Rozdział 67
Przełykam zalegającą ślinę i uciekam wzrokiem przed Zaynem. Czuję się zmieszana, wzburzona, rozgoryczona i muszę się pozbierać nim spojrzę w jego oczy. Pocieram skroń jakby miało to w czymkolwiek pomóc.
- Powiedz coś.
Odchrząkuję i łącze dłonie razem.
- Co chcesz, bym powiedziała ?
- Cokolwiek, potrzebuję cię.
Zamykam oczy i wyrywa mi się z ust cichy szloch. Potrzebuję cię. Zayn Malik, jest potężnym facetem, który nie potrzebuje nikogo i zranionym mężczyzną, który pragnie miłości.
- Zataiłeś przede mną coś jeszcze ?
- Powiedziałem już wszystko.
Widzę tęsknotę w jego oczach, gdy w końcu w nie spoglądam, smutek i głęboką potrzebę.
- Możemy już wracać ?
- Tak.
Woła o wsparcie zaszklonym spojrzeniem, ale nie mogę mu go dać. I przysięgam, że jest to pierwszy raz gdy widzę mężczyznę, który jest kimś zupełnie innym, niż tym jakim go znałam. Ten jest rozbity i dzieli go mila od płaczu. Odwracam się na pięcie i bez jego wskazówek kieruję się do samochodu. Przy samym końcu wzgórza moje nogi wykonują na tyle szybkie ruchy, że można by było uznać to za bieg. Wsiadam do pojazdu, zapinam pasy i czekam aż Zayn przyjdzie. Po ciuchu zajmuje swoje miejsce, odpala silnik, zwalnia ręczny, ale nie rusza. W zamyśleniu kurczowo trzyma kierownicę, patrząc przez przednią szybę.
- Chcę coś jeszcze powiedzieć.
Kiwam głową bez patrzenia na niego. Potrzebuję wszystko sobie poukładać, już za dużo mi tych informacji.
- Zwróciłem Carmen prezent urodzinowy. To był zbyt znaczący podarunek. Jesteś jedyną kobietą, od której chcę przyjmować prezenty.
Zamykam oczy i przecieram powiekę.
- Zawieź mnie do hotelu.
Głos znowu mi drży i nie wiem czy zaraz znowu się nie rozpłaczę, dlatego spoglądam za okno i skupiam się na wszystkim co jest dookoła. Nie mogę płakać.
***
Mimo godziny dwudziestej zarówno za oknem, jak i w hotelowym pokoju jest jasno, na domiar złego ochłodziło się. Zwlekam się z łóżka, zamykam wielkie balkonowe okno i przymykam jedną z zielonych okiennic, dającą cień na moje łóżko. Wchodzę z powrotem pod kołdrę, obracam się tyłem do Zayna, naciągam pościel pod samą brodę i wpatruję się w przestrzeń pokoju, którą spowiło pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Wydarzenia i informacje z dnia dzisiejszego sprawiają, że czuję się niespokojnie. Nie wiem co robić, co myśleć. Potrzebuję kogoś kto spojrzałby na to z innej strony i powiedział co robić. Żałuję, że nie mam matki, która zawsze zachowywałaby trzeźwy umysł i podarowywała jedną z tysiąca cennych rad. Żałuję, że muszę być sam. Wsuwam dłoń pod białą puchową poduchę i przewracam się na brzuch, przyciskając policzek do miękkiego jedwabnego materiału. Materac pode mną ugina się i rozumiem co się dzieje, dopiero gdy ciało Zayna leży obok, za mną, a jego ramię obejmuje mnie. Próbuję się podnieść, ale jestem przyszpilona przez wzmacniający się nacisk jego ramienia.
- Zostaw mnie.
- Rozumiem, że odejdziesz.
- Zayn, proszę.
Ledwo mogę ignorować ten przypływ bezpieczeństwa i ciepła, które bije od niego całego. Nawet jeżeli uczucia trzymam na smyczy, potrafię się przyznać do tego, że ramiona Zayna i jego obecność zawsze będą dawały mi bezpieczeństwo jakiego nigdy nie zaznałam.
- Pozwól mi spać przy tobie. Ostatni raz.
Wzmacnia uścisk, przygarniając mnie bliżej siebie. Zaciskam zęby i powieki, odczuwając przez swoją gwałtowność lekki ból. Wstrzymuję powietrze intensywnie myśląc.
- Proszę, May.
Składa pocałunek na moich włosach, a później na nie zakrytym przez kołdrę ramieniu. Nawet moje spięte mięśnie ulegają jego dotykowi rozluźniając się. Zdradzieckie ciało. Serce bije odrobinę szybciej. Kocha go. Ten ostatni raz. Łamię się. Być może zbyt łatwo, być może zbyt szybko. Wyciągam dłoń z pod poduszki i odnajduję jego obejmującą mnie w pasie. Zaciskam swoje palce na jego, wyrażając cichą zgodę.
- Dziękuję, że powiedziałeś mi o sobie.
- Ma...
- Zasłużyłam na to, by usłyszeć to wcześniej.
- Przepraszam.
- Dobranoc, Zayn.
Po raz pierwszy czuję, że to ja rozkładam faceta na łopatki.. nie inaczej, nawet jeżeli on nie zdaje sobie sprawy jak wielką kontrolę ma nad moim sercem.
- Bardzo cię kocham, May.
Od snu dzielą mnie trzy kroki. Ja też cię kocham Zayn i zawsze będę.
- Kupisz mi bilet do Londynu po powrocie do Nowego Jorku.
Nie reaguje na jego protesty i wyrzucane gorzkie słowa, po prostu zasypiam, nie zwracając na nic większej uwagi. To moja decyzja.
***
Budzi mnie lekki pocałunek w usta, czuję intensywny zapach Zayna i jego wiecznie bijące ciepło ciała. Wciągam gwałtownie powietrze i siadam, gniewnie spoglądając w oczy mężczyzny pełne nagłej rozpaczy.
- Co ty do cholery wyprawiasz ?
Uspokajam swój ton głosu, ponieważ okazał się zbyt gwałtowny i wzdycham, gdy patrzy na mnie twardym, pewnym wzrokiem. Matko. A gdzie ta rozpacz ?
- Nie możesz mnie całować, Zayn. To, że pozwoliłam ci spać przy mnie, nie zmienia tego, że jestem na ciebie wściekła.
- Jesteś w ogóle wstanie mi wybaczyć ?
Łapie się za włosy i przeczesuję je powoli. Zagryzam wargę i ssę ją w zamyśleniu. Czy jestem wstanie mu wybaczyć ?
- Odpowiesz mi na kilka pytań ?
- Na wszystkie, May.
- Jesteś już ubrany.
Zauważam i wysuwam się z pod kołdry. Zagryzam policzki, by się nie uśmiechnąć, bo oprócz białej koszulki, ma jeszcze moje dżins.
- Jest już po dziesiątej.
- Wezmę prysznic.
Wstaję z łóżka i wydobywam z torby sukienkę z białej koronki i czystą bieliznę.
- May, pytania.
- Wcale nie mówiłam, że zadam je teraz.
Odpowiadam ponuru i trochę żałuję swoich słów, widząc udrękę przejawiającą się na jego twarzy. Nie jestem oziębła.
- Zaraz wrócę.
- Nigdzie się bez ciebie nie wybieram, kochanie.
Serce wykonuje nie przyjemny skurcz, gdy docierają do mnie jego słowa. Zamykam drzwi, odcinając się od niebezpiecznego dla moich uczuć faceta.
***
Mnę w ręce skrawek materiału. Otwieram usta, ale nim ujdą ze mnie słowa, zastanawiam się czy chcę poznać odpowiedź na dręczące pytanie.
- Sypiałeś z Nessie, kiedy byliśmy razem ?
- Nie. Nie spałem z nikim, May. Jestem ci wierny.
- Ale zdradzałeś z nią Carmen ?
- Tak.
- Wie o tym ?
- Carmen ?
Kiwam głową.
- Od nie dawna. Powiedziałem jej, gdy oddawałem prezent.
- Jak zareagowała ?
- Spoliczkowała mnie.
- Dziwisz się ? Dwie zdrady to niebyle co.
- Każda jedna zdrada to błąd. Poważnie żałuję, że spałem z Nessie, ale ani przez chwilę, nie żałuję żadnej rzeczy związanej z tobą. Może jestem podły May, byłem podły robiąc to wszystko Carmen, ale jesteś najlepszym co mnie spotkało. Byłem podły ukrywając przed tobą fakt, że zostanę ojcem, ale bardziej od tego, że ode mnie odejdziesz, bałem się, że w ogóle nie zechcesz mnie poznać. I mówiąc prawdę, zrobiłbym to jeszcze raz. Zataiłbym przed tobą to dziecko, po to byś była szczęśliwa. Byłaś szczęśliwa, wydobrzałaś, chciałem tego dla ciebie. Chcę dla ciebie wszystkiego co dobre.
Widzę łzę majaczącą przy jego dolnej powiece, ale nie wydostaje się na policzek.
- Wiedziałem, że cię stracę, May, mimo nadziei. Ale prawdą jest, że gdybym powiedział ci o tym jeszcze w Londynie, zostałabyś tam i nie potrafiłabyś się nikomu przeciwstawić tak jak robisz to teraz. Nie zamierzałem narażać cię na niebezpieczeństwo ze strony Marcela, czy twojego ojca. Przepraszam, że musisz dźwigać ten ciężar.
- Ty dźwigasz mój ciężar. Nie mam czystej karty.
- Masz więcej pytań ?
- Na razie nie.
Zapada między nami cisza, w której trwamy do momentu, aż Zayn się nie odzywa.
- Mamy lot wieczorem, pomyślałem, że do tego czasu pokażę ci kawałek Hiszpanii. Zgadzasz się ? Zachowam dystans i nie dotknę cię.
Co mi szkodzi ?
- Niech będzie.
Uśmiecha się blado i wstaje.
- Zayn ?
Odwraca się z pytającym wzrokiem i wysuwa lekko podbródek.
- Mogę ci to wybaczyć. Ty wybaczyłeś mi moją przeszłość. Ale nie potrafię pogodzić się z tym, że będziesz miał dziecko. Tego nie zaakceptuję i nie możesz wpłynąć na to czy odejdę. Odejdę.
- Więc to ostatni dzień, kiedy cię mam ?
- Ostatni.
- Powiedziałem, że pozwolę ci odejść. Dotrzymam słowa, kupię ci bilet powrotny do Londynu.
***
Zayn zachowywał dystans zgodnie z zapowiedzią. Gdy jakiś mężczyzna przechodził obok, czułam jego obecność tuż za sobą, ale nigdy mnie nie dotknął, nawet przypadkiem. Spacerowaliśmy bocznymi, wąskimi uliczkami miasta i naprawdę żałowałam, że nie mam aparatu. Duma nie pozwalała mi poprosić go o telefon. Tak bardzo chciałam uchwycić kilka miejsc. W południe zatrzymaliśmy się w uroczym barze z widokiem na najpiękniejsze morze świata. Ledwo byłam wstanie oderwać wzrok od kamienistej plaży i cholernego, prawdziwego lazuru morza śródziemnego. Fale rozbijające się o brzeg wystającego głazu, aż prosiły się o zanurzenie palców w spienionej wodzie. Nie mogłam zignorować zapachu morskiej bryzy, ale i dźwięków miasta, które rozpierało życie. Kakofonia rozmów i dźwięki chodzących motorów. O tak, zdecydowanie nie można pominąć tego szczegółu, Hiszpanie chyba kochają motorki. Nie umknęło też moim oczom kilka cytryn i klementynek rosnących na drzewach za ogrodzeniem prywatnych posesji. Kusiły i prosiły o zerwanie.
- ¡Buenas tardes!
Wyrwana z zamysłu, spoglądam przestraszona na kelnera, uśmiechającego się pogodnie.
- ¡Hola! La carta, por favor.
- Espere un momento, por favor.
Marszczę brwi i przyglądam się płynnej wymianie zdań między mężczyznami. Zostaje mi wręczona, karta, a my zostawieni sami sobie. Otwieram na pierwszej stronie, a potem na drugiej i jeszcze na trzeciej. Zamykam kartę i odkładam na stół, bębniąc palcami w okładkę. Podnoszę wzrok na Zayna i jak się okazuje jest niemożliwie rozbawiony.
- Przetłumaczysz mi co tam piszą ?
Dumnie się prostuje i oferuje, że samo coś dla nas wybierze, jakoż, że zna hiszpański. Składa zamówienie, podczas gdy ja podziwiam widoki, sącząc Sangrie. Wino jest wyśmienite, a pływające w nim owoce jeszcze bardziej. Chcę tu zostać. A jesze bardziej tego chcę, gdy na stole pojawiają się pierwsze tapas, kusząc zapachem i wyglądem. Próbuję chorizo, pitufo z pastą z pomidorów i oliwą oraz hiszpańskiego omleta, składającego się z jajek i ziemniaków. Przynajmniej Zayn tak mówi.
***
Zasypiam od razu po wystartowaniu samolotu, przytulona do siedzenia. Żałuję, że nie mogłam zwiedzić Hiszpaniu z Zaynem w innych okolicznościach, jako para, a nie dwie pokłócone osoby. Byłoby inaczej. Pocałunki, trzymanie się za ręcę, serce boli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
¡Buenos días!
Przepraszam, za tak długą nie obecność, mój wyjazd odrobinę się przeciągnął. I jak na zrządzenie losu wracam do was prosto z Hiszpanii. Pisząc opowiadanie naprawdę nie sądziłam, że będę kiedyś na ziemiach hiszpańskich, raczej zamierzałam przeczytać przewodnik i opisać coś z perspektywy May.
Wracając jeszcze 3 rozdziały ? Chyba na to wygląda. Chociaż znając mnie nie wykluczone, że ciutkę więcej :)
No to miłego wypoczynku w ten weekend majowy i wszystkiego dobrego.
Och jeszcze podziękowania, tak zdecydowanie wam dziękuję. Wykazaliście się naprawdę niesamowitą cierpliwością, przyznaję byłam zaskoczona i dziękuję za to z całego serca, ale nie tylko za to, też za wasze głosy i komentarze :)
Pozdrawiam xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro