Rozdział 14
Skończył przemawiać co zostało nagrodzone otwarciem butelek szampana, które kelnerzy prędko zaczęli przelewać do kryształowych kieliszków. Przyjął dwa z nich i dołączył do boga stojącego u boku Bannera.
- Dzięki- wyszeptał do przyjaciela. Nie sprecyzował za co konkretnie dziękuje, lecz obaj doskonale to wiedzieli. Był jedyną osobą, którą mógł poprosić, by potowarzyszyła jego podopiecznemu. Wręczył Kłamcy kieliszek i ku zdziwieniu wszystkich otoczył go ręką w pasie. Bruce odpowiedział mu skinieniem głowy i uśmiechnął się serdecznie.
- Jeśli będziesz tak postępował prasa się na ciebie rzuci- zauważył cicho.
- Zawsze się rzuca- odparł i klepnął go w ramię.- Dawno ich nie uszczęśliwiłem, więc czas na nowy skandal- dodał i mrugnął do niego.
-Stark- mruknął z urazą bóg i odsunął jego dłoń.
- Znów się dąsasz, Księżniczko?- wymruczał mu do ucha z udawanym żalem i stuknął lekko ich kieliszki.- Za noc, którą spędziliśmy całkiem miło- oznajmił z nieco złośliwym uśmiechem.
- Wstyd z wami gdzieś wyjść- stwierdził Banner śmiejąc się w głos. Pokręcił lekko głową i kątem oka zerknął na zegarek.- No nic, czas dołączyć do Thora- dodał. Rozejrzał się i nie zauważywszy nigdzie Gromowładnego ruszył w stronę zdobionych drzwi, prowadzących do barwnego ogrodu.
-Doktor Banner ucieka od nas pod byle pretekstem- podsumował bóg przewracając oczami, za co został obdarowany krzywym uśmiechem.
-Unika prasy jak ognia, a jak już zauważyłeś jesteśmy kontrolowani na każdym kroku- odparł wynalazca i odsunął się od niego o krok. Przed nimi zatrzymała się młoda dziennikarka, wysoka i smukła, z dużymi, zielonymi oczami i pełnymi, karminowymi wargami, które układały się w kokieteryjnym uśmiechu. Ubrana była w krwistoczerwoną suknię, a pod sporym biustem przewiązana miała cienką, złotą wstęgę. Stanęła tak, by patrząc kusząco w oczy geniusza, wyeksponować długą, szczupłą nogę, którą odkrywał rozporek sukni, kończący się zbyt wysoko, by pozostawić coś dla wyobraźni.
-Panie Stark- przemówiła melodyjnym głosem i posłała mu kolejny uśmiech, by zaraz lekko oblizać dolną wargę.- Nazywam się Eleanor Mills, z gazety...- kontynuowała swą pracę ukazując mu przy tym zdecydowanie nadmierne zainteresowanie. Anthony nie słyszał jednak co mówi dalej. Choć jej głos bezdyskusyjnie wiele mu obiecywał, a i ruchy, które wykonywała nie pozostawiały wątpliwości, że jest nim zainteresowana mężczyzna mógł skupić się tylko na jednym. Miała śnieżnobiałe zęby, a górne jedynki ubrudzone były czerwoną szminką i za każdym razem, gdy otwierała usta miał ochotę się zaśmiać, szczególnie, gdy kokieteryjnie przygryzła dolną wargę. Wpatrując się w nią z lekko uniesioną brwią usłyszał ciche prychnięcie stojącego obok boga, który ani na chwilę nie spuścił z niego wzroku. Kłamca pokazując tym swe niezadowolenie z ignorowania go oraz okazywania uwagi kokietującej kobiecie początkowo fuknął zaraz jednak obrócił się na pięcie i ruszył w stronę stołu z przekąskami. Ku oburzeniu dziennikarki chwycił rękę odchodzącego towarzysza i lekkim ruchem przyciągnął go do siebie.
-Poczekaj chwilę, kochanie- poprosił go łagodnie na co ten zapowietrzył się nieco.
-Anthony, ty... zdecydowanie powinieneś przestać to mówić, a już szczególnie w miejscach publicznych. Jesteś...
-Niepoważny- przerwała Psotnikowi panna Potts, pojawiając się przy nich. Na jej twarzy ukazała się irytacja.- Gdzie Ty masz głowę? Czy ty w ogóle myślisz o interesach? Musimy porozmawiać, natychmiast!- skarciła go szeptem.
-Chwileczkę, Pepper- odparł Iron Man i uśmiechnął się krzywo.- Obawiam się, że jestem zajęty...Eleanor- dodał bez żalu odprawiając dziennikarkę i ruszył za swoją byłą dziewczyną. Skinięciem dłoni poprosił boga, by pozostał na sali, podczas gdy sam zamknął się z rudowłosą w pokoju konferencyjnym.
Geniusz rozsiadł się na kanapie podczas, gdy jego asystentka nerwowo kręciła się po całym pomieszczeniu. Starannie omijała ciężkie krzesła, dotykając dłonią każdego oparcia. Twarz miała zaczerwienioną z gniewu, starannie ułożone włosy rozsypały się nieco. Gdy spojrzała na niego jej oczy były lodowate.
-Jak mogłeś to zrobić, Tony? Czy ty naprawdę nie myślisz? Dlaczego ten morderca... Tony, od zamordował tak wiele osób! Dlaczego wpuściłeś go do swojego domu? Dlaczego wy...?I jak mogłeś zrobić to mnie?! Myślałam, że...myślałam...- Głos kobiety z każdym wypowiadanym słowem łamał się coraz bardziej.
-Uspokój się, Pepper- odparł, gdy całkowicie zamilkła.- To co robię z Lokim to moja sprawa. Sprawa, która cię nie dotyczy... Zerwałaś ze mną i związałaś się z kimś innym, pamiętasz?- przemawiał do niej zaskakująco łagodnie. Mimo tego był podenerwowany, za wszelką cenę starał się trzymać nerwy na wodzy, lecz pozostawienie boga samego w tym tłumie wręcz go przerażało.
-Daniel jest dla mnie dobry, a ja... mam prawo żyć dalej. Nie mogę czekać aż wreszcie dorośniesz. A ty nie możesz wiecznie ryzykować swojego życia, to jest Loki, Tony, nie jakiś zwierzak, który będzie wiernie trwał u twojego boku i przybiegał a każde zawołanie. To niebezpieczny kłamca, morderca i manipulator...
-Przestań- skarcił ją przerywając zimno.- Wiem jaki jest Loki i wiem co zrobił... wiem też, że to już nie wchodzi w grę. Ponadto dorosłem, panno Potts. Masz rację, masz prawo żyć dalej, jednak pamiętaj, że i ja mam prawo decydować o swoim życiu, żyję tak jak chcę. Musisz to zaakceptować.
Nie miał już czasu na rozmowę, w której żadne z nich nie zmieniłoby zdania, oboje byli uparci i mieli swoje zdanie. Ruszył do wyjścia, lecz zatrzymała go chwytając za dłoń.
-Tony... To bestia! Kanalia, najgorsza z najgorszych- stwierdziła z rozpaczą.
-Nie- odpowiedział z powagą. W tej samej chwili otworzyły się drzwi, w których poza Kłamcą stanął i Kapitan Ameryka. Stali koło siebie, całkowite przeciwieństwa. Blondyn patrzący na niego ze spokojem, w czarnym, eleganckim garniturze, który opinał się nieco na jego ramionach, wyprostowany i nieco niezadowolony. Obok niego natomiast czarnowłosy bóg w wybranym przez Iron Mana stroju, wysoki choć nieco zgarbiony, pobladły na twarzy i ze wzrokiem utkwionym w futrynie. W jego oczach malowało się zażenowanie, lecz i lekka irytacja.
-Ty- zaczęła z gniewem kobieta- to wszystko twoja wina- naskoczyła na Kłamcę. Spojrzał na nią z uwagą, ale milczał choć wyglądał jakby za wszelką cenę powstrzymywał się by nie wybuchnąć.- Odkąd się pojawiłeś wszystko niszczysz- syczała. Starała się być jednak jak najciszej by nie wzbudzać zainteresowania co nikogo nie dziwiło, Pepper zawsze najbardziej zależało na reputacji firmy.
-Panno Potts.. Virginio- poprawił się Steve pod jej spojrzeniem- uważam, że to nie najlepsza chwila, by...
-Jak nie teraz to nigdy- zauważyła gniewnie.- Nie będę tolerować mordercy pod dachem mojego mężczyzny! Brat Thora czy nie, to i tak zwyczajna kanalia!
-Wystarczy!- Stark podniósł głos, gdy dłonie Kłamcy drgnęły i zacisnęły się w pięści. Wpuścił ich do pokoju i zamknął drzwi.- Nie życzę sobie byś mówiła w ten sposób o Lokim, zrozumiałaś?- spytał lodowatym tonem. Przyciągnął boga do siebie i ku jej zgorszeniu objął go mocno.-
W porządku?- mruknął łagodnie opierając swoje czoło na jego. Uśmiechnął się ciepło, gdy ten odwrócił wzrok, a wargi drgnęły nieznacznie.- Uśmiech, Psotniku- wymruczał i ku zdziwieniu całej trójki musnął krótko kącik jego ust.
-Tony!
-To nic nie da, do niego nic nie dociera, pozwól mu na to... On szybko się nudzi- przypomniał Kapitan próbując ją powstrzymać. Zacisnęła dłonie w pięści i mrucząc pod nosem liczne obelgi opuściła, salę swe wyjście podkreślając głośnym trzaśnięciem drzwiami.- Jesteś niepoważny, Stark- stwierdził z dezaprobatą i pokręcił lekko głową.- Zabierz go do domu- dodał łagodniej i wyszedł, dając im chwilę prywatności.
Geniusz spoglądał na boga w zamyśleniu, a gdy usiadł na kanapie od razu przyciągnął go do siebie.
-Same problemy z tobą, Loki- oznajmił z powagą, by zaraz parsknąć śmiechem widząc jego niezadowoloną minę.
-Zabierz mnie do naszego domu, Anthony- odpowiedział po chwili Kłamca odwracając od niego wzrok, na jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce zażenowania.
-Oczywiście, kochanie- odparł miękko i opuszkami palców pogładził jego zaczerwieniony policzek, czym zdziwił nie tylko jego, ale i siebie.
_________
Zapewne ku Waszemu zdziwieniu wróciłam. Ten oto rozdział choruje na przecinki, na ich niedobór i nadmiar zapewne... wiecie, że tego nie widzę :(
Jeszcze w tym tygodniu dodam książkę, w której (jeśli będziecie zaciekawieni) będziecie mogli poczytać czemu nie pisałam i dlaczego rozdziały nie będą zbyt często. Powiem Wam szczerze, że nie wiem jak często będą nowe rozdziały, ale na pewno będą. Kocham FrostIron, "Niewolę" i Was też kocham, więc na pewno to dokończę, tym nie musicie się martwić.
*A tak z ciekawości... ktoś z Łodzi i miałby ochotę poznać i oprowadzić Dango po mieście? Czuję się tu trochę obco :( (Priv)
Może teraz rozdział doda się cały bo w poprzednim widzę tylko połowę, znajoma też, a w telefonie w ogóle go nie mam ><
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro