Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 68

Wiercę się czując mocny uścisk w pasie, słabnie na chwilę, ale zaraz znowu coś mnie ściska i już nie odpuszcza. Poddenerwowana podnoszę powieki i szybkim gestem przecieram oczy, pozbywając się zamglonego obrazu. Przełykam ślinę przez suche gardło i poprawiam się na siedzeniu, uświadamiając sobie, że wciąż jestem w samolocie.

- Co się dzieje ?

Mój głos jest skrzeczący i krzywię się na naprawdę nieprzyjemny dźwięk.

- Zapaliła się kontrolka zapięcia pasów. Nie chciałem cię budzić, zapiąłem cię.

Spoglądam w dół, macając ściśnięty na moim podbrzuszu pas. Poluźniam go odrobinę.

- Samolot ma jakieś kłopoty ?

- Nie. Wydaje mi się, że piloci poszli napić się kawy i przeszli na automatycznego pilota.

Zayn puszcza mi oczko i uśmiecha się uwodzicielsko. Zaśmiewam się cicho i opierając głowę o zagłówek zamykam oczy.

- Dzięki, że mnie zapiąłeś.

- Przyjemność po mojej stronie.

Nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że uśmiecha się półgębkiem.

- Jesteś głodna ?

- Nie.

Zapada cisza, korci mnie by otworzyć oczy i sprawdzić co mężczyzna obok mnie porabia, ale podoba mi się pozycja w której się znajduję i ta błoga cisza. Żadnych krzyków, żadnych rozmów, jakby cały samolot spał.

- Dlaczego chcesz wrócić do Londynu ?

Zamieram na sekundy, otwieram oczy i opuszczam głową. Zagryzam wargę i bawię się palcami.

- Nie wracam do Londynu. Jadę tam tylko dokończyć sprawy z moim ojcem i Marcelem.

- Co tu jest do dokańczania ?

- Wiele rzeczy. Nie skończyłam z przeszłością tylko od niej uciekłam. Nie mogę uciekać. Przez to jestem niespokojna. Spójrz mój ojciec do ciebie wydzwania. Nie uwolniłam się od niego.

- Co zamierzasz ?

Spoglądam odważnie w oczy i twarz mojego kochanka otulonego przyciemnianym światłem.

- Sprawdzić czego chce, porozmawiać z nim. Rozmowa. Niektórzy dorośli ludzie tak robią, dzięki temu nie ma później nie potrzebnych problemów.

- Rozumiem aluzje.

Warczy i odwraca ode mnie wzrok. Brak oświetlenie nie przeszkadza mi w zauważeniu jak jego twarz tężeje, a szczęka się zaciska. Dopadają mnie wyrzuty sumienie, ostatnio stałam się naprawdę wredna, a nawet męcząca. Powinnam być bardziej wyrozumiała, on też mógłby rzucać mi w twarzy wszystkie błędy jakie popełniłam, a nie robi tego. Wypuszczam drżący od emocji oddech i łącze swoje dłonie razem, układając je na kolanach.

- Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć.

Ciągły ból w sercu stał się już na tyle naturalny, że potrafię go ignorować, ale w takich chwilach jak ta nasila się, przypominając mi, że jestem na końcu drogi prowadzącej do utraty mojego mężczyzny.

- W porządku, zasłużyłem. Żałuję tego co zrobiłem.

- Wciąż cię kocham, Zayn.

Wraca do mnie wzrokiem, z jego oczu bije miłość i czułość tak silna, że nie mogę przez chwilę oddychać, pływając w dumie. Bo ta miłość jest skierowana do mnie.

- Nic nie zmieni tego, że cię kocham.

Mruga powiekami, patrzy na mnie zagubiony i wbija wzrok w siedzenie przed sobą. Wydaje się być zaskoczony moim wyznaniem. Czy naprawdę nie dość okazywałam mu miłości ?

- Zrozumiałbym gdybyś mnie znienawidziła. I czuję się samolubnie próbując zatrzymać cię przy sobie, jestem samolubny próbując sprawić byś nadal mnie kochała.

- O czym mówisz ? Nie musisz nic sprawiać.

- Jestem bogaty, May. Cholera jestem milionerem. Łatwo jest kochać moje pieniądze, albo nienawidzić mnie za to, że je mam. Ludzie albo kochają je, albo nienawidzą mnie.

Ból maluje się na jego twarzy. Pan Malik nie ma wokół siebie wielu bliskich mu ludzi. Jeśli nie rozumiesz, to w biznesie zawsze jest masa przeciwników, którzy chcą cię zniszczyć.

- Nie zasługuję na ciebie. Ale jesteś jedyną osobą, której ufam równie mocno jak ufam sobie. Matko, May, myślę że twój brak wiedzy o moim stanie majątkowym, był pierwszym co w tobie pokochałem. Później pokochałem twoją tendencje do kłamstw, zawsze wiedziałem, gdy nie jesteś szczera. Widziałaś, że się poznam, a i tak kłamałaś. Strasznie irytowałaś mnie tymi kiwnięciami głowy, zamiast używać języka wolałaś wykonywać gesty, doprowadzało mnie to tak bardzo do szału, że to też w tobie pokochałem. Nie masz większego pojęcia o seksie, a przynajmniej się nim nie wykazujesz i to też pokochałem.

Rozszerzam oczy i natychmiast przytykam mu dłoń do buzi. Obracam się za siebie, by upewnić się czy oby pasażer za mną niczego nie usłyszał, ale ma słuchawki na uszach, a ten za Zaynem śpi. Albo udaje, że śpi. Starsza pani obok mojego mężczyzny, też wydaje się spać. Odsuwam ostrożnie dłoń od jego ust i próbuję spiorunować go wzrokiem.

- Nie mówi się o takich rzeczach na głos w miejscach publicznych.

Mrużę oczy, a on pochyla się do mnie nadzwyczaj rozbawiony.

- Kocham twoją nieśmiałość i w łóżku i na co dzień.

Szepcze, nie próbując powstrzymać łobuzerskiego uśmiechu.

- Dlaczego mówisz mi to wszystko teraz ?

- Chcę, żebyś to wiedziała. Kiedyś i tak bym ci to wyznał, a skoro może nie być kiedyś. Nie tracę czasu, May.

- Co zrobicie z dzieckiem, gdy się urodzi ?

Widocznie się spina i wraca do poprzedniej pozycji, rozsiadając się w fotelu.

- Nie myślałem o tym. Nie jestem przygotowany do bycia ojcem. Nigdy nie chciałem, by moje dziecko było z przypadku, tym bardziej nie chciałem go z kimś kogo nie kocham. Nie rozmawiajmy o tym. Możesz się jeszcze przespać. Dopiero za godzinę będziemy we Frankfurcie.

- Przykro mi, że nie należę do tych osób co potrafią zaakceptować dziecko swojego kochanka.

Przytakuje mi tylko głową i odblokowuje tablet, zaczynając przeglądać pocztę.

***
Budzę się w południe w sypialni gościnnej. Gdy wróciliśmy nad ranem, po krótkiej sprzeczce gdzie będę spała, Zayn odpuścił i pozwolił mi samej wybrać sobie miejsce do snu. Wyciągam z torby swoje stare dżinsy, z wielkim trudem wciskając się w nie. Zakładam koszulkę, bluzę i zapinam prawie pusty bagaż. Cóż właśnie tyle rzeczy jest moich. Zabieram torbę ze sobą i idę do kuchni. Mężczyzna poinformował mnie, że zgodnie z moim życzeniem wykupił mi lot do Londynu na dzisiejszy podwieczorek. Przechodzę po zimnych kaflach do lodówki i wyjmuję z niej sałatkę, którą przygotowała mi dzień wcześniej Caty. Kroję sobie świeżą bagietkę i zasiadam przy wyspie. Zaczynam odczuwać zdenerwowanie tym całym wyjazdem. Nie jestem pewna jak zniosę ponowne spotkanie z ojcem. Ostatnim razem, gdyby nie Zayn... Przełykam ślinę. Starczy mi pieniędzy na dwie noce w tanim motelu, co dalej nie mam pojęcia.

***
Zamykam oczy, by nie patrzeć na smutną twarz Zayna, gdy parkuje pod lotniskiem. Siłą wymusił na mnie przyzwolenie na odwiezienie mnie.

- Pomogę ci z bagażem.

Zgadzam się, chodź nie potrzebuję jego pomocy. Torba jest praktycznie pusta. Chwytam klamkę i wychodzę na duszne nowojorskie powietrze. Mimo zachmurzenia i braku słońca, jest ciepło, wręcz upalnie. Krok w krok idziemy do wejścia i wchodzimy do środka, zatrzymując się dopiero przy mojej bramce.

- Poradzisz sobie ?

Kiwam głową, bo słowa więzną mi w gardle. Ostateczny koniec. Łzy zbierają mi się w oczach. Mogłabym zostać, wszystko zależy ode mnie, ale nie potrafię znieść myśli, że w przyszłości miałoby rozdzielić nas jego dziecko. Jestem pewna, że znienawidziłabym i je i jego. Wolę takie zakończenie. W prowizorycznej zgodzie. Miłość nie zawsze wystarcza, czasem trzeba przestać myśleć sercem, a uruchomić rozum i wybrać mniejsze zło.

- Wywołują twój lot.

Kiwam sztywno głową po raz kolejny i odbieram od niego swój bagaż. Odwracam się, by odejść, ale zatrzymuję się i spoglądam na niego.

- Chcę żebyś wiedział, że jestem z ciebie dumna. Też jestem przeciwna aborcji. Poradzisz sobie jako ojciec, właściwie to poradzisz sobie w każdej roli.

- Jako partner szło mi nie najlepiej.

- Szło ci lepiej, niż sądzisz.

Jednym krokiem zbliżam się do niego, wspinam na palce i lubieżnie całuję. Zaciskam dłonie na połach jego marynarki, a jego ramiona przygarniają mnie jeszcze bliżej, dociskając do siebie nasze ciała.

- Dziękuję, że mnie zmieniłeś.

Szepcze w jego usta, spoglądając ostatni raz w oczy, które pokochałam. Będzie mi brakować ich widoku na dobranoc i dzień dobry. Jeszcze raz zakrywam jego usta swoimi w czułym pocałunku pełnym niewypowiedzianej rozpaczy i odsuwam się, podnosząc z ziemi porzuconą torbę.

- Kocham cię, Zayn.

Odchodzę do bramek, obracając się kilka razy za siebie, by go zobaczyć. Z rękoma w kieszeni i kamienną twarzą odprowadzał mnie wzrokiem. Zdaję swój bagaż i przechodzę odprawę, zasiadając na jednym z plastikowych krzesełek, czekając na samolot. Teraz wiem, jedno. Zayn Malik zawsze dotrzymuje słowa. Nie zatrzymał mnie, pozwolił odejść, jak obiecał. I jeżeli kiedyś już czułam się zraniona, to na pewno nie mogło się to równać z bólem, który czuję teraz. Mam pęknięte serce i to nie tylko z winy Zayna. Gdy podstawiają samolot, jak robot przechodzę przez rękaw na pokład, posyłając wymuszony uśmiech stewardesie i zajmuję swoje miejsce. Gdy startujemy próbuję dojrzeć z okna samochód Zayna, ale nic nie widzę. Kilka łez ulatuje na moje policzki, nim zdążam powstrzymać je po przez zamknięcie powiek. Szybko ocieram oczy i nabieram powietrza. Poradzę sobie. Oboje sobie poradzimy. Tylko już osobno.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że bardzo chcecie drugiej części, ale teraz nie umiem podjąć decyzji. Sądzę, że postanowię co zrobię dopiero z ostatnim rozdziałem.

Miłego dnia xx
Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: