Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

No cóż... tym razem zapraszam Was na rozdział +18. To chyba trzeci lub czwarty w tej książce, ostatni zarazem.

    _______________

      Wszyscy poza Lokim opuścili salę Tony'ego, a Bruce starannie zamknął za nimi drzwi, odczuwał olbrzymi niepokój, zarówno ze względu na nich obu, jak i całą tą sytuację. Wcześniej z Thorem odbyli rozmowę na temat niepokojącej energii, której ten nie był w stanie rozpoznać, a zarazem czuł olbrzymi ból znajdując się w jej pobliżu i bezwzględnie zabronił im dotykać ciała geniusza. Wszyscy zebrani po raz pierwszy widzieli go tak poważnego, dlatego też posłusznie wykonali polecenie. Teraz natomiast choć kazał się wszystkim wynieść, najlepiej na niższe piętra, sam stanął na straży. Wysoki, potężny bóg zasłaniający przejście, z iskrami drgającymi nerwowo po swoje skórze, robił na nich olbrzymie wrażenie, a jednak troska o Iron Mana, z której dawniej nie zdawali sobie sprawy, chciała by tkwili przed drzwiami, z nadzieją, że chociaż Kłamcy uda się cokolwiek osiągnąć w sytuacji, gdy lekarze zawiedli.

-Nalegam na wasze odejście, przyjaciele- odezwał się w końcu Thor ponownie, a jego oczy były poważne i pełne lęku.- Nie potraficie wyczuć wszystkiego, jednak konsekwencje odczujecie na pewno, jeśli będziecie przebywać tak blisko mocy mego ojca- dodał. Dokładnie w tym samym czasie zaczęły drgać ściany, a liczba przywołanych przez niego iskier wzrosła.- Mogę wam obiecać, że dzięki memu bratu Człowiek z Żelaza się ocknie, choć jeśli tu pozostaniecie, narażeni na tę energię to zapewne żywych was już nie odnajdzie.

           Anthony Stark nazywany był geniuszem, sam się z tym zgadzał, lecz żadna nauka nie przygotowała go na to co czuł. Ani w stosunku do siebie, ani w stosunku do boga kłamstw, a nawet to obecnej sytuacji.

W rozmowach codziennych dawniej słowo Kłamca, czy Niszczyciel, jako pseudonimy Loki'ego padały tak często, że choćby cofnął się wspomnieniami do początków, nie byłby w stanie ich zliczyć. Obecnie był to po prostu Psotnik, jego piękny, samotny chłopiec wychowany na kłamstwach i w nienawiści to własnej rasy, który odrzucony ze względu na brak wymaganych umiejętności walki, opanował tak skomplikowaną oraz misterną magię, która w oczach dzielnych wojów skreślała go jeszcze bardziej. Był jego słońcem i lustrzanym odbiciem, które starał tak bardzo starał się przeciągnąć na swoją stronę lustra. Bogiem będącym w jego głowie i sercu, nawet tutaj, w Krainie Umarłych, gdy stał naprzeciw jego dzieci, o których świat mówił jedynie jako o potworach. Miał je jednak teraz przed sobą, nie po raz pierwszy i za każdym razem go zdumiewali, nie bez powodu zresztą. Niepokój wylewał się z niego uszami, a dogryzki Fenrira uspokajały go i zmuszały do myślenia, z kolei dłoń Hel sprowadzała na ziemię i koiła wszelkie lęki.

Potwory? Prawie parsknął z kpiną na myśl o tym. Te dzieci były równie niedoceniane i skopane przez los, co ich ojciec, a zarazem tak samo w środku rozbite i łagodne, jak on.

-Spokojnie, fala paniki minęła- oznajmił, podnosząc ręce do góry w geście poddania się i obdarzył ich kolejnym uśmiechem, znacznie prawdziwszym niż wcześniejszy, wymuszony, ale i cieplejszym, odzwierciedlającym pozytywne uczucia, które czuł względem nich.

Czuł, że obserwują go uważnie, starając się dostrzec fałsz i złudną fasadę, oceniając, czy rzeczywiście zależy mu na ich ojcu, jak i czy to całe zachowanie, zarówno względem niego, jak i ich samych jest tylko ułudą, czy faktem wynikającym z jego, zapewne, szaleństwa. Zaśmiał się krótko, czując się niczym oceniany w zoo zwierzaczek i wyciągnął dłoń do Hel.

-Dzięki za gościnę, ale powiedz mi, moja droga, czy ja tu mogę liczyć na jakąś szklaneczkę? Stres mnie wykończy- zasugerował niewinnie, a gdy uścisnęła lekko jego rękę, rumieniąc się na hasło moja droga i posłusznie przywołała służącą, Spóźnialską, ze szklanką whisky, skierował swój wzrok na olbrzymiego wilka.- A ty... dlaczego jak nas odwiedzasz to nie zostaniesz tylko zostawiasz paczki? Wolałbym fajnego gościa niż pocztówkę i ciasteczka- rzucił z udawaną urazą i potrząsnął na niego palcem, a następnie przejął szklankę i za jednym zamachem wypił połowę zawartości.

Doprowadzony do kanapy rozsiadł się wygodnie i poklepał obok siebie miejsce dla niepewnej bogini, która zawstydzona jego otwartością nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Z kolei syn Angerbody podśmiewał się z jej zarumienionego oblicza, szczęśliwy, że pod jego futrem nie widać skrępowania, które wywoływała w nim otwartość mężczyzny.

Zaraz potem zamilkł, czując ból. Z początku był łagodny, drażnił tylko jego zmysły, jednak z czasem fala zaczęła narastać. Mimo to gawędził wesoło, zagadując ich raz po raz, popijał whisky, które Spóźnialska posłusznie dolewała mu, gdy tylko opróżniał szklaneczkę, opowiadał o sobie, wspominał ich ojca. Dopiero z czasem, w ich oczach zaczął malować się niepokój, gdy ten radosny, nieco złośliwy mężczyzna, zaciskał mocniej powieki, później powoli masował skronie, z wolna gubiąc się w wypowiedziach im dłużej trwały. Zimna dłoń znalazła się na jego czole, zmniejszając cierpienie, za razem wyczuwając jednak w nim ogień.

-Mroczne ognie, walczą- wyszeptała cicho, a mimo to jej głos rozniósł się echem po jego głowie, niczym fala ostrych sztyletów.- To dobry ból, choć straszny, Tony- dodała, starając się mówić jeszcze ciszej. Uniósł kciuk w górę, posyłając jej słaby uśmiech i spojrzeniem zachęcił do dalszych wyjaśnień.- Myślę, że ojciec poprosił Odyna o wsparcie, czyż to nie cudowne? Gdy ból się skończy wrócisz do domu i będziesz mógł żyć, jak tylko będziesz chciał, i z kim tylko będziesz chciał...- Miał wrażenie, że paplała radośnie, skrywając narastający niepokój. Czy chodziło o niego samego, jego życie, czy może jakieś starannie ukryte haczyki, które przewidywała w umowie zawartej między dwoma niesamowitymi, doświadczonymi oszustami? Zapewne jakieś były, zawsze były. Czy Loki lub Odyn mogli istnieć bez tych durnych haczyków?

          Przeszyty bólem, czując krew skapującą mu z nosa, zacisnął mocno powieki. Dłonie ujęły jego brodę, dociskając mu do nosa chłodną chustę i przetrzymywały go w miejscu, gdy dostał bolesnych drgawek. Miał wrażenie, że tkwi w jakimś ogniu piekielnym, który najboleśniej liże jego głowę, dłonie i stopy, a zarazem chce rozerwać na strzępy jego rozum. To wieczne koło jednak w końcu ustało, podtrzymujące go, pomocne ręce zniknęły, a gdy otworzył oczy, nie mógł uwierzyć w to co widział. Ciało bolało go, jednak zmusił się by usiąść, ściągnął z siebie wszelkie podejrzane kable i skrzywił się z niechęcią, nienawidził szpitali. Pokój był jednym wielkim chaosem, krew była nawet na ścianach, a meble roztrzaskane. Dłuższy czas zajęło mu skupienie się na tyle, by wyłonić jasny widok w tym bałaganie, a fala niepokoju poderwała go do pionu, nie bacząc na żaden ból.

-Loki, Loki, Loki...- szeptał nerwowo, a ten otworzył oczy. Jego twarz, jak i on cały była niebieska, pełna wypukłych zawijasów i zakrwawiona, oczy lśniły niczym rubiny, rogi nieskrywane przed światem były nieco większe niż pamiętał, a czarne włosy splątane, jakby ostatnimi czasy szarpał za nie w stresie.

-O- wymamrotał tylko bóg i wyciągnął ku niemu bladą dłoń, jednak spotkanie ze skórą Iron Mana oparzyło go boleśnie. Ciepłe wargi czym prędzej złożyły pocałunek na skrwawionej dłoni, która z każdą sekundą robiła się coraz bardziej błękitna, gdy już nie tylko w oczach Starka, ale i swoich własnych przyjmował pierwotną formę.- To jest...- Jego ochrypły głos, który pozostał mu po duszącej magii, sprawił, że skrzywił się, całe gardło paliło niczym żywym ogniem, a gdy przeciągnął dłonią po twarzy, zmarszczył gniewnie brwi, dostrzegając krew. Pamiętał, że pod siłą całej tej energii jego ciało uległo, a krew gęstymi strumieniami lała się zewsząd, jednak było to zwyczajnie żenujące, szczególnie, że ten obrzydliwy widok, był pierwszym, który dostrzegł geniusz odzyskawszy przytomność.

-Ciii- mruknął tylko wynalazca, ostatecznie ściągając powłoczkę z poduszki, bo w tym chaosie nie był w stanie nic innego wyszukać. Choć sam obolały, ostrożnie pomógł mu przyjąć wygodniejszą pozycję. Podejrzewał, że jako główna ofiara całej tej niszczycielskiej siły, zapewne otrzymał swoistą ochronę, podczas gdy ta cała fala skupiła się na najbliższym otoczeniu, stąd też ten koszmarny wygląd. Powłoczką starł mu z twarzy tyle krwi ile zdołał, a następnie przylgnął do niego rozpaczliwie, niczym do ostatniego koła ratunkowego, choć lodowate ciało pod nim wydało z siebie głośny syk na to palące uczucie.- Zimny- jęknął tylko i przycisnął się do niego mocniej.

-Co się dzieje?- wymamrotał Loki, nieco jeszcze rozkojarzony, dociskającym się do niego, roztrzęsionym ciałem.

-Myślałem, że to koniec, otworzyłem oczy w pałacu Hel i...- tłumaczył nerwowo. Zimna dłoń poruszyła się, obejmując go gwałtownie, a uśmiechnięte krzywo, skrwawione wargi docisnęły się do jego czoła.

-I ty głupi myślałeś, że uwolnisz się ode mnie tak łatwo?- spytał złośliwie, wywołując parsknięcie u rozmówcy. W końcu obaj usiedli, brudni od krwi, w jednym wielkim bałaganie.

-Jesteś błękitny, dlaczego?

-A. To... to chyba haczyk- odparł czym prędzej bóg wzruszając ramionami.- Odyn twierdził, że zobaczysz więcej niżbym chciał. Zapewne jak zobaczysz prawdziwego mnie zaczniesz „się wahać i lękać, zwątpisz we mnie, a w ogóle to zaczniesz uciekać i umrzesz, bo widząc prawdziwego mnie będziesz się bał tego, co oferuje ci Asgard"- dodał z zaskakującym lekceważeniem w głosie, a Stark spojrzał na niego z niedowierzaniem i prychnął. Głównie po to, by ukryć narastające wzruszenie, które ścisnęło go za gardło i ponownie go objął, praktycznie na nim siedząc. Nosem przesunął po jego chłodnej szyi i uśmiechnął się krzywo, gdy udało mu się nieco uspokoić swoje emocje. Loki przez cały swój pobyt na Ziemi pokonał olbrzymią drogę, skoro bez mrugnięcia okiem zgodził się na tego typu umowę. Nie był pewien, czy sam Kłamca orientował się, jak bardzo musiał mu wierzyć i ufać, by ot tak zgodzić się na tę propozycję, by go ocalić, choć w rzeczywistości to, że „zobaczy go prawdziwego", wcale nie musiało po tych wszystkich latach oznaczać seksownego błękitka, który teraz się pod nim znajdował. Odyn i jego pełen pomysłów i tajemnic umysł mógł mieć też na myśli milion innych rzeczy... Nie żeby którakolwiek z nich mogła go zniechęcić.

-Prysznic, w tej chwili- zadecydował, choć wiedział, że może on nie być najprzyjemniejszy, dla nich obu zresztą. Prawdopodobnie powinien być... lodowaty? Obecna sytuacja Jotuna raczej nie pozwalała im na coś cieplejszego, z kolei ta temperatura niezbyt zachęcała jego samego, aczkolwiek był w stanie znaleźć kilka plusów.

             Stali pod zimną wodą, która zmyła z nich krew, lęki i niepewność. Loki spłukiwał swoje włosy, odchylając głowę do tyłu, gdy poczuł ciepłe wargi, które przywarły do jego obojczyka, następnie podążając w stronę wygiętej szyi. Gorące iskry, nieco bolesne w obecnym ciele wywołały w nim mimowolny uśmiech. Podejrzewał, że Stark zwyczajnie przemarzł stąd teraz planował małą rozgrzewkę, nie był jednak pewien, czy było to rozsądne z jego zimnym ciałem. Ewidentnie jednak dla Anthony'ego nie stanowiło to przeszkody, gdy zsunął dłonie na jego biodra, a językiem zaczął okrążać granatowy sutek.

-Ty...

-Zabierz nas stąd- nakazał, podgryzając drugi z sutków i mocniej trzymając jego biodra, a ten zadrżał na wyraźne polecenie. Nienawidził rozkazów, a jednak te były niczym balsam dla duszy, choć miał ochotę podroczyć się z nim, czuł zarazem obawę, że zemsta wynalazcy mogłaby doprowadzić go na skraj i z powrotem.

-Tony- syknął, usiłując się skupić, a ten nie planował mu niczego ułatwiać.

-Teraz- dodał, głosem nie zezwalającym na dyskusje i Loki posłusznie objął go, rzucając szybkie zaklęcie. Znaleźli się na czwartym piętrze, prywatnym piętrze Starka, na którym zaczęła się ich znajomość, jako że bóg nie miał żadnej pewności, czy jego komnaty przetrwały bitwę z Doktor Raach. Pozwolił zaciągnąć się w stronę łóżka, potulnie ulegając wszystkim zachciankom, szczególnie że były zbieżne z jego własnymi. Tyle czasu tęsknił za tym dotykiem, że teraz jedyne czego chciał to ust i dłoni Starka wszędzie, najlepiej przez wieczność.

Zadrżał, gdy rozgrzewająca się od temperatury pomieszczenia, dotąd zmarznięta pod prysznicem, dłoń Starka zaczęła pieścić jego pośladek. Oddychał coraz głośniej, zadowolony z jego dotyku, lgnący do niego wręcz rozpaczliwie. Zarazem starał się za wszelką cenę być ostrożnym i potulnym, zaciskając dłonie na kołdrze, by Stark przyjmował tyle chłodu z jego lodowatego ciała, ile sam był w stanie znieść, by nie zranić go samym sobą, nie sądził, że któryś z nich mógłby to spokojnie znieść.

-Hej, nie umrę tylko dlatego, że mnie dotkniesz- wyszeptał mu do ucha. Drgnął czując dłoń zaciskającą się na jego biodrze, gdy Stark mówił do niego. Poruszył nerwowo biodrami, czując jak jego podniecenie narasta. Nie czuł żadnego skrępowania, a jedynie lęk przed zranieniem go, drobnego człowieka, zdecydowanie nieodpornego na jego zimno i...- Głupek- rozmyślenia przerwał mu wynalazca, karcąc go czule, choć obaj wiedzieli, że to właśnie on ma rację. Zaraz potem rozdzieliła ich cienka kołdra, którą narzucił na niego Stark, by zmniejszyć uczucie chłodu, gdy rozsiadł się na jego biodrach. Kołysał zresztą własnymi, napierając na niego, co doprowadzało go do szaleństwa. W następnej kolejności gorące wargi spoczęły na jego rogach i miał wrażenie, że szaleństwo to zbyt proste określenie na to co się z nim dzieje. Ciało geniusza było wszędzie, napierał sobą na jego penisa, dłońmi pieścił go w każde miejsce, którego tylko mógł dosięgnąć, a ustami bez przerwy trafiał w najwrażliwsze punkty tego ciała. Jak on nienawidził się w tej postaci! I na wszystkie świętości, jak on straszliwie kochał tę postać, zdążył pomyśleć w kompletnym obłędzie, gdy nagle wszystko ustało, a sam Stark zniknął z niego, pozostawiając go w całkowitym szaleństwie zmysłów.

-Tony- jęknął rozpaczliwie, a gdy odpowiedź nie nadeszła rozejrzał się półprzytomnie wokół, nim kolejne uczucia pozbawiły go resztek rozumu. Gorące usta zamknęły się nagle na jego penisie, tak twardym, że zamiast błękitu przyjął barwę granatu i bez przerwy drgał boleśnie.- Och- wyrzucił z siebie przez zaciśnięte zęby, a jego biodra szarpnęły się rozpaczliwie, gdy te usta zaczęły go pochłaniać, a język okazał się kompletnie czarodziejski, ślizgając się radośnie wszędzie, gdzie tylko zdołał. Gorąc przeszywał go boleśnie, uczucia pochłaniały go coraz bardziej, a głowa nadająca coraz szybszy rytm przyprawiała go o narastający chaos uczuć, choć nie wiedział, że jest w stanie tak przekroczyć własne granice. Zaraz potem gorące palce systematycznie i czule zaczęły pracować nad wnętrzem, a to już stawało się nie do zniesienia dla jasności jego umysły. Chyba krzyczał, na pewno wołał imię swoje partnera, który jednak zdecydowanie zajęty nie kwapił się do odpowiedzi. Żar w nim narastał, ciało szarpnęło się, docisnął głowę Starka do swojego podbrzusza i puścił dopiero, gdy doszedł, zachwycony tym, jak ten uległ mu potulnie i wytrzymał tak długo, aż sam nie zaczął się krztusić. Puściwszy go posłusznie, wciąż trzymał dłonie w jego włosach, półprzytomnie przeczesując je palcami, nieprzytomnym spojrzeniem napotkał figlarny wzrok mężczyzny i usta, opuchnięte i sine od chłodu, ale ułożone w zdecydowanie zadowolony z siebie uśmiech.- Ty...

-Też cię kocham- odparł miękko, choć nieco ochryple i bez najmniejszego skrępowania przywarł do niego całym ciałem, co nie było zbyt trudne, jako, że ten w trakcie zdecydowanie stracił cały swój błękit. Wpił się w jego wargi, nie zostawiając mu nawet sekundy na odpoczynek, a Loki, odzyskawszy nieco rozumu, przekręcił ich gwałtownie, tak że w końcu znalazł się na górze, jako że obecne ciało zdecydowanie mu na to pozwalało. Tym razem był już przygotowany, Tony znając jego szaleństwo starannie o to zadbał, więc poruszył się leniwe, nabijając na niego i westchnął głośno ta to uczucie, by zaraz potem zamknąć jęk Starka wręcz brutalnym, rozpaczliwym pocałunkiem. Od samego początku narzucił szybkie tempo, chcąc doprowadzić go do podobnego szaleństwa, chciał by i ten był bliski utraty zmysłów, mimo iż w gruncie rzeczy zdawał sobie sprawę, że osiągnięcie tego bez błękitnego, nadmiernie wrażliwego ciała, było rzeczą co najmniej trudną. Głośny język Starka, gdy zacisnął się na nim, zaraz po tym, jak mocno zsunął się na dół był jednak pewną satysfakcjonującą nagrodą. Chcąc usłyszeć więcej utrzymywał przez chwilę podobne tempo, by potem zając się jego szyją, a swoje ruchy uczynić powolnymi.- Ty draniu- wyrzucił z siebie geniusz ze zdławionym jękiem i sam szarpnął biodrami, zaczynając narzucać rytm. Loki ugryzł go w obojczyk, wybijając go z rytmu, co Tony wykorzystał zwalniając nieco. Zsunął go z siebie i naprowadził go na odpowiednią pozycję, tyłem do siebie, by zaraz znaleźć się między wypiętymi, krągłymi pośladkami. Leniwie ugryzł jeden z nich, by następnie wejść w mężczyznę i od razu narzucić pożądane tempo. Jedną z dłoni przytrzymywał biodro, drugą starannie pracował na jego członku utrzymując tempo swoich ruchów. Czując, że dochodzi przyspieszył ruchy, czuł jak Loki drży, wydając z siebie zadowolone westchnienia, sam na pewno nie był cichy... Gdy doszedł jego dłoń nie przestała się poruszać. Posłusznie zmienił pozycję na tę sugerowaną przez Loki'ego, leżąc bokiem, z pośladkami boga przytulonymi do swojego podbrzusza, a jego dłoń sunęła po penisie, w tempie, które ten tak lubił. Gdy sperma rozlała się po jego palcach, a przytulone do niego ciało zadrżało mocniej, uśmiechnął się leniwie i złożył na ramieniu ciężko oddychającego mężczyzny czuły pocałunek. Zapadła cisza przerywana ich uspokajającymi się oddechami, a chwilę potem Loki parsknął cicho.

-Twoi kumple zabiją nas za ten numer

-Mmmm Fenris będzie pierwszy- zauważył leniwie i ponowił pocałunek. Bóg przekręcił się do niego twarzą, skrytą pod poduszką chusteczką wytarł jego dłoń i skrzywił się nieco.

-Obawiam się, że jeśli rano nie zajrzysz do skrzyneczki to Odyn może być pierwszy.

-Do rana wytrzyma- prychnął i uśmiechnął się krzywo.- Prysznic, w tej chwili- powtórzył drugi już raz tego dnia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro