nieco, cofnął lekko głowę i mimo łez, które popłynęły mu po policzkach, kontynuował, pomagając sobie dłonią.-Cudownie, skarbie-wydusił z siebie, a zadowolony z aprobaty bóg zaczął ssać mocniej. Loki czuł jak członek geniusza coraz szybciej pulsuje w jego ustach, wobec czego przyłożył się jeszcze bardziej, a gdy miliarder zaczął dochodzić wsunął głębiej jego męskość i zaczął pieścić jądra. Gwałtownie wypuścił go z ust i odskoczył, jak tylko poczuł spływający mu do gardła obrzydliwie gorzki płyn, krztusząc się spojrzał na wynalazcę z wyrzutem.
- Jesteś gorzki- wytknął mu z niezadowoleniem po chwili, jednak zaraz wyciągnął się na nim niczym kot.- Tony...
-Hmm? To zapewne przez alkohol...- mruknął rozbawiony, spoglądając na niego spod na wpół przymkniętych powiek.
- Nie chce odchodzić- odpowiedział cicho i wtulił twarz w jego pierś.
-I nigdzie nie odejdziesz, skąd ten pomysł?- odparł z niezadowoleniem i pocałował go w czubek głowy. Czuł jak ciało leżące na nim zaczyna się spinać, by na jego słowa na powrót się rozluźnić i przytulić mocniej.
-Tak tylko mówię- burknął cicho i wstrzymał oddech, gdy dłoń spoczęła na jego karku.- Po prostu mi też na Tobie zależy, Tony- dodał jeszcze ciszej i nie podnosząc głowy naciągnął na nich kołdrę.- A teraz zamknij się i daj mi spać!- zażądał na co geniusz parsknął śmiechem.-Stark!
- Sam się zamknij- odparował, wpijając się w jego wargi i wyrywając z niego zadowolony pomruk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro