Rozdział 12
Początkowo słyszał krzyk, który prędko przerodził się w błaganie. Wzywał go znajomy głos, na dźwięk, którego wstał gwałtownie mimo cierpienia. Ból zniknął tak szybko, jak się pojawił, otaczający Tony'ego mrok także. Otworzył oczy, lecz to, co spostrzegł, zdezorientowało go. Widział łóżko, a w nim siebie samego, nieprzytomnego i otulonego kołdrą, z wilgotnym ręcznikiem na czole. Na podłodze u jego stóp znajdował się bóg, rozczochrany i z jawnym przerażeniem w zamglonych oczach.
- Loki- odezwał się cicho. Głos jednak nie należał do niego, sprawił, że mężczyzna spiął się znacznie bardziej i ukrył pobladłą twarz w łydkach, przy których klęczał. Z niezrozumieniem uniósł ręce i zmarszczył brwi, rozpoznając nie swoje dłonie. Dłonie należące do Bruce'a... Co tu się do diaska działo? To przeczyło wszelkim prawom nauki... Zacisnął mocno powieki, myśląc tylko o tym, by wrócić do swojego ciała, do jedynego ciała, które mogło ukoić nerwy boga. Po chwili ponownie się rozejrzał i choć była to inna perspektywa, to wciąż nie należała do niego. Wtulał się w swoje własne nogi, a w głowie miał jeden wielki chaos. Oddychał z trudem i trząsł się, za wszelką cenę starał się opanować, czuł to doskonale, lecz te uczucia nie należały do niego.
Po chwili gwałtownie wciągnął powietrze, miał wrażenie, że płuca mu płoną, a uchylenie powiek i wyduszenie z siebie, choć słowa było prawdziwą torturą. Głowa, która ciążyła na jego nogach, poderwała się gwałtownie, a szybki, ciężkich oddech muskający jego policzek, zachęcił go do otworzenia oczu.
- Anthony — Głos boga był tak niepewny i przesycony rozpaczą, że geniusz zmusił się do uśmiechu. Mimo bólu przeszywającego całe ciało uniósł dłoń i wplótł palce w jego włosy.
-Powinieneś iść, Bruce- oznajmił chrapliwie. Prędko poświęcił całą swoją uwagę Kłamcy, którego lekko pociągnął za kosmyk i uśmiechnął się krzywo.- Połóż się koło mnie, natychmiast- mruknął cicho. Mężczyzna od razu wykonał polecenie i zrzucając buty, przylgnął do jego boku. Obaj usłyszeli pożegnanie, gdy naukowiec zamknął za sobą drzwi i odezwał się do nadchodzącej Natashy.
-Już mu przeszło- rzucił z lekkim roztargnieniem, idąc w stronę windy i pociągnął ją za sobą. Udawał, że nie dostrzega jej dezorientacji.
-Co tam zaszło?- spytała, gwałtownie się zatrzymując, a w odpowiedzi dostała nieco rozbawiony uśmiech.
-Tony się obudził, rozmawiał z ojcem Thora i Loki'ego- wytłumaczył i wcisnął guzik windy.
Iron Man uspokajająco przyciągnął boga do siebie i przez zaciśnięte zęby, głośno wypuścił powietrze. Na ułamek sekundy na jego twarzy pojawił się grymas bólu, jednak prędko skrył go za uśmiechem.
-Wszystko w porządku, Psotniku- stwierdził ciepło. Z zaskoczeniem obserwował boga, który z na wpółprzytomnym spojrzeniem poderwał się do góry i zawisł nad nim. Chłodne, miękkie wargi na krótką chwilę przylgnęły do jego w zaskakująco łagodnym pocałunku. Jeszcze prędzej zniknęły, gdy Kłamca z westchnieniem ulgi opadł na poduszki. Nie zwracając uwagi na dezorientację geniusza, ułożył mu dłoń na klatce piersiowej, a gdy rozbłysła zielenią ból zniknął. Tony'emu pozostało jedynie mrowienie zarówno koło serca, jak i na wargach. Westchnął cicho, z ulgą i mocniej objął boga, a ten ukrył twarz w zagłębieniu jego szyi.
-Tak, w porządku- wymamrotał. Chłodnym oddechem wywołał gęsią skórkę na szyi swego pana, lecz żaden z nich się tym nie przejął. - Wróciłeś- mruknął niewyraźnie i przylgnął do niego mocniej. Iron Man spokojnie naciągnął na nich kołdrę i z zamyśleniem mu się przyglądał. Skupił wzrok na czubku czarnowłosej głowy, którą miał przed sobą, a słowa dotarły do niego z opóźnieniem.
-Wątpiłeś?- spytał miękko i zaśmiał się cicho.- Zawsze wracam do tego, co moje - dodał na odchodnym i poczochrał go lekko, a ten prychnął cicho, w udawanym proteście. Tony czuł jednak, jak ten rozluźnia się z i układa na nim wygodniej. Widział, jak uspokaja się coraz bardziej, wsłuchując w bicie jego serca, aż w końcu zasypia ukołysany jego rytmem. Na jego wargach pojawił się ni to kpiący, ni rozczulony uśmiech, który zniknął prędko, gdy serce boga przyspieszyło gwałtownie, a ten wydał z siebie dźwięk pełen protestu. Z niezadowoleniem zmarszczył brwi, miał nadzieję na odrobinę odpoczynku po dzisiejszych przeżyciach, lecz jak widać, nie miał tego dnia szczęścia.- Wszystko dobrze- wyszeptał łagodnie i zaczął jedną ręką masować jego kark, podczas gdy drugą ujął dłoń boga i splótł ich palce. Szeptał ciche, niewyraźne zdania, lecz to i tak nie miało żadnego znaczenia, gdyż ten nie słyszał słów, a jedynie ton, którym ten się do niego zwracał.
-Hm?- wymamrotał bóg, podnosząc głowę. Od razu napotkał wpatrzone w niego, brązowe oczy Tony'ego i uśmiechnął się leniwie. Jego spojrzenie było spokojne i czyste, niesamowita zieleń błyszczała w mroku, zaskakująco przytomne zważywszy na to, że dopiero wybudził się z koszmaru. - Chodźmy jutro zwiedzić ogród japoński- dodał i ułożył się na nim wygodniej. Zaskoczony Stark zamrugał, a jego pierś zatrzęsła się od śmiechu.
-Pewnie, Rogasiu- rzucił, nie kryjąc swego rozbawienie i poczochrał go z uśmiechem.- Ale najpierw zamierzam się wyspać- dodał z udawaną powagą i uspokajając się, zamknął oczy.- Ty też powinieneś- dodał, ściskając smukłe, blade palce skryte pod ciepłą kołdrą. Leżący na nim, bez żadnego skrępowania, Loki był lekki, a jego skóra miękka i chłodna, ciało pachniało śniegiem, a ciemne, kręcone włosy owocami. Tony uśmiechając się krzywo, przesunął palcami po jego lokach.- Znów użyłeś mojego szamponu- stwierdził cicho.
-Lubię cię czuć, nawet gdy jesteś w warsztacie i pracujesz- wymamrotał. Geniusz dałby sobie rękę uciąć, że blade policzki oblały się rumieńcem, który zawsze wywoływał jego uśmiech. Teraz jednak w pomieszczeniu panował mrok, więc musiał zadowolić się przesunięciem opuszkami palców po rozgrzanej skórze boga.
-Ach tak? Cóż to... urocze- stwierdził, na powrót się śmiejąc, a ten prychnął głośno i odsunął się od niego na drugi koniec łóżka. Tony przewrócił oczami i przywarł ciasno do jego pleców. Jedną z dłoni wsunął pod niego bez najmniejszego problemu, a drugą ułożył mu na biodrze.- Teraz tu jestem i nie spieszy mi się ze wstawaniem, więc możesz spać spokojnie, Loki- wyszeptał mu do ucha i uśmiechnął się, dotykając jego skóry. Cofnął nieznacznie głowę, dopiero gdy oddech Kłamcy przyspieszył, a ten wymruczał coś niewyraźnie i splótł ich palce, z jawną premedytacją zacisnął je, nieco mocniej niż powinien.
-Dobranoc, Stark- burknął z dezaprobatą.
-Zbytnio się oburzasz jak na kogoś, kto miał czelność mnie pocałować- zauważył z rozbawieniem.
-Czelność?- mruknął ten, starając się odsunąć.- Ja...
- Zamilcz- skarcił go miękko geniusz.- Jesteś zbyt zuchwały- dodał, unosząc brew, czego ten nie mógł dostrzec w ciemności, tak jak i uśmiechu, który pojawił się na wargach Iron Mana.- Ale to w porządku... W końcu zaczynasz być sobą- dodał z aprobatą. Bóg próbował się wyrwać i wyjść z łóżka, lecz ten po prostu chwycił go mocniej i obrócił w swą stronę. Kłamca był znacznie silniejszy i bez problemu mógłby go odepchnąć i uciec, lecz zamiast tego uległ spokojnym ruchom swego pana. Jego oczy przygasły nieco, pełne zaskoczenia i niechęci, ale i ciekawości, którą starannie starał się ukryć za niezadowoleniem.
______
Koniec matur wobec czego obiecany nowy rozdział. Trochę mnie... zaskoczył x)
Wyrażajcie swoją opinię, proszę, jestem jej ciekawa bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Pozdrawiam serdecznie, Dango.
PS. Zgadnijcie, co jeszcze dziś będzie napisane, ale nie dodane :p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro